Wracamy i następnym punktem programu jest zwiedzanie łodzi podwodnej USS Bowfin:
Tu zwiedzanie jest niestety płatne ale - trzeba zobaczyć środek okrętu:
Jest super ciasno, załoga ma koje dzielone z torpedami!
Na pokładzie można pobawić się działem:
Całe muzeum jest świetne i bardzo pouczające. Kawał historii się tu zadział.
Resztę dnia odpoczywamy już na plażach Oahu ciesząc się z wspaniałej pogody...
Woda jest cieplutka i ma niesamowity kolor...
Korzystamy z przepięknej pogody i cały następny dzień spędzamy na plażach Oahu. Na początek uwielbiane przez surferów plaże West Coast:
W południe decydujemy się pojechać do zatoki Hanauma Bay na piękną plażę z rafą koralową. Wstęp na tą plażę jest płatny (7,5USD od osoby dorosłej, dzieci do 12 lat nie płacą), dodatkowo 1USD za parking. Z daleka wygląda zachęcająco:
A z bliska - to prawdziwy raj
Cieplutka woda z tysiącami kolorowych rybek i żywą rafą koralową. To jest number 1 atrakcja dla dzieci (i nie tylko) na Oahu!
Wykładam się na piasku i mam taki widok przed oczami
Takiego odpoczynku i Wam wszystkim życzę...
Po południu zbieramy się aby pochodzić jeszcze trochę po Honolulu, po drodze też piękne widoki:
Wieczorem tłoczno na głównej ulicy, turyści to prawie w 90% Japończycy o tej porze roku.
Miejscowa straż pożarna też ma niezbędny ekwipunek pod ręką:
A my kończymy dzień wspaniałym mai tajem
Koniec pobytu na Oahu, jutro rano przelot na Big Island!
Rano pakujemy się na lotnisko w Honolulu na poranny lot linią Hawaiian z Oahu do Big Island. Ten lokalny przewoźnik korzysta z floty Boeingów 717 czyli wersji Mad Doga MD-80 produkowanego przez krótką chwilkę po przejęciu McDonnell Douglas przez Boeinga. Bilet kosztował 149zł od osoby.
W pamięci mam odcinek "Katastrofy w przestworzach" o pamiętnym przelocie Boeinga 737 nieistniejącej już linii Aloha Airlines w przeciwną stronę (z Big Island na Oahu), w którym oderwała się spora część górnego poszycia do gołych foteli i mimo to udało się załodze szczęśliwie wylądować (zginęła tylko jedna stewardesa). Musiała być to niezła trauma dla tych pasażerów co siedzieli "pod chmurką" - przynajmniej na osłodę mieli świetne widoki! Nie chcemy takiej powtórki, pogoda jest ładna a lot do Kona ma trwać tylko 40 minut.
Po starcie piękne widoczki na Honolulu, Waikiki Beach, kalderę Diamond Head i majaczącą z daleka zatokę Hanauma Bay:
Na pokładzie soczek, woda lub kawa do wyboru:
Deboarding przez fajny pomost a i pogoda śliczna
Na lotnisku witają nas hawajskie tańce i gitara Super miło.
Plan na dziś jest prosty - objechać dwa wulkany i pospacerować w Hawaii Volcanoes National Park. Biorę samochód z wypożyczalni i na pierwszy ogień idzie Mauna Kea, jedziemy pętlą północną:
Po opuszczeniu lotniska i przejechaniu przez osiedla Kony wjeżdżamy na pustkowia Big Island. Ta wyspa jest jednym wielkim bezdrożem z kilkoma małymi miejscowościami. Zupełne przeciwieństwo Oahu. Po drodze nieskończone pola lawowe i zero cywilizacji (co najwyżej instalacje wojskowe). Najbliższa stacja benzynowa za 70mil!
Po chwili ukazuje się nam Mauna Kea, czubek jest ośnieżony.
Nie będziemy na nią wjeżdżać (jest jakieś halo po drodze z protestami) więc mijamy ten majestatyczny wulkan po drodze. Dookoła lawa....
