Na szczycie jest mini-sklep gdzie można napić się ciepłych napojów. Pije czarną kawę, szczerze- nie polecam, smakowała okropnie, dużo lepszym pomysłem jest zaczekanie do zejścia z powrotem do Ghorepani, gdzie możesz zamówić prawdziwą kawę z ekspresu
;)
Zejścia bywają trudniejsze od wspinania się. Poranne słońce roztopiło wierzchnią warstwę lodu i śniegu, i zrobiła się totalna szklanka. Można temu zaradzić- zjeżdżając na dupsku. Tylko trzeba uważać na zakręty; raz się tak rozpędziłem i nie byłem w stanie skręcić, że wyleciałem z 3-4m poza szlak
;)
Wracamy do hotelu, jemy śniadanie. Spotykamy ponownie grupe amerykańskich turystów- zastanawiamy się nad losem tych #LAgirls bo kierują się do Tadapani- przy tych warunkach bez raków ani rusz. My natomiast zaczynamy schodzić w stronę Nayapul. Całujemy Manoj po rękach, że dzięki niemu zdecydowaliśmy się odwrócić kierunek treku- mamy 1800m wysokości do zejścia, a nie do wspięcia się.
Jak powstają deski:
Co zrobić, gdy nie ma kruszarki do kamieni:
Gdy Ci ciężko, pomyśl o niej:
Po 3,5 godziny schodzenia łapie nas deszcz. Stwierdzamy, że nie ma sensu iść dalej bo za dnia i tak nie dojdziemy do Nayapul, zatrzymujemy się więc w Ulleri.
Tego dnia wypadało święto Shivaratri. Wiąże się to z tym, że na jeden dzień Marihuana staje się legalna. Także tego, idziemy spać
;)
06.03.2019: Ulleri-Nayapul-Pokhara
Ciąg dalszy schodzenia do Nayapul.
Wchodzimy do miejscowej szkoły. Niektóre dzieciaki codziennie z rana 2 godziny idą do szkoły, a potem tyle samo z niej wracają. Ja bym chyba wolał wracać do domu tylko na weekend
;)
Nauczyciel nas oprowadza po szkole, a następnie zaprasza do biura by nas tradycyjnie przywitać. Dostajemy chusty oraz kropke na czoło. Można zostawić datki- dajemy 100$. Potem pora na pamiątkowe zdjęcie
;)
Na dwie godziny przed dojściem do Nayapul, pierwszy raz widzę tutaj dzikie małpy. Nie żyją wyżej, bo jest im zwyczajnie za chłodno.
Czujemy się "bittersweet". Pewien etap się skończył. Doszliśmy do Nayapul, jesteśmy już w busie, jedziemy do Pokhara. Było cudnie, bardzo chętnie to powtórzę.
Po przyjeździe do Pokhary na dworzec Baglung, we czwórkę z plecakami pakujemy się do taksówki- Suzuki Alto(!!!)
Wieczorem idziemy się dalej integrować, nad jezioro. Jest Arna, shisha, koksownik i muzyka na żywo.
Samuel polecił nam wycieczkę "The Tibetan Encounter". Kosztuje troche (półdniowa od 6:00 do 13:30 za 6500 NPR od osoby) ale mówi że mega warto. Zapisaliśmy się tam dzień wcześniej.
Punktualnie o umówionej godzinie, pod nasz hotel podjeżdża 5-osobowe Suzuki Swift. Wychodzi przewodnik, przedstawia się jako Thupten. Pięknie nas wita kolejnymi chustami- tym razem białymi. W aucie jest dwóch innych turystów- dziewczyna z Niemiec i facet z USA. Program wycieczki zaczyna się przed wchodem słońca- jedziemy do Jangchub Choeling Monastery- buddyjskiej świątyni, gdzie Tybetańscy mnisi odprawiają poranną mantrę. Jest zakaz nagrywania i robienia zdjęć podczas. Przeżycie było fascynujące- spędziliśmy 40 minut słuchając 30 mnichów, z odzywającymi się od czasu do czasu dzwonkami i gongiem.
Gdy słońce już wstało obrzędy się kończą. Mnisi opuszczają świątynie, my mamy szanse lepiej ją obejrzeć. Następnie Thupten zabiera nas do kolejnego punktu programu- wizyty w gospodzie w wiosce uchodźców z Tybetu. Po drodze wyjaśnia nam, że on sam nie jest Buddystą, i nie jest w stanie odpowiedzieć na niektóre pytania odnośnie religii.
