Choomrong wita mnie serdecznie wymachując środkowym palcem, bo aby dojść do miejscowości trzeba przez godzinę wchodzić po naprawdę wysokich kamiennych stopniach. Nie wyrabiam kondycyjnie. Obiecuje sobie ze jutro już będzie lepiej.
Dochodzimy do check-pointu, gdzie trzeba pokazać dokumenty. Dowiadujemy się, ze nici z naszej wyprawy na ABC bo wczoraj zeszły dwie lawiny, zablokowały szlak, a ludność ze wszystkich guesthousow w ABC i MBC została ewakuowana śmigłowcem i nawet nie mielibyśmy się gdzie zatrzymać. Nie wpuszcza nas nawet do Sinuwa. Trudno sie mówi. Przynajmniej możemy iść na luzie, bo zyskaliśmy ok. 4-5 dni. Zostajemy w Choomrong na nocleg.
Wszechobecne są psy. Radosne pieski, czasami towarzyszą ci przez kilka godzin.
Odnośnie Guesthousów. W każdej miejscowości jest ich co najmniej kilka. Im wyżej, tym są droższe. Pokój dwuosobowy kosztuje 400 lub 500 rupii. Ale trzeba minimum zjeść kolacje, oraz śniadanie. Sam nocleg bez kupowania wyżywienia kosztuje 2000 rupii. Średnio trzeba właśnie liczyć po 2000-2500 rupii za dzień za dwie osoby- wchodzi w to nocleg, wi-fi, kolacja, śniadanie, oraz Raksii pod wieczór
;) Dodatkowo płatne: Wi-fi (100-200 NPR w zależności od miejsca, za każde urządzenie) Ładowanie urządzeń (nie wszędzie) (100 NPR za każde urządzenie) Hot shower (150 NPR) Woda przygotowana (100 NPR za litr). My jednak braliśmy wodę z łazienkowego kranu, a dla bezpieczeństwa wrzucaliśmy tabletkę do uzdatniania wody.
Na popołudniowym spacerze do miejscowej szkoly, Manoj nam pokazuje, ze kwiaty Rododendronu są jadalne. Gorzkawy smak, ale doznanie ciekawe.
Koniec części drugiej.
EDIT: Powklejałem na nowo, powinno być ok03.03.2019: Choomrong- Deurali- Tadapani
Dzisiejsza noc sporo cieplejsza niż poprzednia. Śpimy w standardowym "opakowaniu", do tego letni śpiwór i kołdra (o którą trzeba poprosić)- jest komfortowo. Zapomniałem w poprzednim wpisie: polecam wziąć sobie złodziejkę/rozdzielke do gniazdka- często w pokoju jest tylko jedno. W nocy budzi mnie znajomy dźwięk dudniącej blachy falistej. No super, co jak co ale naprawdę nie lubię chodzić w deszczu, oby przeszło do rana. Dzwoni budzik, jest 7:00. Dalej pada. Idziemy zjesc sniadanie- w moim wypadku eksperymentuje z "oat porridge" czyli klasyczna owsianka. Z cukrem nie jest złe.
Przeciwdeszczowe peleryny znowu idą w ruch.
Jak się okazuje- nie na długo. Po 5 minutach wchodzenia po schodach, ruszając w stronę Deurali stwierdzam ze już wole iść w deszczu niż się w tym udusić. Po kolejnych 5 minutach zaczyna sie z kolei przejaśniać, i problem sam się rozwiązał. Wspinając się w gore, w dolinie zaczyna się piękny spektakl niskich chmur oraz porannych promieni słońca, które coraz bardziej się przez nie przebijają.
Ten dzień będzie meczący. Mapa Samuela informuje, ze wpierw wchodzimy 200m w gore, później schodzimy 600m do koryta rzeki, po czym wspinamy się 800m.
Po ok. 4 godzinach dochodzimy do Ghurjung. Temperatura spadla odczuwalnie mocno, jestesmy w gestych chmurach. Bierzemy po herbatce i sprawdzamy ile pozostało do Tadapani- ok. 2,5 godziny drogi. Manoj mówi ze pójdziemy nieco innym szlakiem, aby zaoszczędzić trochę czasu.
