Na koniec czeka nas Devastation Trail - najnowsze dzieło wulkaniczne w parku:
Jeszcze roślinność nie dała tutaj rady:
Chociaż okazy botaniczne są niesamowite:
W parku schodzi nam całe pół dnia. Ale trzeba wracać, wieczorem mamy już następny lot do Los Angeles. Wracamy pętlą południową. Naprawdę Big Island jest w większości bezludna, dopiero na zachodnim wybrzeżu jakieś małe miejscowości. Po drodze znowu piękne widoki wulkaniczne, objeżdżamy Mauna Loa:
Powrót cywilizacji i od razu publiczne wyrażanie poglądów religijnych i politycznych (o Trumpie).
Oddajemy samochód punkcie poza lotniskiem, wiezie nas busik z wypożyczalni, kierująca Pani zagaduje skąd jesteśmy i gdzie lecimy. Opowiadam po krotce o naszej trasie. Generalnie jest pod wrażeniem ale 'wow' krzyczy dopiero gdy opowiadam, że będziemy w Londynie. To dla niej jest marzenie życia polecieć do Londynu!!! No proszę, punkt widzenia zależy mocno od punktu siedzenia
Terminal lotniska w Kona jest jakby to powiedzieć ..... ażurowy Tzn nie ma dachu ani ścian, to jest poczekalnia na airside:
Jeszcze pożegnalne mai taje na pożegnanie Hawajów....
Do Los Angeles wiezie na United Boeingiem 737-900. To było najtańsze połączenie jakie znalazłem, za 570zł 5 godzin lotu do L.A. W cenie biletu nie ma absolutnie niczego łącznie z bagażem pokładowym. Ale.... oprócz nas na pokład wchodzi jeszcze około 10 osób i mamy mnóstwo miejsca w tym locie:
Nad Benkiem widać w oddali światełka V22 Osprey, który bazuje na tym samym lotnisku. Kilka z nich widać było na horyzoncie w różnych przelotach. Niełatwo zobaczyć tego ptaszka w locie.
Następny odcinek już z Miasta Aniołów...
Nasz kolejny lot nocny, który przesypiamy prawie cały (5 godzin). United serwował napoje oraz słodkie ciasteczko. Na pokładzie internet, dzięki któremu można obejrzeć kilka filmów jak się pobrało apkę United przed wylotem lub bezpośrednio z laptopa przez ich stronkę. Ciekawe rozwiązanie dla PTV na lotach krajowych. Lądujemy w Los Angeles o 5.30 rano i biorę piąty już samochód z wypożyczalni (imho w LA Alamo jest najtańsze). O tej porze w wypożyczalni nie ma prawie nikogo, na parkingu facet mówi do mnie - bierz Pan co chcesz z placu! (zapłaciłem za kategorię standard) Wow - tego jeszcze nie miałem nigdzie Dzieciaki zachwycone, biegają od modelu do modelu (tata - bierzemy cabrio!!) - jest zabawa z wyborem jak w sklepie z zabawkami. W końcu ja decyduję niezdroworozsądkowo
O tej porze jeszcze nic nie jest otwarte więc podjeżdżamy do Hawthorne pod siedzibę SpaceX gdzie można prawie dotknąć pierwszego członu rakiety Falcon (której start widzieliśmy na żywo trzy lata temu na Cape Canaveral)
Wciąż jeszcze jest baardzo rano, w LA nie ma korków (ale będą pomimo tego, że to sobota). Jedziemy pod Santa Monica Pier:
Tutaj kończy się Route 66!
Dzieciaki koniecznie chcą zobaczyć Hollywood! Są w LA po raz pierwszy (ja chyba 10 raz) i to dla nich najważniejsze miejsce do zaistnienia w mediach społecznościowych. No to jedziemy:
Ciężko z parkowaniem ale tylko na głównej ulicy, boczne mają parkometry po 2usd za godzinę, można płacić kartą.
Znany widoczek:
Obowiązkowe przejście Aleją Gwiazd i wizyta pod Dolby Theatre (jest parę dni po Oscarach - tłumów brak). Po raz kolejny widać, że NIC tu więcej do zobaczenia nie ma.
Obiecaliśmy dzieciom zwiedzanie studia filmowego. Ofert jest kilka i zdroworozsądkowo wybieramy Warner Bros. Wprawdzie w necie info, że rezerwować trzeba z wyprzedzeniem ale jadę w ciemno chociaż zapytać. Na miejscu okazuje się, że w lutym nie potrzeba żadnych rezerwacji. Wbijamy się na kilkugodzinne zwiedzanie w małej grupce z przewodnikiem.
