Spędziłbym tam więcej czasu ale z racji tego, że miałem przed sobą pierwszy nocleg w godnych warunkach to zdecydowałem się wracać do hotelu.Na wejściu przywitam mnie Pan w kapeluszu, szkoda że takich nie było w Patagonii
:D
Już wtedy wiedziałem, że będzie dobrze. Tym bardziej jak się dowiedziałem, że mój hotel należy do sieci Marriott i połączony jest ze swoim uboższym krewnym czyli Sheratonem (również 5*)
Wchodzę do pokoju. Łóżko wielkości trzech moich namiotów
:)
A powierzchnia łazienki to jak mała kawalerka.
No tak to mogę się żegnać z Patagonią!Kolejny, a zarazem ostatni dzień w Argentynie postanowiłem celebrować na śniadaniu. Bez pośpiechu bo wylot miałem o 12:20. Wiedziałem, że może być elegancko, więć nawet odprasowałem sobie koszulkę przed wyjściem z pokoju
:lol:
Głodny nie wyszedłem. Na pochwałę zasługuje obsługa – bardzo dyskretna, ale gotowa w każdej chwili do działania.
Chętnie zostałbym jeszcze jedną noc w tym miejscu, ale wiedziałem też, że będzie to jeszcze nie koniec podroży.
W podróż na lotnisko udałem się transportem kombinowanym czyli metro+Tienda Leon. Odjeżdża on z Terminal Madero, koszt to (na dzień dzisiejszy) 2300ARS, ja płaciłem nieco mniej, inflacja pędzi i nie chce się im zatrzymać
:(
Czekał mnie przelot BA na trasie EZE-GRU, za aviosy. Stawka bardzo przyjemna – 7250pkt + 17.6GBP taksy. Odprawiony online, ruszyłem od razu do saloniku. Po drodze jednak zauważyłem, że na PP jest dostępna również knajpa o nazwie Outback Steakhouse. Planowałem wykorzystać kredyt na zaopatrzenie się w długą podróż. Niestety okazało się,że jak zacząłem wybierać co mnie interesuje to wszystko było niedostępne. Z kanapek wolno tylko podstawowe rogaliki. Zniesmaczony postanowiłem ich olać i udałem się do saloniku Star Alliance. Bardzo przyjemne miejsce. Jest co zjeść i wypić.
Boarding o czasie, podstawiony A350, który z GRU lecial dalej do LHR. Ciekawe było to, że w przeciwieństwie do LX na trasie ZRH-GRU-EZE tutaj wysiadali w GRU tylko Ci co kończyli podróż. Reszta miała siedzieć i czekać na boarding pozostałych paxów do LHR. Bagaże podręczne mieli przekazać do depozytu na czas postoju.
Przylot na szczęście było o czasie, czyli 14.55. Na szczęście, bo już o 16.30 miałem autobus z dworca Tiete w Sao Paulo do Rio. Autobusy na tej trasie jeżdżą bardzo często, ale wybrałem ten bo był w dobrej cenie – 50zł za prawie 7h drogi, nie byłem w stanie tego osiągnąć szukają lotów SP-Rio.
Żwawo ruszyłem do kontroli paszportowej, przy której nikogo nie było więc poszło mega sprawnie i o 15.10 ruszyłem Uberem na dworzec. Przejazd też bez korków, jedynie pod samym dworcem podziękowałem kierowcy na dojeździe bo wszystko stało. Bez problemu udało się odnaleźć bramkę z której miał być odjazd i nawet posiedzieć w poczekalni przewoźnika czyli Expresso do Sul. Wybrałem ponownie miejsce z przodu na górnym pokładzie. Także dopóki się nie ściemniło to obserwowałem życie za oknem. Wyjazd z Sao Paulo Rodovia Ayrton Senna i do samego Rio sama autostrada.
