Do znajdującej się po sąsiedzku świątyni Wat Pho z ogromnym leżącym Buddą, nie dotarliśmy. Kilkugodzinne zwiedzanie Pałacu Królewskiego w towarzystwie dzikich tłumów i palące słońce okazały się być połączeniem zabójczym.
:?
Rzeka Menam
Ponieważ Bangkok plasuje się w ścisłej czołówce najbardziej zakorkowanych stolic świata, rzeka Menam (taj. Chao Phraya) dzieląca miasto na dwie części oraz liczne kanały to doskonałą alternatywa dla taksówek i tuk-tuków. Korzystaliśmy wielokrotnie z publicznych promów pasażerskich kursujących po wodnej arterii. Ceny biletów są bardzo niskie, uzależnione od długości odcinka, który chcemy pokonać, ale o ile dobrze pamiętam, bilety kosztowały nas 3-15 THB/os.
ChinaTown 3:0
Podobno nie można być w Bangkoku nie zahaczając o ChinaTown. Niestety nikt nas nie uprzedził, że wczesne popołudnie, to nienajlepszy czas na zwiedzanie chińskiej dzielnicy, więc OSTRZEGAM!
:D Wszystko, absolutnie wszystko!, co wiążę się z tą Wyprawą-Niewypałem wspominam traumatycznie.
:P Charakterystyka Bangkoku, o której już wspominałam i wszystko to, co do tej pory mnie przytłaczało, tam przytłaczało mnie trzykrotnie bardziej. Naprawdę, z rosnącą ciekawością i niemal z uporem maniaka dłuuuugo szwendaliśmy się w poszukiwaniu „tego czegoś” i jak boga kocham, do tej pory nie mam pojęcia, czym miałoby mnie to miejsce ująć, czy oszołomić…?! Równie długotrwałe, co bezowocne poszukiwania „tego czegoś” z każdą sekundą coraz dobitniej uświadamiały nam, że czas odpuścić i zakończyć tę nierówną walkę. 1:0 – Chinatown zdobyło pierwszy punkt.
Z chwilą, w której się poddaliśmy, natychmiast obraliśmy nowy cel i ambitnie rozpoczęliśmy kolejne poszukiwania. Tym razem, ze świeżym zapałem polowaliśmy na zimnego Changa. Z autopsji i 24-godzinnym pobycie w Bangkoku, wiedzieliśmy już, że nic tak nie podnosi na duchu i nie koi frustracji po kolejnej przegranej, jak chłodny bursztynowy napój. Chinatown pacnęło nas niestety swoim śmierdząco-wilgotnym obliczem w twarz po raz drugi… (2:0). Jak dzielnica długa i szeroka, nie znaleźliśmy słownie JEDNEGO, choćby najbardziej obskurnego miejsca, w którym moglibyśmy owo zbawienne piwo sobie kupić. A determinacji, przysięgam, mieliśmy dwukrotnie więcej! Z rozżaleniem sięgającym zenitu i irytacją sięgającym naszych granic, postanowiliśmy czym prędzej opuścić ten wyjątkowo niesprzyjający nam teren. Żeby czas od chwili pojawienia planu ucieczki, do jego realizacji, trwał możliwie najkrócej, postawiliśmy na niezawodnego Ubera. Bo przecież szybciej niż statkiem. Bo wygodniej. Bo klima (nareszcie!). BO TAK! (bo przecież po tak traumatycznych przeżyciach należy nam się trochę luksusu!
;) ). I to był błąd. Zanim złośliwa chińska spiekota, parnota i smród, wypuściły nas ze swoich kleistych macek, dały nam jeszcze chwilę popalić. Kierowca, który według aplikacji powinien pojawić się za 4minuty, w labiryncie chińskich zaułków kluczył minut 30. (sic!) 3:0 dla Chinatown....
...
Paradoksalnie, mimo szczerej niechęci do tego miejsca, mieliśmy tam wrócić jeszcze tego samego dnia, wieczorem na popularny Ladyboy Show.
