0
abelincoln 3 lutego 2023 12:47
Image
kevin napisał:
Chciałbym wierzyć, że to takie szczere ze strony współczesnych Australijczyków, czy jednak to nie jest tylko takie wspominanie, żeby nikt im nie zarzucał, że nie pamiętają o tych ludach pierwotnych...


Ciekawe dla mnie było w muzeum australijskim, gdy opisywano historię kolonizacji, to zle rzeczy robili Brytyjczycy i Europejczycy - a pozytywne robi Australia...Chyba United nie będzie moim ulubionym przewoźnikiem. Niby wszystko gotowe, długo po czasie zamknięcia bramki, ale żadnej komunikacji. Ja z tego skorzystałem (na rzut okiem na Lounge dostępny dla PP tuż obok gate, opis kiedyś się pojawi w odpowiednim wątku), ale jakoś obiegły mnie wątpliwości jeśli chodzi o jakoś obsługi klienta przez amerykańskie korporacje. Niektórzy z nas chcieli by mieć okazję zaliczyć jakiś United Club na przesiadce by się wykąpać... Tym razem nie siekierki, tylko drimek. Ale jako doświadczony podróżnik wiem, żeby spytać o piżamkę, bo nie ma ich dla wszystkich. A w tym stroju jest dużo wygodniej będzie spędzić te kilkanaście godzin lotu. [emoji4]
Image

Swoją drogą, ilość grup uprzywilejowanych do pre-boardingu w United jest fascynująca. Nie mówiąc już o ilości pasażerów w grupie 1. Aż zadziwiające, że jacyś pasażerowie zostali do innych grup...
Image

Bardzo podobał mi się pierwszy komunikat załogi: ponieważ mamy jakiś problem z oprogramowaniem, zresetujemy system. Zaimie to jakieś 10 minut. Mam nadzieję, że silniki są podpięte do bardziej stabilnego systemu... Cóż, drugi komunikat był równie ciekawy - popsuł się pojazd wypychający, więc nasze spóźnienie wzrośnie do godziny.
Image

Zabrzmi to jak herezja, ale zapewne to przez okna - drimek wydaje się przestronniejszy niż 777 kilka dni temu. Aczkolwiek poziom zainteresowania załogi jest podobny. W sensie niewielki. Strefa C jest dwukabinowa i, nie da się ukryć, spora, całe naście rzędów - obsługa jest równie zajęta sobą w przedniej kabinie, jak i w tylniej. Rozdali co mieli rozdać i potem trzeba ich szukać. A nie, przepraszam, przyszła do mnie raz stewardesa z pytaniem czy przypadkiem coś się nie popsuło, bo mam wpół przyciemnione okno - a nie ciemne jak wszyscy inni...
Image

Im bardziej się ich szukało - tym bardziej ich nie było. Fotel trochę zużyty, ale cóż, nie ma co narzekać. Szczególnie że odkryłem że można podpiąć swoje słuchawki bluetooth - co prawda ich nie wziąłem, ale jeśli kiedykolwiek jeszcze będę korzystał z United Polaris, zapamiętam [emoji16]
Image
Image
Image

Ale nie polecam tylniej kabiny C. Podporządkowana jej jest tylko jedna toaleta a pasażerowie z Y+ też lubią z niej korzystać. Takie problemy pierwszego świata. A poza tym, lot długi i nudny. Jedzenie w porządku, ale nie na tyle smaczne by zapamiętać co jadłem. Natomiast zapamiętałem i się podzielę, żeby nigdy nie zamawiać soku pomarańczowego. Nie kojarzę żebym kiedyś pił równie kiepską zabarwioną wodę. Multimedia, o dziwo, jeszcze uboższe - lecąc do Australii zostawiłem sobie dwa filmy, żeby mieć co oglądać w drodze powrotnej, już ich nie było. A nowości na tyle atrakcyjne, że spędziłem większość czasu z książką...
ImagePrysznic. Zaśmiał się drwiąco United Club w terminalu E. A może jeszcze flytki do tego? Toaleta 3 bramki dalej, se możesz umyć rączki tam. Takie luksusy jak prysznic to nie w stanie ludzi ciężko pracujących, tutaj co najwyżej możesz sobie popatrzeć na plakat reklamujący rodeo z hożą dziewoją dzierżącą pasiasty sztandar. Potem zrobiłem sobie kawę. I muszę przyznać że wzbudziło mój głęboki szacunek, jak można zepsuć ten w sumie prosty napój. Nawet u mnie w biurze kawa nie jest aż taka zła. A tam jest paskudna. Naprawdę. Chyba miał rację pewien (ponoć) Kenijczyk, "Yes, we can". Skiepścili to naprawdę profesjonalnie. Ja niestety okazałem się zbyt wygodny i ewakuowałem się do innego terminala i innego saloniku. Szczególnie że mój następny lot miał być opóźniony o pół godziny.
Image

Co prawda w terminalu C jedzeniowo było tak samo, ale przynajmniej było więcej miejsca. I mieli kibel. Ale najważniejszym powodem, dla którego spędziłem tam dwie godziny przesiadki, były dwa sympatyczne piwa - ipa i koźlak. Na szczęście dotarłem do saloniku tuż po południu, więc nie było to patologiczne picie - tylko picie.
Image
A propos o byciu patologicznym. Jeszcze więcej ludzi tutaj nie stać na słuchawki(w porównaniu z europą) i rozmawia na głośnomówiącym. Co mocno przeszkadza innym(znaczy się, mnie). Aczkolwiek nic nie przebije pana, który grał w jakiegoś counter strike'a na głośnikach. Te wrażenie gdy człowiek sobie spokojnie idzie i nagle seria z automatu... <Mem z natchnionym gościem i "wybuchającą" głową>Ameryka</mem>
A i smacznego.
Image
Potem poznałem nowoczesność made in USA. Dwóch panów ręcznie przytargało wózek z bagażami, porównali wydruki i zaczęli ładować. Ciekawe, bo wszystkie walizki miały czerwone Priority, więc pewnie tylko ludzie z przodu są tak obsługiwani...
Image
A, o, zwykle bagaże przywiózł traktor.
Image
Po czym się okazało że chyba coś im się pomyliło i z drugiej przyczepki nie załadowali. Tylko wezwali konsylium...

rsz_img_20230211_075418.jpg


A sam lot? Bardzo przyjemny E2-195, z porządnymi siedzeniami dla C, nie to co w Europie. Do jedzenia dostałem dwa różne menu, ale udało się zamówić kurczaka...
Image
Który był bardzo rozczarowujący. Nie wiem ilu z Was robiło rosół na kurze, a potem dolewkę i pomidorową na cienkuszu. Te mięso smakowało jak pozostałość po tych kulinarnych wyzwaniach. W dodatku podlane to było Merlotem z Ontario. Lubię na wyjazdach spróbować lokalnych wyrobów, szczególnie winnych. I o ile kilka dni temu chardonnay z okolic Niagary był świetny, to dzisiaj ilość tanin w tym winie była przytłaczająca - na tyle, że raczej ten napój powinien być używany do denerwowania nielubianych krytyków kulinarnych niż biednych turystów. Ale, muszę zaznaczyć, że od kilku lat przestałem przepadać za czerwonymi winami, preferuję białe...
Image
Przy okazji obejrzałem "The silent twins". Świetny.Lot był spóźniony, a ja chciałem skorzystać z flagowego saloniku Air Canada, a właściwie z opcji jedzeniowej tam, więc prysznic znowu przegrał z rzeczywistością... Cóż, ta podróż powinna być ok, ale wieczorem pasażerowie Ryanaira będą mieli nieświeżego współpasażera. Life's a bitch.
Image

Przyznam się szczerze, że dopiero tutaj, w tej całej podróży w bussiness class przez pół świata poczułem się naprawdę dopieszczony. Przy fine dining'u obsługa się dopytuje i wyjaśnia. Potem poszedłem na lampkę wina przed odlotem do strefy bufetowej (bardziej by porobić zdjęcia do postu do odpowiedniego wątku, mogłem równie dobrze zamówić kolejny deser) i tam też była cała ceremonia z otwieraniem butelki, próbowaniem i nawet trochę opisu pochodzenia wina się trafiło. Moje ego się poczuło dopieszczone. Na tyle, że na pokład drimka wchodzę przy last callu i nikim innym w kolejce. Cóż, warto było.
Image
Image

Lot powrotny do Europy był całkiem przyjemny. Mały dreamliner, smaczne żarcie, rozrywka pokładowa na poziomie - cóż więcej chcieć. Szczególnie że znowu był riesling znad Niagary. Lot minął szybko i przyjemnie.
Image
Image

I w tym miejscu muszę ponarzekać na samego siebie. Mam oneNote'a z planami wyjazdów czy też interesujacymi miejscami. A że byłem w Dublinie w zeszłym roku, byłem pewien że notatki na temat tego miejsca też tam są. Więc na cały dzień w tym pięknym miejscu się zupełnie nie przygotowałem. Bo już kiedyś to zrobiłem. A tu zonk. W żadnych moich notatkach nie ma nic na temat Irlandii... Cóż, chyba muszę zacząć dzień od szukania, tego co chciałbym robić dzisiaj.
ImageW baraku ten wyjazd się zaczynał, to i w baraku się skończy. Ponieważ Dublin niezbyt pasuje do Australii i też dzisiejszy dzień zrobiłem sobie bardzo luźny, to nie będę opisywał tych kilku godzin.

Skoro już jesteśmy już na mecie tego wyjazdu, to czas a male podsumowanie. Jak pisałem wcześniej, nie będę się zajmował kosztami,
- bo po co sobie psuć wspomnienia - ale kilka innych uwag się znajdzie.

Po pierwsze, nawet jeśli leci się z przodu i można sobie poleżeć, to dwa międzykontynentalne loty pod rząd są mocno męczące. Szczególnie jeśli nie potrafi się spać w samolocie. Owszem, to miłe jak dbają w C o człowieka(sprawdzić czy nie United), ale po n-tej zmianie strefy czasowej człowiek się gubi. Nie wiedząc która jest aktualnie, która jest w domu i która będzie na miejscu. Przynajmniej bez sprawdzenia. Nie mówiąc już o tym, że nie można docenić tego co się przeżywa w podróży. To taki kociokwit - lounge, lot, knajpa. Dodatkowo, nie ma się czasu docenić tego co się trafiło. Człowiek nażarty, napity i bardziej myśli o miejscu na kolejne atrakcje niż patrzy wstecz. Smaczne i przyjemne, ale kompletnie bez refleksji. W przyszłości raczej bym sobie zafundował jakiś stopover. Szczególnie, gdyby podróż odbywała się z tyłu samolotu.

Drugą rzeczą jest Ayers Rock. Resort, który tak na dobrą sprawę ma tylko jedną atrakcję. Poza tym jest to mało ciekawe miejsce, gdzie przez większość dnia jedyne co można robić, to smażyć się na basenie. Malutkim. Nie mam dużego doświadczenia z resortami, więc sobie pogeneralizuję ([emoji6]). Jest to raczej średnio ciekawa miejscówka, i raczej nie chciałbym tutaj wrócić. Nawet jeśli uważam Uluru czy też Kata Tjuta to przepiękne i mistyczne doświadczenie - otoczka jest średnia. No i te p... muchy. Cieszę się że tam byłem, ale to tyle.

Jeśli chodzi o Sydney, to jest to bardzo fajne miasto z bardzo miłymi ludźmi. Do teraz nie mam pojęcia czy na "how do you do" (używane w każdej interakcji) mam tylko odpowiedzieć, czy też odwzajemnić. Niemniej, warto było odwiedzić. Szkoda, że nie miałem okazji przez pogodę wybrać się na spacer po plażach, czy też skorzystać z nich, ale i tak, to co widziałem spowodowało chęć do powrotu. Oby LH miało jeszcze podobne promocje...

Trzecia rzeczą jest fakt że nie użyłem ani razu przejściówki do kontaktów. Zarówno w samolotach, Irlandii, Kanadzie, USA, Australii były gniazda USB. XXI wiek po prostu.

Z rozczarowań, spodziewałem się przy okazji wizyty w Teksasie, że dostanę tutejszy odpowiednik hawajskiego Lei. Jakiś automat albo chociaż Colta. A tu nic. Nawet nikt nie przekonywał mnie że Wade vs Roe jest złe. Jak to zwykle bywa, dużo gadania o wartościach, a jak człowiek chce pamiątkę, to se musi kupić chińszczyznę... [emoji16]

Dziękuję wszystkim czytającym i udzielającym się w tym wątku, przepraszam za literówki i do następnej relacji. Zapewne w kwietniu - z krótkiego i bliskiego wyjazdu.

A i na deser, obowiązkowe zdjęcie dla każdego odwiedzającego Australię.
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

igore 3 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Chyba nie zmieścił się cały tytuł. Pewnie miało być Życie mnie mnie czasem. Sydney i Ayers Rock, czyli ta Dorotka, ta malusia, ta malusia, tańcowała dokolusia, dokolusia ...Edit: widzę, że już jest cały. ;)
abelincoln 3 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
@igore dzięki, usunąłem ozdobniki z tytułu :DMam szorstką przyjaźń z taptalkiem...
piotrkr 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Czy w tytule nie ma literówki?
nick 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@piotrkrJa w podstawówce byłem jakieś kilkadziesiąt lat temu, jednak "Skarga zmiętego" to coś, czego się nie zapomina :lol: Więc to chyba nie pomyłka.Jednak skoro opuściłeś tą lekcję, to już zmierzam z pomocą.Skarga zmiętego jest fraszką, która jest ironiczną krytyką sytuacji, w której ktoś skarży się na coś, co jest wynikiem jego własnych działań lub zaniedbań. W tej fraszce autor sugeruje, że osoba skarżąca się jest odpowiedzialna za swoje niepowodzenia i że nie powinna winić innych za swoje problemy. Można ją interpretować jako przestrogę przed składaniem skarg bez uwzględnienia własnej odpowiedzialności.
pabien 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@nick czy to AI tę interpretację wyprodukowała?Edit: disclaimer w poście nicka jest widoczny w wersji webowej
piotrkr 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
Żadnych fraszek w szkole nie miałem, a tej już z pewnością nie.
pabien 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
I widzisz, forum pomaga nadrobić braki w edukacji.Na dodatek oprócz samej fraszki masz jej interpretację prosto od sztucznej inteligencji
abelincoln 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@piotrkr głośno bym się do tego nie przyznawał...był taki pan z Czarnolasu i jego fraszki były w programie Twojej szkoły [emoji16]
snooka 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@piotrkrFraszki Kochanowskiego na pewno miałeś, tylko on nieco z innej epoki, niż Sztaudynger ...
tropikey 6 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Zdjęcie nr 4 - Ryan Gosling jako żywy :)
stasiek-t 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:,Z innych tajemnic, ktoś wie co to za urządzenie, na które natknąłem się w prysznicu? Nijak nie chciało działać, a nie spodziewałbym się w Ibisie jakieś kosmicznej technologii w rodzaju masażera czy biczów wodnych... Timer odliczający czas przeznaczony na prysznicowaniehttps://youtu.be/F6gFM6hSmnA
abelincoln 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@Stasiek_T dzięki. Człowiek uczy się całe życie - myślałem że takie rzeczy to tylko na okrętach podwodnych [emoji16]
klapio 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:Przygotowując się do wyjazdu, rzuciłem okiem na bridge climb, ale ceny nawet dla mieszkańca Skandynawii wydały się przesadzone. Ale tuż obok jest miejsce które oferuje sympatyczne widoki, za jedyne 19$ I w dodatku nie wymaga przebierania się w niezbyt twarzowe niebieskie wdzianka. No i jest trochę informacji na temat budowy mostu. Moim zdaniem miejscówka warta odwiedzin.Aż sprawdziłem ile ta przyjemność kosztuje... A ja myślałem że Petra jest droga :DFajna relacja, podziwiam za intensywne tempo podróży :)
