0
abelincoln 3 lutego 2023 12:47
Image
Image
Image

Jako że jeszcze miałem siły i chęci do zwiedzania, wybrałem się promem na drugą stronę portu. Do małego, ale bardzo urokliwego miejsca zwanego Wendy Whiteley's Secret Garden. Bardzo sympatyczny mały park na tyłach torów kolejowych, w którym łatwo można zapomnieć że jest się w dużym mieście - ale też mieć taki widok. Idealne miejsce na romantyczny podwieczorek.
Image
Image
Image
Image

Na zakończenie dnia udałem się do Sydney Brewery. Nie dość że po drodze, to i nawet można kraft spróbować. Za całe 10 dolarów kupiłem sobie pintę Kosciuszko Pale Ale. Całkiem dobry. Ja mówię dobranoc, a u was chyba wciąż dzień dobry...
ImageParafrazując Ryszardę Siarzewską – jedna nocka w Ayers? Och…? Cóż, najwyraźniej. Na początku chciałem spędzić tam 2 noce (nawet nie wiedząc o cenach noclegów), ale w czwartek nie ma bezpośredniego lotu AYQ-SYD. Tylko z niezbyt długą przesiadką w Melbourne. Co w normalnej sytuacji nie stanowiłoby zbytniego problemu i już prawie kupiłem ten bilet, ale nieobecny zbytnio w ostatnim czasie zdrowy rozsądek kazał mi zerknąć na szanse utrzymania takiej przesiadki. Bo czym innym jest ryzykowna przesiadka w Europie, a czymś zupełnie innym nie aż taka długa przesiadka na drugim końcu świata – szczególnie że jeśli ona by została zerwana, to nie mam szans dotarcia na lot powrotny. A kupowanie „na gwałt” powrotu z drugiej strony świata mogłoby być kosztowne…

Potem zobaczyłem statystyki tego lotu AYQ-MEL, to stwierdziłem życie na krawędzi jest ciekawe, ale może nie tym razem.


AYQ-MEL.jpg



Nawet jeśli następny lot też jest często spóźniony…


MEL-SYD.jpg



Nie jestem statystykiem, ale 24% szans na duże spóźnienie pierwszego lotu średnio jest rekompensowane 25% szansą na duże opóźnienie drugiego lotu. Dlatego będę w okolicach Uluru tylko przez niecałe 25 godzin - czyli zwiedzanie w stylu japońskiego turysty. Z drugiej strony ma tam być 39 stopni dzisiaj, nie wiem czy przerwał bym dwa takie dni [emoji16]

Ale tymczasem czas na śniadanie na lotnisku. Skoro Priority Pass może sponsorować, to nie było sensu kupować takowego w hotelu. Spacer z lotniskowego ibisa to raptem kwadrans jak się już zna drogę przez parkingi i budowę. Najpierw udaje się do knajpy korzystając z kredytu oferowanego przez PP - bo słyszałem że jedyny tutejszy salonik jest ubogi pod względem jedzeniowym.
Image

I rzeczywiście, jedzeniowo jest średnio (ale nie tragicznie), ale fotele wygodne, jest toaleta, duży wybór napojów - czego chcieć więcej? (jako że dzisiaj prowadzę, to prohibicja w saloniku do 15. 00 mi niezbyt przeszkadza).
Image

PS. Kiedyś czytałem cykl "Korpus" W. E. B. Griffina I nazwa Wagga Wagga wydawała mi się abstrakcyjna. A tutaj się przekonałem, że nawet można tam polecieć...Czytałem tutaj na forum, że Jetstar dość często sprawdza bagaż podręczny, więc troszkę z obawą sprawdziłem jego wagę - wyszło 7,98, troszkę ponad limit. Ale z drugiej strony, siedem na początku to wciąż te zezwolone siedem kilo. Ale ogólnie, było ciekawie. Siedzę sobie pod bramką i obsługa zaczyna ogłaszać "wkrótce rozpoczniemy boarding lotu do Ayers Rock...", ludzie zaczynają się formować w kolejce, pani nadal gada, by po chwili dodać na zakończenie "...ale ponieważ w samolocie uruchomił się alarm przeciwpożarowy i aktualnie nie jesteśmy w stanie otworzyć tylnych drzwi..." (nie wiem co to ma wspólnego ze sobą), "...prosimy o cierpliwość i oczekiwanie na dalsze informacje". Miny w już uformowanej kolejce - bezcenne.
Image

