Po powrocie safari mieliśmy sporo czasu wolnego. Nie muszę chyba mówić jak organizowaliśmy sobie długie godziny nic-nierobienia.
;)
Czy odnalazłam swój efekt WOW, którego szukałam? Oj tak… Okazuje się, że nawet Tajlandii - tak zalanej falą turystów - można doświadczyć w zupełnym odosobnieniu. Mimo nieprzespanej nocy, zostawiłam tam swoje serce.
:) To doskonała alternatywa dla turystycznych kurortów i oczywistych, oklepanych plaż. Niesamowity zakątek świata i cudowne odludzie. Żal było wracać....
11.11. – 15.11., czyli Tajlandia wyspiarska
Wakacje bez plaży, wody i relaksu? Not gonna happen!
:D
Podczas tworzeniu planu przeglądałam przez setki stron i artykułów. Stale trafiałam na coś nowego. Coś ciekawego. Większość odkrytych miejsc i pomysłów na zagospodarowanie czasu „wołała” do nas z taką mocą, że wiedząc już o ich istnieniu i mając je niemal na wyciągnięcie ręki, nie potrafiliśmy z nich zrezygnować. Realizacja każdego kolejnego punktu wyprawy automatycznie pozbawiała nas jednak dni, które planowaliśmy spędzić w towarzystwie lazurowej wody, białego drobnego piasku i podwodnego świata. Ze stopniowym rozszerzaniem pierwszej - intensywnej części wyjazdu, uszczuplaliśmy jej drugą część - pulę na relaks. Ani się obejrzeliśmy, a w konsekwencji tych radosnych poczynań zostało nam zaledwie 4 dni.
:lol: Niewiele…
O zupełnie dziewiczych wyspach w Tajlandii można już zapomnieć. Masowa turystyka, która w ostatnich latach zalała kraj, w przeważającej części pozbawiła go idyllicznego, sielskiego klimatu. Mimo tego, sytuacja nie jest beznadziejna.
;) Przy odrobinie chęci, nadal można znaleźć miejsca względnie spokojne i warte odwiedzin.
11.11. i 12.11. – Ao Nang
Ao Nang na przykład…. takim miejscem nie jest
:P, ale tajemnicą jego turystycznego sukcesu jest logistyka. Ao Nang, punkt newralgiczny Krabi, do którego skierowaliśmy się z Khao Sok NP, jest najlepszym miejscem wypadowym na pobliskie wyspy. Wystarczy przejść się wzdłuż brzegu, bądź jakąkolwiek prostopadłą do niego uliczką, by rozwinął się przed nami bogaty wachlarz ofert i możliwości dostania się na okoliczne wyspy. Ponieważ do miasta dotarliśmy późnym popołudniem, to zdecydowaliśmy się zatrzymać w nim na 2 noclegi, czyli jeden pełny dzień i rozglądnąć się po okolicy.
Plaża w Ao Nang jest raczej przeciętna. Nie należy do najczystszych. Jest duża, popularna i w sezonie ponoć bardzo tłoczna. Bliskość ruchliwej ulicy oraz warkot silników łodzi motorowych, które nieustająco kursują tam i z powrotem, czynią ją dość hałaśliwą. Otoczenie nie sprzyja wypoczywaniu.
;) Plaża oczywiście jest dużo ciekawszą alternatywą, niż duszne, betonowe centrum miasteczka, ale potraktowałabym ją raczej w kategoriach tych "do spacerowania" jej wybrzeżem, niż "do leżenia plackiem"… Najlepiej w obuwiu, bo składa się z miliona drobnych, połamanych i ostrych jak żyletki muszelek ?. Oczywiście, im wybierzemy się dalej od miejsca tranzytowego, tym robi się sympatyczniej i ciszej.
W Ao Nang zupełnie przypadkiem trafiliśmy na pyszną jadłodajnię. Było tak smacznie, że nie eksperymentowaliśmy już nigdzie indziej. Najczęściej dania nie doczekiwały zdjęcia, ale znalazłam przykładowe rarytasy. Przyznacie, że poza rozpieszczaniem brzucha cieszyły tez i oczy...?