W gospodzie opowiada nam o tym jak wyglądało osiedlanie się Tybetańczyków w Nepalu, o tym jak mniejsze mają prawa w stosunku do rodowitych Nepalczyków (nie mogą oficjalnie prowadzić działalności, posiadać nieruchomości, samochodów). Nie mają też paszportu. Posiadają kartę uchodźcy z Tybetu, natomiast nadawana jest ona dopiero po skończeniu 18 roku życia- przedtem, dzieci są bezpaństwowe. Goszczeni jesteśmy wpierw tradycyjną herbatą z tybetu- z mlekiem, solą oraz masłem. Masło jest po to- aby zwiększyć wartość energetyczną. A sól- żeby zwiększyć pragnienie, co za tym idzie pić więcej tej herbaty.
Następnie owsianka oraz pity:
Później jedziemy do klasztoru mnichów Tybetańskich "Pema Ts'al Sakya Monastic Institute". Tam mamy okazje porozmawiać z jednym z mnichów, pozadawać mu wszelkie pytania odnośnie zakonu.
Kolejnym punktem programu, jest przejazd do drugiej Tybetańskiej wioski i odwiedziny miejsca gdzie tradycyjnie wytwarza się dywany.
Ceny nie były zaporowe- najmniejsze dywaniki zaczynały sie od 20$, największe- ok. 1100$. Swego czasu, uchodźcy z tybetu bardzo rozwinęli przemysł dywanowy w Nepalu- za sprawą wolontariuszy ze Szwajcarii, którzy im pokazali co i jak. Nepalskie dywany, wytwarzane tradycyjnymi Tybetańskimi metodami były tak pożądane, że dywannictwo było drugim (po turystyce) największym sektorem PKB Nepalu. Przemysł rozkwitł tak bardzo, że do pracy zaganiane były dzieci. A to już się nie spodobało międzynarodowej opinii publicznej, został okrzyknięty ban na nepalskie dywany i dywannictwo spowrotem stało się niszowe.
Zaciekawiły mnie wszechobecne orły- krążą zwyczajnie nad miastem.
Kolejnym punktem była wizyta u lekarza, który stosuje tradycyjną tybetańską medycyne. "Diagnozował" nas za pomocą analizy pulsu.
Na koniec był obiad, gdzie mogliśmy zjeść tyle Momo ile chcemy
;)
Koniec części czwartej.
Misha Preston2 napisał:
Rewelacja!
Za miesiąc wybieram się Waszymi śladami, podobna trasa: WAW-KBP-DXB-KTM -PKR-ABC
:)
Dzięki! Staram się zamieszczać sporo praktycznych informacji. Życzę powodzenia i zdaj relacje gdy wrócisz!
Misha Preston2 napisał:
AZaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!
No też byłem zawiedziony że ABC zamknięte, ale szczerze to na dobrze nam to wyszło bo mielibyśmy czasu na styk. Następnym razem lecimy na półtora miesiąca i wtedy EBC+ABC
;) Tobie również powodzenia, i zazdroszczę że to dopiero przed przed wami!
Dzięki za wszystkie lajki i komentarze. Zaraz się biorę za pisanie ostatniej części.08.03.2019: Pokhara
Podczas każdej Azjatyckiej podróży nadchodzi ten dzień. Dzień przeze mnie mocno oczekiwany, i z którym najczęściej się wiążą mega-fajne wspomnienia. Dzień, w którym wypożyczamy skuter i jeździmy po okolicy
:D Z rana, po śniadaniu idę wypożyczyć skuter, punktów jest sporo. Wytargowuje wynajem za 800NPR + 1,5 litra wachy za 200 rupii. O dziwo sporo formalności- pani spisuje wszystkie dane z paszportu, adres hotelu, nawet chciała abym zostawił paszport w zastaw ale kategorycznie odmówiłem- zwłaszcza że aby udowodnić mi że będzie tu bezpieczny, wyciągnęła paszport jakiegoś Irlandczyka i mi pokazała pierwszą stronę że przecież inni zawsze zostawiają :O Skończyło się na legitymacji studenckiej (już nieważnej) i 2000NPR w depozycie. Nigdy, przenigdy nie zostawiajcie nigdzie paszportu. Za to dostałem dokumenty do pojazdu, co się zdarzyło po raz pierwszy! Bardzo dobrze że były procedury, bo w razie W ubezpieczenie to pokrywa. W Wietnamie, gdy wypożyczałem skuter na wyspie Sapa, to otrzymałem kluczyki bez zostawienia CZEGOKOLWIEK (żadnych danych, telefonu, depozytu). Później wymeldowujemy się z hotelu przy jeziorze i z gratami przejeżdżamy do tego gdzie zatrzymaliśmy się za pierwszym razem- u znajomego Prakasha- bo stamtąd jest 3 minuty do dworca.
