Jedziemy do Tongariki. Coś tam się zaczyna przez chmury przebijać, ale nie chce się przejaśnić.
Na razie tylko tyle zdjęć z Tongariki. Dlaczego? O tym później.
Następnym miejscem do którego jedziemy jest plaża Anakena. Tu można wejść bez biletu i przewodnika. Zapytałem Nelsona, z jakiego kraju jest najwięcej turystów. Odpowiedział, że Japończyków. Okazuje się, że mają oni fioła na punkcie moai. Ciekawostką jest też fakt, że rząd Chile współpracuje z rządem Japonii przy restauracji posągów. Zapytałemn też o to jak miejscowi czują się pod rządami Chilijczyków. Odpowiedź nie była zaskakująca - wielu mieszkańców Rapa Nui chciałoby autonomii, ale zdają sobie sprawę, że ze względów gospodarczych jest to absolutnie niemożliwe.
I kolejno - Puna Pau, czyli jedyny kamieniołom na wyspie, z którego wydobywano scorię - czerwoną skałę, z której wyrabiano pukao - kapelusze moai.
Ostatnim punktem wycieczki miało być Ahu Akivi, ale widząc, że pogoda bardzo się poprawiła poprosiłem Nelsona, abyśmy jeszcze raz podjechali na Tongariki. Nie miał nic przeciwko. Ruszyliśmy zatem ponownie na plażę i dlatego właśnie wcześniej nie wrzuciłem większej liczby zdjęć.
Jeszcze rzut oka na pożyczoną Toyotę i wracamy do Hanga Roa.
Jeśli chodzi o Nelsona, to generalnie okazał się on być bardzo sympatycznym gościem. Gadało się nam na tyle fajnie, że podczas powrotu powiedział, że jeśli mam auto, to bez dodatkowej opłaty rano możemy jeszcze podjechać do Orongo. A w ogóle to wieczorem robią ze znajomymi grilla i mnie zaprasza. Jako, że nie miałem w planie żadnej innej imprezy, to chętnie na tę propozycję przystałem. Umówilismy się, że nieco poźniej da znać o której zaczynamy i prześle lokalizację. Stay tuned…Po powrocie tankowanie. Ceny ewidentnie regulowane (było taniej niż na kontynencie).
Na zachód słońca wybrałem się do Ahu Tahai. Tu również można wejść bez biletu.
Jako, że głupio byłoby przychodzić na grilla z pustymi rękami, a jednocześnie będąc turbo cebulą zakupiłem za miliony monet najtańszego dostępnego winiacza.
:mrgreen: Nelson jednak mnie wystawił, tj. nie odezwał się już, a ja akurat nie z tych, co by się wpraszali. Pozostało więc zmęczyć go w samotności, a zdecydowanie nie był wart swojej ceny.
;) Nie kupujcie tego - nawet na prezent!
:lol:
Następny dzień zaczynam znowu od znajdującego się w Hanga Roa Ahu Tahai.
benedetti napisał:Nie obiecuję (choć to chyba i tak za duże słowa
;)), że relacja będzie live, ale zaczynajac ją, można przynajmniej domniemywać, że kiedyś będzie skończona. Zdrowie!@benedetti: z tym, że relacja nie będzie "(a)live" już się pogodziliśmy, ale nie dopuść do tego, żeby stała się zupełnie "dead"
:D !
benedetti napisał:Wie ktoś może co to jest, takie “ziemniaki”, które przekrojone wzdłuż mają wizualnie strukturę podobną do banana albo kiwi? Zawsze zapominałem o to miejscowych zapytać …Zapewne plantany, czyli tzw. banany warzywne.
Co do tego fragmentu:"Jest w tym coś, że Niemcy darzą Galapagos szczególnym zainteresowaniem. Jak już wcześniej pisałem, nacja ta, spośród narodów europejskich była tam przeze mnie zdecydowanie najczęściej spotykana",nie kwestionując tego, że Niemcy mogą faktycznie mieć jakiś szczególny sentyment do Galapagos, muszą oni czuć to samo z grubsza do 3/4 świata, bo gdziekolwiek bym nie dotarł, to właśnie gości z Niemiec zawsze jest najwięcej
:DI jeszcze słówko a propos poprzedniego odcinka - podejrzewam, że mieszkałem u autora tej mozaikowej rzeźby z marlinem i orką
;)gnam-se-sam,219,144662?start=100#p1262091
@tropikeyW moim odczuciu, na Galapagos odsetek Niemców - turystów był jednak zdecydowanie większy niż w innych rejonach świata, ale może to przypadek. Moje wrażenie jest takie, że w odległych od Europy lokacjach dominują Francuzi, ale nie jest to wyraźna dominacja.Niemcy, bądź co bądź też sporo kolonizowali. Na Samoa spotkałem swego czasu, takiego starszego jegomościa, który opowiadał o swoim dziadku, który był z Wermachtu niemieckim kolonizatorem. A pośród turystów i tak najczęściej spotykałem Francuzów.Faktycznie odpustowymi mozaikami Baquerizo Moreno stoi. A Twój hotel przypomina nieco hotel Wittmerów.
