Liczymy skały i.... nie ma dwunastu! Dlaczego? Oto wytłumaczenie:
Eech, piękna ta przyroda:
Spacerujemy wydzielonymi ścieżkami no ale przecież .... to Australia! Kontynent z niebezpiecznymi zwierzętami i tu nie ma żartów:
Zrobiło się mocno po południu - czas wracać do Melbourne na kwaterę. Zarezerwowałem hostel prawie w samym centrum miasta (Arrow on Swanston). Po przejechaniu prawie 600km wbijamy na nocleg. Dzieci szybko spać a my z żoną..... na nocny wypad na miasto bo przecież jest sobota wieczór. Niestraszne nam zmęczenie jak możemy zobaczyć i skosztować nowych rzeczy. Spacerujemy Elisabeth Street by night i wpadamy do fajnej knajpki na..... steki z kangura
Oczywiście z lokalnym kraftem Jest pycha!!
Drugi dzień w Australii przeznaczamy na zwiedzanie centrum Melbourne. Jest piękna pogoda a my mamy hostel świetnie położony na piesze wycieczki. Jest niedzielny poranek i Melbourne w promieniach słońca wygląda pięknie:
Po drodze biblioteka miejska (State Library Victoria) z fajnym drogowskazem:
Dochodzimy do Flinders Street Railway Station
Wzdłuż rzeki Yarry piękny deptak
Na chodniku przy promenadzie artyści uliczni zabawiają przechodniów. Ale.... czyżbym widział znajomą twarz??? Oczywiście, swój występ ma tutaj Kacper Mysiorek, znany młody polski performer, którego można często spotkać w wakacje robiącego pokazy na Starym Mieście w Warszawie Znam go dobrze, robił niesamowity pokaz magiczny dla gości na moich urodzinach rok temu! A to jest okazja aby pogadać, zapraszamy go na lunch i poznajemy jak się wiedzie artystom ulicznym na świecie i w Australii, gdzie spędza akurat dwa miesiące. W knajpce przy Southbank Promenade obsługuje nas kelnerka ze .... Śląska Cieszyńskiego (jest na work&travel) a menedżer restauracji macha nam i pozdrawia ... też po polsku
Trzeba mieć niezłą gadanę aby zachęcić ludzi na chodniku aby przystanęli i jeszcze dali kasę na koniec !!!
Powodzenia Kacper w dalszych podróżach i performance ulicznym!!!
No to koniec szybkiej wizyty w Australii. Jedziemy na lotnisko na popołudniowy lot Jetstarem do Honolulu na Hawajach. To jest jeden z moich najtańszych biletów versus odległość (MEL-HNL to 8885km i prawie 11h lotu). Bilet kosztował 470zł. Zabiera nas taki sam Dreamliner, który nas tu przywiózł z Tajlandii:
Jest niedziela godzina 17.30. Tak jak pisałem, to będzie nasz najdłuższy dzień ponieważ po drodze przekraczamy linię daty i lądujemy w Honolulu o godzinie 07.00 rano w .... tą samą niedzielę, kiedy wyruszyliśmy z Melbourne!!! Hurra, cały jeden dzień dostajemy extra w prezencie lecąc z zachodu na wschód. Odkrył już to dawno Fileas Fogg w książce Juliusza Verne "W 80 dni dookoła świata" (młodszym polecam przeczytać). W Melbourne było 10 godzin do przodu względem Polski a po wylądowaniu na Hawajach nagle zrobiło się 11 godzin do tyłu!!! Niezła podróż w czasie!!
Cały lot nad Pacyfikiem jest bezproblemowy i po przylocie do Honolulu idziemy na immigration. Kolejek brak, z ciekawostek urzędnik imigracyjny ogląda mój paszport i mówi do mnie, że to on mnie wpuszczał do Honolulu podczas mojej pierwszej podróży 2 lata temu Rozpoznał swój podpis na tamtej pieczątce, w związku z tym jest bardzo miło na tej rozmowie i bez zbędnych pytań wbijamy się na terytorium USA. Jest 8 rano, nasza kwatera (z AirBnB) jest dostępna dopiero po południu więc biorę samochód z wypożyczalni (Alamo, tym razem nie Mustanga GT jak za pierwszym razem) Wybór spory w kategorii midSUV , decyduję się na nowego Subaru Forestera (250zł za dzień)
Co tu robić tak wcześnie? Oczywiście wbić się na Waikiki Beach . Pogoda jest prześliczna!!! Czekając na zmianę świateł na rogu Kalakua Avenue, podchodzi do nas nagle miła starsza Pani, trochę dziwnie ubrana, uśmiechając się od ucha do ucha wręcza mojemu dziecku 10 dolców do łapy! Oszołomione pyta "why?" A ona prezentując bezzębny uśmiech odpowiada - "because I like You" Zdębieliśmy i zanim zaoponowaliśmy Pani sobie poszła... No cóż dzieci poszły na lody - taka historia już godzinę po wylądowaniu.
