Po powrocie zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy do Tiger Nest. Szło się spokojnie, ale mojemu przewodnikowi znów doskwierały kolana, doradziłem mu, by następnym razem kupił kijki, ale on chyba wie lepiej. Gdy nasz szlak połączył się ze szlakiem głównym do Tiger Nest zobaczyłem tłumy turystów idących do i z tego wspaniałego miejsca. Gdy doszliśmy do pierwszych schodów, mój przewodnik zaproponował bym zostawił w tym miejscu plecak. Powiedział, że nie da rady przejść po schodach do tego miejsca kultu. Schody prowadzą mnie i Sonama najpierw w dół, by przy wodospadzie znów piąć się w górę. Miejsce robi naprawdę niesamowite wrażenie, ale jest tłoczno. To tu, jak głosi legenda, przez 3 lata, 3 miesiące, 3 tygodnie, 3 dni i 3 godziny medytował w jaskini Guru Padmasambhava. W miejscu gdzie była jaskinia, jest teraz Tiger Nest. Przed samym wejściem do świątyni jest przechowalnia bagażu – musiałem zostawić aparat i telefon komórkowy mały, aparacik zostawiłem w kieszeni. Wyciągałem go podczas wyjazdu sporadycznie, więc Sonam nawet nie pytał czy mam go ze sobą. Jest tam naprawdę pięknie! Warto jednak pamiętać, że między 12:00 a 13:00 jest przerwa obiadowa i świątynia jest w tym czasie zamknięta.
Kuropatnik Nepalski
Transport towarów na górę
kolejna świątynia
Tiger Nest
Schody w dół, potem przy wodospadzie do góry ( droga powrotna tak samo)
Idąc w dół zatrzymaliśmy się w ‘restauracji’ Taktshang, gdzie nie podają żadnych potraw mięsnych. Siedząc na zewnątrz mamy wspaniały widok na miejsce, w którym byliśmy przed chwilą. W okolicy parkingu jest sporo kramików, ale my szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w miejsce, gdzie zażyłem kąpieli w wodzie ogrzanej przez gorące kamienie.Postrzelałem też tam z łuku czekając aż kamienie będą odpowiednio gorące.
Trasa z Tiger Nest na parking
Widok z restauracji Taktshang na Tiger Nest
Po prawej restauracja Taktshang a u góry Tagier Nest
Strzelanie z łuku
budynek w którym miałem kąpiel
Kąpiel w gorącej wodzie
Następnie wróciliśmy do Paro. Mój hotel był blisko lotniska, ale kawałek od miasta. Trochę szkoda, bo jak się dowiedziałem od jednego forumowicza – w Paro jest dyskoteka. Zrobiłem drobne zakupy, zjadłem kolację i zostałem odwieziony do hotelu. Przy zakupach pamiątek warto spacerować samemu (swobodnie można się wtedy targować), a przy zakupie artykułów typu piwo itp. Warto z przewodnikiem, to dostaniemy normalne ceny. Generalni Paro mnie nie zachwyciło. Jest to brudne, szare i brzydkie miasto.
Centrum Paro
Pizza w Paro, ale ja jadłem lokalne rzeczy
Paro i brzydka zabudowa
Widok z okna hotelu na twierdzę Paro Rinpung Dzong
W programie wycieczki miałem napisane, że ostatniego dnia odwiozą mnie jedynie na lotnisko, ale lot miałem przecież dopiero o 16. Dzień zaczęliśmy od postoju na punkcie widokowym na lotnisko – fenomenalnie pomyślałem. Na szczęście jakiś samolot leciał. Kolejnym punktem programu było odwiedzenie Twierdzy Paro Rinpung Dzong - 'fortress of the heap of jewels'. Prace nad twierdzą rozpoczęły się w 1644 roku przez osobę znaną jako Gyelchock, który do Bhutanu powrócił po naukach w Tybecie. To on postanowił, że w tym miejscu będzie Twierdza i to dzięki niemu prace się rozpoczęły. W 1906 roku twierdza doszczętnie spłonęła. Udało się uratować tylko Thongdrol, czyli malowidło na płótnie, które do tej pory jest wystawiane na organizowanym raz w roku festiwalu. Z twierdzy jest ładny widok na Paro, jak i na odlatujące samoloty.
Widok na lotnisko z punktu widokowego
Twierdza Paro Rinpung Dzong
Dolina Paro
Team work jak określił to malowidło mój przewodnik - czyli praca zespołowa czwórki zwierząt -częsty motyw w Bhutanie
Wnętrza twierdzy
Taki widok też jest z twierdzy
Po wyjściu z twierdzy można kupić owoce
Pola ryżowe w drodze do Kyichu Lhakhang
Bogatsi zbierają ryż w taki sposób...
