Trasa biegła wzdłuż jeziora o niepasującej do otoczenia nazwie czyli Lago Nordenskjöld.
Po drodze herbatka z widokiem. Ogólnie w TDP jest zakaz wzniecania ognia poza kampami, ale nie mogłem sobie odmówić. Teren całkowicie kamienisty, więc zagrożenia brak.
Nie dziwię się jednak, że w prowadzili ten zakaz – w 1985r. w wyniku zaprószenia ognia przez turystę spaliło się 150km2 lasów. Następnie w 2005r – przez czeskiego turystę spaliło się również 150km2. A w grudniu 2011 jakiś idiota z Izraela podpalił rolkę papieru toaletowego i z dymem poszło 176km2 terenu. Zarówno Czesi jak i Żydzi dofinansowali park w ramach zadośćuczynienia ale efektów jakoś nie widać – duża część terenu, szczególnie w części zachodniej wygląda tak:
Te 12km można spokojnie zrobić w 3h, ale po co się spieszyć skoro takie widoki po drodze?
Były miejsca, gdzie na szerokość mieściła się tyko jedna osoba, nie tylko w tym miejscu zresztą. Częste mijanki spowalniały dość mocno.
Tutaj dowód na to,że w adidaskach może być ciężko.
Był też czas na zabawy z makro. Ogólnie wiosna w pełni.
Zacząłem zbliżać się do celu – w oddali lodowiec Frances.
I pierwsze domki w Los Cuernos. Nie powiem – z ładnym widoczkiem.
Doszedłem ok. 16.00, a rozbijanie namiotu zacząłem od ugaszenia pragnienia.
:D
Los Cuernos jest położone w pięknym miejscu, nad samym brzegiem jeziora. Z widokiem na wieże, ale od przeciwnej strony niż wczorajszy punkt widokowy oraz na lodowiec Frances. Posiada pełne zaplecze w postaci knajpy, kuchni, pryszniców, toalet. Darmowy jest również wrzątek – nie trzeba zużywać swojego gazu. Bardzo czysto i ogólnie fajna atmosfera – polecam każdemu zatrzymać się tutaj. Jest osobna kantyna dla niekorzystających z restauracji, włącznie ze zmywakiem. Platformy są fajnie ukryte w zaroślach.
Dla większości ludzi wieczorem ważniejsze było przesiadywanie w knajpie, ja jednak nie mogłem odpuścić zachodu słońca. Nikogo w promieniu kilkuset metrów. Bajka.
Jak się później okazało to był najłatwiejszy dzień w TDP…Nie da rady zobaczyć wszystkiego bez W. Możesz iść na wieże, jak ja w pierwszy dzień i wrócić. Albo lodowiec Grey z katamaranem w inny dzień (lewa kreska W). Ale to dwie osobne wycieczki i dwa wejscia do parku. Chyba,że zaszalejesz, przyjedziesz autem i weźmiesz nockę w hotelu na terenie parku.
Moim zdaniem W jest warte wysiłku. Zawsze możesz dołożyć jeden dzień i rozłożyć to w czasie.W 3. dniu wiedziałem,że nie będzie lekko, ale po kolei. Plan był taki, żeby zrobić środkową część literki W. Oznaczało to podejście do Mirador Britanico, zrzucając po drodze główny plecak (dymać 10km pod górę i 900m w pionie nie zamierzałem). Dalej zejście i przejście do ostatniego kampu na mojej trasie czyli Paine Grande. Łącznie 23km, w tym 13km z całym dobytkiem. Pocieszające było to, że zachód słońca w okresie w którym byłem w Patagonii jest o 21.00 więc łażenie z czołówką mi raczej nie groziło
:)
@cart jesli nie zostaniesz na noc to ten odcinek Cię ominie.
Pierwszy etap do poszukiwanie miejsca na przechowanie plecaka. Zostawienie go w Los Cuernos nie wchodziło w rachubę, bo musiałbym się później po niego cofać. Przed przyjazdem wyguglałem, że po drodze mija się kamp o nazwie Italiano, który notabene jest darmowy. Pomyślałem, że tam rozbiję namiot i zostawię w nim niepotrzebne rzeczy. Później okazało się jednak, że miejsce to wygląda jakby nie istniało, brak jakiekolwiek infrastruktury, kupa połamanych drzew, jakby przeszło tam tornado. Także, nie radzę nastawiać się na darmowe noce w TDP
:)
Szlak po opuszczeniu Los Cuernos biegnie w niektórych miejscach nad samym brzegiem jeziora.
Po godzinie drogi a kilkaset metrów przed Italiano pojawił się budynek strażników (chyba) gdzie na zewnątrz można odpocząć i uzupełnić wodę. A co najważniejsze są regały na plecaki. Nie sposób nie zauważyć tego miejsca idąc głównym szlakiem.
