To tyle na dzisiaj, bo pora odpocząć i troszkę pospać przed jutrzejszymi wycieczkami Stay tunedDzisiaj rano wsiedliśmy na motorki by trochę pozwiedzać wyspę Siargao. Na upartego da się ją objechać w 1 dzień dookoła, ale aż tak się nam nie spieszyło. Pierw zaliczyliśmy śniadanko w typowej filipińskiej jadłodajni. Taka porcja na osobę (z małym piwem) wyszla jakieś 18 zł. Piotrek od rana nakrycie głowy miał jakby był z Africa Corps
;)
Po śniadanku ruszamy na północ od miejscowości General Luna gdzie mamy bazę noclegową. Kierujemy się do Magpopongko Rock cave, czyli miejsca do którego należy przyjeżdżać w czasie odpływu, co miało miejsce w naszym wypadku. Ale pierw zwiedziliśmy jaskinię Paghugawan, przez którą przepływa rzeka. W czasie odpływu da się ją przejść (woda nieco ponad pas, max do piersi), w czasie przypływu trzeba tam pływać. Można sobie wziąć przewodnika, który ma latarki, idzie się wtedy małym grupkami, nasza liczyła 4 osoby. Na końcu trasy jest jakby duża studnia z wodą, do której można skakać. Piotrek tak skutecznie skakał do wody, że aż sobie palec przetrącił (później dał go leczyć miejscowemu znachorowi, ale ale o tym później)
Kolejny etap to właśnie ta dziura, która ma swój urok w czasie odpływu. Poskakalismy znów ze skał do wody, rym razem Piotrek nic sobie nie ptzetrącił [emoji1787] Za to po kąpieli dał leczyć palec miejscowemu specjaliście od uzdrawiania sportowców, ale pierw ćwiczyła na nim jego córka. Szkoda, że nie udało mi się tego nagrać, bo wygładało z jakby z bólu miał zemdleć, albo ją pobić
Jeszcze w miedzyczasie obejrzeliśmy miejscowe żerowisko krokodyli, na szczęście żaden Piotrka w nic nie ugryzł [emoji1787]
To tyle na teraz, pora na prysznic, potemiść coś zjeść, niebawem postaram się zamieścić ciąg dalszy z dzisiejszego dnia. Mam też filmiki, które trzeba uploadować. Ale wiele widzieliśmy, więc zaglądajcie tutaj , bo mam nadzieje coś ciekawego jeszcze pokażemy Stay tunedPo zaliczeniu wyżej opisanych atrakcji pojechaliśmy jeszcze dalej na północ wyspy. Chcieliśmy się trochę powłóczyć lokalnie, co się udało. Ale pierw zalegly widoczek na las kososowy i przewodnika w tej eskapadzie
;)
A tak kwitnie bananowiec. Trzeba przyznać, że organ rozrodczy ma okazałych rozmiarów
;) . Co więcej jest on jadalny
Filipiński hihgway na Siargao wygląda tak . Miejscowi suszą na nim zbiory ryżu, a do przewracania ziaren i mieszania ich na płachtach służa specjalne grabie o odpowiednim kształcie zębów
W jakiejś wiosce przy drodze trafiliśmy na warsztat tkacki, robili maty z jakiegoś lokalnego materiału, ale nawet przy pomocy Filipinki dobrze znającej język angielski nie potrafiliśmy się dowiedzieć od tkaczki (która mówiła tylko w języku Visaya) co to za roślina z której mata jest robiona. Za to wiem, że pracując we dwie osoby są w stanie wykonać dwie maty dziennie
Poniżej macie link to filmiku na Youtube z tego warsztatu i wioski, ale nie wiem jak go wstawić poprzez Tapatalk, aby otwierał się jako obraz do oglądania (chyba że od razu go widać?)
