+2
Ninoczka 9 lutego 2020 21:45
Image


Image


Powrót na Bulwar można ułatwić sobie wjeżdżając funikularą za 5 UAH. Zimą niestety najwyraźniej nie funguje, więc podejście zajmuje chwilę, z tyłu głowy mam uczestników biegów po schodach, które rokrocznie się tutaj odbywają, jak na razie daleko mi do rekordu 22,8 sekundy ?


Image


cdn...KOTY


O Odessie mówi się, że to miasto kotów, zaczyna się futrzakom stawiać pomniki, widać często, gęsto zblazowane wylegujące się w lichych promieniach zimowego słońca gdzieś na schodach, czy maskach samochodów. Są częścią miejskiego ekostystemu, dokarmiane, mają stawiane budki. Natomiast smutna refleksja nachodzi jeśli chodzi o bezpańskie psy, widoczne zwłaszcza na prowincji, są co prawda zaczipowane, ale nie sądzę, żeby były sterylizowane, bo zbyt wiele podobnych do siebie okupuje skwerki czekając, czy ktoś dorzuci się do ich miski.


Image


Snując się pomiędzy podwórkami, uliczkami wokół Bulwaru przechodzę przez ulicę Woroncowa. Taka mała ciekawostka dla zmylenia oczu – jeden z budynków wydaje się nie mieć tylnej ściany, bądź mieć ją bardzo wąską – ot, złudzenie optyczne, tylna ściana poprowadzona jest po skosie.


Image


Image


Image


Image


Na końcu Bulwaru lekko odrapany, wyłożony kostką brukową most, przez niektórych zwany „Mostem Teściowej” – kolejna urban legend – budowniczy chciał sobie skrócić drogę do teściowej na obiadki, inna wersja mówiąca o tym, że dla Mamusi właśnie, aby mogła na noc wracać do własnego domu, nie zawracając głowy nikomu.


Image


Most ewidentnie chwieje się, gdy stanąć na jego krawędziach, faluje pod nogami dając odczucie lekkiej choroby morskiej. Ze względu na jego niestabilność (oraz zawalenie krótko po wybudowaniu) zakazano popularnego wieszania na nim kłódek, tworząc nowe miejsce do ich przywieszania – ażurowe metalowe serduszko.


Image


Image



Poniżej mostu zaniedbana uliczka prowadząca do portu, dalej widowiskowa kolumnada, niedaleko Pałacu Woroncowa, popularne miejsce ślubnych sesji zdjęciowych.



Image


Image


Image


Image


Image


Image


Image


Image


Image


ULICA DERIBASOWSKA


Tu się bywa, tu się spaceruje, wstępuje na kawę do Manufaktury Czekolady, pije grzane wino, słucha muzyki czy wierszy Lermontowa recytowanych przez emerytowana nauczycielkę.
W dzień całkiem spokojna, wieczorami rozświetla się, szumi, mieni kolorami.
Zamknięta dla ruchu kołowego stanowi centralny punkt wycieczek, turystyki kulinarnej, window-shoppingu czy robienia sobie zdjęć na tle altanki w wiekowym parku, czy przy pomniku krzesła z powieści „Dwanaście krzeseł”.


Image


Image


[ Image


Stoję przed „Pijaną Wiśnią”, sącząc z kryształowego kieliszka nalewkę z wisienką w środku, gdy podchodzi do mnie schludnie, ale bardzo skromnie ubrany mocno starszy pan i z uśmiechem przyglądając życzy smacznego. Proponuję, że poczęstuję go papierosem, dziadek nie pali, posługując się moim kalekim rosyjskim wymieniamy uprzejmości. Po chwili dziadek odzywa się „ale wie pani, moja żonka obchodzi dziś urodziny, chciałbym kupić jej mały bukiecik kwiatów”, daję mu co mam w kieszeni nie zastanawiając się, czy kupi coś „żonce”, czy tylko sobie.

Cholerny romantyzm…


PASAŻ

Mieszkam przy ulicy Przeobrażeńskiej, więc najprostszym i niejako naturalnym jest skrót przez hotel „Pasaż”, mijam go więc rano po śniadaniu w drodze na marszrutkę, w ciągu dnia gdy zapełnia się turystami i wieczorem, już po zamknięciu sklepów gdy jest cicho a przygaszone światła i reflektorki ładnie uwypuklają kunsztowne rzeźby i ornamenty.


