Z reporterskiej powinności dodam, że w Singapurczyku odstęp między siedzeniami w ekonomiku na szerokich kadłubach wynosi 72÷73 cm, czyli zupełnie przyzwoicie. Corpus delicti poniżej:
W Delhi mieliśmy zarezerowany nocleg w tzw Aerocity (bo pozostałe hotele w pobliżu lotniska to w większości jedno wielkie oszustwo). Do Aerocity chciał nas podwieźć jakiś taxi-naciągacz za 3000 Rupi, skończyło się na prepaid taxi za 400, za to następnego dnia rankiem wzięliśmy Ubera na lotnisko, co kosztowało ok 100 Rupii (trzeba sobie w apce zmienić sposób płatności na gotówkę i... mieć w miarę zgodne pieniądze, bo kierowcy rżną głupa, że nie mają wydać i w związku z tym probują wyciągnąć większą kasę)
Ale o powrocie LOTem będzie w kolejnym odcinku Stay tuned2 etap powrotu - Delhi-Warszawa W Aerocity koło lotniska w New Delhi mieszkaliśmy w hotelu Ibis - to była najtańsza opcja spośród cywilizowanych hoteli (co ciekawe obserwowaliśmy ceny w miarę na bieżąco i zarezerwowaliśmy dzień przed przyjazdem, gdy nieco spadła). Rankiem, tak jak już pisałem zamówiliśmy Ubera (najtańszego nie było, ale wersja "XL" była już dostępna za około 100 Rs) i pojechaliśmy na lotnisko. Przed wejściem do terminala ścisk, harmider i sprawdzanie biletów (bez biletu nie wejdzie się do terminala). Za to na check-in miła niespodzianka - obsługująca nas pani zapytała czy zgodzimy się na upgrade z premium economy do biznesklasy. No jakże mielibyśmy się nie zgodzić, w dodatku od razu poinformowała nas, że możemy skorzystać z saloniku Air India. Bagaż, mimo odrębnej rezerwacji DEL-WAW i WAW-KTW udało się nadać od razu do Katowic, co więcej maty zakupione od lokalnej tkaczki na Siargao też lecą, ale jako osobna sztuka bagażu oversized. Yupii
:)
Jako, że już na check-in dostaliśmy upgrade (pewnie był spory overobooking, albo mieliśmy wysoką pozycję w rankingu pasażerów do op-up, bo zazwyczaj takie rzeczy dzieją się dopiero na gejcie), wiec odwiedziliśmy zarówno salon Air India (nic specjalnego, jedynie pani nas rejestrująca wyglądała bardzo ładnie, w dodatku była bardzo uprzejma)...
uwaga: jestem w trakcie edycji posta, fotki i opisy dodaję sukcesywnie
... a także poszliśmy do salonu Encalm w ramach Priority Pass (tutaj wiekszy wybór jedzenia i mają mój ulubiony rum)
:)
Pan z obsługi (alko jest nalewane do kieliszków/szklanek przez obsługę) był wyraźnie zadowolony z naszego zainteresowania rumem Old Monk, aż podszedł do nas na krótką pogawędkę i w celu wspólnego zdjęcia
ups- dlaczego zdjęcia zaczęły się obracać?? Ktoś może pomóc? Fotki wklejam bezpośrednio z telefonu za pomocą tapatalka.
Po zajęciu miejsc w samolocie załoga serwuje welcome drink (woda, soki i Champagne) oraz malutką przekąskę
Jest też raczej niskich lotów torebka amenity kit - jak na biznesklasę słaba, nadaje się w najlepszym razie do premium economy, są dostępne kapcie, no i jest duuużo miejsca na nogi. Niektórzy nie lubią układu siedzeń w LOTowskich Dreamlinerach, ale trzeba przyznać, że miejsca jest sporo, zarówno na długość jak i szerokość
A po osiągnięciu wysokości przelotowej zaczyna się serwis. Jako aperitiff degustujemy białe wina.