Roślinność też taka trochę nieziemska:
Nasza aktualna fura przy drodze do Hilo (Chevy Malibu nówka fungiel, miał 10 mil na liczniku i folie w kokpicie)
Dojeżdżamy do Hilo i na stacji benzynowej posilamy się po długiej podróży. Hitem są "polish sausages" oraz corndogi - dzieci uwielbiają
Wbijamy się do parku Hawaii Volcanoes. Wjazd płatny jak to w parkach USA a potem zwiedzanie tradycyjne - samochodem od parkingu do parkingu i krótkie trekingi. Na pierwszy ogień idą kominy siarkowe:
Wszędzie dookoła coś dymi i śmierdzi
Roślinność trochę egzotyczna dla nas:
Dookoła zieją otwory w ziemi z których wydobywa się para wodna, trzeba uważać aby nie wpaść!
Jesteśmy na krawędzi wielkiej kaldery wulkanu Kilauea. W information centre dostaliśmy mapę z kserówek. Tłumaczą, że dość często zmienia się krajobraz i ścieżki przez aktywność wulkanu więc nic nie drukują nic stałego.
W dole dymi!
Na szczęście dzisiaj jest otwarty szlak na sam dół. Naszym celem jest stanąć na powierzchni zastygłej lawy wulkanu. Sama trasa w dół jest niesamowita przez egzotyczną roślinność po drodze:
Możemy tylko zakrzyknąć "Wow"
Jesteśmy na dole, co za nieziemskie doświadczenie, nagle ogarnęła nas pustynia lawowa:
Oczywiście nie wolno dalej wchodzić - grozi wpadnięciem w naprawdę "gorącą" rozpadlinkę:
Niezłe przeżycie! Ale jedziemy dalej i zwiedzamy kolejne, już mniejsze kaldery:
No, powiem Ci @hiszpan, że wyprawa jak ta lala
:D Różne wyjazdy były tu opisywane, ale RTW w 12 dni i to z żoną i trójką dzieci (nawet jeśli już nastoletnich) raczej jeszcze nie było. Że dzieci były zadowolone, to mogę uwierzyć, ale żona to chyba trochę ubarwiła swoje odczucia
:DAle smaku to żeś narobił na jakieś kółeczko
;)
Wracamy i następnym punktem programu jest zwiedzanie łodzi podwodnej USS Bowfin:
Tu zwiedzanie jest niestety płatne ale - trzeba zobaczyć środek okrętu:
Jest super ciasno, załoga ma koje dzielone z torpedami!
Na pokładzie można pobawić się działem:
Całe muzeum jest świetne i bardzo pouczające. Kawał historii się tu zadział.
Resztę dnia odpoczywamy już na plażach Oahu ciesząc się z wspaniałej pogody...
Woda jest cieplutka i ma niesamowity kolor...
Korzystamy z przepięknej pogody i cały następny dzień spędzamy na plażach Oahu. Na początek uwielbiane przez surferów plaże West Coast:
W południe decydujemy się pojechać do zatoki Hanauma Bay na piękną plażę z rafą koralową. Wstęp na tą plażę jest płatny (7,5USD od osoby dorosłej, dzieci do 12 lat nie płacą), dodatkowo 1USD za parking.
Z daleka wygląda zachęcająco:
A z bliska - to prawdziwy raj
Cieplutka woda z tysiącami kolorowych rybek i żywą rafą koralową. To jest number 1 atrakcja dla dzieci (i nie tylko) na Oahu!
Wykładam się na piasku i mam taki widok przed oczami
Takiego odpoczynku i Wam wszystkim życzę...
Po południu zbieramy się aby pochodzić jeszcze trochę po Honolulu, po drodze też piękne widoki:
Wieczorem tłoczno na głównej ulicy, turyści to prawie w 90% Japończycy o tej porze roku.
Miejscowa straż pożarna też ma niezbędny ekwipunek pod ręką:
A my kończymy dzień wspaniałym mai tajem
Koniec pobytu na Oahu, jutro rano przelot na Big Island!