O 9.00m rano zbyt wiele wolnego miejsca już nie było więc musiałem zrobić małe przemeblowanie
:shock:
Batonik energetyczny i można iść dalej. Pierwszym charakterystycznym miejscem po drodze jest punkt widokowy na lodowiec Frances. Znajduje się w dolinie o tej samej nazwie, którą maszerujemy w górę do głównego punktu widokowego. Jest to lodowiec wiszący, z którego co jakiś czas dobiegają odgłosy małych lawin i pękających brył lodu.
Pozostałe 5km to mozolne podejście na główny punkt czyli Mirador Britanico.
Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!
Parę razy się już zdażyło ale nigdy sam i nigdy więcej niż jeden dzień bez kontaktu z cywilizacją. Oman,Norwegia, Dolomity ale to trochę inna liga bo obok namiotu stało auto[emoji3]
Wspaniałe zdjęcia przepięknych miejsc, ależ wyprawa! Gratulacje.tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne! Z tą walichą, co ją ciągasz po America del Sur będzie ciężko
;)
czy ja dobrze widze? ktos sie przeszedl po zamarznietej lagunie? koncem stycznia byla piekna lazurowa, ani sladu sniegu. Swietna relacja, czytam, ogladam, sprawdzam na mapie - o! bylam! o! pamietam! o! tez mam takie zdjecie
:-) Pisz dalej bo dobrze to idzie!
tropikey napisał:Ile razy wcześniej robiłeś coś podobnego? Pytam, jako zupełny laik w takim samowystarczalnym trekkingu, pod kątem ewentualnego doświadczenia, które musiałbym zdobyć, zanim wybrałbym się choćby w namiastkę takiego szlaku. Bo okolice piękne!Też o tym myślę już od dłuższego czasu i nawet kupiłem porządne buty trekkingowe (od czegoś trzeba zacząć)
:lol: W samej Patagonii już byłem i aż łezka się w oku kręci na widok lodowca - btw piękne zdjęcia. Obiecałem sobie tam wrócić - albo El Chalten albo Torres del Paine po stronie Chilijskiej.. tylko chyba brakuje mi odwagi do samotnej wyprawy
:oops:
Generalnie fajnie ze się dzielisz swoim wyjazdem. Tez tam byłem i wiem ze pewnie masz dużo endorfin. Może nie dawaj jednak wszystkich zdjęć jakie masz
:lol: bo wiele ujęć jest niemal takich samych, a różnią się tylko tym że stoisz metr dalej lub bliżej
;) Nie mnie, w sumie zazdroszczę. Zatęskniłem za tamtymi rejonami. Super
:)
Przepiekna czesc swiata! Pozmienialo sie tam z noclegami, w 2015 nie bylo wymogu rezerwacji. I straznicy wyganiali z punktow widokowych przed czasem zamkniecia szlaku
Nie da rady zobaczyć wszystkiego bez W. Możesz iść na wieże, jak ja w pierwszy dzień i wrócić. Albo lodowiec Grey z katamaranem w inny dzień (lewa kreska W). Ale to dwie osobne wycieczki i dwa wejscia do parku. Chyba,że zaszalejesz, przyjedziesz autem i weźmiesz nockę w hotelu na terenie parku.Moim zdaniem W jest warte wysiłku. Zawsze możesz dołożyć jeden dzień i rozłożyć to w czasie.
@OSK Relacja jak na zamówienie
:) za miesiąc będziemy w Patagoni. Świetnie się czytało i oglądało. Czekam na dalszy ciąg. Widzę, że nie udało Ci się złapać, tego słynnego wschodu słońca z Fitz Royem (chyba, że się tutaj nie chwalisz), a spałeś w parku. Nie dopisała pogoda, czy jakieś inne przeszkody losowe? Po której stronie podobało Ci bardziej Chile/Argentyna?
@OSKJestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wyprawy. Szczerze podziwiam, zwłaszcza że ten sposób podróżowania jest mi niestety obcy (głównie przez swoją wygodę). Po przeczytaniu wszystkiego i obejrzeniu zdjęć mam nadzieję, że kiedyś znajdę w sobie na tyle odwagi, żeby pojechać w te miejsca w dokładnie taki sam sposób jak Ty to zrobiłeś. Wtedy z pewnością zgłoszę się do Ciebie po pomoc
:) Dzięki wielkie za tę relację!