Znów obrazki, ktore powinny być w pionie automatycznie się obracają
:(
Fajnie, że wracamy w tak wygodny sposób, można z przyjemnością wypić wino
:) Choć ja wolałbym zostać na Filipinach, bowiem w Polsce znów dopadną mnie stresy i problemy od których starałem się uciec w czasie tej eskapady
Następnie pora na przystawkę - ja poprosiłem o wersję indyjską, czyli pikantną soczewicę, Piotrek o zupę. A tak na marginesie - sztućce są wreszcie poprawnie zapakowane, tzn zarówno haft jak i logo są w stronę klienta - ileś razy na to zwracałem uwagę w swoich relacjach, widać wreszcie ktoś w LOT się tym przejął
:)
Drugie danie. Woow, moje było rewelacyjne!!!. Jagnięcina z kostką - chyba najlepszy posiłek jaki do tej pory jadłem w samolocie. Po prostu pycha, smak i sposób upieczenia mięsa nie do opisania. LOT zdecydowanie zasługuje na pochwałę, tym bardziej, że gdy wracałem zimą z BOM (co prawda w Y+) jedzenie było bardzo słabej jakości, niesmaczne, w zasadzie niejadalne. A teraz, na powrocie z Delhi było więcej niż super
:)
Pora na sery i desery. Są nawet lody z konfiturą z czarnej porzeczki
Pora nieco się przespać, ale nie za długo, bowiem czas lotu wynosił tylko około 7 godzin
Po drzemce, ku mojemu zaskoczeniu serwowany był drugi obfity posiłek, również na ciepło.
Przed lądowaniem wypijamy jeszcze po kieliszku szampana - czego nie wyniesiemy (w sobie) załoga będzie musiała przed lądowaniem wylać do zlewu. Więc lepiej wypić taki zacny trunek, niż by miał się zmarnować (niestety znów obrócona fotka
:( )
No to koniec tej krótkiej podróży i raportu. Czas mieliśmy wypełniony po brzegi, harmonogram i plan bardzo napięty, ale cieszę się, że udawało mi się w miarę na bieżąco pisać ten raport. Jedynie po powrocie do kraju pojawiło się opóźnienie w relacjonowaniu przelotu do Polski, ale to z powodu moich perturbacji zdrowotnych i przerwy w pojawianiu się na forum czy w internecie. Podsumowując okazało się, że trasa na Filipiny biegnąca przez Indie może być bardzo interesującą alternatywą dla innych połączeń, zwłaszcza gdy uda się upolować jakąś promocję LOTu, bowiem z Delhi za bardzo rozsądne pieniądze można polecieć dalej na bilecie Singapurczyka
Darek M. napisał:
Właśnie cały czas mnie nurtuje kwestia wylewania otwartych butelek. Z czego to wynika? Przecież spokojnie te trunki maja swoją przydatność na dłużej po otwarciu.
To muszą być jakieś kwestie celno-podatkowe bo na lotniskach "tam" nie trzeba wylewać pysznych trunków. Nie wiem jak jest w USA, ale na pewno w Azji nie ma takiego obowiązku, w przeciwieństwie do przylotów z longhauli do WAW. O ile w przypadku Champagne można to zrozumieć, bo przez kilka godzin zanim samolot znów poleci szampan by się wygazował, to pozostałe alkohole się nie psują
kumkwat_kwiat napisał:
Plus za polskie wino w karcie.
W dodatku wyśmienicie smakowało
:)Wino pite z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach, zwłaszcza gdy jest tak wybitne jak Cuvee. Wiec staraliśmy się, żeby nic nie trzeba było wylewać do zlewu przed lądowaniem w Warszawie
;)
Dziękuję wszystkim za uwagę, jeśli raport, mimo mankamentów i dyskusyjnych fragmentów się Wam podobał to postaram się kolejne też zamieszczać, ale najpierw muszę uporządkować swoje sprawy zdrowotne i zawodowe
tropikey napisał:
Nie jest wykluczone, że to jednak jakiś centralny stylista. Spójrz, jak estetycznie ułożył kompozycję z nowych naczyń wprowadzanych do użytku na pokładzie:
Mi to przypomina raczej pieprznięcie garów na zaplecze do mycia.