No ale po 10 minutach zaprosili nas na pokład. Boarding się skończył, odezwał się kapitan "mamy usterkę techniczną, nie wiadomo ile zajmie naprawa, po drodze wiatr w nos, więc nie nadrobimy". Spoko, aż tak mi się nie spieszy, ale troszkę martwi stan techniczny... Udało się wystartować z 35 min opóźnieniem.
Image
Image

Skoro już jestem w okolicach Uluru, to czas na drugi (i mam nadzieję ostatni) marudny wpis tej relacji. Gdy już stwierdziłem, że mimo cen przelotów mam ochotę na świt przy Uluru, to zacząłem szukać noclegu. I cóż, ponieważ robiłem to w ostatniej chwili, to i wybór miałem kiepski. Nie mówiąc o jeszcze gorszych cenach. Nic to, zdarza się.
Muszę się przyznać szczerze, że nie spodziewałem się nigdy, że najdroższym hotelem, jaki w życiu zarezerwuję (znaczy się, stan na luty 2022), będzie Ibis Styles. A raczej hotel przynależący do tej sieci. Bo okazało się, że kilka hoteli, które znajdują się w Ayers jest podporządkowane markom grupy Accor. Jest Pullman, Novotel, Grand Mercure, zwykły Mercure a nawet Ibis Styles. W moim terminie dostępne były te dwa ostatnie. O dziwo Ibis był droższy – nawet jeśli z punktu widzenia gwiazdek był gorszy. Ale patrząc na recenzję oraz fotki, nie dziwię się, że tak było. Zarówno w apce, jak i na stronie nie da się zobaczyć zdjęcia wnętrza pokoju hotelu The Lost Camel przynależnego do sieci Mercure (rozczulający jest widok oceanu za oknem – https://all.accor.com/hotel/B3X7/index.en.shtml#section-rooms). A dlaczego ich nie ma? Cóż, też bym się nie chwalił celami więziennymi bez okien. I tym sposobem wydałem prawie tysiąc złotych na nockę w Ibis Styles…

A po tygodniu dostałem maila, że jestem na tyle kochanym złotym klientem, że dostaje upgrade’a i przenoszą mnie do The Lost Camel. …rwa. Ma się ten łeb do interesów – zapłaciłem stówę więcej by uniknąć dawnego hotelu robotniczego, a i tak w nim skończę. Ładnie napisałem, że dziękuję za zaszczyt, ale ja w ogóle nie jestem prestiżowy, logo zielonego Ibisa mam wytatuowane na piersi, a po kosmetykach Mercure mam wysypkę gdzieniegdzie. Cóż, odpisali, że w tym czasie w Ibisie jest remont, a tak w ogóle to recepcja do 16.30, żebym o tym pamiętał. Co mi kompletnie do niczego nie pasuje.
Tak więc mój pobyt tutaj miał być relaksowy, z przyczyn logistycznych był zaplanowany dość napięcie, a teraz jeszcze trzeba gdzieś zmieścić wizytę w recepcji pomiędzy.No cóż, po marudziłem sobie wcześniej a tutaj chyba będzie trzeba odszczekać. Lost camel jest debeściak. Po przybyciu na miejsce okazało się, że nie tylko można się przed 13 zameldować, ale też, jako lojalny klient dostałem upgrade do największego - sądząc po planie piętra - pokoju. Z dwoma małymi oknami. Co prawda nie wiem co za architekt mógł w pokoju z trzema zewnętrznymi ścianami zrobić tylko dwa małe okna, ale cóż, póki co znam się na wojnie, piłce nożnej i wirusach. Doktorat z architektury dopiero w planach [emoji6]
(te wielkie okna na zdjęciu, są w łazienkach. Z mlecznymi szybami)
Image

Przepakowalem klamoty i byłem gotowy na spacer w Kata Tjuta. Wiedziałem że z powodu temperatury Dolina wiatrów jest zamknięta, ale poza tym były dostępne dwa godzinne szlaki. W sam raz na bardzo gorące popołudnie (39 stopni). Tylko najpierw trzeba było tam dojechać.
Image