Po bardzo rozległym terenie studiów WB poruszamy się lokalnym busikiem:
Bardzo interesująca wycieczka, poznajemy tajniki lokacji różnych filmów, seriali i show, które tam były lub są dalej kręcone. Jest np. odtworzony kawałek Nowego Yorku (tylko fasady budynków) gdzie kręcono mnóstwo scen ulicznych dla 30-kilku filmów:
Kawałeczek dalej fragment lasu tropikalnego, kręcono ujęcia m.in. do Parku Jurajskiego
Mnóstwo fakeowych domów, kamienic i całych ulic z epoki. Niesamowite, że ujęcia z filmów i seriali, które wydają się kręcone w prawdziwych lokacjach powstają właśnie tutaj!!! Wszędzie chodzą również aktorzy ale chyba nie jesteśmy na bieżąco bo jakiejś znajomej twarzy nie widzimy.
Zwiedzamy też magazyny rekwizytów i strojów:
Oglądamy studio, gdzie nagrywany jest Ellen DeGeneres Show. Tutaj niczego prawie nie wolno nam dotykać!
A na koniec dowiadujemy się, że kręcono tu także prawie wszystkie odcinki "Przyjaciół", których akcja oryginalnie toczy się w "Nowym Jorku w LA"!
Wow, ale czad dla prawdziwych wielbicieli i na dodatek wolno usiąść na kanapie!
Świetne miejsce, gdzie schodzi nam prawie cały dzień. Wracamy na nocleg już w koszmarnych korkach Los Angeles - tu się nie da żyć!!!
Wieczorem zostawiamy dzieci w hotelu i idziemy z żoną znaleźć knajpkę na kolację walentynkową. To nie takie proste, okazuje się, że wszędzie są rezerwacje Na szczęście w jednym z lokali niedaleko, jest jeden wolny stolik w patio. A ponieważ to Kalifornia i jest ciepło w lutym - bierzemy - jest super miło przy winku kalifornijskim i fajnym specjalnym walentynkowym menu z deserem.
Jutro ostatni dzień w Ameryce i na jego koniec będziemy się bujać do Europy już....
Ostatni dzień schodzi nam na kręceniu się po LA w paru ładnych miejscach a na deser lądujemy w centrum outletowym Citadel, gdzie moja żona w końcu spełnia się zakupowo
Na horyzoncie lata sterowiec GoodYeara, fajnie to widać:
W końcu nadchodzi czas powrotu. Wylot mamy o 18 i trzeba jeszcze oddać samochód. Norwegian bardzo przyspiesza boarding więc jeszcze łapiemy coś do jedzenia w KFC na wynos i wsiadamy na długi, ponad 11-godzinny lot do Londynu Gatwick. Ostatnie promienie słońca Kalifornii:
Wybrałem Norwegiana oczywiście przez cenę - Bilet LAX-LGW kosztował 670zł. Ale bez jedzenia na pokładzie więc zabieramy pudełka z KFC na pokład i bez problemu tam konsumujemy Pokład B787 Norwegiana tak samo ciasny jak w analogicznym Benku Jetstara. Jedyna różnica na plus to darmowe PTV. Można zamawiać posiłki i przekąski w menu w PTV, zapłacić od razu kartą pod ekranem i steward przynosi zamówienie na tacy w dowolnym momencie lotu. To jest fajne! Trenujemy tak z żonką po buteleczce wina za szczęśliwy powrót. Podróż bezproblemowa i przesypiamy większość lotu. Lądowanie o czasie w deszczowym Londynie.
Jest niedziela, 12.30 w południe a następny lot mamy z London City naszym LOTem do Warszawy o 18.00. Było tylko trochę drożej (ok 80zł) od Wizza więc nie pożałowałem, dzieci jeszcze nigdy nie leciały LOTem. Ale z Gatwick trzeba się jakoś do City przedostać więc na początek jedziemy lokalnym pociągiem do stacji London Bridge:
Tam zostawiam żonę z bagażami na moment i idziemy z dziećmi zobaczyć Tower i Tower Bridge na piechotkę
To zwiedzanie robimy specjalnie z dedykacją dla Pani z busika lotniskowego w Kona na Big Island, dla której, jak pamiętacie było to marzenie życia.