:mrgreen:
Ladyboy Show
Pisać relację z pobytu w Tajlandii i nie wspomnieć o powszechnym w tej części świata zjawisku trzeciej płci, to tak jakby być w Japonii i nie wspomnieć o gejszach. Porównane może niefortunne, ale fakt pozostaje faktem - nie da się. Kathoey, nazywani także ladyboyami są przedstawicielami trzeciej płci. Oznacza to po krótce tyle, że są mężczyznami, którzy emocjonalnie utożsamiają się z kobietami. Nie dla potrzeby chwili, czy spektaklu, a na co dzień. Na ogół bardzo poważnie podchodzą do procesu przeobrażenia. Malują się, ubierają i zachowują jak płeć piękna. Dbają o to, aby ich ruchy były powabne, a głos odpowiednio wyższy. Odkąd zabiegi zmiany płci przestały być tematem tabu i jednocześnie stały się bardziej przystępne cenowo, większość kathoey decyduje się na kolejny krok - operacje plastyczne, czy kurację hormonalną. Atrybuty kobiecości, takie jak perfekcyjny make-up, długie lśniące włosy, zadbane paznokcie, idealny biust, czy figura, to najczęściej jednak jedynie ładne opakowanie, pod którym skrzętnie ukrywana jest pewna… nazwijmy to „niespodzianka”.
;-) Tylko niewielki odsetek ladyboyów decyduje się na usuniecie symbolu męskości.
Tych, którzy są dopiero na początku swojej transformacji, bądź tych, którzy poprzestają na makijażu i przebierankach oczywiście bardzo łatwo zdemaskować....
...ale są i osobniki wybitne, które w sztuce kamuflażu osiągnęły najwyższy poziom wtajemniczenia.
:o
:P
Zatem - ku przestrodze drodzy panowie - jak najłatwiej rozpoznać ladyboya?
;) Przede wszystkim zdradza ich wzrost – Tajki na ogół są bardzo filigranowe, panio-panowie już nie.
;) Ponadto, ich dłonie i stopy pozostają męskie – na to póki co rady nie ma. Przesadny makijaż, który jest zbyt perfekcyjny, albo położony w zdecydowanie zbyt dużych ilościach. Kathoey mają również tendencję do dumnego prezentowania swoich wyuczonych kobiecych ruchów i gestów w sposób zbyt przerysowany (patrz wyżej - zdjęcie drugie
:lol:
:lol:
:lol: ) – przeciętna kobieta nie przechadza się ulicami krokiem wybiegowym i nie wykazuje nad-aktywności powiek górnych w celu zaprezentowania długich trzepoczących rzęs.
:D No i wreszcie sposób ubierania ladyboyów jest zdecydowanie bardziej wyzywający, niż większości dziewczyn.
Kathoey są w Tajladnii powszechnie akceptowani. Transpłciowi mężczyźni stali się integralną częścią społeczeństwa i funkcjonują w nim normalnie. Nie da się właściwie podróżować po „Krainie Uśmiechu” i ich nie spotkać. Najczęściej zatrudniani są w charakterze kelnerek, hostess, w sklepach, czy biurach turystycznych.
Część z nich zarabia również biorąc udział w różnego rodzaju show i rewiach. Są zjawiskiem tak niecodziennym w naszej europejskiej codzienności, że z nieukrywaną ciekawością postanowiliśmy zobaczyć jak prezentują swoje wdzięki na scenie. W Bangkoku są co najmniej trzy kabarety, gdzie można obejrzeć tzw. Ladyboy Show na poziomie. Jeden z nich - Playhouse Cabaret - znajduje się właśnie w Chinatown, a konkretnie w Shanghai Mansion na Yaowarat Road.
Warto wspomnieć, że nie mają one nic wspólnego z wątpliwą atrakcją jaką są popularne w Tajlandii „ping-pong show”. Rewie, o których mowa, nie są ani wulgarne, ani związane z seksualnością/seksem. Jest to pewna artystyczna konwencja składająca się z części wokalnych, tanecznych, kabaretowych, a nawet prezentacji sztuczek magicznych. I choć piosenki puszczane są z play-backu, a synchronizacja w tańcu czasem odbiega od ogólnie przyjętych norm, to całość mimo wszystko się broni. Jest w tym sporo kiczu, trochę niedoskonałości, ale lekka, okraszona duża dawką dobrego humoru forma i wymiana pozytywnej energii z publicznością sprawia, że dobrze się to ogląda. Jednocześnie kathoey zupełnie naturalnie oswajają tabu, pokazując, że poza swoją „egzotycznością” mają do zaoferowania o wiele więcej. Odniosłam wrażenie, że początkowo zakłopotana publiczność z każdą kolejną minutą, kiedy okazywało się, że ladyboye są serdeczni, pozytywni i zupełnie niegroźni, otwierała się coraz bardziej.
Fajne ale jak dla mnie za dużo zdjęć . Np po co kilkanaście zdjęć domów przy wodzie albo 5 razy ten sam talerz z jedzeniem. Przynajmniej jak się czyta na telefonie to przewijanie jest męczące .