Przyjazd o czasie na dworzec Novo Rio, ze względu na dość późną porę nie zdecydowałem się na komunikację miejską, tym bardziej, że nie miałem Internetu. Na szczęście na dworcu jest dobrze działające wi-fi więc szybko udało się ogarnąć Ubera. Próbowałem też skorzystać z ich lokalnej apki 99 i Cabify ale nic nie udało się wyszukać. 17km za 25zł – w Polsce nie do osiągnięcia. Mój hotel to Novotel Leme, zakupiony w bardzo korzystnej stawce
:D Po wyjściu z auta, zacząłem się uśmiechać. Knajpy pełne, muzyka wszędzie dookoła, japonki i krótkie spodenki – bardzo podobała mi się ta odmiana po ostatnich dwóch tygodniach, tym bardziej że na następny dzień zapowiadała się piękna pogoda!@monroe dzięki za mile slowa[emoji3]
Żebyśmy mieli jasność-ja z natury jestem leniwy. Do wysiłku trzeba mnie zmuszać. Lubię przysłowiową kanapę i tv. Ale uwielbiam się katować w takich sytuacjach podczas podróży. Satysfakcja jest ogromna, wspomnienia zostają na całe życie. Moje dzieciaki za chwilę idą do liceum, mam nadzieję,że jak już mi nogi będą odmawiać posłuszeństwa to mnie będą podtrzymywać. Aż nie padnę na twarz[emoji3]W Rio byłem kilka dni na przełomie 21/22. Z racji tego, nie miałem wielkich planów, aczkolwiek chciałem koniecznie zobaczyć to czego nie udało się wcześniej. Na początek zamierzałem się trochę rozglądnąć po hotelu. Na śniadaniu, dowiedziałem się, że czasie mojego pobytu były drużynowe Mistrzostwa Świata w plażowym tenisie. Akurat w ten dzień był finał Brazylia – Włochy a wszystkie mecze rozgrywane były na specjalnie wybudowanych kortach na Copacabanie. Dowiedziałem się tego w windzie od naszych rodaków, którzy również brali udział ale już się pożegnali z turniejem. Na śniadaniu miałem wrażenie, że wszystkie ekipy śpią w tym hotelu, tłok niemiłosierny.
Po śniadaniu postanowiłem sprawdzić basen który znajduje się na 21. piętrze. Widok całkiem niezły
8-)
Korzystając z pogody i niedalekiej odległości, postanowiłem ruszyć w kierunku fortu Duque de Caxias, z którego roztacza się piękny widok na plażę.
Zbliżając się do wejścia na szlak zwątpiłem czy jest to możliwe bo teren należy do jednostki wojskowej. Okazało się to akurat dobrą wiadomością bo dzięki temu nie kręcą się w okolicy podejrzane typy. I wejście jest jak najbardziej otwarte. Szlak biegnie w dżungli, cały czas w cieniu. Jednak wilgotność robi swoje. Mieszka tam sporo małp, które tylko czekają na resztki jedzenia. Są też stacje drogi krzyżowej.
Na szczęście na górze jest trochę cienia i wiatru. Zobaczyć możemy panoramę całej Copacabany a z drugiej strony Głowę Cukru.
Po zejściu powrót do hotelu, zostawiłem wszystko z wyjątkiem ręcznika i ruszyłem na plażę. Zazdroszczę tego mieszkańcom każdego większego nadmorskiego miasta – kończysz pracę i chill na plaży
;) Knajpy na Copie już zapraszają na sylwestra, aczkolwiek po moich doświadczeniach z sylwestra 21/22 uważam, że najlepsza zabawa jest na samej plaży a nie w knajpach.
Następnym zadaniem na dziś był zakup Havaianas pod zlecenia z Polski
:) W samym centrum jest kilka sklepów, ceny od 40PLN.
W racji tego, że było jeszcze dość wcześniej to ruszyłem w kierunku przeciwnego końca Copy żeby zobaczyć drugi fort o nazwie Copacabana. Wejście darmowe, ludzi od groma, dodatkowo armia zrobiła festyn.
Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!
Parę razy się już zdażyło ale nigdy sam i nigdy więcej niż jeden dzień bez kontaktu z cywilizacją. Oman,Norwegia, Dolomity ale to trochę inna liga bo obok namiotu stało auto[emoji3]
Wspaniałe zdjęcia przepięknych miejsc, ależ wyprawa! Gratulacje.tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne! Z tą walichą, co ją ciągasz po America del Sur będzie ciężko
;)
czy ja dobrze widze? ktos sie przeszedl po zamarznietej lagunie? koncem stycznia byla piekna lazurowa, ani sladu sniegu. Swietna relacja, czytam, ogladam, sprawdzam na mapie - o! bylam! o! pamietam! o! tez mam takie zdjecie
:-) Pisz dalej bo dobrze to idzie!
tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!Też o tym myślę już od dłuższego czasu i nawet kupiłem porządne buty trekkingowe (od czegoś trzeba zacząć)
:lol: W samej Patagonii już byłem i aż łezka się w oku kręci na widok lodowca - btw piękne zdjęcia. Obiecałem sobie tam wrócić - albo El Chalten albo Torres del Paine po stronie Chilijskiej.. tylko chyba brakuje mi odwagi do samotnej wyprawy
:oops:
Generalnie fajnie ze się dzielisz swoim wyjazdem. Tez tam byłem i wiem ze pewnie masz dużo endorfin. Może nie dawaj jednak wszystkich zdjęć jakie masz
:lol: bo wiele ujęć jest niemal takich samych, a różnią się tylko tym że stoisz metr dalej lub bliżej
;) Nie mnie, w sumie zazdroszczę. Zatęskniłem za tamtymi rejonami. Super
:)
Przepiekna czesc swiata! Pozmienialo sie tam z noclegami, w 2015 nie bylo wymogu rezerwacji. I straznicy wyganiali z punktow widokowych przed czasem zamkniecia szlaku
Nie da rady zobaczyć wszystkiego bez W. Możesz iść na wieże, jak ja w pierwszy dzień i wrócić. Albo lodowiec Grey z katamaranem w inny dzień (lewa kreska W). Ale to dwie osobne wycieczki i dwa wejscia do parku. Chyba,że zaszalejesz, przyjedziesz autem i weźmiesz nockę w hotelu na terenie parku.Moim zdaniem W jest warte wysiłku. Zawsze możesz dołożyć jeden dzień i rozłożyć to w czasie.
@OSK Relacja jak na zamówienie
:) za miesiąc będziemy w Patagoni. Świetnie się czytało i oglądało. Czekam na dalszy ciąg. Widzę, że nie udało Ci się złapać, tego słynnego wschodu słońca z Fitz Royem (chyba, że się tutaj nie chwalisz), a spałeś w parku. Nie dopisała pogoda, czy jakieś inne przeszkody losowe? Po której stronie podobało Ci bardziej Chile/Argentyna?
@OSKJestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wyprawy. Szczerze podziwiam, zwłaszcza że ten sposób podróżowania jest mi niestety obcy (głównie przez swoją wygodę). Po przeczytaniu wszystkiego i obejrzeniu zdjęć mam nadzieję, że kiedyś znajdę w sobie na tyle odwagi, żeby pojechać w te miejsca w dokładnie taki sam sposób jak Ty to zrobiłeś. Wtedy z pewnością zgłoszę się do Ciebie po pomoc
:) Dzięki wielkie za tę relację!
@monroe dzięki za mile slowa[emoji3]Żebyśmy mieli jasność-ja z natury jestem leniwy. Do wysiłku trzeba mnie zmuszać. Lubię przysłowiową kanapę i tv. Ale uwielbiam się katować w takich sytuacjach podczas podróży. Satysfakcja jest ogromna, wspomnienia zostają na całe życie. Moje dzieciaki za chwilę idą do liceum, mam nadzieję,że jak już mi nogi będą odmawiać posłuszeństwa to mnie będą podtrzymywać. Aż nie padnę na twarz[emoji3]
Mega Ci zazdroszczę tej dobrej pogody na Fitz-Royu. Ja wprawdzie byłem w sierpniu (czyli w środku zimy) i po zamarzniętej Laguna Capri spacerowałem po lodzie to jednak dopiero Twoje zdjęcia pokazały mi to czego nie zobaczyłem. Podczas mojego pobytu zrozumiałem dobitnie co oznacza w rzeczywistości nazwa El Chalten: dymiąca góra - ani razu przez cały dzień nie pokazały się iglice. W TDP było już lepiej.
Piekne zdjecia, super relacja gratki !!! Powiedz tylko jak trafic taka piekna pogode jaka Ty miales? Ja lece 7 stycznia z Ams do Santiago pozniej Puerto Natales. I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.
Z pogodą choćbym chciał to nie pomogę [emoji6] Ale teoretycznie teraz jest lato więc powinno być dobrze. Odnośnie walut to ja miałem całość gotówki wymienioną w Buenos. W El Calafate nie słyszałem 'cambio,cambio' co nie znaczy,że nie da rady tego ogarnąć. Popytaj w swoim hotelu.
benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.
Nvjc napisał:benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.Potwierdzam, byłem w listopadzie, kurs (1 - 280) gorszy, niż w Western Union ale bez żadnej kolejki (w WU tego dnia kolejka była na co najmniej kilka godzin). Jak się zapyta w kantorze o wymianę to Pan robi duże oczy i kieruje na pięterko do restauracji.Świetna relacja i fajne zdjęcia. Miło się czytało, ponieważ byłem w tym samym okresie, mój plan pokrywał się niemal w 100% z Twoim i jakbym czytał swoje wspomnienia.