Rano pakujemy się na lotnisko w Honolulu na poranny lot linią Hawaiian z Oahu do Big Island. Ten lokalny przewoźnik korzysta z floty Boeingów 717 czyli wersji Mad Doga MD-80 produkowanego przez krótką chwilkę po przejęciu McDonnell Douglas przez Boeinga. Bilet kosztował 149zł od osoby.
W pamięci mam odcinek "Katastrofy w przestworzach" o pamiętnym przelocie Boeinga 737 nieistniejącej już linii Aloha Airlines w przeciwną stronę (z Big Island na Oahu), w którym oderwała się spora część górnego poszycia do gołych foteli i mimo to udało się załodze szczęśliwie wylądować (zginęła tylko jedna stewardesa). Musiała być to niezła trauma dla tych pasażerów co siedzieli "pod chmurką" - przynajmniej na osłodę mieli świetne widoki! Nie chcemy takiej powtórki, pogoda jest ładna a lot do Kona ma trwać tylko 40 minut.
Po starcie piękne widoczki na Honolulu, Waikiki Beach, kalderę Diamond Head i majaczącą z daleka zatokę Hanauma Bay:
Na pokładzie soczek, woda lub kawa do wyboru:
Deboarding przez fajny pomost a i pogoda śliczna
Na lotnisku witają nas hawajskie tańce i gitara Super miło.
Plan na dziś jest prosty - objechać dwa wulkany i pospacerować w Hawaii Volcanoes National Park. Biorę samochód z wypożyczalni i na pierwszy ogień idzie Mauna Kea, jedziemy pętlą północną:
Po opuszczeniu lotniska i przejechaniu przez osiedla Kony wjeżdżamy na pustkowia Big Island. Ta wyspa jest jednym wielkim bezdrożem z kilkoma małymi miejscowościami. Zupełne przeciwieństwo Oahu. Po drodze nieskończone pola lawowe i zero cywilizacji (co najwyżej instalacje wojskowe). Najbliższa stacja benzynowa za 70mil!
Po chwili ukazuje się nam Mauna Kea, czubek jest ośnieżony.
Nie będziemy na nią wjeżdżać (jest jakieś halo po drodze z protestami) więc mijamy ten majestatyczny wulkan po drodze.
Dookoła lawa....
Roślinność też taka trochę nieziemska:
Nasza aktualna fura przy drodze do Hilo (Chevy Malibu nówka fungiel, miał 10 mil na liczniku i folie w kokpicie)
Dojeżdżamy do Hilo i na stacji benzynowej posilamy się po długiej podróży. Hitem są "polish sausages" oraz corndogi - dzieci uwielbiają
Wbijamy się do parku Hawaii Volcanoes. Wjazd płatny jak to w parkach USA a potem zwiedzanie tradycyjne - samochodem od parkingu do parkingu i krótkie trekingi. Na pierwszy ogień idą kominy siarkowe:
Wszędzie dookoła coś dymi i śmierdzi
Roślinność trochę egzotyczna dla nas:
Dookoła zieją otwory w ziemi z których wydobywa się para wodna, trzeba uważać aby nie wpaść!
Jesteśmy na krawędzi wielkiej kaldery wulkanu Kilauea. W information centre dostaliśmy mapę z kserówek. Tłumaczą, że dość często zmienia się krajobraz i ścieżki przez aktywność wulkanu więc nic nie drukują nic stałego.
W dole dymi!
Na szczęście dzisiaj jest otwarty szlak na sam dół. Naszym celem jest stanąć na powierzchni zastygłej lawy wulkanu. Sama trasa w dół jest niesamowita przez egzotyczną roślinność po drodze:
Możemy tylko zakrzyknąć "Wow"
Jesteśmy na dole, co za nieziemskie doświadczenie, nagle ogarnęła nas pustynia lawowa:
Oczywiście nie wolno dalej wchodzić - grozi wpadnięciem w naprawdę "gorącą" rozpadlinkę:
Niezłe przeżycie!
Ale jedziemy dalej i zwiedzamy kolejne, już mniejsze kaldery: