0
b79 12 października 2019 19:15
Image

Image

Image

Image

Dalej zdjęcia ze starej bazyliki:
Image

Image

Grobowiec św. Nino
Image

Przerwę na posiłek spędzamy we wspomnianym mieście Sighnaghi, które uznawane jest za jedno z najładniej położonych w Gruzji. Zlokalizowane na wzgórzu, z widokiem na równinę poprzedzającą wypiętrzenie Kaukazu. Jeśli ktoś chciałby skupić się na zwiedzaniu Kachetii, wypadu do parków narodowych, zwiedzaniu zabytków czy licznych tu winnic, miasto to wydaje się najlepszą opcją na bazę noclegową.

Image

Image

Image

Image

Image

Trafiamy do knajpki z pięknym widokiem z tarasu widokowego, zamawiamy wino i gruzińskie specjały, w tym po raz pierwszy chinkali, czyli duże pierożki z nadzieniem mięsnym (są też inne wersje). Należy chwycić je palcami, nadgryźć bok i wyssać zawartość. Krojenie nożem skończyłoby się wylaniem będącego w środku rosołku, a to już podpada pod błąd w sztuce spożycia.

Image

Image

Ostatni nasz odcinek biegnie do stolicy regionu, gdzie mamy nocleg - miasteczka Telawi. Po drodze mamy jeszcze dwie zaplanowane atrakcje. Pierwszą jest monastyr Nekresi, znajdujący się na wzgórzu na wysokości 800m. Trasę serpentynami na górę poprzedza budka strażnicza i szlaban. Wystarczy powiedzieć gdzie jedziemy i wpuszczają. Kompleks świątynny robi wrażenie. Jest pięknie zlokalizowany (widoki), ładny (klimat) i zamieszkały przez mnichów (nabożeństwo w kaplicy).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Do następnej atrakcji – dawnej stolicy królestwa Kachetii, twierdzy Gremi – docieramy tuż po godz. 20 przez co obiekt oglądamy tylko z zewnątrz; jest już zamknięty.

Image

Image

Do Telawi docieramy po zmroku. Właściciel mówi tylko po rosyjsku, więc kontakt utrudniony, ale wciąż na poziomie słowiańskich języków. Zaproszenie do prywatnej domowej piwniczki na degustację zrozumieliśmy, ale jakoś tak wieczór potoczył się, że niestety nie dotarliśmy tam.
Rano przywitał nas piękny widok z balkonu na piętrzące się góry, do których w tym dniu zmierzaliśmy.

Image

Plan był trochę szalony, by przebyć tak trudną drogą do Tuszetii na raptem jeden dzień. Według mnie warto, chociażby dla samej trasy i przygody, dla mojej żony – na tak krótki czas – nie. Śniadanie, jak zwykle bardzo sycące, jemy w towarzystwie gospodarza, który gdy dowiedział się, że jedziemy do Omalo, zaciął się na słowie осторожно (ostorożno).
Robimy jeszcze małe zakupy na miejscowym bazarze, kupujemy pomidory i świetne w Gruzji brzoskwinie. Pan nie chce przyjąć pieniędzy. Jesteśmy Polakami, nie przyjmie – to подарок (podarok). Jak widać język rosyjski wciąż umożliwia tu komunikację, chociaż całkiem dużo osób mówi już po angielsku.
Do przejechania mamy raptem 100 km, ale tylko 30km w warunkach cywilizowanych. Ten pierwszy, jeszcze dobry odcinek, wiedzie przez monastyr Alawerdi. Pochodzi z XI. wieku i jest po prostu piękny. W środku bardzo surowy z nie mniej surowym zacięciem jednego z mnichów, który przybiegł do mnie aż spod ikonostasu i wyprowadził ze świątyni, ponieważ robiłem zdjęcia stojąc w progu wejścia.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Droga do Omalo zaczyna się przewrotnie bardzo dobrym i równo wypoziomowanym asfaltem. Od skrętu z głównej trasy znak do celu pokazuje 72 km. Droga co roku, wraz z nowym sezonem, musi być udrażniana i remontowana (stąd widoczna obecność ciężkiego sprzętu). Oficjalnie otwierana jest w połowie czerwca (w praktyce przejezdna bywa już nawet w maju), a zamykana z końcem października. Co tu dużo mówić – nie jest łatwo. Wymaga odwagi, wielogodzinnego skupienia kierowcy, wyobraźni i doświadczenia. Myślę że pasażer też się meczy, bo „są momenty”, a jeśli aura nie sprzyja, silnik za słaby (pojemność 2.0 minimum, auto 4x4 obowiązkowo, chociaż widziałem miejscowego szaleńca, który mimo niskiego prześwitu i zwykłego auta jakoś tu wjechał) może być problematycznie. Dlatego warto dla takiego kalibru przygody i emocji udać się do Tuszetii i mieć na rozkładzie „najniebezpieczniejszą drogę w Gruzji” :) Jest ryzyko utraty życia – są wypadki śmiertelne.
Początkowo droga wiedzie wzdłuż rzeki Stori przez tereny zalesione. W pewnym momencie mija się polankę, gdzie rozstawione są wozy załadowane ulami. Z czymś takim jeszcze nie spotkałem się, ale widać mobilne pasieki mają sens, skoro w okresie letnim pszczoły wywożone są do pracy w takie miejsca.