Następnie jechaliśmy jeszcze nieco dalej przed siebie, w kierunku na północ. We wiosce trwała młócka zebranego ryżu. Choć sporo ryżowiska było jeszcze nieskoszone
I jeszcze do jednego, bo zauważyłem jak jeden z miejscowych akurat wspinał sie na palmę po kokosy do picia. Jak go poprosiliśmy, to nam też zebrał, za co dostał jakieś drobne pieniążki, z ktorych wyraźnie się ucieszył
Jadąc tako oto dróżką trafiliśmy na półdzikie kapielisko nad rzeką
Pora wracać, i tak nie uda nam się wrócić przed zmrokiem, który zapada po godz 18tej. Trafiliśmy na kolejne miejsce dla surferów, więc trzeba było się zatrzymać na krótki postój. Lokalesi przy skuterach mają specjalne uchwyty z boku umożliwiające transport desek do surfingu
A wracając wstąpiliśmy jeszcze do "tkackiej" wioski, aby odnaleźć panią która z takim mozołem wykonywała maty/chodniki. Dzięki zapisywanej w zdjęciach lokalizacji udało się do niej trafić, zdecydowałem o zakupie dwóch mat. Nie wiem czy uda mi się to stąd zabrać samolotem, ale trzeba wspomagać lokalną społeczność
No to gazem do guesthouse, bo się ściemnia i burza na horyzoncie. Tak na marginesie, to prowadzenie guesthose na Filipinach to zawsze był jeden z moich ponysłów na życie. W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...
:(
Stay tuned
tropikey napisał:
@BabuK: Co do tego fragmentu:
"W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",
naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.
Niestety to prawda, ziemi jest dużo, ale w turystycznych miejscach jest bardzo droga. No ale biznes też niezły ponoć. O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda. Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio. Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka. Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEBTroszkę nam się zrobiło zaległości w relacji, bowiem od wylotu z Siargao byliśmy w ciągłej podróży, a na ostatnim (do tej pory noclegu) zarówno nasz net, który wreszcie udało się uruchomić, jak i hotelowy był na tyle wolny, że o uploadowaniu relacji można było zapomnieć. Ostatniego dnia na wyspie Siargao rankiem wyruszyliśmy jeszcze na małą przejażdkę motocyklami. Pierw Cloud 9 czyli mekka surferów. Niestety gdy tam przyjechaliśmy był akurat odpływ i woda daleko się cofnęła
Pitterek stwierdził, że jeden zdefektowany palec mu wystarczy i dalej wchodzić nie będzie, również po to by palmie nie zaszkodzić
;)
A poniżej kilka widoków z naszej małej przejażdżki motocyklami
To jeszcze piwko na drogę i można jechać na lotnisko. Tak na marginesie to zobaczcie jaka jest rozbieżność między wielkością szklanych butelek.piwa. Male San Miguel...
Oraz duży czerwony koń, ktory nie mieści mi się w dłoń
;)
Teraz muszę zrobić przerwę w uploading, wrócę tutaj za kilka godzin Stay tunedNie dałem rady wczoraj wieczorem uzupełnić relacji, bowiem mieliśmy zieloną noc (teraz jesteśmy już w czasie podróży powrotnej do PL - aktualnie w SIN w oczekiwaniu na SQ406 do DEL).
Lotnisko Siargao jest malutkie, z trudem obsługuje ruch turystyczny. Przed wejscien na teren "terminala" skanowane są bagaże, a kolejka do tego jest spora.
Niestety miałem wykupiony tylko bagaż podręczny, mat ktore kupiłem dzień wcześniej na wsi za darmo nie chcieli wziąć do kabiny, więc musiałem dokupić bagaż nadawany, mimo, że one ważą tylko 3 kg
