Odcinek przez góry, w porze zachodzącego słońca, był bardzo klimatyczny. Sporo chmur w oddali, wszędzie pustka, na horyzoncie szczyty gór, czasami tylko widoczni jacyś pasterze. Po minięciu przełęczy zaczął się zjazd w dół, kolejne serpentyny, linia rozpoczynającego się lasu. Tuż przed miejscowością Sairme (kolejne uzdrowiskowo) droga już lepsza, zaczyna się asfalt. Dojechaliśmy do cywilizacji! A że było już po zachodzie, mogłem stwierdzić, że najgorsze za nami.
Zatrzymałem się jeszcze przy sprzedawcy miodów i win. Miał tylko butelki 3 litrowe i strasznie chciał mi taką ilość sprzedać. Ostatecznie skończyło się na 1 litrze, musiałem tylko zorganizować odpowiednią butelkę po wodzie mineralnej. Do Kutaisi dojechaliśmy po 21. Mimo asfaltowej drogi nie obyło się bez wymijania ledwo widocznych krów. Nasze miejsce noclegowe znajdowało się na zboczu z widokiem na miasto, tak więc spożywanie ostatniego dla nas w Gruzji wina było umilone nocną panoramą Kutaisi.
Ostatni dzień. Zwiedzanie Kutaisi odpuszczamy, wystarczy rzut oka podczas śniadania.
Zdanie auta umówione mieliśmy już na lotnisku, na godz. 13. Do tego czasu przewidziane zostały dwie atrakcje. Pierwsza, tuż obok miejsca gdzie spędziliśmy noc, to katedra Bagrati. Oryginalna budowla pochodziła z XI wieku. Niestety, była w znacznym stopniu zniszczona. Gruzini do tego stopnia „dali się ponieść” odbudowie (np. metalowe wstawki w konstrukcji ściany), że pozycja ta karnie wyleciała z listy obiektów UNESCO. Na plus za to panorama miasta widoczna ze wzgórza.
Drugi cel naszej wyprawy wymagał wyjechania 10km poza Kutaisi.
XI-wieczny kompleks klasztorny Gelati znajduje się na liście UNESCO, a obecnie jest remontowany. Bardzo ładne miejsce, charakteryzuje je cisza i spokój. Monastyr obsadzony jest przez mnichów (są tu ich domki). Ze wzgórza rozpościera się panorama na ośnieżone szczyty górskie oraz – po drugiej stronie – na Kutaisi, w tym katedrę Bagrati, którą wcześniej odwiedziliśmy.
Są tu też wspaniałe WCty dla kobiet, typu open space, z zapewniającą intymność klimatyczną przegródką.
Nasza wyprawa dobiega końca. Udajemy się na lotnisko i - ku naszemu zaskoczeniu - nie możemy namierzyć żadnej knajpy. Raz, że w drodze na lotnisko prawie ich nie ma, dwa, że o godz. 12 niekoniecznie są czynne. Trafiamy do jakiegoś baru doklejonego do sali weselnej. Cóż, na bezrybiu i rak ryba.
Oddajemy auto, mam przejście z policją, bo zatrzymałem się przed lotniskiem, gdzie tego robić nie wolno. Na szczęście skończyło się tylko na pogrożeniu palcem i tym oto sposobem miło pożegnaliśmy się z Gruzją. Być może kiedyś tu jeszcze wrócę, wybrzeże plus Swanetia kuszą!
W Gruzji jest bardzo dużo bezdomnych psów, nawet na lotnisku:
Morze Czarne:
Mam nadzieję, że ktoś to czytał
:)
Koszty: Całość wyszła 2550 zł/1os - w tym 334 EUR kosztowało auto 4x4 z pełnym ubezpieczeniem z zerowym depozytem (5 dni) - 1582 zł bilety lotnicze z bagażem na 2 os. - noclegi 2 os. 640 zł - reszta żarcie, paliwo, wydatki
@eskie zgłoś się przez facebooka do Martyna z Gruzji. Polka, która tam mieszka i ma całą flotę 4x4. Pełne ubezpieczenie i zgoda na bezdroża. Na pewno najtańsza opcja, porównując do sieciówek. Ceny nie podam, bo w zimie pewnie leci w dół.
Czy mógłbym prosić kogoś z moderacji (@Washington) o przeniesieniu tematu do odpowiedniego działu: zdaje się że relacje > Azja (pozostałe regiony). Dopiero zauważyłem, że jestem na Bliskim Wschodzie. To przez listopadową wizytę w Jordanii, widać już się rwę, ale mimo wszystko nie zgadza się...wpis do usunięcia
Dobrze, że są te konkursy na relacje i takie "perełki" są z gąszczu postów wyciągane
:) Droga do Omalo wyrywa z butów! Muszę jechać!