Na pierwszy ogień- oczywiście Shanti Stupa. Zbyt wcześnie skręciłem i wjechaliśmy tam nie tą ładną, asfaltową; tylko mieliśmy prawdziwy off-road na skuterze.
Zbudowali ją japończycy w 1973, ma wysokość 35 stóp i w środku znajdują się relikwia Buddy. Z góry jest piękny widok na jezioro Phewa, Pokharę oraz (przy lepszej widoczności niż myśmy uświadczyli) także na Annapurna range.
Następnie jedziemy do Mahendra Cave. Po drodze zaliczamy lotnisko w Pokharze, do progu pasa dzieli cię mniej niż na St.Marteen- nawet płot lotniska w osi pasa kończy się na wysokości klatki piersiowej, aby samoloty nie zaryły o niego kołami (podobnie jest w Tivat w Czarnogórze)
Absolutnie NIE polecam jaskiń na północy- zarówno Bat Cave, jak i Mahendra Cave. Za wstęp do Mahendra się płaci po 200 NPR, w zamian dostajemy wstęp do groty, po prostu- wszelkie nacieki jaskiniowe są poobrywane, nie ma żadnych ciekawych formacji skalnych. Przy wejściu podłączył się do nas gość który przedstawił się jako przewodnik, stwierdziliśmy że skoro się płaci 10 razy więcej za wstęp niż miejscowi, to pewnie przewodnik jest w cenie. W 5 minut oprowadził nas po tym czymś tłumacząc "see this? this is mineral". W pewnym miejscu chciał abyśmy przeszli kilkanaście metrów na czworaka w szczelinie- spokojnie można było się tam zaklinować, powiedziałem że nie idziemy. Było od niego czuć alkoholem. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zażądał kasy. Nic nie dostał, nie będę wchodzić w szczegóły
;) Na zewnątrz jaskini przynajmniej spotkało nas coś fajnego- restauracja z mega tanim i dobrym jedzeniem- za 2x Dal Bhat + herbata, kawa zapłaciliśmy 300NPR
:D
Później jeszcze raz na lotnisko, tym razem na inną miejscówkę. Lądujący ATR-72 nie mieścił się w kadrze przy 70mm!
A teraz zagadka: co to za samolot. Stoi na terenie jednej z knajp na nabrzeżu jeziora Phewa. Nie jest to DHC-6, nie jest to BN-2. Dwa dni mi zeszło aby go zidentyfikować- to jest chiński Harbin Y-1.
Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!
dzieki za relacje, male deja vu bo szedlem kolko ABC-Poon Hill pod koniec zeszlego roku. deszczu zero, sniegu prawie nie bylo, za to pewnie bylo zimniej w nocy i mniej zielono. najlepsze ze ceny na trasie Ghandruk - Poon Hill - Birethani byly wyzsze niz w ABC/MBC. nawet na dole w Birethani, do ktorego normalnie sie dojezdza autem zrobili sobie trekkingowe menu z cenami jak na ABC, gdzie ida tragarze. ale trasa calkiem przyjemna.
Misha Preston2 napisał:Rewelacja!Za miesiąc wybieram się Waszymi śladami, podobna trasa: WAW-KBP-DXB-KTM -PKR-ABC
:)Dzięki! Staram się zamieszczać sporo praktycznych informacji. Życzę powodzenia i zdaj relacje gdy wrócisz!Misha Preston2 napisał:Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!No też byłem zawiedziony że ABC zamknięte, ale szczerze to na dobrze nam to wyszło bo mielibyśmy czasu na styk. Następnym razem lecimy na półtora miesiąca i wtedy EBC+ABC
;) Tobie również powodzenia, i zazdroszczę że to dopiero przed przed wami!Dzięki za wszystkie lajki i komentarze. Zaraz się biorę za pisanie ostatniej części.
Semateusz napisał:Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegu.
magda-lenka napisał:Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegu.Dużo śniegu już na ABC czy na trasie również? Robiłas na własną rękę czy brałaś przewodnika?