Z Siargao do Cebu lecieliśmy ATR-72 Cebu Pacyfic. Niestety ich ATRy mają jakby zamglone okna, więc zdjęcia wysp i innych widoków za oknem nie bardzo wychodzą. Za to po wylądowaniu zaczął trochę padać deszcz, więc obsługa naziemna każdemu z pasażerów wręczała parasolkę by można uchronić się przed deszczem w drodze do zaparkowanego przy samolocie autobusu, którym mieliśmy jechać do terminala. Szkoda, że nie mają opcji zakupu takiej parasolki, bo chętnie bym ją nabył
Wzięliśmy taksówkę z lotniska w Cebu i pojechaliśmy do portu, aby przeprawić się na Bohol. Dzięki temu, że wcześniej dogadałem z Filipińczykami iż kupią nam bilety na prom zdążyliśmy na finall call na statek, ktory wygląda jak poniżej
W Tubigon (na wyspie Bohol) odebraliśmy zamówione wcześniej motorki i ruszyliśmy do Sagbayan, gdzie zaplanowany był pierwszy nocleg na Bohol. Na szczęście przestało padać, bo jak lokalni mnie informowali, na Boholu padało przez ostatnie trzy dni
Stay tuned (tym razem bez skojarzeń z innymi czynnościami)
Bardzo mi przykro, że ośmielę się nie zgodzić z Twoją tezą. Fotka była zrobiona tutaj : https://maps.app.goo.gl/eSf5GfwFSwrPkr7c9 Jak sama nazwa tego punktu wskazuje, chodzi o las kokosowyW Sagbayan udało się spotkać z Filipińczykami, którzy ugościli mnie i kolegę w grudniu 2022 gdy nadeszła wielka ulewa. Przywiozłem dla nich drobne upominki z Polski, w tym nasze specjały, niestety buteleczka cydru nie dojechała, więc nie było im dane spróbować tego polskiego napitku. Następnym razem muszę zapakować i nadać w bagażu, co w przypadku lotu waw-del-sin-ceb nie jest takie proste. Po spotkaniu wsiedliśmy na skutery (całkiem przyzwoite, 100km/h nie było żadnym problemem, za wyjatkiem tego, że Piotrek miał lekko nieczynną rękę i w większości kierował skuterem niczym jednoręki bandyta
;) ) i pojechaliśmy na objazd wyspy. Plan był bardzo napięty... Ale jeszcze zanim zaczęliśmy zwiedzać miejsca turystyczne udało się spotkać Polaka osiadłego na Bohol, który na swoim kanale na FB i Youtube (Mariusz Szpakowski) pokazuje życie na Filipinach. Dla niego, a szczególnie dla jego dziewczyny też miałem kabanosy itp, zresztą zobaczcie sami na kanale, bo filmik z tego jest już dostępny
Po spotkaniu i krótkich pogawędkach pojechaliśmy na Chocolate Hills. Nazwa pochodzi od tego, że w porze suchej wzgórza mają ponoć kolor czekolady...
Następnie nasza trasa wiodla w kierunku rzeki Loboc ( jest tam super zip lane nad kanionem rzeki Loboc - pokazywałem w relacji z grudnia 2022, a także można się wybrać na rejs pływającą restauracją - też było relacjonowane). Jednak jadąc tam moją uwagę przykuwają pola ryżowe z niesamowicie soczystą zielenią. Uwielbiam ten kolor...
BabuK napisał:Okazało się, że to cydr, a alkoholu ponoć przewozić nie wolno. Panowie byli bardzo sympatyczni, pozwolili wypić na miejscu...
:)Kol. dr hab. to widze, ze nie pierwszy raz wynosi rozny alkohol z salonikow... I jeszcze chetnie sie tym chwali uwieczniajac na zdjeciach w swoich relacjach. Az szkoda to komentowac...
Kol. @abelincolnJeszcze zrozumialbym zeby cos takiego zrobil jakis student, ktory wlasnie niedawno wylatal FTLa na durnolotach do IEG.Ale jesli cos takiego robi osoba publiczna majaca wysokie wyksztalcenie, poparte stopniem naukowym, o uznanej pozycji w branzy, z wieloma publikacjami, mozna by nawet rzec, elita narodu, to jednak troche razi... Po prostu pewnym osobom nie wypada sie tak zachowywac, a tu jednak panu doktorowi hab. sloma z butow troche wychodzi...
