Kołowrotki napędzane przepływającą wodą - i modlitwy same lecą do odbiorcy
:)
Lokalny bazar
Typowy Bhutański dom
Restauracja w drodze do Gangtey
Motory Australijczyków
Do Gangtey dojechaliśmy jeszcze jak było widno i poszliśmy na lekki trekking do doliny, gdzie swoje siedlisko ma żuraw czarno szyi. Spacer jak to spacer, niestety nie byliśmy zbyt wysoko, a w dolinie nie było oczywiście żurawi. Dolinka ładna. Na koniec odebrał nas szef firmy pan Sonam i pojechaliśmy jeszcze do punktu obserwacyjno-informacyjnego odnośnie żurawi. Nocowaliśmy blisko świątyni u lokalnych ludzi. Razem ze mną była tam też para z Holandii. Mieszkaliśmy na piętrze, a cała wielopokoleniowa rodzina na parterze. Niestety tylko gospodarz i jego siostra byli w domu. Na szczęście gospodarz mówił po angielsku, więc udało mi się z nim porozmawiać bez tłumacza. Okazuje się, że w tym rejonie Król pozwolił otworzyć noclegi w domach prywatnych ze względu na ochronę żurawi i fakt, iż cała żyzna dolina nie może być uprawiana. Mój gospodarz ma dwa domy, ten w którym my mieszkamy jest letni, a do drugiego przenoszą się na zimę. Tylko pokój spotkań jest ogrzewany, cała reszta nie, ale ciepła kołdra daje radę i nie marznę w nocy.
Mapa rezerwatu żurawi
Tu rozpoczęliśmy spacer do doliny rezerwatu
Pobliska wioska i pracujący ludzie na polu
Kolejna stupa
Dolina żurawia, to tu przylatuje
Flaki pogrzebowe, tak żegna się zmarłych
Od wioski do wioski często jest kilka kilometrów
Centrum informacyjne o żurawiu, mają tu jednego chorego w klatce
Posiłek u gospodarza
Moja sypialnia
Pokój gościnny - tu jedliśmy i rozmawialiśmy (jedyne miejsce z tzw. kozą) więc było tam ciepło
Korytarz i po prawej stronie wejście do mojej sypialni
Kuchnia
Kuchnia
Widok z domu na okolicę
Po porannym śniadaniu udaliśmy się do pobliskiej świątyni znajdującej się na trenie klasztoru Gangteng, który jest jednym z większych prywatnych klasztorów w Bhutanie. Obecnie miejsce to jest w trakcie wielkiej renowacji. Byliśmy pierwszymi turystami tego dnia, więc musieliśmy chwilę poczekać na otwarcie świątyni. W wiosce Gangtey widać było prawie na każdym domu, e ludzie suszą papryczki przy domach na zimę, jak spokojnie płynie tu życie i jak rodzice martwią się o dzieci, które pewnie będą chciały wyjechać do większego miasta za lepszą pracą. Wiele interesujących informacji uzyskałem od gospodarza, u którego spałem.
Widok na klasztor w Gangtey
Świątynia w klasztorze
Tu mieszkają mnisi
Klasztor z zewnątrz
Wioska Gangtey i suszenie zapasów na zimę
W zasadzie resztę dnia zajęła nam droga powrotna do Thimphu. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji Lobesa, miłe miejsce z ładnym widokiem. Następnie udaliśmy się do świątyni Chimi Lhakhang znanej jako ‘no dog Monastery’ (świątynia płodności). Po drodze mijaliśmy wiele domów z wymalowanym na ścianach Penisem, co ma oznaczać płodność w danym domu lub życzenie by dzieci były zdrowe. W większości domów na parterze są również sklepy, gdzie można kupić pamiątki. Tuż przed samą świątynią, na ziemi siedzą kobiety, sprzedające swoje produkty, ale ceny są strasznie zawyżone. Niczego nie kupiłem, założyłem że będę miał na to czas w Paro. To miejsce zazwyczaj odwiedza się z dwóch powodów. Kiedy chce się mieć dzieci, a nie można lub gdy chcę się poprosić o błogosławieństwo dla dzieci. Ci co przybyli prosić o potomstwo muszą dostać od mnicha błogosławieństwo, następnie z drewnianym penisem (znajdującym się w środku świątyni) jedna osoba, najczęściej kobieta musi wykonać 3 okrążenia wokół świątyni. Trzeba bardzo wierzyć i mocno przytulać penisa do siebie. Niestety podczas mojej wizyty nie było nikogo, kto przybyłby tam z ową prośbą. Wewnątrz jest też książka z podziękowaniami za pomyślne spełnienie prośby.