Jak na abc chcesz wziąć przewodnika to lepiej zostań w domu, marzec jest b. nieprzewidywalny, byłem 2 lata temu i też był śnieg i lawinki, polecam kwiecień-czerwiec albo od końca września, a w ogóle to trasa w Langtang dużo lepsza i ładniejsza
kostek966 napisał:Jak na abc chcesz wziąć przewodnika to lepiej zostań w domu, marzec jest b. nieprzewidywalny, byłem 2 lata temu i też był śnieg i lawinki, polecam kwiecień-czerwiec albo od końca września, a w ogóle to trasa w Langtang dużo lepsza i ładniejszaNie biorę przewodnika ? zadałem tylko pytanie, więc nie wiem po co ten komentarz. Chciałem się tylko dowiedzieć czy (jeśli miała przewodnika) to jest łatwiej znaleźć nocleg niż bez, bo takie opinie słyszałem. Pozdrawiam ?
Semateusz napisał:magda-lenka napisał:Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegDużo śniegu już na ABC czy na trasie również? Robiłas na własną rękę czy brałaś przewodnika?Na trasie też są miejsca ośnieżone, szczególnie w okolicy Himalaya i dalej. Szłam bez przewodnika, na Mardi Himal też bez.
Na szczycie jest mini-sklep gdzie można napić się ciepłych napojów. Pije czarną kawę, szczerze- nie polecam, smakowała okropnie, dużo lepszym pomysłem jest zaczekanie do zejścia z powrotem do Ghorepani, gdzie możesz zamówić prawdziwą kawę z ekspresu ;)
Zejścia bywają trudniejsze od wspinania się. Poranne słońce roztopiło wierzchnią warstwę lodu i śniegu, i zrobiła się totalna szklanka. Można temu zaradzić- zjeżdżając na dupsku. Tylko trzeba uważać na zakręty; raz się tak rozpędziłem i nie byłem w stanie skręcić, że wyleciałem z 3-4m poza szlak ;)
Wracamy do hotelu, jemy śniadanie. Spotykamy ponownie grupe amerykańskich turystów- zastanawiamy się nad losem tych #LAgirls bo kierują się do Tadapani- przy tych warunkach bez raków ani rusz.
My natomiast zaczynamy schodzić w stronę Nayapul. Całujemy Manoj po rękach, że dzięki niemu zdecydowaliśmy się odwrócić kierunek treku- mamy 1800m wysokości do zejścia, a nie do wspięcia się.
Jak powstają deski:
Co zrobić, gdy nie ma kruszarki do kamieni:
Gdy Ci ciężko, pomyśl o niej:
Po 3,5 godziny schodzenia łapie nas deszcz. Stwierdzamy, że nie ma sensu iść dalej bo za dnia i tak nie dojdziemy do Nayapul, zatrzymujemy się więc w Ulleri.
Tego dnia wypadało święto Shivaratri. Wiąże się to z tym, że na jeden dzień Marihuana staje się legalna. Także tego, idziemy spać ;)
06.03.2019: Ulleri-Nayapul-Pokhara
Ciąg dalszy schodzenia do Nayapul.
Wchodzimy do miejscowej szkoły. Niektóre dzieciaki codziennie z rana 2 godziny idą do szkoły, a potem tyle samo z niej wracają. Ja bym chyba wolał wracać do domu tylko na weekend ;)
Nauczyciel nas oprowadza po szkole, a następnie zaprasza do biura by nas tradycyjnie przywitać. Dostajemy chusty oraz kropke na czoło. Można zostawić datki- dajemy 100$. Potem pora na pamiątkowe zdjęcie ;)
Na dwie godziny przed dojściem do Nayapul, pierwszy raz widzę tutaj dzikie małpy. Nie żyją wyżej, bo jest im zwyczajnie za chłodno.
Czujemy się "bittersweet". Pewien etap się skończył. Doszliśmy do Nayapul, jesteśmy już w busie, jedziemy do Pokhara. Było cudnie, bardzo chętnie to powtórzę.
Po przyjeździe do Pokhary na dworzec Baglung, we czwórkę z plecakami pakujemy się do taksówki- Suzuki Alto(!!!)