Image

Podłoże zmienia się na wybitnie kamieniste. Staram się nie szarżować, zwalniać przed większymi osuwiskami, żeby przypadkiem nie przebić opony. Jeśli coś mnie stresuje, to właśnie wizja, że zmieniam koło i nie ma już opcji zapasowej. A trzeba wiedzieć, że w Tuszetii nie ma żadnej stacji benzynowej, warsztatu, ani wulkanizatora. Trasa wiedzie wzdłuż skarpy, niczym wydrążona rynna z zabudowanym bokiem, tak że czasami spływający z góry strumyk bije w przednią szybę i dach auta.

Image

Pniemy się w górę, raz jest to podłoże błotniste, miejscami zalane wodą, by po chwili rozjeżdżać kamienie, niektóre na tyle duże, że trzeba brać je między koła. Są tu wodospady i spływające w poprzek drogi brody rzeczne. Co jakiś czas trafiamy na inne auta, wówczas albo o włos mijamy się na wąskiej drodze, albo ktoś przystaje w szerszym miejscu, tak by drugie auto mogło przejechać. I tak krok po kroku, coraz wyżej, aż zaczynają się pierwsze serpentyny.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W 1/3 trasy mija się kamienny domek z gruzińską flagą, gdzie wystawione są kanistry. Ostatnia szansa na dolewkę paliwa. Od tego momentu opuszczamy zielone tereny nizinne, zaczynają się góry.

Image

Droga przypomina wąski taras przyklejony do stromego zbocza. Pojawiają się kapliczki, miejsca pamięci miejscowych, którzy zginęli pokonując tę drogę. Na ogół są to płyty z ciemnego granitu z wygrawerowanymi twarzami poległych osób, ale czasami też np. cała postać wraz z jej ulubionym koniem. Są też rekwizyty, takie jak lusterko, kierunkowskaz lub nawet maskownica auta (grill). No i najważniejszy zwyczaj w miejscowej kulturze: stoi butelka z czaczą (bimber) i szklaneczka. Pokonując trasę pije się zdrowie tych, którym poświęcone jest dane miejsce (potwierdzam – widziałem praktykujących Gruzinów). Tych kapliczek i miejsc postoju jest naprawdę dużo. I jak widać, tradycja wydaje się być niezagrożona…

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

eskie 12 października 2019 19:32 Odpowiedz
@b79Napisz proszę gdzie wypożyczałeś 4x4 i jak wrażenia z jazdy. Koszty wypożyczenia i ubezpieczenia też są ważne. Jadę 25.12-01.01
b79 12 października 2019 19:40 Odpowiedz
@eskie zgłoś się przez facebooka do Martyna z Gruzji. Polka, która tam mieszka i ma całą flotę 4x4. Pełne ubezpieczenie i zgoda na bezdroża. Na pewno najtańsza opcja, porównując do sieciówek. Ceny nie podam, bo w zimie pewnie leci w dół.
miriam 12 października 2019 21:25 Odpowiedz
Piękne zdjęcia.Czekam na c.d . Mam sentyment do tego kraju i jego mieszkańców. :)
b79 12 października 2019 23:12 Odpowiedz
Czy mógłbym prosić kogoś z moderacji (@Washington) o przeniesieniu tematu do odpowiedniego działu: zdaje się że relacje > Azja (pozostałe regiony). Dopiero zauważyłem, że jestem na Bliskim Wschodzie. To przez listopadową wizytę w Jordanii, widać już się rwę, ale mimo wszystko nie zgadza się...wpis do usunięcia
wintermute 30 października 2019 11:46 Odpowiedz
Czytał. Choć bardziej oglądał :-)
olajaw 5 listopada 2019 14:33 Odpowiedz
Dobrze, że są te konkursy na relacje i takie "perełki" są z gąszczu postów wyciągane :) Droga do Omalo wyrywa z butów! Muszę jechać! :) Gruzja jest przepiękna, rok temu pojechałam "tylko" do Stepancmindy, ale widzę, że jak najszybciej muszę nadrobić zaległości! Świetne foty, jak zawsze zresztą :)
marcinsss 10 listopada 2019 13:25 Odpowiedz
Świetne zdjęcia, ciekawe opisy, dobry film. Zajrzałem na chwilę, a połknąłem całość opisu i filmu (no dobra, film troszkę przewijałem ;) ).A ja myślałem, że w Kirgistanie mieliśmy złe drogi... :lol:
kobalt-x 24 listopada 2019 20:27 Odpowiedz
Jest tutaj tu nowa i została jeszcze do obejrzenia relacja z Kanady. Ale chyba mnie już nie zakręci. Na początku Gruzja jak Gruzja, miasta jak miasta, ulice jak ulice, ludzie jak ludzie...ale potem te góóóóóórrrrrryyyy!!! Coś wspaniałego!