:) Gruzja jest przepiękna, rok temu pojechałam "tylko" do Stepancmindy, ale widzę, że jak najszybciej muszę nadrobić zaległości! Świetne foty, jak zawsze zresztą
:)
Świetne zdjęcia, ciekawe opisy, dobry film. Zajrzałem na chwilę, a połknąłem całość opisu i filmu (no dobra, film troszkę przewijałem
;) ).A ja myślałem, że w Kirgistanie mieliśmy złe drogi...
:lol:
Jest tutaj tu nowa i została jeszcze do obejrzenia relacja z Kanady. Ale chyba mnie już nie zakręci. Na początku Gruzja jak Gruzja, miasta jak miasta, ulice jak ulice, ludzie jak ludzie...ale potem te góóóóóórrrrrryyyy!!! Coś wspaniałego!
Odcinek przez góry, w porze zachodzącego słońca, był bardzo klimatyczny. Sporo chmur w oddali, wszędzie pustka, na horyzoncie szczyty gór, czasami tylko widoczni jacyś pasterze. Po minięciu przełęczy zaczął się zjazd w dół, kolejne serpentyny, linia rozpoczynającego się lasu. Tuż przed miejscowością Sairme (kolejne uzdrowiskowo) droga już lepsza, zaczyna się asfalt. Dojechaliśmy do cywilizacji! A że było już po zachodzie, mogłem stwierdzić, że najgorsze za nami.
Zatrzymałem się jeszcze przy sprzedawcy miodów i win. Miał tylko butelki 3 litrowe i strasznie chciał mi taką ilość sprzedać. Ostatecznie skończyło się na 1 litrze, musiałem tylko zorganizować odpowiednią butelkę po wodzie mineralnej.
Do Kutaisi dojechaliśmy po 21. Mimo asfaltowej drogi nie obyło się bez wymijania ledwo widocznych krów. Nasze miejsce noclegowe znajdowało się na zboczu z widokiem na miasto, tak więc spożywanie ostatniego dla nas w Gruzji wina było umilone nocną panoramą Kutaisi.
Ostatni dzień. Zwiedzanie Kutaisi odpuszczamy, wystarczy rzut oka podczas śniadania.
Zdanie auta umówione mieliśmy już na lotnisku, na godz. 13. Do tego czasu przewidziane zostały dwie atrakcje. Pierwsza, tuż obok miejsca gdzie spędziliśmy noc, to katedra Bagrati. Oryginalna budowla pochodziła z XI wieku. Niestety, była w znacznym stopniu zniszczona. Gruzini do tego stopnia „dali się ponieść” odbudowie (np. metalowe wstawki w konstrukcji ściany), że pozycja ta karnie wyleciała z listy obiektów UNESCO. Na plus za to panorama miasta widoczna ze wzgórza.
Drugi cel naszej wyprawy wymagał wyjechania 10km poza Kutaisi.
XI-wieczny kompleks klasztorny Gelati znajduje się na liście UNESCO, a obecnie jest remontowany. Bardzo ładne miejsce, charakteryzuje je cisza i spokój. Monastyr obsadzony jest przez mnichów (są tu ich domki). Ze wzgórza rozpościera się panorama na ośnieżone szczyty górskie oraz – po drugiej stronie – na Kutaisi, w tym katedrę Bagrati, którą wcześniej odwiedziliśmy.
Są tu też wspaniałe WCty dla kobiet, typu open space, z zapewniającą intymność klimatyczną przegródką.
Nasza wyprawa dobiega końca. Udajemy się na lotnisko i - ku naszemu zaskoczeniu - nie możemy namierzyć żadnej knajpy. Raz, że w drodze na lotnisko prawie ich nie ma, dwa, że o godz. 12 niekoniecznie są czynne. Trafiamy do jakiegoś baru doklejonego do sali weselnej. Cóż, na bezrybiu i rak ryba.
Oddajemy auto, mam przejście z policją, bo zatrzymałem się przed lotniskiem, gdzie tego robić nie wolno. Na szczęście skończyło się tylko na pogrożeniu palcem i tym oto sposobem miło pożegnaliśmy się z Gruzją. Być może kiedyś tu jeszcze wrócę, wybrzeże plus Swanetia kuszą!
W Gruzji jest bardzo dużo bezdomnych psów, nawet na lotnisku:
Morze Czarne:
Mam nadzieję, że ktoś to czytał :)
Koszty:
Całość wyszła 2550 zł/1os
- w tym 334 EUR kosztowało auto 4x4 z pełnym ubezpieczeniem z zerowym depozytem (5 dni)
- 1582 zł bilety lotnicze z bagażem na 2 os.
- noclegi 2 os. 640 zł
- reszta żarcie, paliwo, wydatki