Wieczorem idziemy się dalej integrować, nad jezioro. Jest Arna, shisha, koksownik i muzyka na żywo.
https://www.youtube.com/watch?v=rSqHUP_yJOs
07.03.2019
Samuel polecił nam wycieczkę "The Tibetan Encounter". Kosztuje troche (półdniowa od 6:00 do 13:30 za 6500 NPR od osoby) ale mówi że mega warto. Zapisaliśmy się tam dzień wcześniej.
https://www.tripadvisor.com/Attraction_Review-g293891-d3610213-Reviews-The_Tibetan_Encounter_Day_Tours-Pokhara_Gandaki_Zone_Western_Region.html
Punktualnie o umówionej godzinie, pod nasz hotel podjeżdża 5-osobowe Suzuki Swift. Wychodzi przewodnik, przedstawia się jako Thupten. Pięknie nas wita kolejnymi chustami- tym razem białymi. W aucie jest dwóch innych turystów- dziewczyna z Niemiec i facet z USA.
Program wycieczki zaczyna się przed wchodem słońca- jedziemy do Jangchub Choeling Monastery- buddyjskiej świątyni, gdzie Tybetańscy mnisi odprawiają poranną mantrę. Jest zakaz nagrywania i robienia zdjęć podczas. Przeżycie było fascynujące- spędziliśmy 40 minut słuchając 30 mnichów, z odzywającymi się od czasu do czasu dzwonkami i gongiem.
Gdy słońce już wstało obrzędy się kończą. Mnisi opuszczają świątynie, my mamy szanse lepiej ją obejrzeć.
Następnie Thupten zabiera nas do kolejnego punktu programu- wizyty w gospodzie w wiosce uchodźców z Tybetu. Po drodze wyjaśnia nam, że on sam nie jest Buddystą, i nie jest w stanie odpowiedzieć na niektóre pytania odnośnie religii.
W gospodzie opowiada nam o tym jak wyglądało osiedlanie się Tybetańczyków w Nepalu, o tym jak mniejsze mają prawa w stosunku do rodowitych Nepalczyków (nie mogą oficjalnie prowadzić działalności, posiadać nieruchomości, samochodów). Nie mają też paszportu. Posiadają kartę uchodźcy z Tybetu, natomiast nadawana jest ona dopiero po skończeniu 18 roku życia- przedtem, dzieci są bezpaństwowe.
Goszczeni jesteśmy wpierw tradycyjną herbatą z tybetu- z mlekiem, solą oraz masłem. Masło jest po to- aby zwiększyć wartość energetyczną. A sól- żeby zwiększyć pragnienie, co za tym idzie pić więcej tej herbaty.
Następnie owsianka oraz pity:
Później jedziemy do klasztoru mnichów Tybetańskich "Pema Ts'al Sakya Monastic Institute". Tam mamy okazje porozmawiać z jednym z mnichów, pozadawać mu wszelkie pytania odnośnie zakonu.
Kolejnym punktem programu, jest przejazd do drugiej Tybetańskiej wioski i odwiedziny miejsca gdzie tradycyjnie wytwarza się dywany.
Ceny nie były zaporowe- najmniejsze dywaniki zaczynały sie od 20$, największe- ok. 1100$. Swego czasu, uchodźcy z tybetu bardzo rozwinęli przemysł dywanowy w Nepalu- za sprawą wolontariuszy ze Szwajcarii, którzy im pokazali co i jak. Nepalskie dywany, wytwarzane tradycyjnymi Tybetańskimi metodami były tak pożądane, że dywannictwo było drugim (po turystyce) największym sektorem PKB Nepalu. Przemysł rozkwitł tak bardzo, że do pracy zaganiane były dzieci. A to już się nie spodobało międzynarodowej opinii publicznej, został okrzyknięty ban na nepalskie dywany i dywannictwo spowrotem stało się niszowe.
Zaciekawiły mnie wszechobecne orły- krążą zwyczajnie nad miastem.
Kolejnym punktem była wizyta u lekarza, który stosuje tradycyjną tybetańską medycyne. "Diagnozował" nas za pomocą analizy pulsu.
Na koniec był obiad, gdzie mogliśmy zjeść tyle Momo ile chcemy ;)
Koniec części czwartej.
Za miesiąc wybieram się Waszymi śladami, podobna trasa: WAW-KBP-DXB-KTM -PKR-ABC :)
Dzięki! Staram się zamieszczać sporo praktycznych informacji. Życzę powodzenia i zdaj relacje gdy wrócisz!
No też byłem zawiedziony że ABC zamknięte, ale szczerze to na dobrze nam to wyszło bo mielibyśmy czasu na styk. Następnym razem lecimy na półtora miesiąca i wtedy EBC+ABC ;) Tobie również powodzenia, i zazdroszczę że to dopiero przed przed wami!