Niestety w LOT o produkcie na pokładzie decydują osoby, które mało latały innymi liniami, mało widzialy i mało doświadczyły. Załogi pokładowe w większości są super, zwłaszcza z przodu samolotu, ale indolencji biura (kosmetyczka i inne sprawy, o których wielokrotnie w necie pisałem) nie są w stanie zniwelować. Co nie zmienia faktu, że teraz powrót z Indii był bardzo udany, w przeciwieństwie do powrotu (w Y+) na początku 2023
BabuK napisał:Okazało się, że to cydr, a alkoholu ponoć przewozić nie wolno. Panowie byli bardzo sympatyczni, pozwolili wypić na miejscu...
:)Kol. dr hab. to widze, ze nie pierwszy raz wynosi rozny alkohol z salonikow... I jeszcze chetnie sie tym chwali uwieczniajac na zdjeciach w swoich relacjach. Az szkoda to komentowac...
Kol. @abelincolnJeszcze zrozumialbym zeby cos takiego zrobil jakis student, ktory wlasnie niedawno wylatal FTLa na durnolotach do IEG.Ale jesli cos takiego robi osoba publiczna majaca wysokie wyksztalcenie, poparte stopniem naukowym, o uznanej pozycji w branzy, z wieloma publikacjami, mozna by nawet rzec, elita narodu, to jednak troche razi... Po prostu pewnym osobom nie wypada sie tak zachowywac, a tu jednak panu doktorowi hab. sloma z butow troche wychodzi...
Chyba rozbijamy komuś relację... Anyhow,Kol. @flus - aczkolwiek ta forma bardziej pasuje do czasów pre-usenetowych - wydaje mi się, że masz troszkę archiczne wyobrażenie "elity" narodu. Deprecjacja tego pojęcia i wszelakich tytułów naukowych czy wykształcenia nie jest kwestią ostatnich kilku lat. Chociaż, z drugiej strony - może to powrót do korzeni, w końcu większość z nas ma pochodzenie chłopskie (polecam "Prześnioną rewolucję" Ledera)...(a, ta odpowiedź to uwaga natury ogólnej, w żaden sposób nie odnosząca się do autora relacji)
Panowie, jedni piją na potęgę w salonikach, albo opróżniają flaszki zakupione na bezcłówkach, a jak ktoś sobie kupi albo zamiast wypić na miejscu weźmie na drogę to jest wyzywany od elity narodu.Chyba trochę przesadzacie z tym potepieniem, ale ukamienowanie przyjmuję
Jak mi wczoraj uswiadomiono cydr to polskie prosecco, a wczoraj był światowy dzień prosecco.Autor promuje zatem Polskę, w tej sytuacji pretensje są nie na miejscu.Na dodatek rosyjska propaganda twierdzi, że od kiedy nie kupują naszych jabłek mamy gigantyczne problemy z ich nadpodażą, a tu widać, że sobie radzimy i dzoelnie przerabiamy je na prosecco
Proponuje zakończyć już temat nieszczęsnej butelki cydru i dać koledze prowadzić relacje dalej
;)@BabuK zawszę lubiłem czytać Twoje relacje na konkurencyjnym forum, fajnie że tu też coś piszesz
:D
A mnie sprawdzali sery. Znaczy nie nogi, ale sery żółte. Które zarzekałem się, że zjem jak mi każą coś wyrzucić. Żeby się nie zmarnowało jak to prosecco
;)Salonik na Domestic w Cebu jest i tyle wystarczy powiedzieć, bo nic w nim nie ma wartego uwagi.