Chyba rozbijamy komuś relację... Anyhow,Kol. @flus - aczkolwiek ta forma bardziej pasuje do czasów pre-usenetowych - wydaje mi się, że masz troszkę archiczne wyobrażenie "elity" narodu. Deprecjacja tego pojęcia i wszelakich tytułów naukowych czy wykształcenia nie jest kwestią ostatnich kilku lat. Chociaż, z drugiej strony - może to powrót do korzeni, w końcu większość z nas ma pochodzenie chłopskie (polecam "Prześnioną rewolucję" Ledera)...(a, ta odpowiedź to uwaga natury ogólnej, w żaden sposób nie odnosząca się do autora relacji)
Panowie, jedni piją na potęgę w salonikach, albo opróżniają flaszki zakupione na bezcłówkach, a jak ktoś sobie kupi albo zamiast wypić na miejscu weźmie na drogę to jest wyzywany od elity narodu.Chyba trochę przesadzacie z tym potepieniem, ale ukamienowanie przyjmuję
Jak mi wczoraj uswiadomiono cydr to polskie prosecco, a wczoraj był światowy dzień prosecco.Autor promuje zatem Polskę, w tej sytuacji pretensje są nie na miejscu.Na dodatek rosyjska propaganda twierdzi, że od kiedy nie kupują naszych jabłek mamy gigantyczne problemy z ich nadpodażą, a tu widać, że sobie radzimy i dzoelnie przerabiamy je na prosecco
Proponuje zakończyć już temat nieszczęsnej butelki cydru i dać koledze prowadzić relacje dalej
;)@BabuK zawszę lubiłem czytać Twoje relacje na konkurencyjnym forum, fajnie że tu też coś piszesz
:D
A mnie sprawdzali sery. Znaczy nie nogi, ale sery żółte. Które zarzekałem się, że zjem jak mi każą coś wyrzucić. Żeby się nie zmarnowało jak to prosecco
;)Salonik na Domestic w Cebu jest i tyle wystarczy powiedzieć, bo nic w nim nie ma wartego uwagi.
Darek M. napisał:@pitterek a jak przebiegała Twoja podróż? Skąd nagle Cebu?Niedziela LO3886 Katowice-Warszawa, w poniedziałek LO71 Warszawa Delhi. Też w klasie premium, więc było całkiem przyjemnie. W Delhi trafiłem na święto narodowe, więc w saloniku alkoholu nie było. Za to dostaliśmy ciasteczka na dzień niepodległości od Singapore, na wejściu do 787-10. Lot do Cebu był strasznie turbulentny, więc będę wspomniał niemiło
;) (strasznie nie cierpię turbulencji poprzecznych). No a w Cebu bałem się pójść spać, żebym nie zaspał na samolot... Bez większych problemów wracam powoli do żywych
;)
@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.
tropikey napisał:@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.Niestety to prawda, ziemi jest dużo, ale w turystycznych miejscach jest bardzo droga. No ale biznes też niezły ponoć. O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda.Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio. Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka.Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEB
Teraz rozumiem skąd pomysł na cydr..Quote:Cydr – jak wpływa na zdrowie?Picie cydru we właściwych, umiarkowanych dawkach może mieć korzystny wpływ na zdrowie. Najważniejsze właściwości cydru związane są przede wszystkim z obecnością w nim przeciwutleniaczy:wzmaga wydzielanie soków trawiennych i korzystnie wpływa na trawienie;
BabuK napisał:Na pokładach SQ jest dostepne wifi z internetem darmowym np dla członków ich programu lojalnościowego, ale mnie, mimo że jestem zapisany system uparcie odmawiał dostępu.Pisałem o tym w wątku o SQ.Wychodzi na to, że jednak musi być przypięty Kris do biletu aby był net za frytkę w SQ.Jak dopisałeś M&M, to netu niestety nie będzie.
Właśnie cały czas mnie nurtuje kwestia wylewania otwartych butelek. Z czego to wynika? Przecież spokojnie te trunki maja swoją przydatność na dłużej po otwarciu.
Darek M. napisał:Właśnie cały czas mnie nurtuje kwestia wylewania otwartych butelek. Z czego to wynika? Przecież spokojnie te trunki maja swoją przydatność na dłużej po otwarciu.To muszą być jakieś kwestie celno-podatkowe bo na lotniskach "tam" nie trzeba wylewać pysznych trunków. Nie wiem jak jest w USA, ale na pewno w Azji nie ma takiego obowiązku, w przeciwieństwie do przylotów z longhauli do WAW.O ile w przypadku Champagne można to zrozumieć, bo przez kilka godzin zanim samolot znów poleci szampan by się wygazował, to ppzostałe alkohole się nie psują
Leciałem DXB-WAW by LO. Wyjątkowo miła stewka wcisnęła mi parę piw w puszce. Nie mogłem ich wypić, bo z lotniska jechałem samochodem. Po przylocie kasacja całości.
Cuvee jest wybitnym polskim winem. Ciekawe kiedy się skończy bo w oficjalnym sklepie winnicy już wyprzedane (A kupuję na kartony) podmianka na Seyval Blanc od nich byłaby też petardą chociaż coraz więcej dobrych win na pokładzie w LO. Widoczny tu na zdjęciu Marlborough Sun Sauvignon Blanc jest cudowny.