Image


W latach świetności jeden z lepszych hoteli w mieście połączony z elegancką galerią handlową przypominającą tę mediolańską, czy neapolitańską.


Image


Image



Wychodzę na plac przy Soborze, jedno z moich ulubionych miejsc – w altankach oprócz ławeczek rozstawiono plansze do gry w szachy, miejsce zawsze pełne zarówno graczy, jak i „kibiców”, czasem krzywo patrzących gdy ktoś z aparatem podgląda ich codzienność.


Image


Image


Image


Image


Image



„A NIGHT AT THE OPERA”


Kolejna z wizytówek miasta, barokowy budynek śmiało mogący konkurować z operą lwowską, czy krakowskim teatrem Słowackiego. Obecny kształt zawdzięcza parze jakże płodnych projektantów z biura Fellner & Helmer, spod których kreski wyszedł choćby lwowski hotel „George”, hol w „Kasynie Szlacheckim”, czy rodzimy Teatr Polski w Bielski Białej.


Image


Na wieczorny koncert wpadam w ostatniej chwili, przed wejściem całkiem spory tłumek widzów. Na każdym piętrze wzorem wschodnim, jak w pociągu prowadnica, czy w hotelu etażowa – tutaj zawiadują panie bileterki odpowiedzialne każda za swoje piętro, sprawdzają bilety, kierują do odpowiedniej klatki schodowej, szatni, czy wejścia do właściwej loży. Trochę poganiają, trochę pohukują na opieszałych; po trzecim dzwonku ewentualnie za pomocą klamki uniwersalnej gotowe wpuścić delikwenta do środka.


Image


Z całego serca polecam wizytę, połączoną z przedstawieniem, spektaklem, czy koncertem, bo za śmiesznych nawet 40 hrywien (no, w porywach 100, 150 do 300) można nie tylko mieć ucztę dla uszu, ale też dla oczu, czerwone plusze, kotary, złocenia, balkoniki, ogromny kryształowy żyrandol pod pięknie zdobionym sufitem. Podobno w antrakcie można napić się nawet szampana.


Image


Ja akurat załapałam się na koncert utworów Beethovena, Brahmsa i Straussa. Widownia żywiołowo reaguje po zakończeniu każdego utworu, wykrzykując „brawooo”, czuję się lekko zażenowana, ale może mój gust muzyczny jest nie dość wyrobiony ?


Image


Image


Image


Pani solistka dostaje bukiet większy od siebie, skrzypek grający na Stradivariusie trzyma z uczuciem instrument oburącz, delikatnie jakby wsadzono mu w ramiona dziecko.

Pełna wrażeń wstępuję na mały koniaczek po drodze i do domu.


Image


Image

cdn..ELEKTRICZKA


Niedziela otwiera oczy pogodna, słoneczna nawet, leniwa. Dosyć dobrego, trzeba wstać wcześnie i pomknąć na dworzec kolejowy. Cel – Białogród Dniestrowski. Wychodzę z hotelu, przed Soborem Przeobrażeńskim pierwsi handlarze rozstawiają stoiska z obrazami, słońce podświetla ciemne kopuły świątyni. Z wyciem silnika i szarpaniem marszrutka w kilkanaście minut dojeżdża na wakzał.

Image


Bilet na pociąg kupuję w kasie od strony peronu [26 UAH], do Biełgorodu kursuje pięć par pociągów dziennie.
Image
Image


Czekam na pozwolenie na wejście na platformę. Skład, który lokomotywa ciągnie przez tych 80 kilometrów wygląda jakby miał zawieźć pasażerów hen do Moskwy, kilkanaście wagonów zajmuje cały długaśny peron. Zanim ruszymy przez wagony kilkukrotnie przeparaduje babuszka w jednym ręku oferując naręcze spodni damskich, w drugim maseczki chirurgiczne, za jedyne 10 hrywien. Dziękuję, postoję, to znaczy posiedzę, bo droga długa.