Ciag dalszy marszu prowadzi przez typowy (jak dla mnie) las tropikalny, porośnięty gesta wysoka roślinnością.
W pewnym momencie mam poważny problem. Jest stromy odcinek w gore, a mi skończyła się energia po porannej owsiance. Dałem ciała ze nie zjadłem nic na przystanku w Ban Thati. Asia ratuje batonami. Jest nieco lepiej, ale dalej mocno spowalniam grupę. Gdy dochodzimy do Tadapani, mam ochote pocalowac ziemie. Śniegu jest juz pełno, a nas spowija gesta mgła.
Pierwszy raz zamawiamy Momo. Fajne, smaczne pierożki.
Po jedzeniu musimy odespać 2 godziny ze zmęczenia po dzisiejszym trekkingu. Budzi nas znajomy, przyjemny zapach ogniska. Z powodu awarii kobzy, Manoj dostał pozwolenie na rozpalenie ognia pośrodku podwórka naszego guesthouse. Wszyscy goście się gromadzą dookoła. Trzech Hindusów, dwóch Holendrów, nasza czwórka oraz absolutny idol- 72-letni Tony, z Portsmouth w GB. Bawi nas wszystkich swoim brytyjskim akcentem i humorem oraz mega luźnym podejściem do swojego wieku. Wszyscy z 10 razy usłyszeliśmy ze mamy się nie starzeć
;)
04.03.2019 Tadapani-Deurali-Ghorepani
Pobudka 6:30. O dziwo gdy sie budze to Asi juz nie ma w pokoju- to dziwne bo nie jest rannym ptaszkiem. Patrze na zewnątrz a tam istny raj. Kwintesencja tego wyjazdu. Zupełna niespodzianka, bo wczoraj popołudniu gdy tu zaszliśmy, wszystko było spowite mglą.
Ruszamy na trekking pełni obaw i nadziei, bo wczoraj przy ognisku nasłuchaliśmy się historii od Holendrów i Toniego, o tym jaki ciężki jest odcinek miedzy Deurali a Tadapani (oni stamtąd przyszli). Stromizna, pełno lodu, a my nie mamy raków.
Dochodzimy do miejsca gdzie zaczyna się stromy odcinek w gore przed którym nas ostrzegali. Odcinek miedzy Ban Thati a Deurali. Nauczony poprzednim dniem, 3 godziny po śniadaniu idę samemu do napotkanego guesthouse aby tym razem bardziej się najeść przed wysiłkiem.
Zazwyczaj mam swoje lustro (600D) powieszone cały czas na szyi, jednak ze względu na bardzo prawdopodobne przeoranie zbocza kilkanaście metrów w dol w przypadku utraty przyczepności- chowam je do plecaka i dlatego brak zdjęć z tego odcinka.
Mieliśmy szczęście o tyle ze szliśmy w gore a nie w dol, a pogoda była pochmurna, a nie słoneczna- dzięki temu nie było warstwy wody na lodowatych odcinkach. Niemniej gdybyśmy mieli raki to nie byłoby większego problemu nawet idąc w dol przy roztopach. Ot nasz #plcbl i wypad na trekking w Himalajach z samym bagażem podręcznym
;)
Fotka już z Deurali gdzie moja ekipa je zasłużony posiłek- ja się racze tylko herbatką, bylem jeszcze najedzony Chowmein (smażony makaron) które jadłem w pojedynkę przed trudnym odcinkiem
:D
Idziemy dalej- przekraczamy wysokosc 3000m n.p.m. Właściwie to na odcinku miedzy Deurali a Ghorepani przechodzi się przez ok. 3400m n.p.m, zatem dla nas- po nieudanym ataku na ABC, jest to najwyższy punkt tego trekkingu.
