Dzień zakończyliśmy w Thimphu, choć spokojnie mogliśmy dojechać do Paro. Zakwaterowano mnie w innym niż pierwszego dnia hotelu. Wieczorem (przed snem) zanim poszedłem na zakupy i nocny spacer po mieście. Poznałem żonę Sonama, która przyniosła drobne podarunki, chyba za wcześniejsze czekolady, które ofiarowałem ich dzieciom na początku mojej podróży po Bhutanie. W Thimphu znajduje się najstarsze kino w Bhutanie, które jest ładnie podświetlone po zmierzchu oraz wiele sklepów (turystycznych i zwykłych). W wielu można płacić kartą, trzeba jednak uważać, gdyż w niektórych miejscach chcą doliczyć opłatę za kartę. Oczywiście warto się targować, zazwyczaj sprzedawcy obniżają ceny.
Kolejne sklepy przy trasie do Thimphu
Małe modlitewne stupki
Flagi modlitewne
Dochula Pass
Wieczorny posiłek w Thimphu
Thimphu nocą
Budynek najstarszego kina w Bhutanie
Byłem na początku października. Tak pogoda była super, niebo ciekawe, bo chmurki były i oczywiście cały czas słońce.Tego dnia rozpoczął się mój trekking, na który czekałem przez cały wyjazd. Niby nic wielkiego, ot nocleg na 3800 m.n.p.m. a następnego dnia odwiedziny Tiger Nest podczas drogi ku dolinie. Nie spieszyliśmy się z wyjazdem, gdyż tego dnia musieliśmy tylko dojechać do Paro, zmienić samochód (na miejsce startu zabierał nas inny kierowca) i wyruszyć na trekking.
Zakupy w przydrożnym sklepie
Zator na drodze
Przygotowywanie zapasów na zimę
Niestety i tu myją samochody w rzece
Pracownicy drogowi
O 12:00 wyruszyliśmy ze świątyni Sang-chay-kor znajdującej się na ok 2800 m.n.p.m. Naszym celem był kemping – Bumdra Camp Trasa miła i przyjemna, a po drodze kilka punktów z widokiem na lotnisko i startujące samoloty. Początek trasy wiódł przez spalony w 2017 roku las, a im wyżej tym wchodziliśmy w najczystsze partie Bhutanu – tak oznajmił mi mój przewodnik. Obiad zrobiony przez żonę szefa firmy zjedliśmy w połowie drogi na kemping. Mnie się jakoś nie spieszyło, mimo iż widoki na tej wysokości nie były jeszcze najlepsze (wiem wybredny jestem), to rozglądałem się i szukałem interesujących rzeczy do fotografowania. Szliśmy tylko z małymi plecakami, bo duże zostały w samochodzie, więc ciężko nie było. Im wyżej tym otaczający mnie krajobraz stawał się bardziej interesujący. Po drodze mijali nas mnisi oraz konie, które transportowały jedzenie na miejsce noclegowe czyli kemping. Przewodnik poinformował mnie, że czasem konie są wykorzystywane również do transportu ludzi. Nie jest to dobre moim zdaniem. Jeśli ktoś decyduje się na taki trekking powinien dać radę wejść sam – zwłaszcza iż wejście nie jest bardzo ciężki a i czasu jest sporo.
Świątynia Sang-chay-kor, czyli miejsce skąd wyruszyliśmy na trekking
Cała nasza trójka -czyli początek trekkingu
Widok na lotnisko
W 2017 roku miał tu miejsce pożar lasu
wyżej i wyżej
Weseli mnisi
I dalej i dalej
To chyba transportowane są nasze rzeczy na kolację i śniadanie
A niebo było wspaniałe
Nasz postój na obiad
Na miejsce dotarliśmy jak było jeszcze widno, jednak przez moje powolne tempo i kolano przewodnika zajęło nam to trochę czasu. Został mi przydzielony namiot (taki duży, z dwuosobowym łóżkiem). Z przedsionka z półeczkami wchodziło się do komory głównej - na płachcie oddzielającej przedsionek i komorę sypialną znajdował się napis, że nie można wchodzić w butach i bez psów. Bumdra Camp przygotowany jest na prawie 50 osób, a tę noc spędzałem z moimi dwoma towarzyszami oraz trójką Brytyjczyków z przewodnikiem. Podobno za dwa dni miała przybyć większa grupa. Zaraz po kolacji otrzymałem latarkę (i tak miałem swoją) oraz termofor. Na początku myślałem, że mi się nie przyda, ale jednak się przydał i przyjemnie rozgrzał stopy w namiocie przed snem. Na tej wysokości jest zimno. Byłem na to przygotowany. Ciepło ubrany wyszedłem fotografować gwiazdy na nocnym niebie. Siedziałem chyba do północy i szukałem odpowiedniego kadru, ustawień i magicznych mocy aparatu, by znaleźć odpowiednie ujęcie – fotografuje amatorsko. Tak sobie myślę, że mając dobry śpiwór, mógłbym spać na zewnątrz.
