Oferuje on widoki 360° na French Valley, można z niego zobaczyć zarówno Cerro Paine Grande, okoliczne granitowe szczyty, lodowce jak i słynne wieże ale z innej perspektywy niż na głównym punkcie widokowym. Dookoła widać całą panoramę doliny, nie sposób tego sfotografować. Nie byłem mimo to oszołomiony, prawdopodobnie byłoby lepiej w pogodny dzień.
Pół godzinki na widoczki i trzeba schodzić. Przede mną jeszcze 13km do Paine Grande na nocleg. Widoczność się poprawiła i w połowie drogi widoczki się jakieś pojawiły.
Na tym ostatnim zdjęciu widać punkt końcowy trekkingu - przystań Pudeto gdzie odbierają nas autokary po zejściu z katamaranu.
Po drodze odbieram główny plecak. Przed wyruszeniem na ostatni odcinek szybka zupka na ławeczce i w drogę. Od tego momentu dopiero mogłem poczuć czym są Patagońskie wiatry. Droga biegła w większości przez otwarty teren i były momenty, że pomimo dość słusznej wagi i dodatkowego balastu miałem problem, żeby iść pod wiatr. Od tego momentu bardzo duża część terenu jest całkowicie zniszczona przez pożary, jak okiem sięgnąć. Wygląda to naprawdę przygnębiająco.
Wiatr można było nie tylko odczuć ale i zobaczyć
:shock:
Przywiozłem ze sobą do Patagonii żele energetyczne. Planując każdy dzień wiedziałem, że ostatnie dni będą najtrudniejsze i zostawiłem wszystkie na koniec. 14szt w dwa dni utrzymały mnie przy życiu. Bardzo polecam je na takie eskapady, kupiłem w niebieskim sklepie sportowym, są na tyle małe, że przewiozłem je w podręcznym. I serio dodają energii.
Domyśliłem się,że jestem blisko celu - tym jutro będę wracał.
Doczłapałem się do campu ok. 20.00 więc zbyt wiele czasu na rozbicie się za dnia nie zostało. Lekko mnie zatkało jak zobaczyłem, że nie jestem sam
:shock:
Miejsce jest absolutnie oblegane, ze względu na to, że wszyscy kończą lub zaczynają swoją kilkudniową przygodę właśnie w tym miejscu. Katamaran to osobna historia, ale o tym więcej powiem w kolejnym odcinku.
Tymczasem, zgodnie z zaleceniami podczas meldowania, zacząłem szukać miejsca na rozbicie namiotu pod górą w tylnej części obozu, gdzie miało mniej wiać. Problem polegał na tym, że jedyne sensowne miejsce jakie znalazłem okazało się nie trzymać poziomu, czego nie zauważyłem
:( Skutkowało to tym, że w nocy ciężko było znaleźć optymalną pozycję do snu. Ale to i tak był najmniejszy problem. Wiatr był tak silny, że bałem się że z całym majdanem odlecę siną w dal
:) Także proszę się nie nastawiać na komfortowy sen w tym miejscu, bo z tego co słyszałem to wieje tam zawsze. Oczywiście są miejsca, osłonięte specjalnymi płotkami, ale one są w całości rezerwowane dla ludzi w wypożyczonych namiotach, które stoją tam na stałe.
Sam kamping jest natomiast położony w pięknym miejscu, nad brzegiem jeziora i posiada bardzo dobrą infrastrukturę. Jest sklepik, czyste łazienki, jadalnia i kuchnia ze zlewem gdzie można sobie przyrządzić jedzenie. Szerokie stoły sprzyjają dyskusjom z innymi wędrowcami. Zagadałem się z dwójką Włochów, że aż nie zauważyłem kiedy się całkowicie ściemniło.
