Jeżeli celem jest samo Safari to celowałbym w coś innego to ponad 300km od CPT, jeżeli nigdzie nie odbijasz. Zimno, to jakieś 15 stopni lub mniej.W Platenberg Bay trochę zwalniamy. Udajemy się na pobliski trekking do Robberg Nature Reserve. Trasa jest bardzo fajna i na początku niewymagajaca. Idziemy, oglądamy, słuchamy fok. Trudności zaczynają się w drodze powrotnej. Obuwie sportowe nie jest zalecane, ale innego nie mamy. Duże głazy, czasami mokre podłoże to proszenie się o kłopoty. Pozwoli I do celu udaje się przejść bezpiecznie pełne koło w czasie około 3h 30min z podziwianiem okolicy. Po południu krótki relaks na plaży oraz obiad. Codziennie mam odczucie, że brakuje mi dnia i jakoś szybko nam ten czas ucieka. Kolejnego dnia udajemy się do George, po tym jak udaje mi się zarezerwować przejazd kolejką. Kontakt przez what's up bardzo sprawny. Outeniqua Power Van to przejazd kolejką spalinową po okolicznych górach. Cena 190 ZAR. Termin był dostępny na godzinę 9, więc wstajemy wcześnie i o 7 wyjeżdżamy z naszej miejscówki. Po drodze stajemy na chwilę na Dolphins Point. Dojeżdżamy, opłacamy bilety i ruszamy. Dostaniemy miejsca premium z przodu składu. Pani przewodnik na zmianę w afrikaans i angielskim opowiada, aż tu nagle dym i koniec jazdy zaraz za pierwszym tunelem. Czekamy kilka minut aż silnik się schłodzi i wracamy. Po powrocie zmieniamy skład i znowu w górę, tym razem bez problemów. Widoki piękne. W normalnym trybie jest też postój na piknik, ale przez awarię nie zatrzymujemy się. Naszym współtowarzyszom nie przeszkadza to w dobrej zabawie. Kilka butli wina, piwa i dużo jedzenia zostaje szybko pochłonięte. Po przejażdżce zwiedzamy muzeum kolejnictwa, które jest naprawdę bogate, ale głównie w samochody
:) Jemy obiad i udajemy się do Swellemdam na nocleg oraz wyśmienitą kolację. Jagnięcina pierwsza klasa.
Dzień 6&7 Jedziemy w stronę góry stołowej. Z daleka widać już chmury, ale nie zarażamy się. Szybko znajdujemy miejsce do parkowania i z dołu widać górną stacje kolejki, więc kupujemy bilety 390ZAR. Podczas oczekiwania na wjazd pogoda pogarsza się i wjeżdżamy oglądać mleko. Kręcimy się trochę na szczycie. Prognozy przewidują poprawę pogody za około godzinę. Pijemy kawę i nagle poruszenie. Przejaśnia się, wiec od razu wychodzimy i chłoniemy widoki. Z każdą minutą jest co raz lepiej. Spędzamy mnóstwo czasu na górze. Zjeżdżamy i jedziemy na Chapman's peak Drive. Wjazd za 54 ZAR. Jest ładnie, ale po widokach jakie przed chwilą widziałem trochę to po mnie spływa. Ostatnie dwie noce spędzamy w Simonstown. Ruszamy na przylądek dobrej nadziei. Wstęp drogi 320 ZAR, więc staramy się objechać jak najwięcej i ustrzelić na zdjęciach trochę zwierząt. Spotykamy całe stado małp, które swoim tempem przecina nam drogę przed samochodem. Przy tablicy cape od good hope jesteśmy sami, więc szybkie zdjęcia i jedziemy na Cape Point. Tam wreszcie spotykamy jakiś turystów. Mocna hinduska grupa, która robila sporo zamieszania. Na przylądku udaje się spotkać lub wypatrzeć: Elanda zwyczajnego, pawiany niedźwiedzie, strusie, black gridled lizard. Podobno można spotkać oryxa, ale nie udało się wypatrzeć. Na chwilę jedziemy jeszcze na plażę obejrzeć kolorowe domki oraz surferów. Zamawiam wreszcie lokalną potrawę tj. Bobotie. Danie na słodko. Banan, słodki ryż, mięso z cynamonem przykryte jajkiem. Do tego mała porcja warzyw w occie. Jutro Kapsztad i powrót do domu. Jeżeli uda się, to może wjedzie więcej lokalnego jedzenia. Miejsce już wybrałem. PS zdjęcia z góry stołowej są bardzo ciemne, bo przypadkiem coś przestawiłem w telefonie
:(
hubski napisał:JanuszOnTour napisał: Zawsze współczuję towarzyszom podróży jak ja mam dowodzenie. @michal005 żyjesz?