Jedziemy do Thimphu
Jakość dróg w Bhutanie
Przeszkody na drodze
Kolejna twierdza
Ministerstwo edukacji
Szkoła
Jakiś tam Bhutańczyk
:)
Posiłek w restauracji Lobesa
Widok z restauracji na okolicę
A tu piętro niżej je obsługa
Malowidło penisa na budynku utrzymuje dzieci w zdrowiu
Mała Stupa
Zawsze Coca-Cola
:)
Świątynia Chimi Lhakhang
Trzy okrążenia z penisem wokół świątyni i bezpłodność powinna ustąpić.
Lokalne sklepy i dziewczynka wracająca ze szkoły - tu też mają ciężkie i pełne tornistry
A propo zdjęcia, to nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.pozdrawiam i czekam na więcej.
Nico_MUC napisał:Każdy czegoś szuka, jedni szczęścia, inni miłości, kolejni bogactwa, a ja … szukam miejsc troszkę mniej turystycznych (przynajmniej zawsze tak mi się wydaje…).Wyjazd do Bhutanu planowałem już od kilku lat, bo to taki najszczęśliwszy krajJa szukalem wlasnie... bogactwa.
:lol: De facto, fajnie sie zapowiada i czekam na CD.kubus571 napisał:nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.Gdyby ktos chcial zobaczyc Everest w drodze do Bhutanu to proponuje trase Kathmandu-Paro, widac diskonale.
:)
@Nico_MUC swietna relacja i fajne fotki.
;) Ogladajac, powracaja wspomnienia.Drogi sa czasem nieprzejezdne, pamietam nudny, kilkugodzinny postoj w upale, az goscie z Indii naprawia droge.
Nico_MUC napisał:Nie jestem pewien czy na pewno jest to najszczęśliwszy kraj na świecie, ale na pewno chciałbym tam wrócić by odwiedzić wschodnie tereny, lub jako zaproszony gość przez mieszkańca Bhutanu.Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Nico_MUC napisał:Obsługa lot do BangkokuWidac ze mila obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)
cccc napisał:Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie, szczegolnie Ci ktorzy b. ciezko haruja za nedzne wynagrodzenie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Widac ze sympatyczna obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)Dobrej nocki!@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)@cart Zacięcie mam - jednak. Był to pierwszy wyjazd z moim nowym D5500 - moja pierwsza lustrzanka, wcześniej był Canon SX.Dodatkowo nie lubię aż za bardzo podkolorowanych zdjęć - te i tak są już lekko "poprawione"Dziękuje jednak za wskazówki i miło jest czytać, że zdjęcia mają potencjał
Nico_MUC napisał:@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)Wydaje mi sie, ze kazdy z nas ma taka mozliwosc. Jesli potrafimy przystanac i podzielic sie z tymi Biedakami z Indii, ktorzy buduja drogi i mieszkaja w makabrycznych warunkach czy tez przypadkowo napotkanymi Biedakami to los moze zgotowac wiele przyjemnych niespodzianek.
:) Dobrej nocki!
Nico_MUC napisał:A takie piwo można kupić w Bhutanie, kto był może się podzieli - które lepsze:)Druk lager (z niebieska nalepka) mimo iz ma 5 % to smakowo jest lepszy od 8% Druk 110000.Druk to chyba najpopularniejsze piwo w Bhutanie i najlatwiej dostepne.