@monroe dzięki za mile slowa[emoji3]Żebyśmy mieli jasność-ja z natury jestem leniwy. Do wysiłku trzeba mnie zmuszać. Lubię przysłowiową kanapę i tv. Ale uwielbiam się katować w takich sytuacjach podczas podróży. Satysfakcja jest ogromna, wspomnienia zostają na całe życie. Moje dzieciaki za chwilę idą do liceum, mam nadzieję,że jak już mi nogi będą odmawiać posłuszeństwa to mnie będą podtrzymywać. Aż nie padnę na twarz[emoji3]
Mega Ci zazdroszczę tej dobrej pogody na Fitz-Royu. Ja wprawdzie byłem w sierpniu (czyli w środku zimy) i po zamarzniętej Laguna Capri spacerowałem po lodzie to jednak dopiero Twoje zdjęcia pokazały mi to czego nie zobaczyłem. Podczas mojego pobytu zrozumiałem dobitnie co oznacza w rzeczywistości nazwa El Chalten: dymiąca góra - ani razu przez cały dzień nie pokazały się iglice. W TDP było już lepiej.
Piekne zdjecia, super relacja gratki !!! Powiedz tylko jak trafic taka piekna pogode jaka Ty miales? Ja lece 7 stycznia z Ams do Santiago pozniej Puerto Natales. I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.
Z pogodą choćbym chciał to nie pomogę [emoji6] Ale teoretycznie teraz jest lato więc powinno być dobrze. Odnośnie walut to ja miałem całość gotówki wymienioną w Buenos. W El Calafate nie słyszałem 'cambio,cambio' co nie znaczy,że nie da rady tego ogarnąć. Popytaj w swoim hotelu.
benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.
Nvjc napisał:benhen napisał: I mam pytanie , czy w El Calafate jest problem z wymiana Euro, dolarow na peso? Nie chodzi mi oczywiscie o wymiane po oficjalnym kursie.Nie ma problemu, choć kurs pewnie będzie delikatnie gorszy, niż w Buenos. Trzy lata temu po najlepszym kursie wymienić można było w restauracji Casimiro Bigua, zaraz obok jedynego w mieście kantoru. Na wejściu do restauracji stał kelner i na pytanie o wymianę prowadził po schodach na piętro restauracji. Ale tak jak piszę, to informacja sprzed covida. W razie czego wymienić można też w dużych sklepach z pamiątkami.E: W Googlach jest opinia do tej restauracji z wczoraj, według której wciąż można tam wymieniać.Potwierdzam, byłem w listopadzie, kurs (1 - 280) gorszy, niż w Western Union ale bez żadnej kolejki (w WU tego dnia kolejka była na co najmniej kilka godzin). Jak się zapyta w kantorze o wymianę to Pan robi duże oczy i kieruje na pięterko do restauracji.Świetna relacja i fajne zdjęcia. Miło się czytało, ponieważ byłem w tym samym okresie, mój plan pokrywał się niemal w 100% z Twoim i jakbym czytał swoje wspomnienia.
Kurs w w wymienionej restauracji sprzed tygodnia 1- 330, tak informacyjnie tylko. Dzięki Twojej relacji @OSK zdecydowanie zmodyfikowałem swoje plany i przyznam, że był to dobry wybór. Odpoczywam właśnie w saloniku Star Alliance w Amsterdamie i po powrocie skrobnę kilka słów.Doskonała relacja, jestem pod wrażeniem!
Relacja super i pomogła mi zaplanować wyjazd.Aktualizacja z listopada 2024:Wstęp do Perito i na szlaki nie jest bezpłatny ani tani. 3dniowy bilet to obecnie ok 90usd za os. Sam wstęp do Perito 45usd.Pogoda w listopadzie bywa kapryśna;) na szlaku Fitz Roy był snieg na ostatnim 1km i u góry. Ludzie w adidasach, idzie się wolno, gęsiego.a bylam w środku tygodnia. U góry rezyduje chyba lis, ale oswojony bo nie boi się ludzi. Niestety niektórzy go dokarmiają:( Obiady w restauracjach za 2os to koszt ok 40-50usd. Stek po ok 20usd, dodatki 5-10usd, piwo ok 4-6usd. Obecny kurs usd ars to oficjalnie ok 1015. Blue 1130
Trasa biegła wzdłuż jeziora o niepasującej do otoczenia nazwie czyli Lago Nordenskjöld.
Po drodze herbatka z widokiem. Ogólnie w TDP jest zakaz wzniecania ognia poza kampami, ale nie mogłem sobie odmówić. Teren całkowicie kamienisty, więc zagrożenia brak.
Nie dziwię się jednak, że w prowadzili ten zakaz – w 1985r. w wyniku zaprószenia ognia przez turystę spaliło się 150km2 lasów. Następnie w 2005r – przez czeskiego turystę spaliło się również 150km2. A w grudniu 2011 jakiś idiota z Izraela podpalił rolkę papieru toaletowego i z dymem poszło 176km2 terenu. Zarówno Czesi jak i Żydzi dofinansowali park w ramach zadośćuczynienia ale efektów jakoś nie widać – duża część terenu, szczególnie w części zachodniej wygląda tak:
Te 12km można spokojnie zrobić w 3h, ale po co się spieszyć skoro takie widoki po drodze?