Dziś zielona noc w TDP, nie powiem – marzę już o normalnym łóżku
:!:Jak nie udało jak udalo[emoji6]? Post #9 - wschód z Laguny de Los Tres. No bliżej się nie da[emoji6]
Porównanie wrzucę za parę dni.Ja prdl, co to była za noc
:shock: . Wstałem połamany, jak na kacu, ale nie odleciałem
:D
Nie ukrywam, że ciężko było się zmobilizować na dzisiejszy trekking, pojawił się lekki kryzys. Ale ambicja ukończenia całego W wygrała. Pozostała lewa kreska. To ‘jedyne’ 24km RT a celem jest punkt widokowy na lodowiec Grey. Sama trasa nie jest szczególnie uciążliwa, o ile nie idziemy z pełnym ekwipunkiem. Na recepcji dowiedziałem się, że check out jest o 9.30 (mniej więcej jak wszędzie). Oczywiście można zostawić bagaż, za opłatą chyba 4000CLP. Włączyła mi się jednak cebula i stwierdziłem, że skoro miejsca namiotowe nie są numerowane a namiotów jest od groma, to mojego mikrusa nikt nie zauważy.
Szybkie przepakowanie na lekko i w drogę. Dość istotny szczegół – musiałem wrócić i spakować się najpóźniej do 18.00, ostatni katamaran odpływa o 18:35. Jeśli na niego nie zdążę to ucieknie mi mój powrotny autobus do Puerto Natales i posypie się cały dalszym plan wyjazdu. Uzbrojony w żele energetyczne ruszyłem w drogę.
Po drodze, która biegnie w dużej części wzdłuż Lago Grey takie widoczki:
Droga do punktu docelowego zajęła mi trochę ponad 3 godziny, więc nie było źle, aczkolwiek po wczorajszym dniu i ciężkiej nocy szło się ciężko. Ewidentny kryzys. Ale szlak nie jest bardzo wymagający, pomimo że mamy 500m przewyższenia do połowy szlaku w górę i tyle samo w dół do lodowca. W połowie zaczyna się pojawiać punkt docelowy.
Przed samym punktem docelowym jest Camping Grey. W przypadku treku W, nie ma potrzeby z niego korzystać ale robiąc O warto się w nim zatrzymać. Znajduje się on kilkaset metrów od lodowca, położony w osłoniętym od wiatru miejscu. Wyglądał dobrze. Jest też oczywiście pole namiotowe.
Nie robiłem sobie wielkich nadziej na ten widok, biorąc pod uwagę, że Perito Moreno w Argentynie ustawił wysoko poprzeczkę. No ale nie doceniłem tego miejsca
:) Mimo dość dużej odległości widać jego ogrom:
I to pomimo,że jego część zasłania wysepka na środku jeziora.
Zdjęcia tego nie oddadzą, ale te bryły mają po kilka metrów wysokości.
Różnica w stosunku do Perito Moreno polega na tym, że znajdujemy się dalej od lodowca. No i nie ma infrastruktury w postaci kładek widokowych. Ale jest on równie ogromny jak tamten. Z pewnością widoki są również genialne z dalszej drogi na szlaku wokół TDP, natomiast dla mnie to był punkt końcowy. Po jego prawie stronie biegnie ścieżka dalej ale stopień nachylenia i brak czasu skutecznie mnie zniechęcił przed wyruszeniem w dalsza drogę.
Z ciekawostek – pod lodowiec można sobie podpłynąć kajaczkiem za jedyne 320zł, albo stateczkiem za 400PLN. Kajaki z kampingu ale statek wypływa z hotelu Lago Grey.
Po zakończeniu sesji zdjęciowej starczyło jeszcze czasu na piwko na kampingu. Godzina 13.00 więc spokojnie można wracać.
Do swojego namiotu dotarłem ok. 16.30. Nie eksmitowali mnie
:) . Był czas na spakowanie się i nawet relaks na ławeczce w słońcu. Delektowałem się ostatnimi chwilami w parku.
Informacje praktyczne odnośnie katamaranu - w listopadzie, wieczorem odpływa on o 18.35. Oprócz tego są dwa wcześniejsze rejsy. W okresie grudzień – marzec, czyli w szczycie sezonu łącznie 4 x dziennie.
Dość istotny szczegół – nie można kupić biletu wcześniej online, tylko gotówka podczas boardingu. Warto ustawić się w kolejce z pół godziny wczesniej, żeby mieć pewność, że będzie miejsce. Cena to 120zł/os za 30min rejsik
:o . Podobno jeśli jest więcej chętnych niż miejsc to prom wraca po resztę. U nas wszyscy weszli ale było jak w hodowli kurczaków – spora część ludzi stała, część siedziała na ziemi.