;)Żyje, żyje i ma się dobrze, nawet nogi nie bolą. Nie ma spania na wyjazdach.... wstajemy i lecimy na małą wycieczkę pod Madryt [emoji3][emoji2956]
czy dobrze rozumiem, że przylecieliście do LIM, pojechaliście do Miraflores i potem wróciliście na lotnisko na kolejny lot?Jeśli tak, to gratuluję samozaparcia, bo sama jazda w tą i z powrotem między lotniskiem i Miraflores zajęła pewnie z 3 godziny
:D No, chyba że trafiliście na jakieś dobre godziny komunikacyjne.A jak się podobało w B767 LATAM (o ile dobrze widzę)? Zainstalowali tam zmodernizowane fotele w C i ciekaw jestem, jak wrażenia?Brakiem "szampana" bym się nie przejmował. Te bąbelki wcale nie są fajne na lot
;)
Po południu krótki relaks na plaży oraz obiad.
Codziennie mam odczucie, że brakuje mi dnia i jakoś szybko nam ten czas ucieka.
Kolejnego dnia udajemy się do George, po tym jak udaje mi się zarezerwować przejazd kolejką. Kontakt przez what's up bardzo sprawny.
Outeniqua Power Van to przejazd kolejką spalinową po okolicznych górach. Cena 190 ZAR.
Termin był dostępny na godzinę 9, więc wstajemy wcześnie i o 7 wyjeżdżamy z naszej miejscówki.
Po drodze stajemy na chwilę na Dolphins Point.
Dojeżdżamy, opłacamy bilety i ruszamy. Dostaniemy miejsca premium z przodu składu. Pani przewodnik na zmianę w afrikaans i angielskim opowiada, aż tu nagle dym i koniec jazdy zaraz za pierwszym tunelem. Czekamy kilka minut aż silnik się schłodzi i wracamy. Po powrocie zmieniamy skład i znowu w górę, tym razem bez problemów.
Widoki piękne. W normalnym trybie jest też postój na piknik, ale przez awarię nie zatrzymujemy się. Naszym współtowarzyszom nie przeszkadza to w dobrej zabawie. Kilka butli wina, piwa i dużo jedzenia zostaje szybko pochłonięte.
Po przejażdżce zwiedzamy muzeum kolejnictwa, które jest naprawdę bogate, ale głównie w samochody :)
Jemy obiad i udajemy się do Swellemdam na nocleg oraz wyśmienitą kolację. Jagnięcina pierwsza klasa.
Jedziemy w stronę góry stołowej. Z daleka widać już chmury, ale nie zarażamy się. Szybko znajdujemy miejsce do parkowania i z dołu widać górną stacje kolejki, więc kupujemy bilety 390ZAR. Podczas oczekiwania na wjazd pogoda pogarsza się i wjeżdżamy oglądać mleko. Kręcimy się trochę na szczycie. Prognozy przewidują poprawę pogody za około godzinę. Pijemy kawę i nagle poruszenie. Przejaśnia się, wiec od razu wychodzimy i chłoniemy widoki. Z każdą minutą jest co raz lepiej.
Spędzamy mnóstwo czasu na górze.
Zjeżdżamy i jedziemy na Chapman's peak Drive. Wjazd za 54 ZAR. Jest ładnie, ale po widokach jakie przed chwilą widziałem trochę to po mnie spływa.
Ostatnie dwie noce spędzamy w Simonstown.
Ruszamy na przylądek dobrej nadziei. Wstęp drogi 320 ZAR, więc staramy się objechać jak najwięcej i ustrzelić na zdjęciach trochę zwierząt.
Spotykamy całe stado małp, które swoim tempem przecina nam drogę przed samochodem.
Przy tablicy cape od good hope jesteśmy sami, więc szybkie zdjęcia i jedziemy na Cape Point. Tam wreszcie spotykamy jakiś turystów. Mocna hinduska grupa, która robila sporo zamieszania.
Na przylądku udaje się spotkać lub wypatrzeć: Elanda zwyczajnego, pawiany niedźwiedzie, strusie, black gridled lizard. Podobno można spotkać oryxa, ale nie udało się wypatrzeć.
Na chwilę jedziemy jeszcze na plażę obejrzeć kolorowe domki oraz surferów.
Zamawiam wreszcie lokalną potrawę tj. Bobotie. Danie na słodko. Banan, słodki ryż, mięso z cynamonem przykryte jajkiem. Do tego mała porcja warzyw w occie.
Jutro Kapsztad i powrót do domu. Jeżeli uda się, to może wjedzie więcej lokalnego jedzenia. Miejsce już wybrałem.
PS zdjęcia z góry stołowej są bardzo ciemne, bo przypadkiem coś przestawiłem w telefonie :(