Były miejsca, gdzie na szerokość mieściła się tyko jedna osoba, nie tylko w tym miejscu zresztą. Częste mijanki spowalniały dość mocno.
Tutaj dowód na to,że w adidaskach może być ciężko.
Był też czas na zabawy z makro. Ogólnie wiosna w pełni.
Zacząłem zbliżać się do celu – w oddali lodowiec Frances.
I pierwsze domki w Los Cuernos. Nie powiem – z ładnym widoczkiem.
Doszedłem ok. 16.00, a rozbijanie namiotu zacząłem od ugaszenia pragnienia. :D
Los Cuernos jest położone w pięknym miejscu, nad samym brzegiem jeziora. Z widokiem na wieże, ale od przeciwnej strony niż wczorajszy punkt widokowy oraz na lodowiec Frances. Posiada pełne zaplecze w postaci knajpy, kuchni, pryszniców, toalet. Darmowy jest również wrzątek – nie trzeba zużywać swojego gazu. Bardzo czysto i ogólnie fajna atmosfera – polecam każdemu zatrzymać się tutaj. Jest osobna kantyna dla niekorzystających z restauracji, włącznie ze zmywakiem. Platformy są fajnie ukryte w zaroślach.
Dla większości ludzi wieczorem ważniejsze było przesiadywanie w knajpie, ja jednak nie mogłem odpuścić zachodu słońca. Nikogo w promieniu kilkuset metrów. Bajka.
Jak się później okazało to był najłatwiejszy dzień w TDP…Nie da rady zobaczyć wszystkiego bez W. Możesz iść na wieże, jak ja w pierwszy dzień i wrócić. Albo lodowiec Grey z katamaranem w inny dzień (lewa kreska W). Ale to dwie osobne wycieczki i dwa wejscia do parku. Chyba,że zaszalejesz, przyjedziesz autem i weźmiesz nockę w hotelu na terenie parku.
Moim zdaniem W jest warte wysiłku. Zawsze możesz dołożyć jeden dzień i rozłożyć to w czasie.W 3. dniu wiedziałem,że nie będzie lekko, ale po kolei. Plan był taki, żeby zrobić środkową część literki W. Oznaczało to podejście do Mirador Britanico, zrzucając po drodze główny plecak (dymać 10km pod górę i 900m w pionie nie zamierzałem). Dalej zejście i przejście do ostatniego kampu na mojej trasie czyli Paine Grande. Łącznie 23km, w tym 13km z całym dobytkiem. Pocieszające było to, że zachód słońca w okresie w którym byłem w Patagonii jest o 21.00 więc łażenie z czołówką mi raczej nie groziło :)
@cart jesli nie zostaniesz na noc to ten odcinek Cię ominie.
Pierwszy etap do poszukiwanie miejsca na przechowanie plecaka. Zostawienie go w Los Cuernos nie wchodziło w rachubę, bo musiałbym się później po niego cofać. Przed przyjazdem wyguglałem, że po drodze mija się kamp o nazwie Italiano, który notabene jest darmowy. Pomyślałem, że tam rozbiję namiot i zostawię w nim niepotrzebne rzeczy. Później okazało się jednak, że miejsce to wygląda jakby nie istniało, brak jakiekolwiek infrastruktury, kupa połamanych drzew, jakby przeszło tam tornado. Także, nie radzę nastawiać się na darmowe noce w TDP :)
Szlak po opuszczeniu Los Cuernos biegnie w niektórych miejscach nad samym brzegiem jeziora.
Po godzinie drogi a kilkaset metrów przed Italiano pojawił się budynek strażników (chyba) gdzie na zewnątrz można odpocząć i uzupełnić wodę. A co najważniejsze są regały na plecaki. Nie sposób nie zauważyć tego miejsca idąc głównym szlakiem.
O 9.00m rano zbyt wiele wolnego miejsca już nie było więc musiałem zrobić małe przemeblowanie :shock:
Batonik energetyczny i można iść dalej. Pierwszym charakterystycznym miejscem po drodze jest punkt widokowy na lodowiec Frances. Znajduje się w dolinie o tej samej nazwie, którą maszerujemy w górę do głównego punktu widokowego. Jest to lodowiec wiszący, z którego co jakiś czas dobiegają odgłosy małych lawin i pękających brył lodu.
Pozostałe 5km to mozolne podejście na główny punkt czyli Mirador Britanico.