Dolina rzeki Paro
W oddali widać już nasze namioty
Nasz kemping
I znów ten ryż - czyli czas na kolację
A niebo było takie piękne
W tle świątynia Bumdrak
Moje łóżko w namiocie
Znów wstałem wcześniej niż moi towarzysze. Korzystając z okazji Poszedłem szukać ptaków. Znalazłem całą gromadę tuż za namiotem kuchennym, gdzie pozostawiono resztki jedzenia. Następnie wszedłem na pobliskie wzgórze, by zobaczyć jak wszystko wygląda z perspektywy poranka. Niestety pojawiły się chmury i prawie nic nie było widać.
Kitta żółtodzioba
Ptaki przy kuchni
Poranny widok
Świątynia Bumdrak
Olśniak Himalajski
A potem przyszły chmury
Zaraz po śniadaniu udaliśmy do świątyni Bumdrak, co oznacza klif stu tysięcy Aniołów (Dakini). Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie, choć wcale nie była największą jaką widziałem. Ma ciekawe wejście – drabina prowadzi na górę, cisza, spokój tylko my i żadnych innych turystów. Byłem zachwycony, że tu dotarłem. Szkoda tylko, że w miejscach gdzie zdejmuje się buty, trzeba również chować aparaty fotograficzne.
A propo zdjęcia, to nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.pozdrawiam i czekam na więcej.
Nico_MUC napisał:Każdy czegoś szuka, jedni szczęścia, inni miłości, kolejni bogactwa, a ja … szukam miejsc troszkę mniej turystycznych (przynajmniej zawsze tak mi się wydaje…).Wyjazd do Bhutanu planowałem już od kilku lat, bo to taki najszczęśliwszy krajJa szukalem wlasnie... bogactwa.
:lol: De facto, fajnie sie zapowiada i czekam na CD.kubus571 napisał:nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.Gdyby ktos chcial zobaczyc Everest w drodze do Bhutanu to proponuje trase Kathmandu-Paro, widac diskonale.
:)
@Nico_MUC swietna relacja i fajne fotki.
;) Ogladajac, powracaja wspomnienia.Drogi sa czasem nieprzejezdne, pamietam nudny, kilkugodzinny postoj w upale, az goscie z Indii naprawia droge.
Nico_MUC napisał:Nie jestem pewien czy na pewno jest to najszczęśliwszy kraj na świecie, ale na pewno chciałbym tam wrócić by odwiedzić wschodnie tereny, lub jako zaproszony gość przez mieszkańca Bhutanu.Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Nico_MUC napisał:Obsługa lot do BangkokuWidac ze mila obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)
cccc napisał:Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie, szczegolnie Ci ktorzy b. ciezko haruja za nedzne wynagrodzenie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Widac ze sympatyczna obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)Dobrej nocki!@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)@cart Zacięcie mam - jednak. Był to pierwszy wyjazd z moim nowym D5500 - moja pierwsza lustrzanka, wcześniej był Canon SX.Dodatkowo nie lubię aż za bardzo podkolorowanych zdjęć - te i tak są już lekko "poprawione"Dziękuje jednak za wskazówki i miło jest czytać, że zdjęcia mają potencjał
Nico_MUC napisał:@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)Wydaje mi sie, ze kazdy z nas ma taka mozliwosc. Jesli potrafimy przystanac i podzielic sie z tymi Biedakami z Indii, ktorzy buduja drogi i mieszkaja w makabrycznych warunkach czy tez przypadkowo napotkanymi Biedakami to los moze zgotowac wiele przyjemnych niespodzianek.
:) Dobrej nocki!
Nico_MUC napisał:A takie piwo można kupić w Bhutanie, kto był może się podzieli - które lepsze:)Druk lager (z niebieska nalepka) mimo iz ma 5 % to smakowo jest lepszy od 8% Druk 110000.Druk to chyba najpopularniejsze piwo w Bhutanie i najlatwiej dostepne.