Darek M. napisał:@pitterek a jak przebiegała Twoja podróż? Skąd nagle Cebu?Niedziela LO3886 Katowice-Warszawa, w poniedziałek LO71 Warszawa Delhi. Też w klasie premium, więc było całkiem przyjemnie. W Delhi trafiłem na święto narodowe, więc w saloniku alkoholu nie było. Za to dostaliśmy ciasteczka na dzień niepodległości od Singapore, na wejściu do 787-10. Lot do Cebu był strasznie turbulentny, więc będę wspomniał niemiło
;) (strasznie nie cierpię turbulencji poprzecznych). No a w Cebu bałem się pójść spać, żebym nie zaspał na samolot... Bez większych problemów wracam powoli do żywych
;)
@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.
tropikey napisał:@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.Niestety to prawda, ziemi jest dużo, ale w turystycznych miejscach jest bardzo droga. No ale biznes też niezły ponoć. O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda.Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio. Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka.Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEB
Teraz rozumiem skąd pomysł na cydr..Quote:Cydr – jak wpływa na zdrowie?Picie cydru we właściwych, umiarkowanych dawkach może mieć korzystny wpływ na zdrowie. Najważniejsze właściwości cydru związane są przede wszystkim z obecnością w nim przeciwutleniaczy:wzmaga wydzielanie soków trawiennych i korzystnie wpływa na trawienie;
BabuK napisał:Na pokładach SQ jest dostepne wifi z internetem darmowym np dla członków ich programu lojalnościowego, ale mnie, mimo że jestem zapisany system uparcie odmawiał dostępu.Pisałem o tym w wątku o SQ.Wychodzi na to, że jednak musi być przypięty Kris do biletu aby był net za frytkę w SQ.Jak dopisałeś M&M, to netu niestety nie będzie.
Właśnie cały czas mnie nurtuje kwestia wylewania otwartych butelek. Z czego to wynika? Przecież spokojnie te trunki maja swoją przydatność na dłużej po otwarciu.
Darek M. napisał:Właśnie cały czas mnie nurtuje kwestia wylewania otwartych butelek. Z czego to wynika? Przecież spokojnie te trunki maja swoją przydatność na dłużej po otwarciu.To muszą być jakieś kwestie celno-podatkowe bo na lotniskach "tam" nie trzeba wylewać pysznych trunków. Nie wiem jak jest w USA, ale na pewno w Azji nie ma takiego obowiązku, w przeciwieństwie do przylotów z longhauli do WAW.O ile w przypadku Champagne można to zrozumieć, bo przez kilka godzin zanim samolot znów poleci szampan by się wygazował, to ppzostałe alkohole się nie psują
Leciałem DXB-WAW by LO. Wyjątkowo miła stewka wcisnęła mi parę piw w puszce. Nie mogłem ich wypić, bo z lotniska jechałem samochodem. Po przylocie kasacja całości.
Cuvee jest wybitnym polskim winem. Ciekawe kiedy się skończy bo w oficjalnym sklepie winnicy już wyprzedane (A kupuję na kartony) podmianka na Seyval Blanc od nich byłaby też petardą chociaż coraz więcej dobrych win na pokładzie w LO. Widoczny tu na zdjęciu Marlborough Sun Sauvignon Blanc jest cudowny.
Wino pite z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach, zwłaszcza gdy jest tak wybitne jak Cuvee.Wiec staraliśmy się, żeby nic nie trzeba było wylewać do zlewu przed lądowaniem w Warszawie
;)Dziękuję wszystkim za uwagę, jeśli raport, mimo mankamentów i dyskusyjnych fragmentów się Wam podobał to postaram się kolejne też zamieszczać, ale najpierw muszę uporządkować swoje sprawy zdrowotne i zawodowe
Co do LO to dwie uwagi: 1) niestety szumna wymiana kosmetyczki na nową okazała się zamianą badziewia na badziewie - nie wiem dlaczego LO tak usilnie od lat obstaje przy wręczaniu paxom w C takiego dziadostwa; 2) cały czas mimo wszystko mocno kuleje prezentacja niektórych dań, zwłaszcza głównych - nawet jeśli bardzo smaczne, to po prostu źle wygląda to na talerzu - nader często (to uwaga nie tylko na bazie tej relacji, tylko szerszych, także moich własnych doświadczeń) przypomina to wizualnie potrawy podawane w jakimś podrzędnej klasy barze w Ustce, a nie w C. Podejrzewam, że problem tkwi w słabym przeszkoleniu załóg w tym aspekcie / nieprzygotowaniu stosownych wzorników - bo te dania są nakładane generalnie w samolocie, no i właśnie... zbytnio zależą od wyczucia kulinarnej estetyki konkretnej osoby...