Wino pite z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach, zwłaszcza gdy jest tak wybitne jak Cuvee.Wiec staraliśmy się, żeby nic nie trzeba było wylewać do zlewu przed lądowaniem w Warszawie
;)Dziękuję wszystkim za uwagę, jeśli raport, mimo mankamentów i dyskusyjnych fragmentów się Wam podobał to postaram się kolejne też zamieszczać, ale najpierw muszę uporządkować swoje sprawy zdrowotne i zawodowe
Co do LO to dwie uwagi: 1) niestety szumna wymiana kosmetyczki na nową okazała się zamianą badziewia na badziewie - nie wiem dlaczego LO tak usilnie od lat obstaje przy wręczaniu paxom w C takiego dziadostwa; 2) cały czas mimo wszystko mocno kuleje prezentacja niektórych dań, zwłaszcza głównych - nawet jeśli bardzo smaczne, to po prostu źle wygląda to na talerzu - nader często (to uwaga nie tylko na bazie tej relacji, tylko szerszych, także moich własnych doświadczeń) przypomina to wizualnie potrawy podawane w jakimś podrzędnej klasy barze w Ustce, a nie w C. Podejrzewam, że problem tkwi w słabym przeszkoleniu załóg w tym aspekcie / nieprzygotowaniu stosownych wzorników - bo te dania są nakładane generalnie w samolocie, no i właśnie... zbytnio zależą od wyczucia kulinarnej estetyki konkretnej osoby...
marek2011 napisał:cały czas mimo wszystko mocno kuleje prezentacja niektórych dań, zwłaszcza głównych - nawet jeśli bardzo smaczne, to po prostu źle wygląda to na talerzu [...] te dania są nakładane generalnie w samolocie, no i właśnie... zbytnio zależą od wyczucia kulinarnej estetyki konkretnej osoby...Nie jest wykluczone, że to jednak jakiś centralny stylista. Spójrz, jak estetycznie ułożył kompozycję z nowych naczyń wprowadzanych do użytku na pokładzie:
Mi to przypomina raczej pieprznięcie garów na zaplecze do mycia.
a czy to nie jest tak że obcokrajowcy nie moga kupowac nieruchomości na Filipinach? no chyba, że się ma żonę Filipinkę, to juz inna sprawa;)BabuK napisał:tropikey napisał:@BabuK: Co do tego fragmentu: "W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej. No to chyba jednak się nie uda...",naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję
;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.Niestety to prawda, ziemi jest dużo, ale w turystycznych miejscach jest bardzo droga. No ale biznes też niezły ponoć. O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda.Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio. Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka.Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEB
Tak jest trzeba się ożenić. Moja filipińska wyprawa będzie miała dłuższą historię. Właśnie zostałem przyjęty na oddział ortopedii. Druty Kirchnera z wyciągiem Suzuki lub tytanowa śruba, okaże się przy zabiegu. Zdjęć nie będę wklejał, jeszcze ktoś okaże się być wrażliwy [emoji14]Co mogę dodać to relacji, to chyba tylko to, że jakiś miły młodzieniec chciał mnie okraść w okolicach Carbon Market. Odpial mi kieszeń plecaka, ale tam był tylko paszport (na szczęście nie był nim zainteresowany) i potem wsadził mi rękę do kieszeni spodni, za którą złapałem. No i zrobiło się ostro, gdybym wiedział, że już grzebał po plecaku to bym przydzwonił (a to się okazało potem przy wejściu do sklepu i kontroli plecaka, pani zwróciła uwagę, że zaraz zgubię paszport). A tak zrobiłem chłopcu wykład, że jak jest głodny to kradzież nie jest rozwiązaniem. Było bardzo miło i przyjemnie, trochę krótko, ale na pierwszy raz na Filipinach całkiem ok.
Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)
Zatem Panowie macie łatwiej;)BabuK napisał:Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)
Nea86 napisał:Zatem Panowie macie łatwiej;)BabuK napisał:Odnośnie kupna ziemi na Filipnach, to chyba nie tylko żona jest rozwiązaniem problemu braku zgód na sprzedaż ziemi obcokrajowcom. Ponoć można mieć też firmę, w której Filipińczycy mają większość udziałów, ale nie sprawdzałem tego, bo Filipinka jest jednak lepszą opcją. Chyba, że 2 w 1, czyli firma z Filipinką
;)Dlaczego tylko panowie mają mieć łatwiej?Zasada kupna ziemi z filipińską żoną/małżonkiem działa w obie strony
:)
Mam pytanie do obeznanych w temacie.W listopadzie wybieram się na filipiny na 2 tygodnie,3 wyspy loty na miejscu i prom zakupione.Noclegi może ogarnę z kraju,a może nie warto?I podstawowe pytanie jaką ilość gotówki zabrać ze sobą(ilość że dolary już wiem)?Ile potrzeba na wyżywienie,ktoś wie ile należy zapłacić przewodnikom(wodospady,samemu na pewno zabłądzę;) i ogólnie gdzie wymienić na miejscową walutę,czy mieć częściowo w dolarach?Płatności kartą są możliwe czy raczej nie nastawiać się?Z góry dziękuję za podpowiedzi.
To tyle na dzisiaj, bo pora odpocząć i troszkę pospać przed jutrzejszymi wycieczkami
Stay tunedDzisiaj rano wsiedliśmy na motorki by trochę pozwiedzać wyspę Siargao. Na upartego da się ją objechać w 1 dzień dookoła, ale aż tak się nam nie spieszyło.
Pierw zaliczyliśmy śniadanko w typowej filipińskiej jadłodajni. Taka porcja na osobę (z małym piwem) wyszla jakieś 18 zł.
Piotrek od rana nakrycie głowy miał jakby był z Africa Corps ;)
Po śniadanku ruszamy na północ od miejscowości General Luna gdzie mamy bazę noclegową.
Kierujemy się do Magpopongko Rock cave, czyli miejsca do którego należy przyjeżdżać w czasie odpływu, co miało miejsce w naszym wypadku.
Ale pierw zwiedziliśmy jaskinię Paghugawan, przez którą przepływa rzeka. W czasie odpływu da się ją przejść (woda nieco ponad pas, max do piersi), w czasie przypływu trzeba tam pływać.
Można sobie wziąć przewodnika, który ma latarki, idzie się wtedy małym grupkami, nasza liczyła 4 osoby.
Na końcu trasy jest jakby duża studnia z wodą, do której można skakać.
Piotrek tak skutecznie skakał do wody, że aż sobie palec przetrącił (później dał go leczyć miejscowemu znachorowi, ale ale o tym później)
Kolejny etap to właśnie ta dziura, która ma swój urok w czasie odpływu.
Poskakalismy znów ze skał do wody, rym razem Piotrek nic sobie nie ptzetrącił [emoji1787]
Za to po kąpieli dał leczyć palec miejscowemu specjaliście od uzdrawiania sportowców, ale pierw ćwiczyła na nim jego córka. Szkoda, że nie udało mi się tego nagrać, bo wygładało z jakby z bólu miał zemdleć, albo ją pobić
Jeszcze w miedzyczasie obejrzeliśmy miejscowe żerowisko krokodyli, na szczęście żaden Piotrka w nic nie ugryzł [emoji1787]
To tyle na teraz, pora na prysznic, potemiść coś zjeść, niebawem postaram się zamieścić ciąg dalszy z dzisiejszego dnia.
Mam też filmiki, które trzeba uploadować.
Ale wiele widzieliśmy, więc zaglądajcie tutaj , bo mam nadzieje coś ciekawego jeszcze pokażemy
Stay tunedPo zaliczeniu wyżej opisanych atrakcji pojechaliśmy jeszcze dalej na północ wyspy. Chcieliśmy się trochę powłóczyć lokalnie, co się udało.
Ale pierw zalegly widoczek na las kososowy i przewodnika w tej eskapadzie ;)
A tak kwitnie bananowiec. Trzeba przyznać, że organ rozrodczy ma okazałych rozmiarów ;) . Co więcej jest on jadalny
Filipiński hihgway na Siargao wygląda tak . Miejscowi suszą na nim zbiory ryżu, a do przewracania ziaren i mieszania ich na płachtach służa specjalne grabie o odpowiednim kształcie zębów
W jakiejś wiosce przy drodze trafiliśmy na warsztat tkacki, robili maty z jakiegoś lokalnego materiału, ale nawet przy pomocy Filipinki dobrze znającej język angielski nie potrafiliśmy się dowiedzieć od tkaczki (która mówiła tylko w języku Visaya) co to za roślina z której mata jest robiona. Za to wiem, że pracując we dwie osoby są w stanie wykonać dwie maty dziennie
Poniżej macie link to filmiku na Youtube z tego warsztatu i wioski, ale nie wiem jak go wstawić poprzez Tapatalk, aby otwierał się jako obraz do oglądania (chyba że od razu go widać?)
https://youtu.be/QasMHpCySLQ
Następnie jechaliśmy jeszcze nieco dalej przed siebie, w kierunku na północ.