W oczekiwaniu na prom:
Po przypłynięciu do przystani Pudeto, autobusy czekały pomimo tego, że miały odjechać 30min wcześniej. Są one zsynchronizowane z promem, więc pomimo obsuwy czekały na wszystkich i odjechaliśmy ok. 19.30. Teraz jeszcze trzeba było zgarnąć resztę czekających w Laguna Amarga (gdzie ja zaczynałem) i można było wracać do Puerto Natales. Po raz kolejny polecam Bus Sur, sprawdził się wzorowo a kierowca zasługuje na osobną laurkę (ten sam w obie strony). Jadąc tam zatrzymał się przy głównym punkcie widokowym na drodze dojazdowej, a na powrocie zauważył na górce to
:o
Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!
Parę razy się już zdażyło ale nigdy sam i nigdy więcej niż jeden dzień bez kontaktu z cywilizacją. Oman,Norwegia, Dolomity ale to trochę inna liga bo obok namiotu stało auto[emoji3]
Wspaniałe zdjęcia przepięknych miejsc, ależ wyprawa! Gratulacje.tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne! Z tą walichą, co ją ciągasz po America del Sur będzie ciężko
;)
czy ja dobrze widze? ktos sie przeszedl po zamarznietej lagunie? koncem stycznia byla piekna lazurowa, ani sladu sniegu. Swietna relacja, czytam, ogladam, sprawdzam na mapie - o! bylam! o! pamietam! o! tez mam takie zdjecie
:-) Pisz dalej bo dobrze to idzie!
tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!Też o tym myślę już od dłuższego czasu i nawet kupiłem porządne buty trekkingowe (od czegoś trzeba zacząć)
:lol: W samej Patagonii już byłem i aż łezka się w oku kręci na widok lodowca - btw piękne zdjęcia. Obiecałem sobie tam wrócić - albo El Chalten albo Torres del Paine po stronie Chilijskiej.. tylko chyba brakuje mi odwagi do samotnej wyprawy
:oops:
Generalnie fajnie ze się dzielisz swoim wyjazdem. Tez tam byłem i wiem ze pewnie masz dużo endorfin. Może nie dawaj jednak wszystkich zdjęć jakie masz
:lol: bo wiele ujęć jest niemal takich samych, a różnią się tylko tym że stoisz metr dalej lub bliżej
;) Nie mnie, w sumie zazdroszczę. Zatęskniłem za tamtymi rejonami. Super
:)
Przepiekna czesc swiata! Pozmienialo sie tam z noclegami, w 2015 nie bylo wymogu rezerwacji. I straznicy wyganiali z punktow widokowych przed czasem zamkniecia szlaku
Nie da rady zobaczyć wszystkiego bez W. Możesz iść na wieże, jak ja w pierwszy dzień i wrócić. Albo lodowiec Grey z katamaranem w inny dzień (lewa kreska W). Ale to dwie osobne wycieczki i dwa wejscia do parku. Chyba,że zaszalejesz, przyjedziesz autem i weźmiesz nockę w hotelu na terenie parku.Moim zdaniem W jest warte wysiłku. Zawsze możesz dołożyć jeden dzień i rozłożyć to w czasie.
@OSK Relacja jak na zamówienie
:) za miesiąc będziemy w Patagoni. Świetnie się czytało i oglądało. Czekam na dalszy ciąg. Widzę, że nie udało Ci się złapać, tego słynnego wschodu słońca z Fitz Royem (chyba, że się tutaj nie chwalisz), a spałeś w parku. Nie dopisała pogoda, czy jakieś inne przeszkody losowe? Po której stronie podobało Ci bardziej Chile/Argentyna?
@OSKJestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wyprawy. Szczerze podziwiam, zwłaszcza że ten sposób podróżowania jest mi niestety obcy (głównie przez swoją wygodę). Po przeczytaniu wszystkiego i obejrzeniu zdjęć mam nadzieję, że kiedyś znajdę w sobie na tyle odwagi, żeby pojechać w te miejsca w dokładnie taki sam sposób jak Ty to zrobiłeś. Wtedy z pewnością zgłoszę się do Ciebie po pomoc
:) Dzięki wielkie za tę relację!