Siedzimy na plaży do popołudnia, idziemy do miejskiego zoo a potem wałęsamy się po Honolulu. Wieczorem czas podjechać na kwaterę. Mieszkamy na West Coast w apartamencie z AirBnB. W lutym na Hawajach jest cudnie, ciepło i bez tłoku wszędzie, zwłaszcza, że dopisuje pogoda
Tu czeka nas dłuższy przystanek. Na Oahu planujemy spędzić aż 4 dni i porządnie odpocząć po 5 lotach i trzech kontynentach odwiedzonych do tej pory
Na Hawajach w lutym pogoda może oczywiście płatać figle. No bo jak to powiedzieć, że jednocześnie pada deszcz i świeci słońce! Wygląda to mniej więcej tak:
Na okrągło raz tak, raz tak. Nic dziwnego, że mają w rejestracjach w tle tęczę bo taki jest permanentny efekt końcowy na niebie takiego miksu. Na szczęście taka pogoda trafiła nam się tylko drugiego dnia, kiedy postanowiliśmy zrobić objazd wyspy poczynając od North Shore. Po drodze zaliczamy plantację ananasów Dole'a. Ananasów za dużo na drzewach nie ma (dzieci ich tam wypatrują), za to są na krzakach:
Dalej już widoczki z plaż północnej części wyspy, jest wietrznie więc i fale są duże
Niewątpliwą atrakcją kulinarną są food-trucki z krewetkami na co drugim parkingu. Wśród nich - najsłynniejszy Giovanni's (którego opisywałem podczas poprzedniej podróży). Było pycha wtedy więc robię replay:
Rewelacyjne świeże krewetki, znikają błyskawicznie z talerzy dzieciaków i naszych:
Najedzeni zajeżdżamy pod Centrum Kultury Polinezyjskiej ale okazuje się, że to jest duży park rozrywki z bardzo drogim wejściem, właściwie na cały dzień, nie mamy czasu więc zostawiamy na kiedy indziej. Jedziemy dalej i podziwiamy widoczki:
Na Hawajach kręcili serial "Lost" (w czasach przed-netflixowych) i te lokacje zapadają w pamięć:
i zaraz pada
Przy ładniej pogodzie jest po prostu ślicznie:
Kolejnym punktem programu jest treking do latarni morskiej Makapu. Kolejna tęcza po drodze...
Stamtąd jeszcze ładniej widać wybrzeże:
Do samej latarni nie ma już bezpośredniego dojścia, szlak się zawalił:
Po drodze tablica informująca o wielorybach przed nami:
I rzeczywiście, co jakiś czas w oddali pokazuje się grzbiet humbaka, duży plusk i czasami widać ogonek Niestety bardzo daleko i fotki nie wyszły
Jeszcze widoczek przy zachodzie słońca:
Słońce zachodzi i błyskawicznie robi się ciemno. Na kolację dzisiaj stek z pierwszym majtajem
To był świetny dzień w trasie i nawet przelotne deszczyki nie popsuły świetnego zwiedzania Oahu. Wracamy na kwaterę zmęczeni ale super szczęśliwi. Następneg dnia w planach plażing i Pearl Harbour!