:)
13.11. – Koh Phi Phi
Na pierwszy ogień wybraliśmy popularne wyspy Phi Phi…
:) W pewnością każdy, kto rozmyślał kiedykolwiek o podróży do Tajlandii i choć trochę zgłębiał temat, słyszał o niebiańskiej Koh Phi Phi. Sporów na temat tego, czy faktycznie jest „niebiańską” nie ma końca. Ile turystów, tyle opinii. Według mnie kluczowe jest pytanie, czego szukamy, bo bez dwóch zdań - wyspa jest specyficzna.
;) Ale po kolei…
Z Ao Nang na Koh Phi Phi kursują promy. Rejs trwa około półtorej godziny.
Pod nazwą Koh Phi Phi kryją się dwie wapienne skały Koh Phi Phi Doh oraz Koh Phi Phi Leh, połączone ze sobą wąskim przesmykiem. Ten malowniczy niuans czyni wyspę niezwykle charakterystyczną i urokliwą. Krystalicznie czysta, turkusowa woda okalająca wyspę dopełnia wrażenia doskonałości. Natura dała w tym miejscu niezły popis i zapewniła tym samym Phi Phi bezpieczną, wysoką pozycję w rankingach najpiękniejszych tajskich wysp.
Wąski przesmyk to miejsce, gdzie wyspa najintensywniej tętni życiem. Dla osób mniej imprezowych dobra wiadomość – Phi Phi można wziąć sposobem.
:D Jeśli nie gustujecie w dyskotekowo-klubowych klimatach poszukajcie noclegu oddalonego od imprezowego przesmyku. My na przykład zatrzymaliśmy się w bardzo przytulnych domkach – Vikings, do których spokojnie można dojść na piechotę, a są na tyle daleko, że właściwie do ośrodka nie docierają żadne odgłosy nocnego życia. Resort dysponuje dwoma prywatnymi plażami, więc jest dość kameralnie.
Polecam również wspinaczkę na punkt widokowy. W upale jest bardzo męcząca, ale widok roztaczający się z góry - wart zachodu.
:o Wybraliśmy się w jego kierunku dopiero późnym południem, głównie z myślą o zachodzie słońca. Było pięknie, ale bardzo tłoczno. Jestem przekonana, że pojawienie się w tym miejscu o poranku byłoby o niebo lepszym wyborem, a krajobraz cieszyłby oczy oraz duszę jeszcze mocniej. Wyobrażam sobie, że wschodzące słońce przyjemnie ogrzewa plecy i buduje niezapomniany nastrój. Zalewa ciepłym światłem wąskie wybrzeże poniżej i stopniowo nasyca krajobraz barwami. A jeśli można byłoby się napawać tak magicznym widokiem w ciszy i względnym odosobnieniu to myślę, że mogłoby to być jedno z najbardziej magicznych podróżniczych wspomnień.
Więc w czym tkwi haczyk? A no w tym, że nie tylko my jesteśmy entuzjastami przyrody szukającymi nieprzeciętnych miejsc. Phi Phi przyciąga tłumy, które chcąc nie chcąc, stale towarzyszą nam podczas odkrywania jej piękna. Dobrze mieć to na uwadze obierając ją jako cel wizyty. To głośna i bardzo imprezowa wyspa, z mnóstwem pubów, dyskotek oraz nocnych występów fireshow na plażach. Ze sławnymi drinkami w wiaderkach i całym wachlarzem używek oferowanych często wprost. Należy mieć świadomość jej specyfiki, by na miejscu nie przeżyć rozczarowania. Mimo pewnych mankamentów uważam, że jej naturalne piękno nie zawiedzie i zrekompensuje wszelkie niedogodności.
;)
Fajne ale jak dla mnie za dużo zdjęć . Np po co kilkanaście zdjęć domów przy wodzie albo 5 razy ten sam talerz z jedzeniem. Przynajmniej jak się czyta na telefonie to przewijanie jest męczące .