Mieliście kiedyś tak, że najpierw jest poczucie niepokoju, potem się to wzmaga i człowiek zaczyna analizować - co się dzieje. Ja tak miałem gdy wyjechałem z punktu widokowego na Kata Tjuta. Po 2-3 minutach zorientowałem się że coś jest nie tak. Po dłuższej chwili zrozumiałem że nie pasuje mi, że jadę przy prawej krawędzi jezdni. Dopiero po kolejnym kilometrze czy dwóch dotarło do mnie dlaczego mi coś nie pasuje - powinienem być bliżej osi jezdni. Po prostu jadę pod prąd... Na szczęście przez tą około 50 kilometrową trasę jakikolwiek inny pojazd spotkałem dopiero w drodze powrotnej.
Image
Image
Image
Image
Image
Image Image

Same szlaki na do pierwszego punktu widokowego czy do Walpa Gorge urokliwe i pozwalające na wyciszenie się - szczególnie jak się jest jedyną osobą w okolicy - i podziwianie piękna przyrody. Z jednym wielkim ale.
Image

Cóż, cieszę się że jednak będę tutaj tylko przez jedną noc. Bo ilość i natarczywość much doprowadziła mnie do chęci jak najszybszej ucieczki. Owszem, siatka pomaga - ale ciągłe bzyczenie, kilkanaście much spacerujących na siatce tuż przed oczami, czy też chmary siadające na człowieku jak tylko się zatrzyma, powoduje że ciężko jest kontemplować okolice. Przynajmniej mi. I trudno sobie wyobrazić, jak ktoś mogłyby w takim towarzystwie zrobić sobie piknik. Ponoć w innych sezonach jest to dużo mniejszy problem, ale aktualnie mi zabiera dużą część z radości z otaczających widoków...
Image
Image
Image

Ostatnią atrakcją dzisiejszego dnia był zachód słońca w towarzystwie Uluru. Bardzo przyjemne doświadczenie, ale przeżywane w sporym towarzystwie. I nie mam na myśli chmary much. Chociaż, całkiem sporo osób piknikowało, więc może ta niecheć do much to tylko kwestia mojej osoby?
ImageDzisiejszy dzień zaczął się bardzo wcześnie - pobudka o 5.30, tak by zdążyć na świt w towarzystwie majestatycznej skały. Spodziewałem się większego ruchu, ale okazało się na miejscu, że to ja raczej planuje na styk - sporo osób już tam było i cieszyło się porankiem. Po chwili zrozumiałem dlaczego ludzie się wybrali wcześniej. Muchy śpią i pojawiają się dopiero kilkanaście minut po świcie.
Image

A sam świt? Bardzo pięknie to wygląda, gdy Uluru się budzi - skala nabiera barwy, wyostrzają się załamania, wszystko zaczyna wyglądać żywiej. Moim zdaniem dużo ciekawszy spektakl w porównaniu z zachodem, gdzie wszystko gaśnie i zanika...
Image
Image

Potem wybrałem się na spacer wokół skały. Nie wiedziałem że większość szlaku, tak jak w Kata Tjuta, jest zamykana od 11, gdy temperatura jest za duża. Cóż nie dziwię się temu, ja kończyłem spacer około 10, było już 35 stopni - i rzeczywiście, słońce zaczyna przypiekać.
Image
Image

Sam spacer bardzo interesujący - towarzystwo potężnej skały uspokaja, wprawia w nastrój pełen zadumy - potrafię zrozumieć dlaczego jest to święta góra dla Aborygenów. Potęga natury, która jest wspierająca. Daje schronienie, w pobliżu można znaleźć/upolować jedzenie, jest też woda.
Image
Image
Image
Image
Image

Człowiek idzie, podziwia, idzie i zaczyna się zagłębiać w siebie. Z jednym ale, jest niezłym ćwiczeniem umysłu pozostać na tej ścieżce - bo chmary much bzyczą, latają, chodzą po moskitierze. To moja jedyna uwaga.
Image
Image
Image

Bardzo przyjemnym miejscem jest Kapi Mutitjulu. Cień, szum wody i liści. Spokój, raj. Dopóki nie przyszła jakąś wycieczka. Szybko mnie wygonili. To najbardziej oblegana część otoczenia Uluru. Na szczęście jest to dość krótki odcinek, gdzie wycieczki mogą podjechać blisko autobusem.
Image
Image

A zwiedzać można i tak
Image

(ekipy nie widziałem, ale może rozwiązywali jakąś kryminalną zagadkę...)
ImageWygląda na to, że "tam" już się skończyło i czas na "z powrotem". Może to i lepiej, dzisiaj miało być powyżej 40 stopni... Ponieważ w sklepie była awaria terminala, to nie udało mi się spróbować reklamowanego tutaj w jednej z wcześniejszych relacji kurczaka i drugie śniadanie jadłem dopiero na lotnisku, gdzie można było zauważyć interesujący samolot - Fokkera 70.
Image