No ale leje już coraz bardziej (w końcu to Londyn) i postanawiam Uberem dojechać do London City z całą ekipą. Nie wychodzi nawet drogo. Nadajemy bagaże i przy okazji dowiadujemy się, że LOT złapał opóźnienie, co najmniej 2 godziny. Co tam - to nasz ostatni lot w tej podróży już prosto do domu. Dostajemy od miłego Pana voucher na 14 funtów i można go użyć tylko w jednej knajpce na bardzo ciasnym City Airport. Przechodzimy immigration i dostaję nagle telefon z LOTu - nasz lot odwołano!! No nie, przeżywam dejavu, przecież dwa lata temu podczas mojej pierwszej podróży dookoła świata także leciałem Norwegianem z Los Angeles ale do Kopenhagi, i SAS po dwugodzinnym opóźnieniu także odwołał ostatni samolot do Warszawy. No to jakaś zmowa normalnie.
No nic trzeba dowiedzieć się co się stało bo nagle za oknami pojawia się nasz lotowski Embraer prosto z Warszawy!
Chyba, że będzie robił rotację do Wilna. Jak już odebraliśmy bagaże to przy check-in dostajemy bilet na poranny lot British Airways do Warszawy dla całej naszej rodziny ale z Heathrow Dopytuję dalej i dodatkowo przewiozą nas na Heathrow i dadzą hotel przy lotnisku. Przynajmniej tyle. Miła Pani zaprowadza nas na postój i wsadza wszystkich z bagażami do fajnej londyńskiej taksówy:
No cóż trzeba potraktować to jak przygodę, bo dzieciaki trochę smutne, że nie polecą LOTem z fajnego lotniska ale za to podjarane perspektywą przejażdżki i jeszcze jednego dobrego hotelu Taxi robi nam 1,5h tour po Londynie i podwozi pod Novotel na Heathrow (LOT płaci). Tutaj jeszcze dodatkowo voucher na kolację (pycha), siadamy jeszcze z żoną na ostatnią lampkę wina na powodzenie powrotu i idziemy spać w końcu. Rano śniadanko w hotelu w stylu angielskim:
I busem na terminal. Do Warszawy wiezie nas pełniutki A321 British Airways, 2 godzinki i jesteśmy na Okęciu.
No, powiem Ci @hiszpan, że wyprawa jak ta lala
:D Różne wyjazdy były tu opisywane, ale RTW w 12 dni i to z żoną i trójką dzieci (nawet jeśli już nastoletnich) raczej jeszcze nie było. Że dzieci były zadowolone, to mogę uwierzyć, ale żona to chyba trochę ubarwiła swoje odczucia
:DAle smaku to żeś narobił na jakieś kółeczko
;)
Na koniec czeka nas Devastation Trail - najnowsze dzieło wulkaniczne w parku:
Jeszcze roślinność nie dała tutaj rady:
Chociaż okazy botaniczne są niesamowite:
W parku schodzi nam całe pół dnia. Ale trzeba wracać, wieczorem mamy już następny lot do Los Angeles.
Wracamy pętlą południową. Naprawdę Big Island jest w większości bezludna, dopiero na zachodnim wybrzeżu jakieś małe miejscowości. Po drodze znowu piękne widoki wulkaniczne, objeżdżamy Mauna Loa:
Powrót cywilizacji i od razu publiczne wyrażanie poglądów religijnych i politycznych (o Trumpie).
Oddajemy samochód punkcie poza lotniskiem, wiezie nas busik z wypożyczalni, kierująca Pani zagaduje skąd jesteśmy i gdzie lecimy. Opowiadam po krotce o naszej trasie. Generalnie jest pod wrażeniem ale 'wow' krzyczy dopiero gdy opowiadam, że będziemy w Londynie. To dla niej jest marzenie życia polecieć do Londynu!!! No proszę, punkt widzenia zależy mocno od punktu siedzenia
Terminal lotniska w Kona jest jakby to powiedzieć ..... ażurowy Tzn nie ma dachu ani ścian, to jest poczekalnia na airside:
Jeszcze pożegnalne mai taje na pożegnanie Hawajów....
Do Los Angeles wiezie na United Boeingiem 737-900. To było najtańsze połączenie jakie znalazłem, za 570zł 5 godzin lotu do L.A.
W cenie biletu nie ma absolutnie niczego łącznie z bagażem pokładowym. Ale.... oprócz nas na pokład wchodzi jeszcze około 10 osób i mamy mnóstwo miejsca w tym locie:
Nad Benkiem widać w oddali światełka V22 Osprey, który bazuje na tym samym lotnisku. Kilka z nich widać było na horyzoncie w różnych przelotach. Niełatwo zobaczyć tego ptaszka w locie.
Następny odcinek już z Miasta Aniołów...