Dzięki za wszystkie lajki i komentarze. Zaraz się biorę za pisanie ostatniej części.08.03.2019: Pokhara
Podczas każdej Azjatyckiej podróży nadchodzi ten dzień. Dzień przeze mnie mocno oczekiwany, i z którym najczęściej się wiążą mega-fajne wspomnienia. Dzień, w którym wypożyczamy skuter i jeździmy po okolicy :D
Z rana, po śniadaniu idę wypożyczyć skuter, punktów jest sporo. Wytargowuje wynajem za 800NPR + 1,5 litra wachy za 200 rupii. O dziwo sporo formalności- pani spisuje wszystkie dane z paszportu, adres hotelu, nawet chciała abym zostawił paszport w zastaw ale kategorycznie odmówiłem- zwłaszcza że aby udowodnić mi że będzie tu bezpieczny, wyciągnęła paszport jakiegoś Irlandczyka i mi pokazała pierwszą stronę że przecież inni zawsze zostawiają :O Skończyło się na legitymacji studenckiej (już nieważnej) i 2000NPR w depozycie. Nigdy, przenigdy nie zostawiajcie nigdzie paszportu. Za to dostałem dokumenty do pojazdu, co się zdarzyło po raz pierwszy! Bardzo dobrze że były procedury, bo w razie W ubezpieczenie to pokrywa. W Wietnamie, gdy wypożyczałem skuter na wyspie Sapa, to otrzymałem kluczyki bez zostawienia CZEGOKOLWIEK (żadnych danych, telefonu, depozytu). Później wymeldowujemy się z hotelu przy jeziorze i z gratami przejeżdżamy do tego gdzie zatrzymaliśmy się za pierwszym razem- u znajomego Prakasha- bo stamtąd jest 3 minuty do dworca.
Na pierwszy ogień- oczywiście Shanti Stupa. Zbyt wcześnie skręciłem i wjechaliśmy tam nie tą ładną, asfaltową; tylko mieliśmy prawdziwy off-road na skuterze.
Zbudowali ją japończycy w 1973, ma wysokość 35 stóp i w środku znajdują się relikwia Buddy. Z góry jest piękny widok na jezioro Phewa, Pokharę oraz (przy lepszej widoczności niż myśmy uświadczyli) także na Annapurna range.
Następnie jedziemy do Mahendra Cave. Po drodze zaliczamy lotnisko w Pokharze, do progu pasa dzieli cię mniej niż na St.Marteen- nawet płot lotniska w osi pasa kończy się na wysokości klatki piersiowej, aby samoloty nie zaryły o niego kołami (podobnie jest w Tivat w Czarnogórze)
Absolutnie NIE polecam jaskiń na północy- zarówno Bat Cave, jak i Mahendra Cave. Za wstęp do Mahendra się płaci po 200 NPR, w zamian dostajemy wstęp do groty, po prostu- wszelkie nacieki jaskiniowe są poobrywane, nie ma żadnych ciekawych formacji skalnych. Przy wejściu podłączył się do nas gość który przedstawił się jako przewodnik, stwierdziliśmy że skoro się płaci 10 razy więcej za wstęp niż miejscowi, to pewnie przewodnik jest w cenie. W 5 minut oprowadził nas po tym czymś tłumacząc "see this? this is mineral". W pewnym miejscu chciał abyśmy przeszli kilkanaście metrów na czworaka w szczelinie- spokojnie można było się tam zaklinować, powiedziałem że nie idziemy. Było od niego czuć alkoholem. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zażądał kasy. Nic nie dostał, nie będę wchodzić w szczegóły ;) Na zewnątrz jaskini przynajmniej spotkało nas coś fajnego- restauracja z mega tanim i dobrym jedzeniem- za 2x Dal Bhat + herbata, kawa zapłaciliśmy 300NPR :D
https://www.youtube.com/watch?v=f3DzwsyvUsY
Później jeszcze raz na lotnisko, tym razem na inną miejscówkę. Lądujący ATR-72 nie mieścił się w kadrze przy 70mm!
A teraz zagadka: co to za samolot. Stoi na terenie jednej z knajp na nabrzeżu jeziora Phewa. Nie jest to DHC-6, nie jest to BN-2. Dwa dni mi zeszło aby go zidentyfikować- to jest chiński Harbin Y-1.
Pożegnalna kolacja- jutro wracamy do Kathmandu.