Image


Image


Wagon jest otwarty, każdy kubik/przedział składa się z miejsc dla sześciu pasażerów na plastikowych siedzeniach obitych dermą i oddzielonych stoliczkiem. W głowie bigcycowa przeróbka „Pasażera”:
„Ja jestem pasażerem
Wyrywam dermę z siedzeń
Jadę z niedużym pieskiem
Na miejscu matki z dzieckiem”
?


Image


Latem musi być tu wesoło, taka ekskursja do kurortu, Karolino Bugaz, Zatoki, wysiadka na jednej z 28 stacyjek, często składających się z samego peronu.
Zanim pociąg wytoczy się poza właściwe granice miasta mija prawie godzina. Przez niemiłosiernie brudne okna mimo pełnego słońca krajobraz lekko rozmyty, rozjazdy kolejowe, zbiorniki z paliwem, rury gazowe biegnące wierzchem, eternit na dachach, ogrodzenia z wkopanych do połowy w ziemię opon.


Image


Pasażerowie drzemią, jedna pani haftuje serwetkę, babcia przepytuje wnuczkę co słuchać w szkole. Dwie i pół godziny mijają dość szybko.
Trasa pociągu wiedzie przez mierzeję, Stacyjka „Morskaja” – na prawo – liman Dniestru, na lewo o długość rzutu kamieniem morze – ktoś spaceruje, ktoś powoli kroczy z wykrywaczem metali. Wrażenie jakby w każdej chwili większa fala mogła zalać torowisko.
Dalej domki, dacze, „bazy otdycha” powciskane w wąski pas ziemi, niektóre w budowie, inne porzucone, a jeszcze inne czekające na sezon i wczasowiczów. Stacyjki „Drużba”, „Słoneczna”. Dalej most postawiony nad miejscem gdzie Dniestr wpada do morza, kilka żurawi portowych.

AKERMAN


Dobijam do stacyjki w Biełgorodzie.


Image


Image

Przez Park Pokoju „główną” ulicą zmierzam w kierunku twierdzy. Gdybym nie wiedziała, że to 50-tysięczne miasto, nie zgadłabym, asfalt w rozsypce, drzewa malowane na biało. Cicho i spokojnie, do czasu - w środkowej części ulicy Dzierżyńskiego coś na kształt targowiska, sklepiki (jeden dla @pabien do jego kolekcji „światów”) ?


Image


Image



Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

seth11 11 lutego 2020 20:48 Odpowiedz
Fajna relacja, dzięki. Wrócę do niej jak będę na etapie podróży do Odessy.
jerzy5 16 lutego 2020 01:02 Odpowiedz
Byłem w czerwcu 2019 i dla mnie to był piękny romans, a Akerman to nawet więcej, fajnie sobie popatrzeć jak to wygląda zimą.Też byłem na tym rozpadającym się pomoście i tam piwko piłem i wyobraźnie uruchomiłem...
seth11 23 lutego 2020 05:17 Odpowiedz
Dzięki jeszcze raz. Wróciłem szybciej niż myślałem ;)
wintermute 26 lutego 2020 05:08 Odpowiedz
Ładnie napisane. Czuję się zainspirowany.
mariuszewski 28 lutego 2020 17:07 Odpowiedz
spędziłem tam 3 dni w drodze na Krym w '12 roku, no i widzę że nic się nie zmieniło, kompletnie. Miło było poczytać. Czy przed dworcem dalej stoi miafia babuszkowa z kwaterami do wynajęcia ?? A na priwozie najlepsze wino na rozliw nazywało się Izabella. Poranna degustacja wyznaczała rytm dnia....
ninoczka 28 lutego 2020 17:11 Odpowiedz
Babuszek z tekturowymi tabliczkami z kwaterami jakby mniej, bo to nie lato... Izabela to to słodkie? ;)
ninoczka 29 lutego 2020 05:08 Odpowiedz
Babuszek z tekturowymi tabliczkami z kwaterami jakby mniej, bo to nie lato... Izabela to to słodkie? ;)
klapio 4 kwietnia 2020 14:10 Odpowiedz
Fajny klimat na zdjęciach. Cała Ukraina jest super :)