Po 6 godzinach od wyruszenia z Tadapani, dochodzimy do Ghorepani. Największe ze wszystkich osad w tej okolicy. Klimat w guesthousie juz nie ten sam co mielismy wczoraj- atmosfera "zakopiansko-schroniskowa" i co najgorsze- jest z nami grupa ok. 20 osob z USA. Z Samuelem non-stop ciśniemy bekę z ich rozmow. Buty- zupelnie mokre- ale jest gdzie wysuszyc, przy piecyku w salonie.
Nauczeni analogią z dnia wczorajszego, cieszymy się ze pogoda zaczyna się psuć pod wieczór. To może sugerować ze rano na Poon Hill zobaczymy czyste niebo. Ale o tym już w następnym wpisie
;) Koniec części trzeciej.Poprawiłem zdjęcia w poprzednim wpisie, i już wiem z czego wyniknął problem- już więcej nie powinno to się powtarzać.
Pobudka o 5:00 rano. Wychodzimy z guesthouse bez śniadania, zostawiamy tam rzeczy, idziemy na wschód słońca na Poon Hill. Na głowe wędruje czołówka z decathlona, którą kupiłem przed wyjazdem tylko z myślą o tym momencie. Ludzi jest cała masa. Wejście zajmuje około 60 minut, po drodze trzeba kupić bilet wstępu za bodajże 100 rupii. Po zamknięciu ABC z powodu lawin, tym razem szczęście nam sprzyja bo wspinając się przy brzasku na horyzoncie, na niebie widać gwiazdy. To oznacza, że niebo jest czyste i mamy szanse zobaczyć przepiękny wschód słońca. Miejscami jest ślisko, ale spokojnie można wejść bez raków.
Wchodzimy na szczyt w momencie, gdy szczyty ośmiotysięczników zaczynają być oświetlone na pomarańczowo. Magiczny widok. Nie przeszkadza nawet to, że współdzielimy go z innymi stu-pięćdziesięcioma osobami. Wszak oni też zasłużyli na zobaczenie tego- wszyscy musieliśmy tutaj dreptać kilka dni.
Flagi modlitewne. Rozwiesza sie je tam, gdzie mają szanse być jak najbardziej targane wiatrem- co ma symbolizować niesienie modlitw przez wiatr. Flag się zazwyczaj tylko dokłada, a nie zabiera starych- ma to symbolizować przemijanie. Kolory są zawsze w tej samej kolejności i oznaczają żywioły- Niebieski= Przestrzeń, Biały= Powietrze, Czerwony= Ogień, Zielony= Woda, Żółty/Pomarańczowy= Ziemia,\
Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!
dzieki za relacje, male deja vu bo szedlem kolko ABC-Poon Hill pod koniec zeszlego roku. deszczu zero, sniegu prawie nie bylo, za to pewnie bylo zimniej w nocy i mniej zielono. najlepsze ze ceny na trasie Ghandruk - Poon Hill - Birethani byly wyzsze niz w ABC/MBC. nawet na dole w Birethani, do ktorego normalnie sie dojezdza autem zrobili sobie trekkingowe menu z cenami jak na ABC, gdzie ida tragarze. ale trasa calkiem przyjemna.
Misha Preston2 napisał:Rewelacja!Za miesiąc wybieram się Waszymi śladami, podobna trasa: WAW-KBP-DXB-KTM -PKR-ABC
:)Dzięki! Staram się zamieszczać sporo praktycznych informacji. Życzę powodzenia i zdaj relacje gdy wrócisz!Misha Preston2 napisał:Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!No też byłem zawiedziony że ABC zamknięte, ale szczerze to na dobrze nam to wyszło bo mielibyśmy czasu na styk. Następnym razem lecimy na półtora miesiąca i wtedy EBC+ABC
;) Tobie również powodzenia, i zazdroszczę że to dopiero przed przed wami!Dzięki za wszystkie lajki i komentarze. Zaraz się biorę za pisanie ostatniej części.
Semateusz napisał:Zaczęło się ciekawie, później trochę posmutniałem z racji odwołanego ABC. Za dwa tygodnie ruszam do Nepalu na trekking i fajnie byłoby poczytać coś z ostatniej chwili
:D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń!Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegu.
magda-lenka napisał:Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegu.Dużo śniegu już na ABC czy na trasie również? Robiłas na własną rękę czy brałaś przewodnika?