Do wizyty w Pearl Harbor przygotowujemy się zawczasu oglądając fragmenty filmów "Pearl Harbor" oraz najnowszego "Midway" gdzie bardzo sugestywnie pokazany jest atak Japończyków na bazę amerykańską w Pearl Harbor w grudniu 1941 roku. To już moja kolejna wizyta w tym miejscu ale poprzednio wiało bardzo i nie dało się odwiedzić memoriału "Arizony" Tym razem pogoda jest przepiękna i całą rodzinką idziemy zwiedzać najpierw wystawę na lądzie a potem płyniemy na "Arizonę"
To miejsce ma szczególny charakter dla Amerykanów, zginęło tu podczas ataku ponad 2300 osób z czego na samej "Arizonie" prawie 1200. Stoimy w miejscu, gdzie było pięknie widać ustawione pancerniki przy wyspie Forda:
Przy muzeum można jeszcze porozmawiać z weteranem, pamiętającym czas ataku:
Kolejki po bilety nie ma. Okazuje się, że bilety są darmowe i dostajemy szybko swój zestaw z konkretną godziną wejścia na statek. Zwiedzanie memoriału zaczyna się od hali kinowej, gdzie wyświetlany jest 25 minutowy film nakreślający otoczenie historyczne ataku i pokazujący zdjęcia archiwalne co tu się zadziało tego poranka 7 grudnia 1941 roku i dlaczego Amerykanie zostali tak absolutnie zaskoczeni. Następnie wchodzimy na statek. Obsługa zaznacza, że to jest statek należący do US Navy i mamy bezwzględnie słuchać marynarzy na pokładzie:
"Arizona" leży płytko w basenie portowym i nad nią wybudowano mauzoleum. Tak wygląda makieta:
A tak wygląda to z powietrza, fotkę zaczerpnąłem z wikipedii:
Generalnie jesteśmy proszeni o ciszę podczas zwiedzania i nierobienie fotek w samym memoriale. Trzeba pamiętać, że we wraku spoczywają ciała ponad 900 marynarzy.
Wewnątrz memoriału jest tablica pamięci z nazwiskami wszystkich poległych. Można też z bliska popatrzeć na pozostałości kadłuba statku.
W jednym miejscu widać doskonale pojawiającą się co chwilę plamę ropy na powierzchni wody. To tak zwane "łzy Arizony" - ciągły wyciek z nieopróżnionego zbiornika okrętu. Wewnątrz memoriału jest otwór w podłodze, gdzie patrzymy na zatopione pokłady pancernika.
Niesamowite miejsce, tak mocno związane z historią.
No, powiem Ci @hiszpan, że wyprawa jak ta lala
:D Różne wyjazdy były tu opisywane, ale RTW w 12 dni i to z żoną i trójką dzieci (nawet jeśli już nastoletnich) raczej jeszcze nie było. Że dzieci były zadowolone, to mogę uwierzyć, ale żona to chyba trochę ubarwiła swoje odczucia
:DAle smaku to żeś narobił na jakieś kółeczko
;)
Liczymy skały i.... nie ma dwunastu! Dlaczego? Oto wytłumaczenie:
Eech, piękna ta przyroda:
Spacerujemy wydzielonymi ścieżkami no ale przecież .... to Australia! Kontynent z niebezpiecznymi zwierzętami i tu nie ma żartów:
Zrobiło się mocno po południu - czas wracać do Melbourne na kwaterę. Zarezerwowałem hostel prawie w samym centrum miasta (Arrow on Swanston). Po przejechaniu prawie 600km wbijamy na nocleg. Dzieci szybko spać a my z żoną..... na nocny wypad na miasto bo przecież jest sobota wieczór. Niestraszne nam zmęczenie jak możemy zobaczyć i skosztować nowych rzeczy. Spacerujemy Elisabeth Street by night i wpadamy do fajnej knajpki na..... steki z kangura
Oczywiście z lokalnym kraftem Jest pycha!!
Drugi dzień w Australii przeznaczamy na zwiedzanie centrum Melbourne. Jest piękna pogoda a my mamy hostel świetnie położony na piesze wycieczki. Jest niedzielny poranek i Melbourne w promieniach słońca wygląda pięknie:
Po drodze biblioteka miejska (State Library Victoria) z fajnym drogowskazem:
Dochodzimy do Flinders Street Railway Station
Wzdłuż rzeki Yarry piękny deptak
Na chodniku przy promenadzie artyści uliczni zabawiają przechodniów. Ale.... czyżbym widział znajomą twarz??? Oczywiście, swój występ ma tutaj Kacper Mysiorek, znany młody polski performer, którego można często spotkać w wakacje robiącego pokazy na Starym Mieście w Warszawie
Znam go dobrze, robił niesamowity pokaz magiczny dla gości na moich urodzinach rok temu!