Nasz kolejny lot nocny, który przesypiamy prawie cały (5 godzin). United serwował napoje oraz słodkie ciasteczko. Na pokładzie internet, dzięki któremu można obejrzeć kilka filmów jak się pobrało apkę United przed wylotem lub bezpośrednio z laptopa przez ich stronkę. Ciekawe rozwiązanie dla PTV na lotach krajowych.
Lądujemy w Los Angeles o 5.30 rano i biorę piąty już samochód z wypożyczalni (imho w LA Alamo jest najtańsze). O tej porze w wypożyczalni nie ma prawie nikogo, na parkingu facet mówi do mnie - bierz Pan co chcesz z placu! (zapłaciłem za kategorię standard) Wow - tego jeszcze nie miałem nigdzie Dzieciaki zachwycone, biegają od modelu do modelu (tata - bierzemy cabrio!!) - jest zabawa z wyborem jak w sklepie z zabawkami. W końcu ja decyduję niezdroworozsądkowo
O tej porze jeszcze nic nie jest otwarte więc podjeżdżamy do Hawthorne pod siedzibę SpaceX gdzie można prawie dotknąć pierwszego członu rakiety Falcon (której start widzieliśmy na żywo trzy lata temu na Cape Canaveral)
Wciąż jeszcze jest baardzo rano, w LA nie ma korków (ale będą pomimo tego, że to sobota). Jedziemy pod Santa Monica Pier:
Tutaj kończy się Route 66!
Dzieciaki koniecznie chcą zobaczyć Hollywood! Są w LA po raz pierwszy (ja chyba 10 raz) i to dla nich najważniejsze miejsce do zaistnienia w mediach społecznościowych. No to jedziemy:
Ciężko z parkowaniem ale tylko na głównej ulicy, boczne mają parkometry po 2usd za godzinę, można płacić kartą.
Znany widoczek:
Obowiązkowe przejście Aleją Gwiazd i wizyta pod Dolby Theatre (jest parę dni po Oscarach - tłumów brak). Po raz kolejny widać, że NIC tu więcej do zobaczenia nie ma.
Obiecaliśmy dzieciom zwiedzanie studia filmowego. Ofert jest kilka i zdroworozsądkowo wybieramy Warner Bros. Wprawdzie w necie info, że rezerwować trzeba z wyprzedzeniem ale jadę w ciemno chociaż zapytać. Na miejscu okazuje się, że w lutym nie potrzeba żadnych rezerwacji. Wbijamy się na kilkugodzinne zwiedzanie w małej grupce z przewodnikiem.
Po bardzo rozległym terenie studiów WB poruszamy się lokalnym busikiem:
Bardzo interesująca wycieczka, poznajemy tajniki lokacji różnych filmów, seriali i show, które tam były lub są dalej kręcone. Jest np. odtworzony kawałek Nowego Yorku (tylko fasady budynków) gdzie kręcono mnóstwo scen ulicznych dla 30-kilku filmów:
Kawałeczek dalej fragment lasu tropikalnego, kręcono ujęcia m.in. do Parku Jurajskiego
Mnóstwo fakeowych domów, kamienic i całych ulic z epoki. Niesamowite, że ujęcia z filmów i seriali, które wydają się kręcone w prawdziwych lokacjach powstają właśnie tutaj!!! Wszędzie chodzą również aktorzy ale chyba nie jesteśmy na bieżąco bo jakiejś znajomej twarzy nie widzimy.
Zwiedzamy też magazyny rekwizytów i strojów:
Oglądamy studio, gdzie nagrywany jest Ellen DeGeneres Show. Tutaj niczego prawie nie wolno nam dotykać!
A na koniec dowiadujemy się, że kręcono tu także prawie wszystkie odcinki "Przyjaciół", których akcja oryginalnie toczy się w "Nowym Jorku w LA"!
Wow, ale czad dla prawdziwych wielbicieli i na dodatek wolno usiąść na kanapie!
Świetne miejsce, gdzie schodzi nam prawie cały dzień. Wracamy na nocleg już w koszmarnych korkach Los Angeles - tu się nie da żyć!!!
Wieczorem zostawiamy dzieci w hotelu i idziemy z żoną znaleźć knajpkę na kolację walentynkową. To nie takie proste, okazuje się, że wszędzie są rezerwacje Na szczęście w jednym z lokali niedaleko, jest jeden wolny stolik w patio. A ponieważ to Kalifornia i jest ciepło w lutym - bierzemy - jest super miło przy winku kalifornijskim i fajnym specjalnym walentynkowym menu z deserem.