:D Sa tez inne ciekawe browarki np. "Red Panda".Oprocz piwa polecam whisky np. moja ulubiona K5.
Z radością zacząłem i będę sobie dawkował. Jako buddysta z przekonania - myślę o Buthanie od dawna, choć koszty mnie zniechęcają skutecznie.Ubawiłem się momentami gdy piszesz o świętych i historycznych postaciach - faktem jest że w hagiografii buddyzmu tybetańskiego roi się od postaci i trzeba być mozno zdeterminowanym by większość odrózniać (ale znam takich co potrafią!)
:-D Pozdrawiam i dzięki za relację
Koszty są sporo to prawda.Jednak jak pisałem, można je zmniejszyć odwiedzając mniej dostępną część Bhutanu (oszczędzasz 65 USD za dzień) - darując sobie główne atrakcje typu Tiger Nest.Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.
Nico_MUC napisał:@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.Nie ma sprawy.
:) Nico_MUC napisał:Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)Niestety, komercjalizacja powoli dosiega ten kraj i coraz wiecej turystow odwiedza ten kraj.Taka ciekawostka, na pieczatce masz wpisany numer, ktorym jestes odwiedzajacym w danym roku.W 2015 mialem numer 39XXX, a w 2016 64XXX.Ciekawe, jaki masz numer?Podobno w 2016 210 000 turystow odwiedzilo Bhutan.Btw ostatnio przyjezdza coraz wiecej turystow z Indii, ktorzy nie potrzebuja wizy i zwolnieni sa od przymusowych oplat.
Tak, turyści z Indii mają naprawdę nazwijmy to luz.Starsze osoby nadal podróżują z przewodnikami ale młodzi ludzie wsiadają w swój samochód i zwiedzają Bhutan rezerwując samodzielnie hotele i podróżując na własną rękę.Również coraz więcej jest osób z Chin, ale Oni przyjeżdżają na takich samych zasadach jak my.Moja wiza ma numer 100230,
Mój przewodnik miał inne zdanie. Mówił, że chińczyków nie lubią. Zresztą chińczycy chcieli zrobić autostradę przez góry i przejście graniczne, ale władze Bhutanu się nie zgodziły.
Mój mówił, że turystów z Indii bardzo nie lubią, bo młodzi jeżdżąc sami nie respektują ich praw, wchodzą gdzie chcą i śmiecą, a i Chińczyków też nie lubią.@cart jaki miałeś numer wizy?
5cio letnia droga już w remoncie
Transport publiczny między miastami
I takie widoki miałem podczas jazdy
Kołowrotki napędzane przepływającą wodą - i modlitwy same lecą do odbiorcy :)
Lokalny bazar
Typowy Bhutański dom
Restauracja w drodze do Gangtey
Motory Australijczyków
Do Gangtey dojechaliśmy jeszcze jak było widno i poszliśmy na lekki trekking do doliny, gdzie swoje siedlisko ma żuraw czarno szyi. Spacer jak to spacer, niestety nie byliśmy zbyt wysoko, a w dolinie nie było oczywiście żurawi. Dolinka ładna. Na koniec odebrał nas szef firmy pan Sonam i pojechaliśmy jeszcze do punktu obserwacyjno-informacyjnego odnośnie żurawi. Nocowaliśmy blisko świątyni u lokalnych ludzi. Razem ze mną była tam też para z Holandii. Mieszkaliśmy na piętrze, a cała wielopokoleniowa rodzina na parterze. Niestety tylko gospodarz i jego siostra byli w domu. Na szczęście gospodarz mówił po angielsku, więc udało mi się z nim porozmawiać bez tłumacza. Okazuje się, że w tym rejonie Król pozwolił otworzyć noclegi w domach prywatnych ze względu na ochronę żurawi i fakt, iż cała żyzna dolina nie może być uprawiana. Mój gospodarz ma dwa domy, ten w którym my mieszkamy jest letni, a do drugiego przenoszą się na zimę. Tylko pokój spotkań jest ogrzewany, cała reszta nie, ale ciepła kołdra daje radę i nie marznę w nocy.