@monroe dzięki za mile slowa[emoji3]Żebyśmy mieli jasność-ja z natury jestem leniwy. Do wysiłku trzeba mnie zmuszać. Lubię przysłowiową kanapę i tv. Ale uwielbiam się katować w takich sytuacjach podczas podróży. Satysfakcja jest ogromna, wspomnienia zostają na całe życie. Moje dzieciaki za chwilę idą do liceum, mam nadzieję,że jak już mi nogi będą odmawiać posłuszeństwa to mnie będą podtrzymywać. Aż nie padnę na twarz[emoji3]
Mega Ci zazdroszczę tej dobrej pogody na Fitz-Royu. Ja wprawdzie byłem w sierpniu (czyli w środku zimy) i po zamarzniętej Laguna Capri spacerowałem po lodzie to jednak dopiero Twoje zdjęcia pokazały mi to czego nie zobaczyłem. Podczas mojego pobytu zrozumiałem dobitnie co oznacza w rzeczywistości nazwa El Chalten: dymiąca góra - ani razu przez cały dzień nie pokazały się iglice. W TDP było już lepiej.
Piekne zdjecia, super relacja gratki !!! Powiedz tylko jak trafic taka piekna pogode jaka Ty miales? Ja lece 7 stycznia z Ams do Santiago pozniej Puerto Natales. I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.
Z pogodą choćbym chciał to nie pomogę [emoji6] Ale teoretycznie teraz jest lato więc powinno być dobrze. Odnośnie walut to ja miałem całość gotówki wymienioną w Buenos. W El Calafate nie słyszałem 'cambio,cambio' co nie znaczy,że nie da rady tego ogarnąć. Popytaj w swoim hotelu.
benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.
Nvjc napisał:benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.Potwierdzam, byłem w listopadzie, kurs (1 - 280) gorszy, niż w Western Union ale bez żadnej kolejki (w WU tego dnia kolejka była na co najmniej kilka godzin). Jak się zapyta w kantorze o wymianę to Pan robi duże oczy i kieruje na pięterko do restauracji.Świetna relacja i fajne zdjęcia. Miło się czytało, ponieważ byłem w tym samym okresie, mój plan pokrywał się niemal w 100% z Twoim i jakbym czytał swoje wspomnienia.
Kurs w w wymienionej restauracji sprzed tygodnia 1- 330, tak informacyjnie tylko. Dzięki Twojej relacji @OSK zdecydowanie zmodyfikowałem swoje plany i przyznam, że był to dobry wybór. Odpoczywam właśnie w saloniku Star Alliance w Amsterdamie i po powrocie skrobnę kilka słów.Doskonała relacja, jestem pod wrażeniem!
Relacja super i pomogła mi zaplanować wyjazd.Aktualizacja z listopada 2024:Wstęp do Perito i na szlaki nie jest bezpłatny ani tani. 3dniowy bilet to obecnie ok 90usd za os. Sam wstęp do Perito 45usd.Pogoda w listopadzie bywa kapryśna;) na szlaku Fitz Roy był snieg na ostatnim 1km i u góry. Ludzie w adidasach, idzie się wolno, gęsiego.a bylam w środku tygodnia. U góry rezyduje chyba lis, ale oswojony bo nie boi się ludzi. Niestety niektórzy go dokarmiają:( Obiady w restauracjach za 2os to koszt ok 40-50usd. Stek po ok 20usd, dodatki 5-10usd, piwo ok 4-6usd. Obecny kurs usd ars to oficjalnie ok 1015. Blue 1130
Oferuje on widoki 360° na French Valley, można z niego zobaczyć zarówno Cerro Paine Grande, okoliczne granitowe szczyty, lodowce jak i słynne wieże ale z innej perspektywy niż na głównym punkcie widokowym. Dookoła widać całą panoramę doliny, nie sposób tego sfotografować. Nie byłem mimo to oszołomiony, prawdopodobnie byłoby lepiej w pogodny dzień.
Pół godzinki na widoczki i trzeba schodzić. Przede mną jeszcze 13km do Paine Grande na nocleg. Widoczność się poprawiła i w połowie drogi widoczki się jakieś pojawiły.
Na tym ostatnim zdjęciu widać punkt końcowy trekkingu - przystań Pudeto gdzie odbierają nas autokary po zejściu z katamaranu.