A to jest okazja aby pogadać, zapraszamy go na lunch i poznajemy jak się wiedzie artystom ulicznym na świecie i w Australii, gdzie spędza akurat dwa miesiące. W knajpce przy Southbank Promenade obsługuje nas kelnerka ze .... Śląska Cieszyńskiego (jest na work&travel) a menedżer restauracji macha nam i pozdrawia ... też po polsku
Trzeba mieć niezłą gadanę aby zachęcić ludzi na chodniku aby przystanęli i jeszcze dali kasę na koniec !!!
Powodzenia Kacper w dalszych podróżach i performance ulicznym!!!
No to koniec szybkiej wizyty w Australii. Jedziemy na lotnisko na popołudniowy lot Jetstarem do Honolulu na Hawajach.
To jest jeden z moich najtańszych biletów versus odległość (MEL-HNL to 8885km i prawie 11h lotu). Bilet kosztował 470zł.
Zabiera nas taki sam Dreamliner, który nas tu przywiózł z Tajlandii:
Jest niedziela godzina 17.30. Tak jak pisałem, to będzie nasz najdłuższy dzień ponieważ po drodze przekraczamy linię daty i lądujemy w Honolulu o godzinie 07.00 rano w .... tą samą niedzielę, kiedy wyruszyliśmy z Melbourne!!!
Hurra, cały jeden dzień dostajemy extra w prezencie lecąc z zachodu na wschód. Odkrył już to dawno Fileas Fogg w książce Juliusza Verne "W 80 dni dookoła świata" (młodszym polecam przeczytać). W Melbourne było 10 godzin do przodu względem Polski a po wylądowaniu na Hawajach nagle zrobiło się 11 godzin do tyłu!!! Niezła podróż w czasie!!
Cały lot nad Pacyfikiem jest bezproblemowy i po przylocie do Honolulu idziemy na immigration. Kolejek brak, z ciekawostek urzędnik imigracyjny ogląda mój paszport i mówi do mnie, że to on mnie wpuszczał do Honolulu podczas mojej pierwszej podróży 2 lata temu Rozpoznał swój podpis na tamtej pieczątce, w związku z tym jest bardzo miło na tej rozmowie i bez zbędnych pytań wbijamy się na terytorium USA.
Jest 8 rano, nasza kwatera (z AirBnB) jest dostępna dopiero po południu więc biorę samochód z wypożyczalni (Alamo, tym razem nie Mustanga GT jak za pierwszym razem) Wybór spory w kategorii midSUV , decyduję się na nowego Subaru Forestera (250zł za dzień)
Co tu robić tak wcześnie? Oczywiście wbić się na Waikiki Beach . Pogoda jest prześliczna!!! Czekając na zmianę świateł na rogu Kalakua Avenue, podchodzi do nas nagle miła starsza Pani, trochę dziwnie ubrana, uśmiechając się od ucha do ucha wręcza mojemu dziecku 10 dolców do łapy! Oszołomione pyta "why?" A ona prezentując bezzębny uśmiech odpowiada - "because I like You" Zdębieliśmy i zanim zaoponowaliśmy Pani sobie poszła... No cóż dzieci poszły na lody - taka historia już godzinę po wylądowaniu.
Siedzimy na plaży do popołudnia, idziemy do miejskiego zoo a potem wałęsamy się po Honolulu. Wieczorem czas podjechać na kwaterę. Mieszkamy na West Coast w apartamencie z AirBnB. W lutym na Hawajach jest cudnie, ciepło i bez tłoku wszędzie, zwłaszcza, że dopisuje pogoda
Tu czeka nas dłuższy przystanek. Na Oahu planujemy spędzić aż 4 dni i porządnie odpocząć po 5 lotach i trzech kontynentach odwiedzonych do tej pory
Na Hawajach w lutym pogoda może oczywiście płatać figle. No bo jak to powiedzieć, że jednocześnie pada deszcz i świeci słońce! Wygląda to mniej więcej tak:
Na okrągło raz tak, raz tak. Nic dziwnego, że mają w rejestracjach w tle tęczę bo taki jest permanentny efekt końcowy na niebie takiego miksu.