We wiosce trwała młócka zebranego ryżu. Choć sporo ryżowiska było jeszcze nieskoszone
Znów link do filmiku https://youtu.be/1Oy5sOJtU74
I jeszcze do jednego, bo zauważyłem jak jeden z miejscowych akurat wspinał sie na palmę po kokosy do picia. Jak go poprosiliśmy, to nam też zebrał, za co dostał jakieś drobne pieniążki, z ktorych wyraźnie się ucieszył
https://youtu.be/LndknXLmgKs
Ja zresztą też, bo bardzo lubię pić swieże kokosy
Jadąc tako oto dróżką trafiliśmy na półdzikie kapielisko nad rzeką
Pora wracać, i tak nie uda nam się wrócić przed zmrokiem, który zapada po godz 18tej. Trafiliśmy na kolejne miejsce dla surferów, więc trzeba było się zatrzymać na krótki postój.
Lokalesi przy skuterach mają specjalne uchwyty z boku umożliwiające transport desek do surfingu
A wracając wstąpiliśmy jeszcze do "tkackiej" wioski, aby odnaleźć panią która z takim mozołem wykonywała maty/chodniki.
Dzięki zapisywanej w zdjęciach lokalizacji udało się do niej trafić, zdecydowałem o zakupie dwóch mat. Nie wiem czy uda mi się to stąd zabrać samolotem, ale trzeba wspomagać lokalną społeczność
No to gazem do guesthouse, bo się ściemnia i burza na horyzoncie.
Tak na marginesie, to prowadzenie guesthose na Filipinach to zawsze był jeden z moich ponysłów na życie. W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej.
No to chyba jednak się nie uda... :(
Stay tuned
Co do tego fragmentu:
"W sumie niby teraz gdy przestaję pracować tam gdzie dotychczas pracowalem byłaby okazja go zmaterializować, ale pogadałem z Australijczykiem, który jest właścicielem obiektu w którym mieszkamy. Metr kwadratowy gruntu w bocznej ulicy w General Luna na Siargao to koszt około 300 USD, a przy głównej kilka razy więcej.
No to chyba jednak się nie uda...",
naszła mnie myśl, że może ten Australijczyk wcisnął Ci kit o wysokiej cenie ziemi, by odstraszyć potencjalną konkurencję ;) ? Nie rezygnuj zatem po tej jednej rozmowie.
O cenach ziemi słyszałem z kilku źródeł, więc to musi być prawda.
Choć na prowincji, z dala od turystycznych szlaków jest tanio.
Jeszcze na Bohol zasięgnę jezyka.
Akurat jedziemy na lotnisko, za poltorej godziny rejs IAO-CEBTroszkę nam się zrobiło zaległości w relacji, bowiem od wylotu z Siargao byliśmy w ciągłej podróży, a na ostatnim (do tej pory noclegu) zarówno nasz net, który wreszcie udało się uruchomić, jak i hotelowy był na tyle wolny, że o uploadowaniu relacji można było zapomnieć.
Ostatniego dnia na wyspie Siargao rankiem wyruszyliśmy jeszcze na małą przejażdkę motocyklami. Pierw Cloud 9 czyli mekka surferów. Niestety gdy tam przyjechaliśmy był akurat odpływ i woda daleko się cofnęła
Pitterek stwierdził, że jeden zdefektowany palec mu wystarczy i dalej wchodzić nie będzie, również po to by palmie nie zaszkodzić ;)
A poniżej kilka widoków z naszej małej przejażdżki motocyklami
To jeszcze piwko na drogę i można jechać na lotnisko. Tak na marginesie to zobaczcie jaka jest rozbieżność między wielkością szklanych butelek.piwa.