:Dhttps://www.tripadvisor.com/Hotel_Revie ... lands.html
Z tymi Francuzami to nigdy nie ma pewności, bo mogą to być też "Quebecczanie" (ja ich w każdym razie nie odróżniam
:D ).Na Fidżi, gdy na jednej z wysepek Yasawa spałem w 10-osobowym "dormie", oprócz mnie i jednego chłopaka z Kolumbii, resztę stanowili Niemcy
:D .Tak, czy inaczej, ta historia z pierwszymi osadnikami wielce interesująca
:)
Jedną z najfajniejszych części Santiago jest IMO Barrio Italia - gdzie jest niska, kameralna zabudowa, dużo fajnych knajpek, designerskich kawiarni, barów itp. Można tam niespiesznie spędzić trochę czasu z dala od wielkomiejskiej dżungli. Warto też odwiedzić Museo de la Memoria y los Derechos Humanos - wstęp jest darmowy - zwłaszcza jeśli ktoś słabo zna historię Chile, bo tam pozna jej najbardziej ponury rozdział.
@benedetti, czy mozesz podac kontakt do przewodnika z Rapa Nui, Nelsona? Czy mozesz tez podzielic sie szczegolami wypozyczenia samochodu (domyslam sie ze mogl to byc lokalny kontant od przewodnika, a nie wypozyczalnia z internetu)? Byc moze bede tam tez w marcu.
Jedziemy do Tongariki. Coś tam się zaczyna przez chmury przebijać, ale nie chce się przejaśnić.
Na razie tylko tyle zdjęć z Tongariki. Dlaczego? O tym później.
Następnym miejscem do którego jedziemy jest plaża Anakena. Tu można wejść bez biletu i przewodnika. Zapytałem Nelsona, z jakiego kraju jest najwięcej turystów. Odpowiedział, że Japończyków. Okazuje się, że mają oni fioła na punkcie moai. Ciekawostką jest też fakt, że rząd Chile współpracuje z rządem Japonii przy restauracji posągów. Zapytałemn też o to jak miejscowi czują się pod rządami Chilijczyków. Odpowiedź nie była zaskakująca - wielu mieszkańców Rapa Nui chciałoby autonomii, ale zdają sobie sprawę, że ze względów gospodarczych jest to absolutnie niemożliwe.
I kolejno - Puna Pau, czyli jedyny kamieniołom na wyspie, z którego wydobywano scorię - czerwoną skałę, z której wyrabiano pukao - kapelusze moai.
Ostatnim punktem wycieczki miało być Ahu Akivi, ale widząc, że pogoda bardzo się poprawiła poprosiłem Nelsona, abyśmy jeszcze raz podjechali na Tongariki. Nie miał nic przeciwko. Ruszyliśmy zatem ponownie na plażę i dlatego właśnie wcześniej nie wrzuciłem większej liczby zdjęć.
Jeszcze rzut oka na pożyczoną Toyotę i wracamy do Hanga Roa.
Jeśli chodzi o Nelsona, to generalnie okazał się on być bardzo sympatycznym gościem. Gadało się nam na tyle fajnie, że podczas powrotu powiedział, że jeśli mam auto, to bez dodatkowej opłaty rano możemy jeszcze podjechać do Orongo. A w ogóle to wieczorem robią ze znajomymi grilla i mnie zaprasza. Jako, że nie miałem w planie żadnej innej imprezy, to chętnie na tę propozycję przystałem. Umówilismy się, że nieco poźniej da znać o której zaczynamy i prześle lokalizację. Stay tuned…Po powrocie tankowanie. Ceny ewidentnie regulowane (było taniej niż na kontynencie).
Na zachód słońca wybrałem się do Ahu Tahai. Tu również można wejść bez biletu.
Jako, że głupio byłoby przychodzić na grilla z pustymi rękami, a jednocześnie będąc turbo cebulą zakupiłem za miliony monet najtańszego dostępnego winiacza. :mrgreen: Nelson jednak mnie wystawił, tj. nie odezwał się już, a ja akurat nie z tych, co by się wpraszali. Pozostało więc zmęczyć go w samotności, a zdecydowanie nie był wart swojej ceny. ;) Nie kupujcie tego - nawet na prezent! :lol: