Bezpośrednio przed Gemaldegalerie złapał nas deszcz, a my złapaliśmy polskiego Solarisa:
Gemäldegalerie to dość zadziwiający obiekt. W ogóle Kulturforum była RFN-owską odpowiedzią na słynną Wyspę Muzeów, która po podziale Berlina została po wschodniej stronie. Nie do końca się to udało. Gemaldegalerie nie zyskało dużej sławy, co jest dziwne, bo to jeden z najbogatszych na świecie zbiorów malarstwa. Zwiedziliśmy tę galerię dla obrazów Vermeera i Boscha. Mogliśmy to zrobić w spokoju, bez tłumów. A miesiąc wcześniej obrazy Vermeera były na wielkiej wystawie w Amsterdamie, gdzie ceny biletów na wolnym rynku szły w tysiące euro...
Oczywiście nie będę pokazywał wszystkich sfotografowanych obrazów, żeby nie przynudzać, ale warto moim zdaniem zajrzeć w każdy dział, bo perełki się aż skrzą. Przy okazji trafiliśmy też na monografię (nielicznych zachowanych) obrazów Hugona van der Goesa. Był jednym z najbardziej znaczących i wpływowych malarzy flamandzkich wszechczasów.
My w sumie nastawiliśmy się głównie na Bramę Isztar, a ona na szczęście jest do października dostępna.
;)Czas udać się do hotelu, blisko Alexanderplatz. Mijamy taki oto kościół z ciekawą (jak na warunki polskie) flagą:
Sam hotel położony jest naprzeciwko Starego Ratusza:
Jesteśmy na terenie poenerdowskim, z jego najsłynniejszym placem Alexanderplatz. Jednak jednocześnie jesteśmy także na terenie historycznego Berlina, który w 1600 roku miał takie granice:
Udajemy się w stronę Alexhanderplatz. Znów zasieki. Nie wiedziałem co to jest. Potem, po powrocie do domu, przeczytałem, że kilka lat temu odkopano właśnie resztki średniowiecznej zabudowy. Są plany zrobienia z tego jakiejś wystawy plenerowej, ale jak na razie po prostu jest burdel:
Alexanderplatz jest otoczony centrum handlowym z jednej strony, kamienicami z drugiej, a centrum przesiadkowym z trzeciej. Główną budowlą Alexanderplatzu jest wieża telewizyjna, z najwyższym punktem widokowym w Berlinie:
Ma ona rozległe przyziemie. Sklepy, restauracje i takie tam:
Natomiast głównym budynkiem placu jest Rotes Rathaus. Czerwony Ratusz. Był ratuszem Berlina od 1870 roku. Po wojnie stał się ratuszem Berlina Wschodniego, a po zjednoczeniu Niemiec znów stał się ratuszem całego Berlina. Jest nim do dziś:
Na placu stoi też Kościół Mariacki. Jest to jedyna oryginalna pozostałość po średniowiecznym Berlinie:
Przeciwległa strona Alexanderplatzu, czyli stacja kolejowa:
Udaliśmy się do hotelu, po drodze zwiedzając jeszcze ruiny kościoła franciszkańskiego. Resztki zburzonych w bombardowaniu kościołów czy budynków w Berlinie jest jeszcze więcej. Taki jest świadomy zamysł Berlina na upamiętnienie tych czasów:
Drugi dzień zaczęliśmy od wizyty poza centrum Berlina. Pojechaliśmy na Stadion Olimpijski. Wysiedliśmy na bardzo urokliwej stacji metra:
Tak, to ten stadion, na którym w 1936 roku Hitler (bez Stalina) robił co swoje. W zasadzie to jedyna zrealizowana część hitlerowskiego planu uczynienia z Berlina Germanii:
W czasie II wojny światowej stadion w zasadzie nie ucierpiał i dlatego był wykorzystywany przez British Army. Od 1963 użytkuje go Hertha Berlin.