Mi ilość zdjęć zupełnie nie przeszkadzała. Dopiero teraz zauważyłem, że zdjęć BBQ jest kilka
;)Czytałem z zaciekawieniem, dzięki za możliwość miłego spędzenia niedzielnego popołudnia! Nakręciłaś mnie na te klimaty
;)
Fajna relacja, widać że super spędziliście ten czas. No i mega inspirująca, ten kurs gotowania
:D Z niecierpliwością czekam na dalszą część. Na pewno będę korzystac jak w końcu uda mi się tam wybrać
:)
Po powrocie safari mieliśmy sporo czasu wolnego. Nie muszę chyba mówić jak organizowaliśmy sobie długie godziny nic-nierobienia. ;)
Czy odnalazłam swój efekt WOW, którego szukałam? Oj tak… Okazuje się, że nawet Tajlandii - tak zalanej falą turystów - można doświadczyć w zupełnym odosobnieniu. Mimo nieprzespanej nocy, zostawiłam tam swoje serce. :) To doskonała alternatywa dla turystycznych kurortów i oczywistych, oklepanych plaż. Niesamowity zakątek świata i cudowne odludzie. Żal było wracać....
11.11. – 15.11., czyli Tajlandia wyspiarska
Wakacje bez plaży, wody i relaksu? Not gonna happen! :D
Podczas tworzeniu planu przeglądałam przez setki stron i artykułów. Stale trafiałam na coś nowego. Coś ciekawego. Większość odkrytych miejsc i pomysłów na zagospodarowanie czasu „wołała” do nas z taką mocą, że wiedząc już o ich istnieniu i mając je niemal na wyciągnięcie ręki, nie potrafiliśmy z nich zrezygnować. Realizacja każdego kolejnego punktu wyprawy automatycznie pozbawiała nas jednak dni, które planowaliśmy spędzić w towarzystwie lazurowej wody, białego drobnego piasku i podwodnego świata. Ze stopniowym rozszerzaniem pierwszej - intensywnej części wyjazdu, uszczuplaliśmy jej drugą część - pulę na relaks. Ani się obejrzeliśmy, a w konsekwencji tych radosnych poczynań zostało nam zaledwie 4 dni. :lol: Niewiele…
O zupełnie dziewiczych wyspach w Tajlandii można już zapomnieć. Masowa turystyka, która w ostatnich latach zalała kraj, w przeważającej części pozbawiła go idyllicznego, sielskiego klimatu. Mimo tego, sytuacja nie jest beznadziejna. ;) Przy odrobinie chęci, nadal można znaleźć miejsca względnie spokojne i warte odwiedzin.
11.11. i 12.11. – Ao Nang
Ao Nang na przykład…. takim miejscem nie jest :P, ale tajemnicą jego turystycznego sukcesu jest logistyka.
Ao Nang, punkt newralgiczny Krabi, do którego skierowaliśmy się z Khao Sok NP, jest najlepszym miejscem wypadowym na pobliskie wyspy. Wystarczy przejść się wzdłuż brzegu, bądź jakąkolwiek prostopadłą do niego uliczką, by rozwinął się przed nami bogaty wachlarz ofert i możliwości dostania się na okoliczne wyspy. Ponieważ do miasta dotarliśmy późnym popołudniem, to zdecydowaliśmy się zatrzymać w nim na 2 noclegi, czyli jeden pełny dzień i rozglądnąć się po okolicy.
Plaża w Ao Nang jest raczej przeciętna. Nie należy do najczystszych. Jest duża, popularna i w sezonie ponoć bardzo tłoczna. Bliskość ruchliwej ulicy oraz warkot silników łodzi motorowych, które nieustająco kursują tam i z powrotem, czynią ją dość hałaśliwą. Otoczenie nie sprzyja wypoczywaniu. ;) Plaża oczywiście jest dużo ciekawszą alternatywą, niż duszne, betonowe centrum miasteczka, ale potraktowałabym ją raczej w kategoriach tych "do spacerowania" jej wybrzeżem, niż "do leżenia plackiem"… Najlepiej w obuwiu, bo składa się z miliona drobnych, połamanych i ostrych jak żyletki muszelek ?. Oczywiście, im wybierzemy się dalej od miejsca tranzytowego, tym robi się sympatyczniej i ciszej.