Lotnisko w Ayers Rock jest małym kurnikiem i tak na dobrą sprawę dwa samoloty w przeciągu pół godziny kompletnie je zatykają. Tak jak przybycie dwóch autokarów z wczasowiczami wracającymi tymi samolatami tuż przed moim przyjazdem. Na szczęście ja nie musiałem nadawać bagażu i zdążyłem przed tłokiem na kontroli bezpieczeństwa.
Image

(to się bodajże nazywa upcycling)
Image

W Sydney szybki dojazd do hotelu, czy też właściwie apartamentu, który wybierałem że względu na obecność pralki i suszarki - skoro mam tylko bagaż podręczny, to trzeba sobie radzić.
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

igore 3 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Chyba nie zmieścił się cały tytuł. Pewnie miało być Życie mnie mnie czasem. Sydney i Ayers Rock, czyli ta Dorotka, ta malusia, ta malusia, tańcowała dokolusia, dokolusia ...Edit: widzę, że już jest cały. ;)
abelincoln 3 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
@igore dzięki, usunąłem ozdobniki z tytułu :DMam szorstką przyjaźń z taptalkiem...
piotrkr 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Czy w tytule nie ma literówki?
nick 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@piotrkrJa w podstawówce byłem jakieś kilkadziesiąt lat temu, jednak "Skarga zmiętego" to coś, czego się nie zapomina :lol: Więc to chyba nie pomyłka.Jednak skoro opuściłeś tą lekcję, to już zmierzam z pomocą.Skarga zmiętego jest fraszką, która jest ironiczną krytyką sytuacji, w której ktoś skarży się na coś, co jest wynikiem jego własnych działań lub zaniedbań. W tej fraszce autor sugeruje, że osoba skarżąca się jest odpowiedzialna za swoje niepowodzenia i że nie powinna winić innych za swoje problemy. Można ją interpretować jako przestrogę przed składaniem skarg bez uwzględnienia własnej odpowiedzialności.
pabien 5 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@nick czy to AI tę interpretację wyprodukowała?Edit: disclaimer w poście nicka jest widoczny w wersji webowej
piotrkr 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
Żadnych fraszek w szkole nie miałem, a tej już z pewnością nie.
pabien 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
I widzisz, forum pomaga nadrobić braki w edukacji.Na dodatek oprócz samej fraszki masz jej interpretację prosto od sztucznej inteligencji
abelincoln 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@piotrkr głośno bym się do tego nie przyznawał...był taki pan z Czarnolasu i jego fraszki były w programie Twojej szkoły [emoji16]
snooka 6 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@piotrkrFraszki Kochanowskiego na pewno miałeś, tylko on nieco z innej epoki, niż Sztaudynger ...
tropikey 6 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Zdjęcie nr 4 - Ryan Gosling jako żywy :)
stasiek-t 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:,Z innych tajemnic, ktoś wie co to za urządzenie, na które natknąłem się w prysznicu? Nijak nie chciało działać, a nie spodziewałbym się w Ibisie jakieś kosmicznej technologii w rodzaju masażera czy biczów wodnych... Timer odliczający czas przeznaczony na prysznicowaniehttps://youtu.be/F6gFM6hSmnA
abelincoln 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
@Stasiek_T dzięki. Człowiek uczy się całe życie - myślałem że takie rzeczy to tylko na okrętach podwodnych [emoji16]
klapio 10 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:Przygotowując się do wyjazdu, rzuciłem okiem na bridge climb, ale ceny nawet dla mieszkańca Skandynawii wydały się przesadzone. Ale tuż obok jest miejsce które oferuje sympatyczne widoki, za jedyne 19$ I w dodatku nie wymaga przebierania się w niezbyt twarzowe niebieskie wdzianka. No i jest trochę informacji na temat budowy mostu. Moim zdaniem miejscówka warta odwiedzin.Aż sprawdziłem ile ta przyjemność kosztuje... A ja myślałem że Petra jest droga :DFajna relacja, podziwiam za intensywne tempo podróży :)