Wracamy koleją. Stacja Olympia Stadion jest dobrze przemyślana: część torów jest przelotowa, a część to stacja czołowa. W czasie meczów umożliwia to podstawienie znacznie większej ilości pociągów.
Tuż obok Stadionu Olimpijskiego mieści się słynna jednostka mieszkalna Corbusiera - Corbusierhaus. Chcieliśmy go odwiedzić, ale... tak, remont.
Wracając wysiedliśmy na stacji Zoologischer Garten. Pamiętam książkę "My, dzieci z dworca ZOO". No, nie była to przyjemna lektura. Chyba okolice się jednak coś zmieniły. W czasie komunizmu to był główny dworzec kolejowy Berlina Zachodniego.
Poszliśmy w głąb ulicy Budapester Strasse, by trafić na absolutnie zjawiskowy fotogenicznie wieżowiec, Upper West Tower:
Przed nami główny cel wycieczki w ten rejon Berlina, czyli Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma I:
Wcześniej pisałem o zostawionych trwałych ruinach. To jest właśnie ta najsłynniejsza z nich. Przed wojną był to jeden z największych kościołów Berlina. Wieże (było pięć, jedna została) były jednym z najwyższych w mieście. Został zbombardowany w 1943. Po wojnie przez wiele lat trwała dyskusja co zrobić z ruinami. Zdecydowano się zostawić je i obok wybudować nowy, modernistyczny kościół Pamięci.
Z powodu zamknięcia muzeum miałem plan też pojechać, ale zapomniałem i dopiero teraz mnie ocknęło. Rzutem na taśmę szykuje się wizyta w ostatnią niedzielę września. Czekam na zdjęcia.
:P
Ja wiem, czy Berlin nie brzmi romantycznie? Ja i małżonek uwielbiamy, od lat jeździmy na którąś z rocznic, a czasem to i na obie. I poza rocznicami też
;)
Jadę w październiku. Wiadomość bardzo smutna to zamknięcie Pergamon Museum. Byłam tam około 25 lat temu. Brama Isztar to jak zobaczenie cudu. Znika wszystko z pamięci, co się oglądało wcześniej. Widziałam Berlin wiele razy w dziewięćdziesiątych latach ale zawsze byłam tam krótko i nigdy nie zwiedziłam wszystkiego. Teraz będę tam z osoba, która mnie zabiera, bo znam niemiecki (nocleg za darmo) ale nie wiem do czego ją przekonam w kwestii zwiedzania. Berlin nie jest Paryżem czy Rzymem ale da się polubić.
Dzieci z Dworca ZOO dorobiły się właśnie filmu. Gdzieś mi mignął zwiastun filmu w Internecie.
Bezpośrednio przed Gemaldegalerie złapał nas deszcz, a my złapaliśmy polskiego Solarisa:
Gemäldegalerie to dość zadziwiający obiekt. W ogóle Kulturforum była RFN-owską odpowiedzią na słynną Wyspę Muzeów, która po podziale Berlina została po wschodniej stronie. Nie do końca się to udało. Gemaldegalerie nie zyskało dużej sławy, co jest dziwne, bo to jeden z najbogatszych na świecie zbiorów malarstwa. Zwiedziliśmy tę galerię dla obrazów Vermeera i Boscha. Mogliśmy to zrobić w spokoju, bez tłumów. A miesiąc wcześniej obrazy Vermeera były na wielkiej wystawie w Amsterdamie, gdzie ceny biletów na wolnym rynku szły w tysiące euro...
Oczywiście nie będę pokazywał wszystkich sfotografowanych obrazów, żeby nie przynudzać, ale warto moim zdaniem zajrzeć w każdy dział, bo perełki się aż skrzą. Przy okazji trafiliśmy też na monografię (nielicznych zachowanych) obrazów Hugona van der Goesa. Był jednym z najbardziej znaczących i wpływowych malarzy flamandzkich wszechczasów.