kevin 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:Już jestem na lotnisku zaczynając długa drogę powrotną, ale chciałem najpierw napisać kilka słów o Australii. Po pierwsze, zaskoczyło mnie, ile wspomina się o narodach pierwotnych (czy też pierwszych). Prawie w każdym miejscu było nawiązanie do trybu/plemienia które kiedyś było w danym miejscu - informacja że to ich ziemia czy też że są związani z przyrodą.Chciałbym wierzyć, że to takie szczere ze strony współczesnych Australijczyków, czy jednak to nie jest tylko takie wspominanie, żeby nikt im nie zarzucał, że nie pamiętają o tych ludach pierwotnych...10 lat temu (jak to szybko minęło), podczas trasy Melbourne-Adelaide, byłem w takim centrum kultury Aborygenów w Halls Gap (w Grampianach) i tam też widziałem podobną mapę, którą tu wcześniej zamieściłeś - że ten kontynent zamieszkiwało kilkaset plemion o różnych językach. W sumie wydaje się to oczywiste patrząc na powierzchnię Australii, ale jakoś tak człowiekowi się utarło, że Aborygeni to była jakaś jednolita grupa.Nasz przewodnik, typowy Australijczyk, ciepło wypowiadał się o Aborygenach, ale też wspominał o wielu współczesnych problemach, gdzie alkoholizm był chyba na pierwszym miejscu. Może stąd właśnie te ograniczenia w sprzedaży alkoholu, o których wspomniałeś.Na koniec dzięki za relację - oprócz miejsc nieznanych, zawsze też jest ciekawie, kiedy ktoś odwiedza te same miejsca, w których się było :) A z tym lotem na kilka dni na drugi koniec świata, to myślę, że wiele osób na tym forum nie mieści się w granicach "normy" ;)
pabien 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Należy jeszcze dodać, że historia nowych mieszkańców Australii nie jest specjalnie fascynująca, ta zlikwidowanych jest ciekawsza
sko1czek 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@abelincolnBardzo dobrze się czyta Twoją relację, wrażenia z miejsc, które ja też nie tak dawno wiedziałem. Aborygeni- wrzód na du.ie części Australijczyków? Nie dziwię się, że dużo o nich piszą, organizują wystawy, muzea. Poczucie winy - realne czy na pokaz? Pouczająca jest historia sporu lokalnej grupy Aborygenów z państwem o kontrolę nad Uluru i dopuszczanie wspinaczki na monolit.@pabien nie bardzo rozumiem, czemu tamto ciekawsze niż to. Skoro sucho informujesz nas, to albo napisz dlaczego ciekawsze Twoim zdaniem, albo napisz po prostu, że dla Ciebie ciekawsze. Dla mnie (przykładowo) niezwykle ciekawą jest historia, jak Australia (nie)radziła sobie z ostatnią pandemią, taka historia najnowsza, długotrwała blokada wyjazdu i powrotu nawet własnych obywateli.
abelincoln 10 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
kevin napisał:Chciałbym wierzyć, że to takie szczere ze strony współczesnych Australijczyków, czy jednak to nie jest tylko takie wspominanie, żeby nikt im nie zarzucał, że nie pamiętają o tych ludach pierwotnych...Ciekawe dla mnie było w muzeum australijskim, gdy opisywano historię kolonizacji, to zle rzeczy robili Brytyjczycy i Europejczycy - a pozytywne robi Australia...
jmhcubus 31 marca 2023 12:08 Odpowiedz
klapio napisał:abelincoln napisał:Przygotowując się do wyjazdu, rzuciłem okiem na bridge climb, ale ceny nawet dla mieszkańca Skandynawii wydały się przesadzone. Ale tuż obok jest miejsce które oferuje sympatyczne widoki, za jedyne 19$ I w dodatku nie wymaga przebierania się w niezbyt twarzowe niebieskie wdzianka. No i jest trochę informacji na temat budowy mostu. Moim zdaniem miejscówka warta odwiedzin.Aż sprawdziłem ile ta przyjemność kosztuje... A ja myślałem że Petra jest droga :DFajna relacja, podziwiam za intensywne tempo podróży :)Ja uważam że to jedna z najlepszych atrakcji na jakich byłem w życiu. Przejście tym pasem nośnym mostu jest super doświadczeniem. A do tego cała ta otoczka ze strojami też powoduje, że doświadczenie jak żadne inne. Cóż, polecam wszystkim. Ja byłem w południe podczas Australia Day kiedy na wodzie było mnóstwo statków i okrętów, na niebie latał A380 Quantas robiąc pokazówkę, a na dole mnóstwo Australijczyków świętowało. Więc to wszystko sprawia, że to jedno z najlepszych moich wspomnień.