Jutro ostatni dzień w Ameryce i na jego koniec będziemy się bujać do Europy już....
Ostatni dzień schodzi nam na kręceniu się po LA w paru ładnych miejscach a na deser lądujemy w centrum outletowym Citadel, gdzie moja żona w końcu spełnia się zakupowo
Na horyzoncie lata sterowiec GoodYeara, fajnie to widać:
W końcu nadchodzi czas powrotu. Wylot mamy o 18 i trzeba jeszcze oddać samochód. Norwegian bardzo przyspiesza boarding więc jeszcze łapiemy coś do jedzenia w KFC na wynos i wsiadamy na długi, ponad 11-godzinny lot do Londynu Gatwick. Ostatnie promienie słońca Kalifornii:
Wybrałem Norwegiana oczywiście przez cenę - Bilet LAX-LGW kosztował 670zł. Ale bez jedzenia na pokładzie więc zabieramy pudełka z KFC na pokład i bez problemu tam konsumujemy
Pokład B787 Norwegiana tak samo ciasny jak w analogicznym Benku Jetstara. Jedyna różnica na plus to darmowe PTV. Można zamawiać posiłki i przekąski w menu w PTV, zapłacić od razu kartą pod ekranem i steward przynosi zamówienie na tacy w dowolnym momencie lotu. To jest fajne! Trenujemy tak z żonką po buteleczce wina za szczęśliwy powrót.
Podróż bezproblemowa i przesypiamy większość lotu. Lądowanie o czasie w deszczowym Londynie.
Jest niedziela, 12.30 w południe a następny lot mamy z London City naszym LOTem do Warszawy o 18.00. Było tylko trochę drożej (ok 80zł) od Wizza więc nie pożałowałem, dzieci jeszcze nigdy nie leciały LOTem.
Ale z Gatwick trzeba się jakoś do City przedostać więc na początek jedziemy lokalnym pociągiem do stacji London Bridge:
Tam zostawiam żonę z bagażami na moment i idziemy z dziećmi zobaczyć Tower i Tower Bridge na piechotkę
To zwiedzanie robimy specjalnie z dedykacją dla Pani z busika lotniskowego w Kona na Big Island, dla której, jak pamiętacie było to marzenie życia.
No ale leje już coraz bardziej (w końcu to Londyn) i postanawiam Uberem dojechać do London City z całą ekipą. Nie wychodzi nawet drogo. Nadajemy bagaże i przy okazji dowiadujemy się, że LOT złapał opóźnienie, co najmniej 2 godziny. Co tam - to nasz ostatni lot w tej podróży już prosto do domu. Dostajemy od miłego Pana voucher na 14 funtów i można go użyć tylko w jednej knajpce na bardzo ciasnym City Airport. Przechodzimy immigration i dostaję nagle telefon z LOTu - nasz lot odwołano!! No nie, przeżywam dejavu, przecież dwa lata temu podczas mojej pierwszej podróży dookoła świata także leciałem Norwegianem z Los Angeles ale do Kopenhagi, i SAS po dwugodzinnym opóźnieniu także odwołał ostatni samolot do Warszawy. No to jakaś zmowa normalnie.
No nic trzeba dowiedzieć się co się stało bo nagle za oknami pojawia się nasz lotowski Embraer prosto z Warszawy!
Chyba, że będzie robił rotację do Wilna.
Jak już odebraliśmy bagaże to przy check-in dostajemy bilet na poranny lot British Airways do Warszawy dla całej naszej rodziny ale z Heathrow Dopytuję dalej i dodatkowo przewiozą nas na Heathrow i dadzą hotel przy lotnisku. Przynajmniej tyle. Miła Pani zaprowadza nas na postój i wsadza wszystkich z bagażami do fajnej londyńskiej taksówy:
No cóż trzeba potraktować to jak przygodę, bo dzieciaki trochę smutne, że nie polecą LOTem z fajnego lotniska ale za to podjarane perspektywą przejażdżki i jeszcze jednego dobrego hotelu
Taxi robi nam 1,5h tour po Londynie i podwozi pod Novotel na Heathrow (LOT płaci). Tutaj jeszcze dodatkowo voucher na kolację (pycha), siadamy jeszcze z żoną na ostatnią lampkę wina na powodzenie powrotu i idziemy spać w końcu.
Rano śniadanko w hotelu w stylu angielskim:
I busem na terminal. Do Warszawy wiezie nas pełniutki A321 British Airways, 2 godzinki i jesteśmy na Okęciu.