Przed nami rozpościera się niesamowity krajobraz wulkaniczny i piękne góry. Tu góra Chulluncani, ma ponad 5000m n.p.m.
Wulkan Ollague jest ciągle aktywny
Rośnie tu też pewna endemiczna roślina, zabójczo zielona, która w dotyku przypomina skałę
Mijamy kilka lagun z solnymi jeziorami. Żerują tam niezliczone stada flamingów.
Krajobraz jest księżycowo-marsjański – a to dalej planeta Ziemia
Zatrzymujemy się w osamotnionej stacji meteorologiczno/geologicznej w Chiarkota. Obsługuje ją jedna osoba. To znajomy naszego Luiza więc wpadamy tam na lunch (sami go wieziemy z Uyuni)
Luiz cofając wpadł w jedyny zbiornik na wodę. Na szczęście jest z tworzywa i dało się go naprostować, nie pękł. Inaczej musielibyśmy gospodarza zabrać ze sobą!
Tu też są stada flamingów
Droga zanika, jedziemy już prawie w większości pustkowiem
Dojeżdżamy do pustyni Siloli i podziwiamy fantastyczne formacje skalne zwane Arbol de Pietra.
Charakterystyczne kamienne „drzewo”
Lam już nie widujemy tylko od czasu to czasu przemykają stada wikunii.
Wikunie prawie zostały wybite dla ich wspaniałego, ciepłego futra. Robi się z nich najdelikatniejsze swetry, bluzy i szale. Ponieważ wikunie są już pod ochroną więc podaż wełny jest niewielka. Ceny wyrobów za to kosmiczne np. sweter potrafi kosztować 2000USD! Wikunie żyją wysoko w zimniejszym klimacie. Jak je masowo łapano i golono z futra to po prostu umierały z zimna. Na szczęście w porę się opamiętano i mamy je na wolności w Boliwii i Peru!
Dojechaliśmy do jednej z największych atrakcji tej części pustyni – Laguna Colorada. Jest to płytkie jezioro solne z duża zawartością pewnego gatunku kolorowych alg, które w ciągu dnia podpływają na powierzchnię i powodują ten niesamowity głęboki czerwony kolor wody.
Ten kolor utrzymuje się od mniej więcej 9 rano do 17, potem algi opadają na dno i woda robi się znowu niebieska. To jest widoczek zapierający dech!
Kurczę, przy Waszych perypetiach z lotami z SCL, moja przygoda z sejfem w czasie pobytu w Santiago (pod koniec tego odcinka: gnam-se-sam,219,144662?start=60#p1257920) to była czysta igraszka
:DCiekawe, czy inni też mieli tam jakieś perturbacje, czy to tylko my takie gapy
:DCarmenere w Santiago, to istny balsam. Co ciekawe, w Polsce już mi tak nie smakowało...
hiszpan napisał:Czas zbierać się z powrotem do Santiago, nie chcę już spóźnić się na żaden samolot!Po drodze zajeżdżamy jeszcze do polecanej winnicy Vina Indomita w celu degustacji. Haha... ciekawe jakby się skończyło gdyby degustacja się powiodła.
;)
hiszpan napisał:W końcu chyba wygrywa resztka rozsądku, siadam z laptopem, googluję jakiś najtańszy bilet z La Paz do Limy, bulimy kolejną bezsensowną kasę i wracam z eticketem. Pan uśmiechnięty sprawdza i …. grzecznie zaprowadza nas na checkin po nasze karty pokładowe. Lecimy!Kolejnym razem takie rzeczy się rezerwuje na randomową datę (najlepiej oddaloną o m.in. tydzień - dwa) na xp albo innym amerykańskim OTA i po szczęśliwym boardingu / wlocie do kraju kasuje jednym klikiem: jeśli nastąpi to do 24 h (a w praktyce do końca następnego dnia więc zwykle dłużej) dostaje się full zwrot bez względu na warunki taryfy, cenę itp.
Masz 100% racji @marek2011, też na to wpadłem jak już przestał nade mną stać facet z Latam przypominając mi, że checkin zamykają za 23 minuty, jak już przeszliśmy koszmarną kolejkę do immigration (pracowały 3 okienka) i jak już dobiegliśmy do bramki na last call do Limy. Jak już sobie siadłem w fotelu Drimka to pomyślałem, że dokładnie tak trzeba było zrobić. Ot nauczka na przyszłość...
Rewelacja. Zastanawiałem się nawet czy nie wpaść wypożyczonym samochodem do Laguna Blanca by choć trochę liznąć Boliwii, ale potem przeczytałem, że nie przepuściliby mnie przez granicę. Widoki boliwijskie wydają się jednak lepsze niż okolice SPdA, nawet ze zdjęć z telefonu
;). Koniecznie muszę się tam wybrać w najbliższym czasie.
dla mnie trip z SPdA do Uyuni i okolice samego SPdA to najpiękniejsze przyrodnicze miejsce na ziemi - jest wszystko: ciepłe źródła, pustynia, doliny, wulkany, laguny, lamy i wikunie..te kolory oddają właśnie to jak tam jest
;) miło powspominać na zdjęciach
:)
Przed nami rozpościera się niesamowity krajobraz wulkaniczny i piękne góry. Tu góra Chulluncani, ma ponad 5000m n.p.m.
Wulkan Ollague jest ciągle aktywny
Rośnie tu też pewna endemiczna roślina, zabójczo zielona, która w dotyku przypomina skałę
Mijamy kilka lagun z solnymi jeziorami. Żerują tam niezliczone stada flamingów.
Krajobraz jest księżycowo-marsjański – a to dalej planeta Ziemia
Zatrzymujemy się w osamotnionej stacji meteorologiczno/geologicznej w Chiarkota. Obsługuje ją jedna osoba. To znajomy naszego Luiza więc wpadamy tam na lunch (sami go wieziemy z Uyuni)
Luiz cofając wpadł w jedyny zbiornik na wodę. Na szczęście jest z tworzywa i dało się go naprostować, nie pękł. Inaczej musielibyśmy gospodarza zabrać ze sobą!
Tu też są stada flamingów
Droga zanika, jedziemy już prawie w większości pustkowiem
Dojeżdżamy do pustyni Siloli i podziwiamy fantastyczne formacje skalne zwane Arbol de Pietra.
Charakterystyczne kamienne „drzewo”
Lam już nie widujemy tylko od czasu to czasu przemykają stada wikunii.
Wikunie prawie zostały wybite dla ich wspaniałego, ciepłego futra. Robi się z nich najdelikatniejsze swetry, bluzy i szale. Ponieważ wikunie są już pod ochroną więc podaż wełny jest niewielka. Ceny wyrobów za to kosmiczne np. sweter potrafi kosztować 2000USD!
Wikunie żyją wysoko w zimniejszym klimacie. Jak je masowo łapano i golono z futra to po prostu umierały z zimna. Na szczęście w porę się opamiętano i mamy je na wolności w Boliwii i Peru!
Dojechaliśmy do jednej z największych atrakcji tej części pustyni – Laguna Colorada. Jest to płytkie jezioro solne z duża zawartością pewnego gatunku kolorowych alg, które w ciągu dnia podpływają na powierzchnię i powodują ten niesamowity głęboki czerwony kolor wody.
Ten kolor utrzymuje się od mniej więcej 9 rano do 17, potem algi opadają na dno i woda robi się znowu niebieska.
To jest widoczek zapierający dech!