marek2011 napisał:cały czas mimo wszystko mocno kuleje prezentacja niektórych dań, zwłaszcza głównych - nawet jeśli bardzo smaczne, to po prostu źle wygląda to na talerzu [...] te dania są nakładane generalnie w samolocie, no i właśnie... zbytnio zależą od wyczucia kulinarnej estetyki konkretnej osoby...Nie jest wykluczone, że to jednak jakiś centralny stylista. Spójrz, jak estetycznie ułożył kompozycję z nowych naczyń wprowadzanych do użytku na pokładzie:
Mi to przypomina raczej pieprznięcie garów na zaplecze do mycia.
a czy to nie jest tak że obcokrajowcy nie moga kupowac nieruchomości na Filipinach? no chyba, że się ma żonę Filipinkę, to juz inna sprawa;)BabuK napisał:tropikey napisał:@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.Niestety to prawda, ziemi jest dużo, ale w turystycznych miejscach jest bardzo droga. No ale biznes też niezły ponoć. O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda.Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio. Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka.Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEB
Tak jest trzeba się ożenić. Moja filipińska wyprawa będzie miała dłuższą historię. Właśnie zostałem przyjęty na oddział ortopedii. Druty Kirchnera z wyciągiem Suzuki lub tytanowa śruba, okaże się przy zabiegu. Zdjęć nie będę wklejał, jeszcze ktoś okaże się być wrażliwy [emoji14]Co mogę dodać to relacji, to chyba tylko to, że jakiś miły młodzieniec chciał mnie okraść w okolicach Carbon Market. Odpial mi kieszeń plecaka, ale tam był tylko paszport (na szczęście nie był nim zainteresowany) i potem wsadził mi rękę do kieszeni spodni, za którą złapałem. No i zrobiło się ostro, gdybym wiedział, że już grzebał po plecaku to bym przydzwonił (a to się okazało potem przy wejściu do sklepu i kontroli plecaka, pani zwróciła uwagę, że zaraz zgubię paszport). A tak zrobiłem chłopcu wykład, że jak jest głodny to kradzież nie jest rozwiązaniem. Było bardzo miło i przyjemnie, trochę krótko, ale na pierwszy raz na Filipinach całkiem ok.
Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)
Zatem Panowie macie łatwiej;)BabuK napisał:Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)
Nea86 napisał:Zatem Panowie macie łatwiej;)BabuK napisał:Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)Dlaczego tylko panowie mają mieć łatwiej?Zasada kupna ziemi z filipińską żoną/małżonkiem działa w obie strony
:)
Mam pytanie do obeznanych w temacie.W listopadzie wybieram się na filipiny na 2 tygodnie,3 wyspy loty na miejscu i prom zakupione.Noclegi może ogarnę z kraju,a może nie warto?I podstawowe pytanie jaką ilość gotówki zabrać ze sobą(ilość że dolary już wiem)?Ile potrzeba na wyżywienie,ktoś wie ile należy zapłacić przewodnikom(wodospady,samemu na pewno zabłądzę;) i ogólnie gdzie wymienić na miejscową walutę,czy mieć częściowo w dolarach?Płatności kartą są możliwe czy raczej nie nastawiać się?Z góry dziękuję za podpowiedzi.