Po drodze odbieram główny plecak. Przed wyruszeniem na ostatni odcinek szybka zupka na ławeczce i w drogę. Od tego momentu dopiero mogłem poczuć czym są Patagońskie wiatry. Droga biegła w większości przez otwarty teren i były momenty, że pomimo dość słusznej wagi i dodatkowego balastu miałem problem, żeby iść pod wiatr. Od tego momentu bardzo duża część terenu jest całkowicie zniszczona przez pożary, jak okiem sięgnąć. Wygląda to naprawdę przygnębiająco.
Wiatr można było nie tylko odczuć ale i zobaczyć :shock:
Przywiozłem ze sobą do Patagonii żele energetyczne. Planując każdy dzień wiedziałem, że ostatnie dni będą najtrudniejsze i zostawiłem wszystkie na koniec. 14szt w dwa dni utrzymały mnie przy życiu. Bardzo polecam je na takie eskapady, kupiłem w niebieskim sklepie sportowym, są na tyle małe, że przewiozłem je w podręcznym. I serio dodają energii.
Domyśliłem się,że jestem blisko celu - tym jutro będę wracał.
Doczłapałem się do campu ok. 20.00 więc zbyt wiele czasu na rozbicie się za dnia nie zostało. Lekko mnie zatkało jak zobaczyłem, że nie jestem sam :shock:
Miejsce jest absolutnie oblegane, ze względu na to, że wszyscy kończą lub zaczynają swoją kilkudniową przygodę właśnie w tym miejscu. Katamaran to osobna historia, ale o tym więcej powiem w kolejnym odcinku.
Tymczasem, zgodnie z zaleceniami podczas meldowania, zacząłem szukać miejsca na rozbicie namiotu pod górą w tylnej części obozu, gdzie miało mniej wiać. Problem polegał na tym, że jedyne sensowne miejsce jakie znalazłem okazało się nie trzymać poziomu, czego nie zauważyłem :( Skutkowało to tym, że w nocy ciężko było znaleźć optymalną pozycję do snu. Ale to i tak był najmniejszy problem. Wiatr był tak silny, że bałem się że z całym majdanem odlecę siną w dal :) Także proszę się nie nastawiać na komfortowy sen w tym miejscu, bo z tego co słyszałem to wieje tam zawsze. Oczywiście są miejsca, osłonięte specjalnymi płotkami, ale one są w całości rezerwowane dla ludzi w wypożyczonych namiotach, które stoją tam na stałe.
Sam kamping jest natomiast położony w pięknym miejscu, nad brzegiem jeziora i posiada bardzo dobrą infrastrukturę. Jest sklepik, czyste łazienki, jadalnia i kuchnia ze zlewem gdzie można sobie przyrządzić jedzenie. Szerokie stoły sprzyjają dyskusjom z innymi wędrowcami. Zagadałem się z dwójką Włochów, że aż nie zauważyłem kiedy się całkowicie ściemniło.
Dziś zielona noc w TDP, nie powiem – marzę już o normalnym łóżku :!:Jak nie udało jak udalo[emoji6]? Post #9 - wschód z Laguny de Los Tres. No bliżej się nie da[emoji6]
Porównanie wrzucę za parę dni.Ja prdl, co to była za noc :shock: . Wstałem połamany, jak na kacu, ale nie odleciałem :D
Nie ukrywam, że ciężko było się zmobilizować na dzisiejszy trekking, pojawił się lekki kryzys. Ale ambicja ukończenia całego W wygrała. Pozostała lewa kreska. To ‘jedyne’ 24km RT a celem jest punkt widokowy na lodowiec Grey. Sama trasa nie jest szczególnie uciążliwa, o ile nie idziemy z pełnym ekwipunkiem. Na recepcji dowiedziałem się, że check out jest o 9.30 (mniej więcej jak wszędzie). Oczywiście można zostawić bagaż, za opłatą chyba 4000CLP. Włączyła mi się jednak cebula i stwierdziłem, że skoro miejsca namiotowe nie są numerowane a namiotów jest od groma, to mojego mikrusa nikt nie zauważy.