... a biedniejsi w taki
Ponieważ zostało trochę czasu, a ja się dopytywałem co jeszcze możemy zobaczyć, odwiedziliśmy najstarszą w Bhutanie świątynię, czyli Kyichu Lhakhang, która to została pobłogosławiona przez wielu sławnych Buddyjskich świętych np. Guru Rinpoche czy Phajo Dugom Zhigpoczy. Świątynia położona jest na uboczu i zapewne niewiele osób tu dociera, a szkoda bo naprawdę warto. Do dziś zastanawiam się czemu nie była ona w moim podstawowym programie
Kyichu Lhakhang czyli najstarsza światynia w Bhutanie
Z tego drzewa nie można zrywać owoców
Po malowidłach widać, że są naprawdę stare
Na koniec, mimo iż udało mi się dołożyć kilka punktów do programu wycieczki, miałem jeszcze czas na fotografowanie pracy na polach ryżowych, obiad i czas wolny w Paro. Ja już pisałem wcześniej, miasto jest brudne i brzydkie i wygląda na zaniedbane. Skojarzyło mi się z miejscem zamieszkanym przez biednych ludzi, ale jeżdżą tu nowe samochody, więc zapewne nie brak środków finansowych jest powodem takiego zaniedbania . W samym centrum jest stupa, sklepy a w pobliżu twierdza i wspomniana najstarsza świątynia.
Pola ryżowe
Centrum Paro
Janosik???
:)
Głowna ulica
Ścieki płynące wzdłuż ulicy
Stupa w centrum miasta
Takie cudo też tam było
Na lotnisku czekały mnie ostatnie uściski i pożegnania. W drogę powrotną udałem się także przez Indie. Tym razem siedziałem - przy oknie po prawej stronie samolotu. Znów widziałem z daleka Himalaje.
A propo zdjęcia, to nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.pozdrawiam i czekam na więcej.
Nico_MUC napisał:Każdy czegoś szuka, jedni szczęścia, inni miłości, kolejni bogactwa, a ja … szukam miejsc troszkę mniej turystycznych (przynajmniej zawsze tak mi się wydaje…).Wyjazd do Bhutanu planowałem już od kilku lat, bo to taki najszczęśliwszy krajJa szukalem wlasnie... bogactwa.
:lol: De facto, fajnie sie zapowiada i czekam na CD.kubus571 napisał:nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.Gdyby ktos chcial zobaczyc Everest w drodze do Bhutanu to proponuje trase Kathmandu-Paro, widac diskonale.
:)
@Nico_MUC swietna relacja i fajne fotki.
;) Ogladajac, powracaja wspomnienia.Drogi sa czasem nieprzejezdne, pamietam nudny, kilkugodzinny postoj w upale, az goscie z Indii naprawia droge.
Nico_MUC napisał:Nie jestem pewien czy na pewno jest to najszczęśliwszy kraj na świecie, ale na pewno chciałbym tam wrócić by odwiedzić wschodnie tereny, lub jako zaproszony gość przez mieszkańca Bhutanu.Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Nico_MUC napisał:Obsługa lot do BangkokuWidac ze mila obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)
cccc napisał:Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie, szczegolnie Ci ktorzy b. ciezko haruja za nedzne wynagrodzenie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Widac ze sympatyczna obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)Dobrej nocki!@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)@cart Zacięcie mam - jednak. Był to pierwszy wyjazd z moim nowym D5500 - moja pierwsza lustrzanka, wcześniej był Canon SX.Dodatkowo nie lubię aż za bardzo podkolorowanych zdjęć - te i tak są już lekko "poprawione"Dziękuje jednak za wskazówki i miło jest czytać, że zdjęcia mają potencjał
Nico_MUC napisał:@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)Wydaje mi sie, ze kazdy z nas ma taka mozliwosc. Jesli potrafimy przystanac i podzielic sie z tymi Biedakami z Indii, ktorzy buduja drogi i mieszkaja w makabrycznych warunkach czy tez przypadkowo napotkanymi Biedakami to los moze zgotowac wiele przyjemnych niespodzianek.
:) Dobrej nocki!
Nico_MUC napisał:A takie piwo można kupić w Bhutanie, kto był może się podzieli - które lepsze:)Druk lager (z niebieska nalepka) mimo iz ma 5 % to smakowo jest lepszy od 8% Druk 110000.Druk to chyba najpopularniejsze piwo w Bhutanie i najlatwiej dostepne.