Sam hotel położony jest naprzeciwko Starego Ratusza:
Jesteśmy na terenie poenerdowskim, z jego najsłynniejszym placem Alexanderplatz. Jednak jednocześnie jesteśmy także na terenie historycznego Berlina, który w 1600 roku miał takie granice:
Udajemy się w stronę Alexhanderplatz. Znów zasieki. Nie wiedziałem co to jest. Potem, po powrocie do domu, przeczytałem, że kilka lat temu odkopano właśnie resztki średniowiecznej zabudowy. Są plany zrobienia z tego jakiejś wystawy plenerowej, ale jak na razie po prostu jest burdel:
Alexanderplatz jest otoczony centrum handlowym z jednej strony, kamienicami z drugiej, a centrum przesiadkowym z trzeciej. Główną budowlą Alexanderplatzu jest wieża telewizyjna, z najwyższym punktem widokowym w Berlinie:
Ma ona rozległe przyziemie. Sklepy, restauracje i takie tam:
Natomiast głównym budynkiem placu jest Rotes Rathaus. Czerwony Ratusz. Był ratuszem Berlina od 1870 roku. Po wojnie stał się ratuszem Berlina Wschodniego, a po zjednoczeniu Niemiec znów stał się ratuszem całego Berlina. Jest nim do dziś:
Na placu stoi też Kościół Mariacki. Jest to jedyna oryginalna pozostałość po średniowiecznym Berlinie:
Przeciwległa strona Alexanderplatzu, czyli stacja kolejowa:
Udaliśmy się do hotelu, po drodze zwiedzając jeszcze ruiny kościoła franciszkańskiego. Resztki zburzonych w bombardowaniu kościołów czy budynków w Berlinie jest jeszcze więcej. Taki jest świadomy zamysł Berlina na upamiętnienie tych czasów:
Drugi dzień zaczęliśmy od wizyty poza centrum Berlina. Pojechaliśmy na Stadion Olimpijski. Wysiedliśmy na bardzo urokliwej stacji metra:
Tak, to ten stadion, na którym w 1936 roku Hitler (bez Stalina) robił co swoje. W zasadzie to jedyna zrealizowana część hitlerowskiego planu uczynienia z Berlina Germanii:
W czasie II wojny światowej stadion w zasadzie nie ucierpiał i dlatego był wykorzystywany przez British Army. Od 1963 użytkuje go Hertha Berlin.
Wracamy koleją. Stacja Olympia Stadion jest dobrze przemyślana: część torów jest przelotowa, a część to stacja czołowa. W czasie meczów umożliwia to podstawienie znacznie większej ilości pociągów.
Tuż obok Stadionu Olimpijskiego mieści się słynna jednostka mieszkalna Corbusiera - Corbusierhaus. Chcieliśmy go odwiedzić, ale... tak, remont.
Wracając wysiedliśmy na stacji Zoologischer Garten. Pamiętam książkę "My, dzieci z dworca ZOO". No, nie była to przyjemna lektura. Chyba okolice się jednak coś zmieniły. W czasie komunizmu to był główny dworzec kolejowy Berlina Zachodniego.
Poszliśmy w głąb ulicy Budapester Strasse, by trafić na absolutnie zjawiskowy fotogenicznie wieżowiec, Upper West Tower:
Przed nami główny cel wycieczki w ten rejon Berlina, czyli Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma I:
Wcześniej pisałem o zostawionych trwałych ruinach. To jest właśnie ta najsłynniejsza z nich. Przed wojną był to jeden z największych kościołów Berlina. Wieże (było pięć, jedna została) były jednym z najwyższych w mieście. Został zbombardowany w 1943. Po wojnie przez wiele lat trwała dyskusja co zrobić z ruinami. Zdecydowano się zostawić je i obok wybudować nowy, modernistyczny kościół Pamięci.