Mi ilość zdjęć zupełnie nie przeszkadzała. Dopiero teraz zauważyłem, że zdjęć BBQ jest kilka
;)Czytałem z zaciekawieniem, dzięki za możliwość miłego spędzenia niedzielnego popołudnia! Nakręciłaś mnie na te klimaty
;)
Fajna relacja, widać że super spędziliście ten czas. No i mega inspirująca, ten kurs gotowania
:D Z niecierpliwością czekam na dalszą część. Na pewno będę korzystac jak w końcu uda mi się tam wybrać
:)
A to już kompleks świecki - Chakri Maha Prasad.
Do znajdującej się po sąsiedzku świątyni Wat Pho z ogromnym leżącym Buddą, nie dotarliśmy. Kilkugodzinne zwiedzanie Pałacu Królewskiego w towarzystwie dzikich tłumów i palące słońce okazały się być połączeniem zabójczym. :?
Rzeka Menam
Ponieważ Bangkok plasuje się w ścisłej czołówce najbardziej zakorkowanych stolic świata, rzeka Menam (taj. Chao Phraya) dzieląca miasto na dwie części oraz liczne kanały to doskonałą alternatywa dla taksówek i tuk-tuków.
Korzystaliśmy wielokrotnie z publicznych promów pasażerskich kursujących po wodnej arterii. Ceny biletów są bardzo niskie, uzależnione od długości odcinka, który chcemy pokonać, ale o ile dobrze pamiętam, bilety kosztowały nas 3-15 THB/os.
ChinaTown 3:0
Podobno nie można być w Bangkoku nie zahaczając o ChinaTown. Niestety nikt nas nie uprzedził, że wczesne popołudnie, to nienajlepszy czas na zwiedzanie chińskiej dzielnicy, więc OSTRZEGAM! :D Wszystko, absolutnie wszystko!, co wiążę się z tą Wyprawą-Niewypałem wspominam traumatycznie. :P Charakterystyka Bangkoku, o której już wspominałam i wszystko to, co do tej pory mnie przytłaczało, tam przytłaczało mnie trzykrotnie bardziej. Naprawdę, z rosnącą ciekawością i niemal z uporem maniaka dłuuuugo szwendaliśmy się w poszukiwaniu „tego czegoś” i jak boga kocham, do tej pory nie mam pojęcia, czym miałoby mnie to miejsce ująć, czy oszołomić…?!
Równie długotrwałe, co bezowocne poszukiwania „tego czegoś” z każdą sekundą coraz dobitniej uświadamiały nam, że czas odpuścić i zakończyć tę nierówną walkę. 1:0 – Chinatown zdobyło pierwszy punkt.
Z chwilą, w której się poddaliśmy, natychmiast obraliśmy nowy cel i ambitnie rozpoczęliśmy kolejne poszukiwania. Tym razem, ze świeżym zapałem polowaliśmy na zimnego Changa. Z autopsji i 24-godzinnym pobycie w Bangkoku, wiedzieliśmy już, że nic tak nie podnosi na duchu i nie koi frustracji po kolejnej przegranej, jak chłodny bursztynowy napój. Chinatown pacnęło nas niestety swoim śmierdząco-wilgotnym obliczem w twarz po raz drugi… (2:0). Jak dzielnica długa i szeroka, nie znaleźliśmy słownie JEDNEGO, choćby najbardziej obskurnego miejsca, w którym moglibyśmy owo zbawienne piwo sobie kupić. A determinacji, przysięgam, mieliśmy dwukrotnie więcej! Z rozżaleniem sięgającym zenitu i irytacją sięgającym naszych granic, postanowiliśmy czym prędzej opuścić ten wyjątkowo niesprzyjający nam teren. Żeby czas od chwili pojawienia planu ucieczki, do jego realizacji, trwał możliwie najkrócej, postawiliśmy na niezawodnego Ubera. Bo przecież szybciej niż statkiem. Bo wygodniej. Bo klima (nareszcie!). BO TAK! (bo przecież po tak traumatycznych przeżyciach należy nam się trochę luksusu! ;) ). I to był błąd. Zanim złośliwa chińska spiekota, parnota i smród, wypuściły nas ze swoich kleistych macek, dały nam jeszcze chwilę popalić. Kierowca, który według aplikacji powinien pojawić się za 4minuty, w labiryncie chińskich zaułków kluczył minut 30. (sic!)
3:0 dla Chinatown....
...
Paradoksalnie, mimo szczerej niechęci do tego miejsca, mieliśmy tam wrócić jeszcze tego samego dnia, wieczorem na popularny Ladyboy Show. :mrgreen:
Ladyboy Show
Pisać relację z pobytu w Tajlandii i nie wspomnieć o powszechnym w tej części świata zjawisku trzeciej płci, to tak jakby być w Japonii i nie wspomnieć o gejszach. Porównane może niefortunne, ale fakt pozostaje faktem - nie da się.