Z reporterskiej powinności dodam, że w Singapurczyku odstęp między siedzeniami w ekonomiku na szerokich kadłubach wynosi 72÷73 cm, czyli zupełnie przyzwoicie. Corpus delicti poniżej:
W Delhi mieliśmy zarezerowany nocleg w tzw Aerocity (bo pozostałe hotele w pobliżu lotniska to w większości jedno wielkie oszustwo). Do Aerocity chciał nas podwieźć jakiś taxi-naciągacz za 3000 Rupi, skończyło się na prepaid taxi za 400, za to następnego dnia rankiem wzięliśmy Ubera na lotnisko, co kosztowało ok 100 Rupii (trzeba sobie w apce zmienić sposób płatności na gotówkę i... mieć w miarę zgodne pieniądze, bo kierowcy rżną głupa, że nie mają wydać i w związku z tym probują wyciągnąć większą kasę)
Ale o powrocie LOTem będzie w kolejnym odcinku
Stay tuned2 etap powrotu - Delhi-Warszawa
W Aerocity koło lotniska w New Delhi mieszkaliśmy w hotelu Ibis - to była najtańsza opcja spośród cywilizowanych hoteli (co ciekawe obserwowaliśmy ceny w miarę na bieżąco i zarezerwowaliśmy dzień przed przyjazdem, gdy nieco spadła). Rankiem, tak jak już pisałem zamówiliśmy Ubera (najtańszego nie było, ale wersja "XL" była już dostępna za około 100 Rs) i pojechaliśmy na lotnisko. Przed wejściem do terminala ścisk, harmider i sprawdzanie biletów (bez biletu nie wejdzie się do terminala). Za to na check-in miła niespodzianka - obsługująca nas pani zapytała czy zgodzimy się na upgrade z premium economy do biznesklasy. No jakże mielibyśmy się nie zgodzić, w dodatku od razu poinformowała nas, że możemy skorzystać z saloniku Air India. Bagaż, mimo odrębnej rezerwacji DEL-WAW i WAW-KTW udało się nadać od razu do Katowic, co więcej maty zakupione od lokalnej tkaczki na Siargao też lecą, ale jako osobna sztuka bagażu oversized.
Yupii :)
Jako, że już na check-in dostaliśmy upgrade (pewnie był spory overobooking, albo mieliśmy wysoką pozycję w rankingu pasażerów do op-up, bo zazwyczaj takie rzeczy dzieją się dopiero na gejcie), wiec odwiedziliśmy zarówno salon Air India (nic specjalnego, jedynie pani nas rejestrująca wyglądała bardzo ładnie, w dodatku była bardzo uprzejma)...
uwaga: jestem w trakcie edycji posta, fotki i opisy dodaję sukcesywnie
... a także poszliśmy do salonu Encalm w ramach Priority Pass (tutaj wiekszy wybór jedzenia i mają mój ulubiony rum) :)
Pan z obsługi (alko jest nalewane do kieliszków/szklanek przez obsługę) był wyraźnie zadowolony z naszego zainteresowania rumem Old Monk, aż podszedł do nas na krótką pogawędkę i w celu wspólnego zdjęcia
ups- dlaczego zdjęcia zaczęły się obracać?? Ktoś może pomóc? Fotki wklejam bezpośrednio z telefonu za pomocą tapatalka.
Po zajęciu miejsc w samolocie załoga serwuje welcome drink (woda, soki i Champagne) oraz malutką przekąskę
Jest też raczej niskich lotów torebka amenity kit - jak na biznesklasę słaba, nadaje się w najlepszym razie do premium economy, są dostępne kapcie, no i jest duuużo miejsca na nogi. Niektórzy nie lubią układu siedzeń w LOTowskich Dreamlinerach, ale trzeba przyznać, że miejsca jest sporo, zarówno na długość jak i szerokość
A po osiągnięciu wysokości przelotowej zaczyna się serwis. Jako aperitiff degustujemy białe wina.