Male San Miguel...
Oraz duży czerwony koń, ktory nie mieści mi się w dłoń ;)
Teraz muszę zrobić przerwę w uploading, wrócę tutaj za kilka godzin
Stay tunedNie dałem rady wczoraj wieczorem uzupełnić relacji, bowiem mieliśmy zieloną noc (teraz jesteśmy już w czasie podróży powrotnej do PL - aktualnie w SIN w oczekiwaniu na SQ406 do DEL).
Lotnisko Siargao jest malutkie, z trudem obsługuje ruch turystyczny. Przed wejscien na teren "terminala" skanowane są bagaże, a kolejka do tego jest spora.
Niestety miałem wykupiony tylko bagaż podręczny, mat ktore kupiłem dzień wcześniej na wsi za darmo nie chcieli wziąć do kabiny, więc musiałem dokupić bagaż nadawany, mimo, że one ważą tylko 3 kg
Z Siargao do Cebu lecieliśmy ATR-72 Cebu Pacyfic. Niestety ich ATRy mają jakby zamglone okna, więc zdjęcia wysp i innych widoków za oknem nie bardzo wychodzą.
Za to po wylądowaniu zaczął trochę padać deszcz, więc obsługa naziemna każdemu z pasażerów wręczała parasolkę by można uchronić się przed deszczem w drodze do zaparkowanego przy samolocie autobusu, którym mieliśmy jechać do terminala. Szkoda, że nie mają opcji zakupu takiej parasolki, bo chętnie bym ją nabył
Wzięliśmy taksówkę z lotniska w Cebu i pojechaliśmy do portu, aby przeprawić się na Bohol. Dzięki temu, że wcześniej dogadałem z Filipińczykami iż kupią nam bilety na prom zdążyliśmy na finall call na statek, ktory wygląda jak poniżej
W Tubigon (na wyspie Bohol) odebraliśmy zamówione wcześniej motorki i ruszyliśmy do Sagbayan, gdzie zaplanowany był pierwszy nocleg na Bohol.
Na szczęście przestało padać, bo jak lokalni mnie informowali, na Boholu padało przez ostatnie trzy dni
Stay tuned (tym razem bez skojarzeń z innymi czynnościami)
ref. dot. innych krajow, ale problem ten sam:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... ungli.read
https://en.wikipedia.org/wiki/Palm_oil
Jak sama nazwa tego punktu wskazuje, chodzi o las kokosowyW Sagbayan udało się spotkać z Filipińczykami, którzy ugościli mnie i kolegę w grudniu 2022 gdy nadeszła wielka ulewa. Przywiozłem dla nich drobne upominki z Polski, w tym nasze specjały, niestety buteleczka cydru nie dojechała, więc nie było im dane spróbować tego polskiego napitku. Następnym razem muszę zapakować i nadać w bagażu, co w przypadku lotu waw-del-sin-ceb nie jest takie proste.
Po spotkaniu wsiedliśmy na skutery (całkiem przyzwoite, 100km/h nie było żadnym problemem, za wyjatkiem tego, że Piotrek miał lekko nieczynną rękę i w większości kierował skuterem niczym jednoręki bandyta ;) ) i pojechaliśmy na objazd wyspy. Plan był bardzo napięty... Ale jeszcze zanim zaczęliśmy zwiedzać miejsca turystyczne udało się spotkać Polaka osiadłego na Bohol, który na swoim kanale na FB i Youtube (Mariusz Szpakowski) pokazuje życie na Filipinach. Dla niego, a szczególnie dla jego dziewczyny też miałem kabanosy itp, zresztą zobaczcie sami na kanale, bo filmik z tego jest już dostępny
https://youtu.be/YSvvKe0vvGg
Po spotkaniu i krótkich pogawędkach pojechaliśmy na Chocolate Hills. Nazwa pochodzi od tego, że w porze suchej wzgórza mają ponoć kolor czekolady...
Następnie nasza trasa wiodla w kierunku rzeki Loboc ( jest tam super zip lane nad kanionem rzeki Loboc - pokazywałem w relacji z grudnia 2022, a także można się wybrać na rejs pływającą restauracją - też było relacjonowane).
Jednak jadąc tam moją uwagę przykuwają pola ryżowe z niesamowicie soczystą zielenią. Uwielbiam ten kolor...