:D Sa tez inne ciekawe browarki np. "Red Panda".Oprocz piwa polecam whisky np. moja ulubiona K5.
Z radością zacząłem i będę sobie dawkował. Jako buddysta z przekonania - myślę o Buthanie od dawna, choć koszty mnie zniechęcają skutecznie.Ubawiłem się momentami gdy piszesz o świętych i historycznych postaciach - faktem jest że w hagiografii buddyzmu tybetańskiego roi się od postaci i trzeba być mozno zdeterminowanym by większość odrózniać (ale znam takich co potrafią!)
:-D Pozdrawiam i dzięki za relację
Koszty są sporo to prawda.Jednak jak pisałem, można je zmniejszyć odwiedzając mniej dostępną część Bhutanu (oszczędzasz 65 USD za dzień) - darując sobie główne atrakcje typu Tiger Nest.Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.
Nico_MUC napisał:@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.Nie ma sprawy.
:) Nico_MUC napisał:Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)Niestety, komercjalizacja powoli dosiega ten kraj i coraz wiecej turystow odwiedza ten kraj.Taka ciekawostka, na pieczatce masz wpisany numer, ktorym jestes odwiedzajacym w danym roku.W 2015 mialem numer 39XXX, a w 2016 64XXX.Ciekawe, jaki masz numer?Podobno w 2016 210 000 turystow odwiedzilo Bhutan.Btw ostatnio przyjezdza coraz wiecej turystow z Indii, ktorzy nie potrzebuja wizy i zwolnieni sa od przymusowych oplat.
Tak, turyści z Indii mają naprawdę nazwijmy to luz.Starsze osoby nadal podróżują z przewodnikami ale młodzi ludzie wsiadają w swój samochód i zwiedzają Bhutan rezerwując samodzielnie hotele i podróżując na własną rękę.Również coraz więcej jest osób z Chin, ale Oni przyjeżdżają na takich samych zasadach jak my.Moja wiza ma numer 100230,
Mój przewodnik miał inne zdanie. Mówił, że chińczyków nie lubią. Zresztą chińczycy chcieli zrobić autostradę przez góry i przejście graniczne, ale władze Bhutanu się nie zgodziły.
Mój mówił, że turystów z Indii bardzo nie lubią, bo młodzi jeżdżąc sami nie respektują ich praw, wchodzą gdzie chcą i śmiecą, a i Chińczyków też nie lubią.@cart jaki miałeś numer wizy?
Dzień zakończyliśmy w Thimphu, choć spokojnie mogliśmy dojechać do Paro. Zakwaterowano mnie w innym niż pierwszego dnia hotelu. Wieczorem (przed snem) zanim poszedłem na zakupy i nocny spacer po mieście. Poznałem żonę Sonama, która przyniosła drobne podarunki, chyba za wcześniejsze czekolady, które ofiarowałem ich dzieciom na początku mojej podróży po Bhutanie.
W Thimphu znajduje się najstarsze kino w Bhutanie, które jest ładnie podświetlone po zmierzchu oraz wiele sklepów (turystycznych i zwykłych). W wielu można płacić kartą, trzeba jednak uważać, gdyż w niektórych miejscach chcą doliczyć opłatę za kartę. Oczywiście warto się targować, zazwyczaj sprzedawcy obniżają ceny.
Kolejne sklepy przy trasie do Thimphu
Małe modlitewne stupki
Flagi modlitewne
Dochula Pass
Wieczorny posiłek w Thimphu
Thimphu nocą
Budynek najstarszego kina w Bhutanie
Byłem na początku października.
Tak pogoda była super, niebo ciekawe, bo chmurki były i oczywiście cały czas słońce.Tego dnia rozpoczął się mój trekking, na który czekałem przez cały wyjazd. Niby nic wielkiego, ot nocleg na 3800 m.n.p.m. a następnego dnia odwiedziny Tiger Nest podczas drogi ku dolinie. Nie spieszyliśmy się z wyjazdem, gdyż tego dnia musieliśmy tylko dojechać do Paro, zmienić samochód (na miejsce startu zabierał nas inny kierowca) i wyruszyć na trekking.