Szybkie przepakowanie na lekko i w drogę. Dość istotny szczegół – musiałem wrócić i spakować się najpóźniej do 18.00, ostatni katamaran odpływa o 18:35. Jeśli na niego nie zdążę to ucieknie mi mój powrotny autobus do Puerto Natales i posypie się cały dalszym plan wyjazdu. Uzbrojony w żele energetyczne ruszyłem w drogę.
Po drodze, która biegnie w dużej części wzdłuż Lago Grey takie widoczki:
Droga do punktu docelowego zajęła mi trochę ponad 3 godziny, więc nie było źle, aczkolwiek po wczorajszym dniu i ciężkiej nocy szło się ciężko. Ewidentny kryzys. Ale szlak nie jest bardzo wymagający, pomimo że mamy 500m przewyższenia do połowy szlaku w górę i tyle samo w dół do lodowca. W połowie zaczyna się pojawiać punkt docelowy.
Przed samym punktem docelowym jest Camping Grey. W przypadku treku W, nie ma potrzeby z niego korzystać ale robiąc O warto się w nim zatrzymać. Znajduje się on kilkaset metrów od lodowca, położony w osłoniętym od wiatru miejscu. Wyglądał dobrze. Jest też oczywiście pole namiotowe.
Nie robiłem sobie wielkich nadziej na ten widok, biorąc pod uwagę, że Perito Moreno w Argentynie ustawił wysoko poprzeczkę. No ale nie doceniłem tego miejsca :) Mimo dość dużej odległości widać jego ogrom:
I to pomimo,że jego część zasłania wysepka na środku jeziora.
Zdjęcia tego nie oddadzą, ale te bryły mają po kilka metrów wysokości.
Różnica w stosunku do Perito Moreno polega na tym, że znajdujemy się dalej od lodowca. No i nie ma infrastruktury w postaci kładek widokowych. Ale jest on równie ogromny jak tamten. Z pewnością widoki są również genialne z dalszej drogi na szlaku wokół TDP, natomiast dla mnie to był punkt końcowy. Po jego prawie stronie biegnie ścieżka dalej ale stopień nachylenia i brak czasu skutecznie mnie zniechęcił przed wyruszeniem w dalsza drogę.
Z ciekawostek – pod lodowiec można sobie podpłynąć kajaczkiem za jedyne 320zł, albo stateczkiem za 400PLN. Kajaki z kampingu ale statek wypływa z hotelu Lago Grey.
Po zakończeniu sesji zdjęciowej starczyło jeszcze czasu na piwko na kampingu. Godzina 13.00 więc spokojnie można wracać.
Do swojego namiotu dotarłem ok. 16.30. Nie eksmitowali mnie :) . Był czas na spakowanie się i nawet relaks na ławeczce w słońcu. Delektowałem się ostatnimi chwilami w parku.
Informacje praktyczne odnośnie katamaranu - w listopadzie, wieczorem odpływa on o 18.35. Oprócz tego są dwa wcześniejsze rejsy. W okresie grudzień – marzec, czyli w szczycie sezonu łącznie 4 x dziennie.
Dość istotny szczegół – nie można kupić biletu wcześniej online, tylko gotówka podczas boardingu. Warto ustawić się w kolejce z pół godziny wczesniej, żeby mieć pewność, że będzie miejsce. Cena to 120zł/os za 30min rejsik :o . Podobno jeśli jest więcej chętnych niż miejsc to prom wraca po resztę. U nas wszyscy weszli ale było jak w hodowli kurczaków – spora część ludzi stała, część siedziała na ziemi.
W oczekiwaniu na prom:
Po przypłynięciu do przystani Pudeto, autobusy czekały pomimo tego, że miały odjechać 30min wcześniej. Są one zsynchronizowane z promem, więc pomimo obsuwy czekały na wszystkich i odjechaliśmy ok. 19.30. Teraz jeszcze trzeba było zgarnąć resztę czekających w Laguna Amarga (gdzie ja zaczynałem) i można było wracać do Puerto Natales. Po raz kolejny polecam Bus Sur, sprawdził się wzorowo a kierowca zasługuje na osobną laurkę (ten sam w obie strony). Jadąc tam zatrzymał się przy głównym punkcie widokowym na drodze dojazdowej, a na powrocie zauważył na górce to :o