Mapa rezerwatu żurawi
Tu rozpoczęliśmy spacer do doliny rezerwatu
Pobliska wioska i pracujący ludzie na polu
Kolejna stupa
Dolina żurawia, to tu przylatuje
Flaki pogrzebowe, tak żegna się zmarłych
Od wioski do wioski często jest kilka kilometrów
Centrum informacyjne o żurawiu, mają tu jednego chorego w klatce
Posiłek u gospodarza
Moja sypialnia
Pokój gościnny - tu jedliśmy i rozmawialiśmy (jedyne miejsce z tzw. kozą) więc było tam ciepło
Korytarz i po prawej stronie wejście do mojej sypialni
Kuchnia
Kuchnia
Widok z domu na okolicę
Po porannym śniadaniu udaliśmy się do pobliskiej świątyni znajdującej się na trenie klasztoru Gangteng, który jest jednym z większych prywatnych klasztorów w Bhutanie. Obecnie miejsce to jest w trakcie wielkiej renowacji. Byliśmy pierwszymi turystami tego dnia, więc musieliśmy chwilę poczekać na otwarcie świątyni. W wiosce Gangtey widać było prawie na każdym domu, e ludzie suszą papryczki przy domach na zimę, jak spokojnie płynie tu życie i jak rodzice martwią się o dzieci, które pewnie będą chciały wyjechać do większego miasta za lepszą pracą. Wiele interesujących informacji uzyskałem od gospodarza, u którego spałem.
Widok na klasztor w Gangtey
Świątynia w klasztorze
Tu mieszkają mnisi
Klasztor z zewnątrz
Wioska Gangtey i suszenie zapasów na zimę
W zasadzie resztę dnia zajęła nam droga powrotna do Thimphu. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji Lobesa, miłe miejsce z ładnym widokiem. Następnie udaliśmy się do świątyni Chimi Lhakhang znanej jako ‘no dog Monastery’ (świątynia płodności). Po drodze mijaliśmy wiele domów z wymalowanym na ścianach Penisem, co ma oznaczać płodność w danym domu lub życzenie by dzieci były zdrowe. W większości domów na parterze są również sklepy, gdzie można kupić pamiątki. Tuż przed samą świątynią, na ziemi siedzą kobiety, sprzedające swoje produkty, ale ceny są strasznie zawyżone. Niczego nie kupiłem, założyłem że będę miał na to czas w Paro.
To miejsce zazwyczaj odwiedza się z dwóch powodów. Kiedy chce się mieć dzieci, a nie można lub gdy chcę się poprosić o błogosławieństwo dla dzieci.
Ci co przybyli prosić o potomstwo muszą dostać od mnicha błogosławieństwo, następnie z drewnianym penisem (znajdującym się w środku świątyni) jedna osoba, najczęściej kobieta musi wykonać 3 okrążenia wokół świątyni. Trzeba bardzo wierzyć i mocno przytulać penisa do siebie. Niestety podczas mojej wizyty nie było nikogo, kto przybyłby tam z ową prośbą. Wewnątrz jest też książka z podziękowaniami za pomyślne spełnienie prośby.
Jedziemy do Thimphu
Jakość dróg w Bhutanie
Przeszkody na drodze
Kolejna twierdza
Ministerstwo edukacji
Szkoła
Jakiś tam Bhutańczyk :)
Posiłek w restauracji Lobesa
Widok z restauracji na okolicę
A tu piętro niżej je obsługa
Malowidło penisa na budynku utrzymuje dzieci w zdrowiu
Mała Stupa
Zawsze Coca-Cola :)
Świątynia Chimi Lhakhang
Trzy okrążenia z penisem wokół świątyni i bezpłodność powinna ustąpić.
Lokalne sklepy i dziewczynka wracająca ze szkoły - tu też mają ciężkie i pełne tornistry