Na szczęście taka pogoda trafiła nam się tylko drugiego dnia, kiedy postanowiliśmy zrobić objazd wyspy poczynając od North Shore. Po drodze zaliczamy plantację ananasów Dole'a. Ananasów za dużo na drzewach nie ma (dzieci ich tam wypatrują), za to są na krzakach:
Dalej już widoczki z plaż północnej części wyspy, jest wietrznie więc i fale są duże
Niewątpliwą atrakcją kulinarną są food-trucki z krewetkami na co drugim parkingu. Wśród nich - najsłynniejszy Giovanni's (którego opisywałem podczas poprzedniej podróży). Było pycha wtedy więc robię replay:
Rewelacyjne świeże krewetki, znikają błyskawicznie z talerzy dzieciaków i naszych:
Najedzeni zajeżdżamy pod Centrum Kultury Polinezyjskiej ale okazuje się, że to jest duży park rozrywki z bardzo drogim wejściem, właściwie na cały dzień, nie mamy czasu więc zostawiamy na kiedy indziej. Jedziemy dalej i podziwiamy widoczki:
Na Hawajach kręcili serial "Lost" (w czasach przed-netflixowych) i te lokacje zapadają w pamięć:
i zaraz pada
Przy ładniej pogodzie jest po prostu ślicznie:
Kolejnym punktem programu jest treking do latarni morskiej Makapu. Kolejna tęcza po drodze...
Stamtąd jeszcze ładniej widać wybrzeże:
Do samej latarni nie ma już bezpośredniego dojścia, szlak się zawalił:
Po drodze tablica informująca o wielorybach przed nami:
I rzeczywiście, co jakiś czas w oddali pokazuje się grzbiet humbaka, duży plusk i czasami widać ogonek Niestety bardzo daleko i fotki nie wyszły
Jeszcze widoczek przy zachodzie słońca:
Słońce zachodzi i błyskawicznie robi się ciemno. Na kolację dzisiaj stek z pierwszym majtajem
To był świetny dzień w trasie i nawet przelotne deszczyki nie popsuły świetnego zwiedzania Oahu. Wracamy na kwaterę zmęczeni ale super szczęśliwi. Następneg dnia w planach plażing i Pearl Harbour!
Do wizyty w Pearl Harbor przygotowujemy się zawczasu oglądając fragmenty filmów "Pearl Harbor" oraz najnowszego "Midway" gdzie bardzo sugestywnie pokazany jest atak Japończyków na bazę amerykańską w Pearl Harbor w grudniu 1941 roku.
To już moja kolejna wizyta w tym miejscu ale poprzednio wiało bardzo i nie dało się odwiedzić memoriału "Arizony"
Tym razem pogoda jest przepiękna i całą rodzinką idziemy zwiedzać najpierw wystawę na lądzie a potem płyniemy na "Arizonę"
To miejsce ma szczególny charakter dla Amerykanów, zginęło tu podczas ataku ponad 2300 osób z czego na samej "Arizonie" prawie 1200.
Stoimy w miejscu, gdzie było pięknie widać ustawione pancerniki przy wyspie Forda:
Przy muzeum można jeszcze porozmawiać z weteranem, pamiętającym czas ataku:
Kolejki po bilety nie ma. Okazuje się, że bilety są darmowe i dostajemy szybko swój zestaw z konkretną godziną wejścia na statek. Zwiedzanie memoriału zaczyna się od hali kinowej, gdzie wyświetlany jest 25 minutowy film nakreślający otoczenie historyczne ataku i pokazujący zdjęcia archiwalne co tu się zadziało tego poranka 7 grudnia 1941 roku i dlaczego Amerykanie zostali tak absolutnie zaskoczeni.
Następnie wchodzimy na statek. Obsługa zaznacza, że to jest statek należący do US Navy i mamy bezwzględnie słuchać marynarzy na pokładzie:
"Arizona" leży płytko w basenie portowym i nad nią wybudowano mauzoleum. Tak wygląda makieta:
A tak wygląda to z powietrza, fotkę zaczerpnąłem z wikipedii:
Generalnie jesteśmy proszeni o ciszę podczas zwiedzania i nierobienie fotek w samym memoriale. Trzeba pamiętać, że we wraku spoczywają ciała ponad 900 marynarzy.
Wewnątrz memoriału jest tablica pamięci z nazwiskami wszystkich poległych. Można też z bliska popatrzeć na pozostałości kadłuba statku.
W jednym miejscu widać doskonale pojawiającą się co chwilę plamę ropy na powierzchni wody. To tak zwane "łzy Arizony" - ciągły wyciek z nieopróżnionego zbiornika okrętu. Wewnątrz memoriału jest otwór w podłodze, gdzie patrzymy na zatopione pokłady pancernika.
Niesamowite miejsce, tak mocno związane z historią.