:D Sa tez inne ciekawe browarki np. "Red Panda".Oprocz piwa polecam whisky np. moja ulubiona K5.
Z radością zacząłem i będę sobie dawkował. Jako buddysta z przekonania - myślę o Buthanie od dawna, choć koszty mnie zniechęcają skutecznie.Ubawiłem się momentami gdy piszesz o świętych i historycznych postaciach - faktem jest że w hagiografii buddyzmu tybetańskiego roi się od postaci i trzeba być mozno zdeterminowanym by większość odrózniać (ale znam takich co potrafią!)
:-D Pozdrawiam i dzięki za relację
Koszty są sporo to prawda.Jednak jak pisałem, można je zmniejszyć odwiedzając mniej dostępną część Bhutanu (oszczędzasz 65 USD za dzień) - darując sobie główne atrakcje typu Tiger Nest.Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.
Nico_MUC napisał:@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.Nie ma sprawy.
:) Nico_MUC napisał:Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)Niestety, komercjalizacja powoli dosiega ten kraj i coraz wiecej turystow odwiedza ten kraj.Taka ciekawostka, na pieczatce masz wpisany numer, ktorym jestes odwiedzajacym w danym roku.W 2015 mialem numer 39XXX, a w 2016 64XXX.Ciekawe, jaki masz numer?Podobno w 2016 210 000 turystow odwiedzilo Bhutan.Btw ostatnio przyjezdza coraz wiecej turystow z Indii, ktorzy nie potrzebuja wizy i zwolnieni sa od przymusowych oplat.
Tak, turyści z Indii mają naprawdę nazwijmy to luz.Starsze osoby nadal podróżują z przewodnikami ale młodzi ludzie wsiadają w swój samochód i zwiedzają Bhutan rezerwując samodzielnie hotele i podróżując na własną rękę.Również coraz więcej jest osób z Chin, ale Oni przyjeżdżają na takich samych zasadach jak my.Moja wiza ma numer 100230,
Mój przewodnik miał inne zdanie. Mówił, że chińczyków nie lubią. Zresztą chińczycy chcieli zrobić autostradę przez góry i przejście graniczne, ale władze Bhutanu się nie zgodziły.
Mój mówił, że turystów z Indii bardzo nie lubią, bo młodzi jeżdżąc sami nie respektują ich praw, wchodzą gdzie chcą i śmiecą, a i Chińczyków też nie lubią.@cart jaki miałeś numer wizy?
Schody do najwyższej części świątyni
Pierwsza drabina :)
Po powrocie zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy do Tiger Nest. Szło się spokojnie, ale mojemu przewodnikowi znów doskwierały kolana, doradziłem mu, by następnym razem kupił kijki, ale on chyba wie lepiej. Gdy nasz szlak połączył się ze szlakiem głównym do Tiger Nest zobaczyłem tłumy turystów idących do i z tego wspaniałego miejsca. Gdy doszliśmy do pierwszych schodów, mój przewodnik zaproponował bym zostawił w tym miejscu plecak. Powiedział, że nie da rady przejść po schodach do tego miejsca kultu. Schody prowadzą mnie i Sonama najpierw w dół, by przy wodospadzie znów piąć się w górę. Miejsce robi naprawdę niesamowite wrażenie, ale jest tłoczno. To tu, jak głosi legenda, przez 3 lata, 3 miesiące, 3 tygodnie, 3 dni i 3 godziny medytował w jaskini Guru Padmasambhava. W miejscu gdzie była jaskinia, jest teraz Tiger Nest. Przed samym wejściem do świątyni jest przechowalnia bagażu – musiałem zostawić aparat i telefon komórkowy mały, aparacik zostawiłem w kieszeni. Wyciągałem go podczas wyjazdu sporadycznie, więc Sonam nawet nie pytał czy mam go ze sobą.
Jest tam naprawdę pięknie! Warto jednak pamiętać, że między 12:00 a 13:00 jest przerwa obiadowa i świątynia jest w tym czasie zamknięta.
Kuropatnik Nepalski
Transport towarów na górę
kolejna świątynia
Tiger Nest
Schody w dół, potem przy wodospadzie do góry ( droga powrotna tak samo)
Idąc w dół zatrzymaliśmy się w ‘restauracji’ Taktshang, gdzie nie podają żadnych potraw mięsnych. Siedząc na zewnątrz mamy wspaniały widok na miejsce, w którym byliśmy przed chwilą.
W okolicy parkingu jest sporo kramików, ale my szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w miejsce, gdzie zażyłem kąpieli w wodzie ogrzanej przez gorące kamienie.Postrzelałem też tam z łuku czekając aż kamienie będą odpowiednio gorące.
Trasa z Tiger Nest na parking
Widok z restauracji Taktshang na Tiger Nest
Po prawej restauracja Taktshang a u góry Tagier Nest
Strzelanie z łuku
budynek w którym miałem kąpiel
Kąpiel w gorącej wodzie
Następnie wróciliśmy do Paro. Mój hotel był blisko lotniska, ale kawałek od miasta. Trochę szkoda, bo jak się dowiedziałem od jednego forumowicza – w Paro jest dyskoteka. Zrobiłem drobne zakupy, zjadłem kolację i zostałem odwieziony do hotelu. Przy zakupach pamiątek warto spacerować samemu (swobodnie można się wtedy targować), a przy zakupie artykułów typu piwo itp. Warto z przewodnikiem, to dostaniemy normalne ceny. Generalni Paro mnie nie zachwyciło. Jest to brudne, szare i brzydkie miasto.
Centrum Paro
Pizza w Paro, ale ja jadłem lokalne rzeczy
Paro i brzydka zabudowa
Widok z okna hotelu na twierdzę Paro Rinpung Dzong
W programie wycieczki miałem napisane, że ostatniego dnia odwiozą mnie jedynie na lotnisko, ale lot miałem przecież dopiero o 16.
Dzień zaczęliśmy od postoju na punkcie widokowym na lotnisko – fenomenalnie pomyślałem. Na szczęście jakiś samolot leciał.
Kolejnym punktem programu było odwiedzenie Twierdzy Paro Rinpung Dzong - 'fortress of the heap of jewels'. Prace nad twierdzą rozpoczęły się w 1644 roku przez osobę znaną jako Gyelchock, który do Bhutanu powrócił po naukach w Tybecie. To on postanowił, że w tym miejscu będzie Twierdza i to dzięki niemu prace się rozpoczęły. W 1906 roku twierdza doszczętnie spłonęła. Udało się uratować tylko Thongdrol, czyli malowidło na płótnie, które do tej pory jest wystawiane na organizowanym raz w roku festiwalu. Z twierdzy jest ładny widok na Paro, jak i na odlatujące samoloty.
Widok na lotnisko z punktu widokowego
Twierdza Paro Rinpung Dzong
Dolina Paro
Team work jak określił to malowidło mój przewodnik - czyli praca zespołowa czwórki zwierząt -częsty motyw w Bhutanie
Wnętrza twierdzy
Taki widok też jest z twierdzy
Po wyjściu z twierdzy można kupić owoce
Pola ryżowe w drodze do Kyichu Lhakhang
Bogatsi zbierają ryż w taki sposób...
... a biedniejsi w taki
Ponieważ zostało trochę czasu, a ja się dopytywałem co jeszcze możemy zobaczyć, odwiedziliśmy najstarszą w Bhutanie świątynię, czyli Kyichu Lhakhang, która to została pobłogosławiona przez wielu sławnych Buddyjskich świętych np. Guru Rinpoche czy Phajo Dugom Zhigpoczy. Świątynia położona jest na uboczu i zapewne niewiele osób tu dociera, a szkoda bo naprawdę warto. Do dziś zastanawiam się czemu nie była ona w moim podstawowym programie
Kyichu Lhakhang czyli najstarsza światynia w Bhutanie
Z tego drzewa nie można zrywać owoców
Po malowidłach widać, że są naprawdę stare
Na koniec, mimo iż udało mi się dołożyć kilka punktów do programu wycieczki, miałem jeszcze czas na fotografowanie pracy na polach ryżowych, obiad i czas wolny w Paro. Ja już pisałem wcześniej, miasto jest brudne i brzydkie i wygląda na zaniedbane. Skojarzyło mi się z miejscem zamieszkanym przez biednych ludzi, ale jeżdżą tu nowe samochody, więc zapewne nie brak środków finansowych jest powodem takiego zaniedbania . W samym centrum jest stupa, sklepy a w pobliżu twierdza i wspomniana najstarsza świątynia.
Pola ryżowe
Centrum Paro
Janosik??? :)
Głowna ulica
Ścieki płynące wzdłuż ulicy
Stupa w centrum miasta
Takie cudo też tam było
Na lotnisku czekały mnie ostatnie uściski i pożegnania. W drogę powrotną udałem się także przez Indie. Tym razem siedziałem - przy oknie po prawej stronie samolotu. Znów widziałem z daleka Himalaje.
Pożegnanie przed wejściem do terminala