Kathoey, nazywani także ladyboyami są przedstawicielami trzeciej płci. Oznacza to po krótce tyle, że są mężczyznami, którzy emocjonalnie utożsamiają się z kobietami. Nie dla potrzeby chwili, czy spektaklu, a na co dzień. Na ogół bardzo poważnie podchodzą do procesu przeobrażenia. Malują się, ubierają i zachowują jak płeć piękna. Dbają o to, aby ich ruchy były powabne, a głos odpowiednio wyższy. Odkąd zabiegi zmiany płci przestały być tematem tabu i jednocześnie stały się bardziej przystępne cenowo, większość kathoey decyduje się na kolejny krok - operacje plastyczne, czy kurację hormonalną. Atrybuty kobiecości, takie jak perfekcyjny make-up, długie lśniące włosy, zadbane paznokcie, idealny biust, czy figura, to najczęściej jednak jedynie ładne opakowanie, pod którym skrzętnie ukrywana jest pewna… nazwijmy to „niespodzianka”. ;-) Tylko niewielki odsetek ladyboyów decyduje się na usuniecie symbolu męskości.
Tych, którzy są dopiero na początku swojej transformacji, bądź tych, którzy poprzestają na makijażu i przebierankach oczywiście bardzo łatwo zdemaskować....
...ale są i osobniki wybitne, które w sztuce kamuflażu osiągnęły najwyższy poziom wtajemniczenia. :o :P
Zatem - ku przestrodze drodzy panowie - jak najłatwiej rozpoznać ladyboya? ;)
Przede wszystkim zdradza ich wzrost – Tajki na ogół są bardzo filigranowe, panio-panowie już nie. ;) Ponadto, ich dłonie i stopy pozostają męskie – na to póki co rady nie ma. Przesadny makijaż, który jest zbyt perfekcyjny, albo położony w zdecydowanie zbyt dużych ilościach. Kathoey mają również tendencję do dumnego prezentowania swoich wyuczonych kobiecych ruchów i gestów w sposób zbyt przerysowany (patrz wyżej - zdjęcie drugie :lol: :lol: :lol: ) – przeciętna kobieta nie przechadza się ulicami krokiem wybiegowym i nie wykazuje nad-aktywności powiek górnych w celu zaprezentowania długich trzepoczących rzęs. :D No i wreszcie sposób ubierania ladyboyów jest zdecydowanie bardziej wyzywający, niż większości dziewczyn.
Kathoey są w Tajladnii powszechnie akceptowani. Transpłciowi mężczyźni stali się integralną częścią społeczeństwa i funkcjonują w nim normalnie. Nie da się właściwie podróżować po „Krainie Uśmiechu” i ich nie spotkać. Najczęściej zatrudniani są w charakterze kelnerek, hostess, w sklepach, czy biurach turystycznych.
Część z nich zarabia również biorąc udział w różnego rodzaju show i rewiach. Są zjawiskiem tak niecodziennym w naszej europejskiej codzienności, że z nieukrywaną ciekawością postanowiliśmy zobaczyć jak prezentują swoje wdzięki na scenie. W Bangkoku są co najmniej trzy kabarety, gdzie można obejrzeć tzw. Ladyboy Show na poziomie. Jeden z nich - Playhouse Cabaret - znajduje się właśnie w Chinatown, a konkretnie w Shanghai Mansion na Yaowarat Road.
Warto wspomnieć, że nie mają one nic wspólnego z wątpliwą atrakcją jaką są popularne w Tajlandii „ping-pong show”. Rewie, o których mowa, nie są ani wulgarne, ani związane z seksualnością/seksem. Jest to pewna artystyczna konwencja składająca się z części wokalnych, tanecznych, kabaretowych, a nawet prezentacji sztuczek magicznych. I choć piosenki puszczane są z play-backu, a synchronizacja w tańcu czasem odbiega od ogólnie przyjętych norm, to całość mimo wszystko się broni. Jest w tym sporo kiczu, trochę niedoskonałości, ale lekka, okraszona duża dawką dobrego humoru forma i wymiana pozytywnej energii z publicznością sprawia, że dobrze się to ogląda. Jednocześnie kathoey zupełnie naturalnie oswajają tabu, pokazując, że poza swoją „egzotycznością” mają do zaoferowania o wiele więcej. Odniosłam wrażenie, że początkowo zakłopotana publiczność z każdą kolejną minutą, kiedy okazywało się, że ladyboye są serdeczni, pozytywni i zupełnie niegroźni, otwierała się coraz bardziej.