kevin 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:Już jestem na lotnisku zaczynając długa drogę powrotną, ale chciałem najpierw napisać kilka słów o Australii. Po pierwsze, zaskoczyło mnie, ile wspomina się o narodach pierwotnych (czy też pierwszych). Prawie w każdym miejscu było nawiązanie do trybu/plemienia które kiedyś było w danym miejscu - informacja że to ich ziemia czy też że są związani z przyrodą.Chciałbym wierzyć, że to takie szczere ze strony współczesnych Australijczyków, czy jednak to nie jest tylko takie wspominanie, żeby nikt im nie zarzucał, że nie pamiętają o tych ludach pierwotnych...10 lat temu (jak to szybko minęło), podczas trasy Melbourne-Adelaide, byłem w takim centrum kultury Aborygenów w Halls Gap (w Grampianach) i tam też widziałem podobną mapę, którą tu wcześniej zamieściłeś - że ten kontynent zamieszkiwało kilkaset plemion o różnych językach. W sumie wydaje się to oczywiste patrząc na powierzchnię Australii, ale jakoś tak człowiekowi się utarło, że Aborygeni to była jakaś jednolita grupa.Nasz przewodnik, typowy Australijczyk, ciepło wypowiadał się o Aborygenach, ale też wspominał o wielu współczesnych problemach, gdzie alkoholizm był chyba na pierwszym miejscu. Może stąd właśnie te ograniczenia w sprzedaży alkoholu, o których wspomniałeś.Na koniec dzięki za relację - oprócz miejsc nieznanych, zawsze też jest ciekawie, kiedy ktoś odwiedza te same miejsca, w których się było :) A z tym lotem na kilka dni na drugi koniec świata, to myślę, że wiele osób na tym forum nie mieści się w granicach "normy" ;)
pabien 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Należy jeszcze dodać, że historia nowych mieszkańców Australii nie jest specjalnie fascynująca, ta zlikwidowanych jest ciekawsza
sko1czek 10 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
@abelincolnBardzo dobrze się czyta Twoją relację, wrażenia z miejsc, które ja też nie tak dawno wiedziałem. Aborygeni- wrzód na du.ie części Australijczyków? Nie dziwię się, że dużo o nich piszą, organizują wystawy, muzea. Poczucie winy - realne czy na pokaz? Pouczająca jest historia sporu lokalnej grupy Aborygenów z państwem o kontrolę nad Uluru i dopuszczanie wspinaczki na monolit.@pabien nie bardzo rozumiem, czemu tamto ciekawsze niż to. Skoro sucho informujesz nas, to albo napisz dlaczego ciekawsze Twoim zdaniem, albo napisz po prostu, że dla Ciebie ciekawsze. Dla mnie (przykładowo) niezwykle ciekawą jest historia, jak Australia (nie)radziła sobie z ostatnią pandemią, taka historia najnowsza, długotrwała blokada wyjazdu i powrotu nawet własnych obywateli.
abelincoln 10 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
kevin napisał:Chciałbym wierzyć, że to takie szczere ze strony współczesnych Australijczyków, czy jednak to nie jest tylko takie wspominanie, żeby nikt im nie zarzucał, że nie pamiętają o tych ludach pierwotnych...Ciekawe dla mnie było w muzeum australijskim, gdy opisywano historię kolonizacji, to zle rzeczy robili Brytyjczycy i Europejczycy - a pozytywne robi Australia...
jmhcubus 31 marca 2023 12:08 Odpowiedz
klapio napisał:abelincoln napisał:Przygotowując się do wyjazdu, rzuciłem okiem na bridge climb, ale ceny nawet dla mieszkańca Skandynawii wydały się przesadzone. Ale tuż obok jest miejsce które oferuje sympatyczne widoki, za jedyne 19$ I w dodatku nie wymaga przebierania się w niezbyt twarzowe niebieskie wdzianka. No i jest trochę informacji na temat budowy mostu. Moim zdaniem miejscówka warta odwiedzin.Aż sprawdziłem ile ta przyjemność kosztuje... A ja myślałem że Petra jest droga :DFajna relacja, podziwiam za intensywne tempo podróży :)Ja uważam że to jedna z najlepszych atrakcji na jakich byłem w życiu. Przejście tym pasem nośnym mostu jest super doświadczeniem. A do tego cała ta otoczka ze strojami też powoduje, że doświadczenie jak żadne inne. Cóż, polecam wszystkim. Ja byłem w południe podczas Australia Day kiedy na wodzie było mnóstwo statków i okrętów, na niebie latał A380 Quantas robiąc pokazówkę, a na dole mnóstwo Australijczyków świętowało. Więc to wszystko sprawia, że to jedno z najlepszych moich wspomnień.