Jak na abc chcesz wziąć przewodnika to lepiej zostań w domu, marzec jest b. nieprzewidywalny, byłem 2 lata temu i też był śnieg i lawinki, polecam kwiecień-czerwiec albo od końca września, a w ogóle to trasa w Langtang dużo lepsza i ładniejsza
kostek966 napisał:Jak na abc chcesz wziąć przewodnika to lepiej zostań w domu, marzec jest b. nieprzewidywalny, byłem 2 lata temu i też był śnieg i lawinki, polecam kwiecień-czerwiec albo od końca września, a w ogóle to trasa w Langtang dużo lepsza i ładniejszaNie biorę przewodnika ? zadałem tylko pytanie, więc nie wiem po co ten komentarz. Chciałem się tylko dowiedzieć czy (jeśli miała przewodnika) to jest łatwiej znaleźć nocleg niż bez, bo takie opinie słyszałem. Pozdrawiam ?
Semateusz napisał:magda-lenka napisał:Wchodziłam na ABC 3 dni temu. Aktualnie szlak jest otwarty, tylko jest dużo śniegDużo śniegu już na ABC czy na trasie również? Robiłas na własną rękę czy brałaś przewodnika?Na trasie też są miejsca ośnieżone, szczególnie w okolicy Himalaya i dalej. Szłam bez przewodnika, na Mardi Himal też bez.
Choomrong wita mnie serdecznie wymachując środkowym palcem, bo aby dojść do miejscowości trzeba przez godzinę wchodzić po naprawdę wysokich kamiennych stopniach. Nie wyrabiam kondycyjnie. Obiecuje sobie ze jutro już będzie lepiej.
Dochodzimy do check-pointu, gdzie trzeba pokazać dokumenty. Dowiadujemy się, ze nici z naszej wyprawy na ABC bo wczoraj zeszły dwie lawiny, zablokowały szlak, a ludność ze wszystkich guesthousow w ABC i MBC została ewakuowana śmigłowcem i nawet nie mielibyśmy się gdzie zatrzymać. Nie wpuszcza nas nawet do Sinuwa. Trudno sie mówi. Przynajmniej możemy iść na luzie, bo zyskaliśmy ok. 4-5 dni. Zostajemy w Choomrong na nocleg.
Wszechobecne są psy. Radosne pieski, czasami towarzyszą ci przez kilka godzin.
Odnośnie Guesthousów. W każdej miejscowości jest ich co najmniej kilka. Im wyżej, tym są droższe. Pokój dwuosobowy kosztuje 400 lub 500 rupii. Ale trzeba minimum zjeść kolacje, oraz śniadanie. Sam nocleg bez kupowania wyżywienia kosztuje 2000 rupii. Średnio trzeba właśnie liczyć po 2000-2500 rupii za dzień za dwie osoby- wchodzi w to nocleg, wi-fi, kolacja, śniadanie, oraz Raksii pod wieczór ;)
Dodatkowo płatne:
Wi-fi (100-200 NPR w zależności od miejsca, za każde urządzenie)
Ładowanie urządzeń (nie wszędzie) (100 NPR za każde urządzenie)
Hot shower (150 NPR)
Woda przygotowana (100 NPR za litr). My jednak braliśmy wodę z łazienkowego kranu, a dla bezpieczeństwa wrzucaliśmy tabletkę do uzdatniania wody.
Na popołudniowym spacerze do miejscowej szkoly, Manoj nam pokazuje, ze kwiaty Rododendronu są jadalne. Gorzkawy smak, ale doznanie ciekawe.
Koniec części drugiej.
EDIT: Powklejałem na nowo, powinno być ok03.03.2019: Choomrong- Deurali- Tadapani
Dzisiejsza noc sporo cieplejsza niż poprzednia. Śpimy w standardowym "opakowaniu", do tego letni śpiwór i kołdra (o którą trzeba poprosić)- jest komfortowo.