Zakupy w przydrożnym sklepie
Zator na drodze
Przygotowywanie zapasów na zimę
Niestety i tu myją samochody w rzece
Pracownicy drogowi
O 12:00 wyruszyliśmy ze świątyni Sang-chay-kor znajdującej się na ok 2800 m.n.p.m. Naszym celem był kemping – Bumdra Camp Trasa miła i przyjemna, a po drodze kilka punktów z widokiem na lotnisko i startujące samoloty. Początek trasy wiódł przez spalony w 2017 roku las, a im wyżej tym wchodziliśmy w najczystsze partie Bhutanu – tak oznajmił mi mój przewodnik.
Obiad zrobiony przez żonę szefa firmy zjedliśmy w połowie drogi na kemping. Mnie się jakoś nie spieszyło, mimo iż widoki na tej wysokości nie były jeszcze najlepsze (wiem wybredny jestem), to rozglądałem się i szukałem interesujących rzeczy do fotografowania. Szliśmy tylko z małymi plecakami, bo duże zostały w samochodzie, więc ciężko nie było. Im wyżej tym otaczający mnie krajobraz stawał się bardziej interesujący. Po drodze mijali nas mnisi oraz konie, które transportowały jedzenie na miejsce noclegowe czyli kemping. Przewodnik poinformował mnie, że czasem konie są wykorzystywane również do transportu ludzi. Nie jest to dobre moim zdaniem. Jeśli ktoś decyduje się na taki trekking powinien dać radę wejść sam – zwłaszcza iż wejście nie jest bardzo ciężki a i czasu jest sporo.
Świątynia Sang-chay-kor, czyli miejsce skąd wyruszyliśmy na trekking
Cała nasza trójka -czyli początek trekkingu
Widok na lotnisko
W 2017 roku miał tu miejsce pożar lasu
wyżej i wyżej
Weseli mnisi
I dalej i dalej
To chyba transportowane są nasze rzeczy na kolację i śniadanie
A niebo było wspaniałe
Nasz postój na obiad
Na miejsce dotarliśmy jak było jeszcze widno, jednak przez moje powolne tempo i kolano przewodnika zajęło nam to trochę czasu. Został mi przydzielony namiot (taki duży, z dwuosobowym łóżkiem). Z przedsionka z półeczkami wchodziło się do komory głównej - na płachcie oddzielającej przedsionek i komorę sypialną znajdował się napis, że nie można wchodzić w butach i bez psów. Bumdra Camp przygotowany jest na prawie 50 osób, a tę noc spędzałem z moimi dwoma towarzyszami oraz trójką Brytyjczyków z przewodnikiem. Podobno za dwa dni miała przybyć większa grupa.
Zaraz po kolacji otrzymałem latarkę (i tak miałem swoją) oraz termofor. Na początku myślałem, że mi się nie przyda, ale jednak się przydał i przyjemnie rozgrzał stopy w namiocie przed snem. Na tej wysokości jest zimno. Byłem na to przygotowany. Ciepło ubrany wyszedłem fotografować gwiazdy na nocnym niebie.
Siedziałem chyba do północy i szukałem odpowiedniego kadru, ustawień i magicznych mocy aparatu, by znaleźć odpowiednie ujęcie – fotografuje amatorsko. Tak sobie myślę, że mając dobry śpiwór, mógłbym spać na zewnątrz.
Dolina rzeki Paro
W oddali widać już nasze namioty
Nasz kemping
I znów ten ryż - czyli czas na kolację
A niebo było takie piękne
W tle świątynia Bumdrak
Moje łóżko w namiocie
Znów wstałem wcześniej niż moi towarzysze. Korzystając z okazji Poszedłem szukać ptaków. Znalazłem całą gromadę tuż za namiotem kuchennym, gdzie pozostawiono resztki jedzenia. Następnie wszedłem na pobliskie wzgórze, by zobaczyć jak wszystko wygląda z perspektywy poranka. Niestety pojawiły się chmury i prawie nic nie było widać.
Kitta żółtodzioba
Ptaki przy kuchni
Poranny widok
Świątynia Bumdrak
Olśniak Himalajski
A potem przyszły chmury
Zaraz po śniadaniu udaliśmy do świątyni Bumdrak, co oznacza klif stu tysięcy Aniołów (Dakini). Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie, choć wcale nie była największą jaką widziałem. Ma ciekawe wejście – drabina prowadzi na górę, cisza, spokój tylko my i żadnych innych turystów. Byłem zachwycony, że tu dotarłem. Szkoda tylko, że w miejscach gdzie zdejmuje się buty, trzeba również chować aparaty fotograficzne.
Kołowrotki modlitewne w świątyni Bumdrak