Kurs w w wymienionej restauracji sprzed tygodnia 1- 330, tak informacyjnie tylko. Dzięki Twojej relacji @OSK zdecydowanie zmodyfikowałem swoje plany i przyznam, że był to dobry wybór. Odpoczywam właśnie w saloniku Star Alliance w Amsterdamie i po powrocie skrobnę kilka słów.Doskonała relacja, jestem pod wrażeniem!
Relacja super i pomogła mi zaplanować wyjazd.Aktualizacja z listopada 2024:Wstęp do Perito i na szlaki nie jest bezpłatny ani tani. 3dniowy bilet to obecnie ok 90usd za os. Sam wstęp do Perito 45usd.Pogoda w listopadzie bywa kapryśna;) na szlaku Fitz Roy był snieg na ostatnim 1km i u góry. Ludzie w adidasach, idzie się wolno, gęsiego.a bylam w środku tygodnia. U góry rezyduje chyba lis, ale oswojony bo nie boi się ludzi. Niestety niektórzy go dokarmiają:( Obiady w restauracjach za 2os to koszt ok 40-50usd. Stek po ok 20usd, dodatki 5-10usd, piwo ok 4-6usd. Obecny kurs usd ars to oficjalnie ok 1015. Blue 1130
Spędziłbym tam więcej czasu ale z racji tego, że miałem przed sobą pierwszy nocleg w godnych warunkach to zdecydowałem się wracać do hotelu.Na wejściu przywitam mnie Pan w kapeluszu, szkoda że takich nie było w Patagonii :D
Już wtedy wiedziałem, że będzie dobrze. Tym bardziej jak się dowiedziałem, że mój hotel należy do sieci Marriott i połączony jest ze swoim uboższym krewnym czyli Sheratonem (również 5*)
Wchodzę do pokoju. Łóżko wielkości trzech moich namiotów :)
A powierzchnia łazienki to jak mała kawalerka.
No tak to mogę się żegnać z Patagonią!Kolejny, a zarazem ostatni dzień w Argentynie postanowiłem celebrować na śniadaniu. Bez pośpiechu bo wylot miałem o 12:20. Wiedziałem, że może być elegancko, więć nawet odprasowałem sobie koszulkę przed wyjściem z pokoju :lol:
Głodny nie wyszedłem. Na pochwałę zasługuje obsługa – bardzo dyskretna, ale gotowa w każdej chwili do działania.
Chętnie zostałbym jeszcze jedną noc w tym miejscu, ale wiedziałem też, że będzie to jeszcze nie koniec podroży.
W podróż na lotnisko udałem się transportem kombinowanym czyli metro+Tienda Leon. Odjeżdża on z Terminal Madero, koszt to (na dzień dzisiejszy) 2300ARS, ja płaciłem nieco mniej, inflacja pędzi i nie chce się im zatrzymać :(
Czekał mnie przelot BA na trasie EZE-GRU, za aviosy. Stawka bardzo przyjemna – 7250pkt + 17.6GBP taksy. Odprawiony online, ruszyłem od razu do saloniku. Po drodze jednak zauważyłem, że na PP jest dostępna również knajpa o nazwie Outback Steakhouse. Planowałem wykorzystać kredyt na zaopatrzenie się w długą podróż. Niestety okazało się,że jak zacząłem wybierać co mnie interesuje to wszystko było niedostępne. Z kanapek wolno tylko podstawowe rogaliki. Zniesmaczony postanowiłem ich olać i udałem się do saloniku Star Alliance. Bardzo przyjemne miejsce. Jest co zjeść i wypić.
Boarding o czasie, podstawiony A350, który z GRU lecial dalej do LHR. Ciekawe było to, że w przeciwieństwie do LX na trasie ZRH-GRU-EZE tutaj wysiadali w GRU tylko Ci co kończyli podróż. Reszta miała siedzieć i czekać na boarding pozostałych paxów do LHR. Bagaże podręczne mieli przekazać do depozytu na czas postoju.
Przylot na szczęście było o czasie, czyli 14.55. Na szczęście, bo już o 16.30 miałem autobus z dworca Tiete w Sao Paulo do Rio. Autobusy na tej trasie jeżdżą bardzo często, ale wybrałem ten bo był w dobrej cenie – 50zł za prawie 7h drogi, nie byłem w stanie tego osiągnąć szukają lotów SP-Rio.