Znów obrazki, ktore powinny być w pionie automatycznie się obracają :(
Fajnie, że wracamy w tak wygodny sposób, można z przyjemnością wypić wino :) Choć ja wolałbym zostać na Filipinach, bowiem w Polsce znów dopadną mnie stresy i problemy od których starałem się uciec w czasie tej eskapady
Następnie pora na przystawkę - ja poprosiłem o wersję indyjską, czyli pikantną soczewicę, Piotrek o zupę.
A tak na marginesie - sztućce są wreszcie poprawnie zapakowane, tzn zarówno haft jak i logo są w stronę klienta - ileś razy na to zwracałem uwagę w swoich relacjach, widać wreszcie ktoś w LOT się tym przejął :)
Drugie danie. Woow, moje było rewelacyjne!!!. Jagnięcina z kostką - chyba najlepszy posiłek jaki do tej pory jadłem w samolocie. Po prostu pycha, smak i sposób upieczenia mięsa nie do opisania. LOT zdecydowanie zasługuje na pochwałę, tym bardziej, że gdy wracałem zimą z BOM (co prawda w Y+) jedzenie było bardzo słabej jakości, niesmaczne, w zasadzie niejadalne. A teraz, na powrocie z Delhi było więcej niż super :)
Pora na sery i desery. Są nawet lody z konfiturą z czarnej porzeczki
Pora nieco się przespać, ale nie za długo, bowiem czas lotu wynosił tylko około 7 godzin
Po drzemce, ku mojemu zaskoczeniu serwowany był drugi obfity posiłek, również na ciepło.
Przed lądowaniem wypijamy jeszcze po kieliszku szampana - czego nie wyniesiemy (w sobie) załoga będzie musiała przed lądowaniem wylać do zlewu. Więc lepiej wypić taki zacny trunek, niż by miał się zmarnować (niestety znów obrócona fotka :( )
No to koniec tej krótkiej podróży i raportu. Czas mieliśmy wypełniony po brzegi, harmonogram i plan bardzo napięty, ale cieszę się, że udawało mi się w miarę na bieżąco pisać ten raport. Jedynie po powrocie do kraju pojawiło się opóźnienie w relacjonowaniu przelotu do Polski, ale to z powodu moich perturbacji zdrowotnych i przerwy w pojawianiu się na forum czy w internecie.
Podsumowując okazało się, że trasa na Filipiny biegnąca przez Indie może być bardzo interesującą alternatywą dla innych połączeń, zwłaszcza gdy uda się upolować jakąś promocję LOTu, bowiem z Delhi za bardzo rozsądne pieniądze można polecieć dalej na bilecie Singapurczyka
O ile w przypadku Champagne można to zrozumieć, bo przez kilka godzin zanim samolot znów poleci szampan by się wygazował, to pozostałe alkohole się nie psują
Wiec staraliśmy się, żeby nic nie trzeba było wylewać do zlewu przed lądowaniem w Warszawie ;)
Dziękuję wszystkim za uwagę, jeśli raport, mimo mankamentów i dyskusyjnych fragmentów się Wam podobał to postaram się kolejne też zamieszczać, ale najpierw muszę uporządkować swoje sprawy zdrowotne i zawodowe
Nie jest wykluczone, że to jednak jakiś centralny stylista. Spójrz, jak estetycznie ułożył kompozycję z nowych naczyń wprowadzanych do użytku na pokładzie:
Mi to przypomina raczej pieprznięcie garów na zaplecze do mycia.
Niestety w LOT o produkcie na pokładzie decydują osoby, które mało latały innymi liniami, mało widzialy i mało doświadczyły. Załogi pokładowe w większości są super, zwłaszcza z przodu samolotu, ale indolencji biura (kosmetyczka i inne sprawy, o których wielokrotnie w necie pisałem) nie są w stanie zniwelować.
Co nie zmienia faktu, że teraz powrót z Indii był bardzo udany, w przeciwieństwie do powrotu (w Y+) na początku 2023