W Ao Nang zupełnie przypadkiem trafiliśmy na pyszną jadłodajnię. Było tak smacznie, że nie eksperymentowaliśmy już nigdzie indziej. Najczęściej dania nie doczekiwały zdjęcia, ale znalazłam przykładowe rarytasy. Przyznacie, że poza rozpieszczaniem brzucha cieszyły tez i oczy...? :)
13.11. – Koh Phi Phi
Na pierwszy ogień wybraliśmy popularne wyspy Phi Phi… :) W pewnością każdy, kto rozmyślał kiedykolwiek o podróży do Tajlandii i choć trochę zgłębiał temat, słyszał o niebiańskiej Koh Phi Phi. Sporów na temat tego, czy faktycznie jest „niebiańską” nie ma końca. Ile turystów, tyle opinii. Według mnie kluczowe jest pytanie, czego szukamy, bo bez dwóch zdań - wyspa jest specyficzna. ;) Ale po kolei…
Z Ao Nang na Koh Phi Phi kursują promy. Rejs trwa około półtorej godziny.
Pod nazwą Koh Phi Phi kryją się dwie wapienne skały Koh Phi Phi Doh oraz Koh Phi Phi Leh, połączone ze sobą wąskim przesmykiem. Ten malowniczy niuans czyni wyspę niezwykle charakterystyczną i urokliwą. Krystalicznie czysta, turkusowa woda okalająca wyspę dopełnia wrażenia doskonałości. Natura dała w tym miejscu niezły popis i zapewniła tym samym Phi Phi bezpieczną, wysoką pozycję w rankingach najpiękniejszych tajskich wysp.
Wąski przesmyk to miejsce, gdzie wyspa najintensywniej tętni życiem. Dla osób mniej imprezowych dobra wiadomość – Phi Phi można wziąć sposobem. :D Jeśli nie gustujecie w dyskotekowo-klubowych klimatach poszukajcie noclegu oddalonego od imprezowego przesmyku. My na przykład zatrzymaliśmy się w bardzo przytulnych domkach – Vikings, do których spokojnie można dojść na piechotę, a są na tyle daleko, że właściwie do ośrodka nie docierają żadne odgłosy nocnego życia. Resort dysponuje dwoma prywatnymi plażami, więc jest dość kameralnie.
Polecam również wspinaczkę na punkt widokowy. W upale jest bardzo męcząca, ale widok roztaczający się z góry - wart zachodu. :o Wybraliśmy się w jego kierunku dopiero późnym południem, głównie z myślą o zachodzie słońca. Było pięknie, ale bardzo tłoczno. Jestem przekonana, że pojawienie się w tym miejscu o poranku byłoby o niebo lepszym wyborem, a krajobraz cieszyłby oczy oraz duszę jeszcze mocniej. Wyobrażam sobie, że wschodzące słońce przyjemnie ogrzewa plecy i buduje niezapomniany nastrój. Zalewa ciepłym światłem wąskie wybrzeże poniżej i stopniowo nasyca krajobraz barwami. A jeśli można byłoby się napawać tak magicznym widokiem w ciszy i względnym odosobnieniu to myślę, że mogłoby to być jedno z najbardziej magicznych podróżniczych wspomnień.
Więc w czym tkwi haczyk? A no w tym, że nie tylko my jesteśmy entuzjastami przyrody szukającymi nieprzeciętnych miejsc. Phi Phi przyciąga tłumy, które chcąc nie chcąc, stale towarzyszą nam podczas odkrywania jej piękna. Dobrze mieć to na uwadze obierając ją jako cel wizyty. To głośna i bardzo imprezowa wyspa, z mnóstwem pubów, dyskotek oraz nocnych występów fireshow na plażach. Ze sławnymi drinkami w wiaderkach i całym wachlarzem używek oferowanych często wprost. Należy mieć świadomość jej specyfiki, by na miejscu nie przeżyć rozczarowania. Mimo pewnych mankamentów uważam, że jej naturalne piękno nie zawiedzie i zrekompensuje wszelkie niedogodności. ;)