Zapomniałem w poprzednim wpisie: polecam wziąć sobie złodziejkę/rozdzielke do gniazdka- często w pokoju jest tylko jedno.
W nocy budzi mnie znajomy dźwięk dudniącej blachy falistej. No super, co jak co ale naprawdę nie lubię chodzić w deszczu, oby przeszło do rana.
Dzwoni budzik, jest 7:00. Dalej pada. Idziemy zjesc sniadanie- w moim wypadku eksperymentuje z "oat porridge" czyli klasyczna owsianka. Z cukrem nie jest złe.
Przeciwdeszczowe peleryny znowu idą w ruch.
Jak się okazuje- nie na długo. Po 5 minutach wchodzenia po schodach, ruszając w stronę Deurali stwierdzam ze już wole iść w deszczu niż się w tym udusić. Po kolejnych 5 minutach zaczyna sie z kolei przejaśniać, i problem sam się rozwiązał. Wspinając się w gore, w dolinie zaczyna się piękny spektakl niskich chmur oraz porannych promieni słońca, które coraz bardziej się przez nie przebijają.
Ten dzień będzie meczący. Mapa Samuela informuje, ze wpierw wchodzimy 200m w gore, później schodzimy 600m do koryta rzeki, po czym wspinamy się 800m.
https://www.youtube.com/watch?v=KJROdA5W69U
Po ok. 4 godzinach dochodzimy do Ghurjung. Temperatura spadla odczuwalnie mocno, jestesmy w gestych chmurach. Bierzemy po herbatce i sprawdzamy ile pozostało do Tadapani- ok. 2,5 godziny drogi. Manoj mówi ze pójdziemy nieco innym szlakiem, aby zaoszczędzić trochę czasu.
Ciag dalszy marszu prowadzi przez typowy (jak dla mnie) las tropikalny, porośnięty gesta wysoka roślinnością.
W pewnym momencie mam poważny problem. Jest stromy odcinek w gore, a mi skończyła się energia po porannej owsiance. Dałem ciała ze nie zjadłem nic na przystanku w Ban Thati. Asia ratuje batonami. Jest nieco lepiej, ale dalej mocno spowalniam grupę. Gdy dochodzimy do Tadapani, mam ochote pocalowac ziemie. Śniegu jest juz pełno, a nas spowija gesta mgła.
Pierwszy raz zamawiamy Momo. Fajne, smaczne pierożki.
Po jedzeniu musimy odespać 2 godziny ze zmęczenia po dzisiejszym trekkingu. Budzi nas znajomy, przyjemny zapach ogniska. Z powodu awarii kobzy, Manoj dostał pozwolenie na rozpalenie ognia pośrodku podwórka naszego guesthouse. Wszyscy goście się gromadzą dookoła. Trzech Hindusów, dwóch Holendrów, nasza czwórka oraz absolutny idol- 72-letni Tony, z Portsmouth w GB. Bawi nas wszystkich swoim brytyjskim akcentem i humorem oraz mega luźnym podejściem do swojego wieku. Wszyscy z 10 razy usłyszeliśmy ze mamy się nie starzeć ;)
04.03.2019 Tadapani-Deurali-Ghorepani
Pobudka 6:30. O dziwo gdy sie budze to Asi juz nie ma w pokoju- to dziwne bo nie jest rannym ptaszkiem. Patrze na zewnątrz a tam istny raj. Kwintesencja tego wyjazdu. Zupełna niespodzianka, bo wczoraj popołudniu gdy tu zaszliśmy, wszystko było spowite mglą.
Ruszamy na trekking pełni obaw i nadziei, bo wczoraj przy ognisku nasłuchaliśmy się historii od Holendrów i Toniego, o tym jaki ciężki jest odcinek miedzy Deurali a Tadapani (oni stamtąd przyszli). Stromizna, pełno lodu, a my nie mamy raków.
Dochodzimy do miejsca gdzie zaczyna się stromy odcinek w gore przed którym nas ostrzegali. Odcinek miedzy Ban Thati a Deurali. Nauczony poprzednim dniem, 3 godziny po śniadaniu idę samemu do napotkanego guesthouse aby tym razem bardziej się najeść przed wysiłkiem.