Żwawo ruszyłem do kontroli paszportowej, przy której nikogo nie było więc poszło mega sprawnie i o 15.10 ruszyłem Uberem na dworzec. Przejazd też bez korków, jedynie pod samym dworcem podziękowałem kierowcy na dojeździe bo wszystko stało. Bez problemu udało się odnaleźć bramkę z której miał być odjazd i nawet posiedzieć w poczekalni przewoźnika czyli Expresso do Sul. Wybrałem ponownie miejsce z przodu na górnym pokładzie. Także dopóki się nie ściemniło to obserwowałem życie za oknem. Wyjazd z Sao Paulo Rodovia Ayrton Senna i do samego Rio sama autostrada.
Przyjazd o czasie na dworzec Novo Rio, ze względu na dość późną porę nie zdecydowałem się na komunikację miejską, tym bardziej, że nie miałem Internetu. Na szczęście na dworcu jest dobrze działające wi-fi więc szybko udało się ogarnąć Ubera. Próbowałem też skorzystać z ich lokalnej apki 99 i Cabify ale nic nie udało się wyszukać. 17km za 25zł – w Polsce nie do osiągnięcia.
Mój hotel to Novotel Leme, zakupiony w bardzo korzystnej stawce :D Po wyjściu z auta, zacząłem się uśmiechać. Knajpy pełne, muzyka wszędzie dookoła, japonki i krótkie spodenki – bardzo podobała mi się ta odmiana po ostatnich dwóch tygodniach, tym bardziej że na następny dzień zapowiadała się piękna pogoda!@monroe dzięki za mile slowa[emoji3]
Żebyśmy mieli jasność-ja z natury jestem leniwy. Do wysiłku trzeba mnie zmuszać. Lubię przysłowiową kanapę i tv. Ale uwielbiam się katować w takich sytuacjach podczas podróży. Satysfakcja jest ogromna, wspomnienia zostają na całe życie. Moje dzieciaki za chwilę idą do liceum, mam nadzieję,że jak już mi nogi będą odmawiać posłuszeństwa to mnie będą podtrzymywać. Aż nie padnę na twarz[emoji3]W Rio byłem kilka dni na przełomie 21/22. Z racji tego, nie miałem wielkich planów, aczkolwiek chciałem koniecznie zobaczyć to czego nie udało się wcześniej.
Na początek zamierzałem się trochę rozglądnąć po hotelu. Na śniadaniu, dowiedziałem się, że czasie mojego pobytu były drużynowe Mistrzostwa Świata w plażowym tenisie. Akurat w ten dzień był finał Brazylia – Włochy a wszystkie mecze rozgrywane były na specjalnie wybudowanych kortach na Copacabanie. Dowiedziałem się tego w windzie od naszych rodaków, którzy również brali udział ale już się pożegnali z turniejem. Na śniadaniu miałem wrażenie, że wszystkie ekipy śpią w tym hotelu, tłok niemiłosierny.
Po śniadaniu postanowiłem sprawdzić basen który znajduje się na 21. piętrze. Widok całkiem niezły 8-)
Korzystając z pogody i niedalekiej odległości, postanowiłem ruszyć w kierunku fortu Duque de Caxias, z którego roztacza się piękny widok na plażę.
Zbliżając się do wejścia na szlak zwątpiłem czy jest to możliwe bo teren należy do jednostki wojskowej. Okazało się to akurat dobrą wiadomością bo dzięki temu nie kręcą się w okolicy podejrzane typy. I wejście jest jak najbardziej otwarte. Szlak biegnie w dżungli, cały czas w cieniu. Jednak wilgotność robi swoje. Mieszka tam sporo małp, które tylko czekają na resztki jedzenia. Są też stacje drogi krzyżowej.
Na szczęście na górze jest trochę cienia i wiatru. Zobaczyć możemy panoramę całej Copacabany a z drugiej strony Głowę Cukru.
Po zejściu powrót do hotelu, zostawiłem wszystko z wyjątkiem ręcznika i ruszyłem na plażę. Zazdroszczę tego mieszkańcom każdego większego nadmorskiego miasta – kończysz pracę i chill na plaży ;)
Knajpy na Copie już zapraszają na sylwestra, aczkolwiek po moich doświadczeniach z sylwestra 21/22 uważam, że najlepsza zabawa jest na samej plaży a nie w knajpach.
Następnym zadaniem na dziś był zakup Havaianas pod zlecenia z Polski :) W samym centrum jest kilka sklepów, ceny od 40PLN.
W racji tego, że było jeszcze dość wcześniej to ruszyłem w kierunku przeciwnego końca Copy żeby zobaczyć drugi fort o nazwie Copacabana. Wejście darmowe, ludzi od groma, dodatkowo armia zrobiła festyn.