Zazwyczaj mam swoje lustro (600D) powieszone cały czas na szyi, jednak ze względu na bardzo prawdopodobne przeoranie zbocza kilkanaście metrów w dol w przypadku utraty przyczepności- chowam je do plecaka i dlatego brak zdjęć z tego odcinka.
Mieliśmy szczęście o tyle ze szliśmy w gore a nie w dol, a pogoda była pochmurna, a nie słoneczna- dzięki temu nie było warstwy wody na lodowatych odcinkach. Niemniej gdybyśmy mieli raki to nie byłoby większego problemu nawet idąc w dol przy roztopach. Ot nasz #plcbl i wypad na trekking w Himalajach z samym bagażem podręcznym ;)
Fotka już z Deurali gdzie moja ekipa je zasłużony posiłek- ja się racze tylko herbatką, bylem jeszcze najedzony Chowmein (smażony makaron) które jadłem w pojedynkę przed trudnym odcinkiem :D
Idziemy dalej- przekraczamy wysokosc 3000m n.p.m. Właściwie to na odcinku miedzy Deurali a Ghorepani przechodzi się przez ok. 3400m n.p.m, zatem dla nas- po nieudanym ataku na ABC, jest to najwyższy punkt tego trekkingu.
Po 6 godzinach od wyruszenia z Tadapani, dochodzimy do Ghorepani. Największe ze wszystkich osad w tej okolicy. Klimat w guesthousie juz nie ten sam co mielismy wczoraj- atmosfera "zakopiansko-schroniskowa" i co najgorsze- jest z nami grupa ok. 20 osob z USA. Z Samuelem non-stop ciśniemy bekę z ich rozmow. Buty- zupelnie mokre- ale jest gdzie wysuszyc, przy piecyku w salonie.
Nauczeni analogią z dnia wczorajszego, cieszymy się ze pogoda zaczyna się psuć pod wieczór. To może sugerować ze rano na Poon Hill zobaczymy czyste niebo.
Ale o tym już w następnym wpisie ;) Koniec części trzeciej.Poprawiłem zdjęcia w poprzednim wpisie, i już wiem z czego wyniknął problem- już więcej nie powinno to się powtarzać.
05.03.2019: Ghorepani- Poon Hill- Ghorepani- Ulleri
Pobudka o 5:00 rano. Wychodzimy z guesthouse bez śniadania, zostawiamy tam rzeczy, idziemy na wschód słońca na Poon Hill. Na głowe wędruje czołówka z decathlona, którą kupiłem przed wyjazdem tylko z myślą o tym momencie.
Ludzi jest cała masa. Wejście zajmuje około 60 minut, po drodze trzeba kupić bilet wstępu za bodajże 100 rupii. Po zamknięciu ABC z powodu lawin, tym razem szczęście nam sprzyja bo wspinając się przy brzasku na horyzoncie, na niebie widać gwiazdy. To oznacza, że niebo jest czyste i mamy szanse zobaczyć przepiękny wschód słońca. Miejscami jest ślisko, ale spokojnie można wejść bez raków.
Wchodzimy na szczyt w momencie, gdy szczyty ośmiotysięczników zaczynają być oświetlone na pomarańczowo. Magiczny widok. Nie przeszkadza nawet to, że współdzielimy go z innymi stu-pięćdziesięcioma osobami. Wszak oni też zasłużyli na zobaczenie tego- wszyscy musieliśmy tutaj dreptać kilka dni.
Flagi modlitewne. Rozwiesza sie je tam, gdzie mają szanse być jak najbardziej targane wiatrem- co ma symbolizować niesienie modlitw przez wiatr. Flag się zazwyczaj tylko dokłada, a nie zabiera starych- ma to symbolizować przemijanie. Kolory są zawsze w tej samej kolejności i oznaczają żywioły- Niebieski= Przestrzeń, Biały= Powietrze, Czerwony= Ogień, Zielony= Woda, Żółty/Pomarańczowy= Ziemia,\