Jak będziecie kiedyś tam jechać i pojawią się znaki, że parking jest pełny i zalecają zostawić auto na parkingu przed miastem by skorzystać z darmowego busa, to zróbcie tak
;) myśmy to zlekceważyli i zrobiliśmy kółko po parkingu i musieliśmy wracać. Na szczęście udało nam się zostawić auto na parkingu przy zjeździe na Moraine Lake (ok. 2.5 km od Lake Louise). W taką pogodę ludów jak mrówkowy, prawie wszystkie kajaki na jeziorze (chyba 130 CAD/h !!), oczywiście większość to Azjaci. Odrazu ruszyliśmy na szlak prowadzący pod jezioro Agnes. Fajna trasa, można powiedzieć że łatwa, sporo dziecie, starszych ludzi. Ok. 800 metrów przed jeziorem Agnes znajduje się jezioro Mirror. Po dotarciu na górę, robimy sobie przerwę na gorącą czekoladę (4.5 CAD/kubek) i postanawiamy zaatakować szczyt Big Beehive.
Droga prowadzi dookoła jeziora Agnes i potem prosto ku górze. Szlak jeszcze jest ośnieżony w niektórych fragmentach, ale warto spróbować, widok wbija w ziemię. Foto za foto, trochę siedzimy, podziwiamy a przy okazji odpoczywamy i w końcu decydujemy się zejść na dół. Do jeziora Agnes schodziło się gorzej niż wchodziło, a potem to prosta na dół z postojemy na zdjęcia z dołu, jednak to nie to samo.
Postanawiamy wybrać się jeszcze nad jezioro Peyto, gdzie widok także zapiera dech w piersiach. Jadąc w obie strony patrykany trochę fotek, a wracają spotykamy dwa niedźwiadki szukające pożywienia przy drodze. Wskazówka jeżeli będziecie jechać i zobaczycie min. 2 auta stojące na awaryjnych na poboczu, to może być znak że jakiś zwierz tam jest
;)
Do hotelu docieramy przed 22, by po chwili skoczyć jeszcze do sklepu (potem w odpowiednim dziale podam ceny). Po drodze spotykamy króliczki na kolacji
;) Śmiał stwierdzamy, że to był udany dzień.
Kolejny dzień (13 czerwca) przyniósł dobrą pogodę. Niestety dzisiaj musieliśmy zmienić pokój (tak to jest jak się rezerwuje kilka nocy osobno, no ale rabaty
:)) Po śniadaniu, zostawiamy bagaże, bo pokój nie gotowy i uderzamy w centrum Canmore, a później pod górę Ha Ling Peka, skąd roztacza się widok na całe Canmore oraz dwa małe jeziora Grassi.
Następnie uderzamy do Banff po pamiątkowe zdjęcie z napisem (następny zjazd za lotniskiem Banff) i ruszamy w drogę przez Icefields Parkway, która oferuje niezapomniane widoki.
Zaliczamy kilka punktów widokowych w tym ten przy Waterfowl Lake. Pamiętajcie by zaatakować auto (można w Lake Louis 1.25 CAD/l), na na stacji przy Saskatchewan River Crossing jest ona droższa 1.99/l (spodziewałem się wyższej ceny, ale nie takiej).
Pogoda pod lodowcem "prawie" idealna. Słonko świecie, wiatr wieje, no i chmury które niestety przykrywają szczyt
:(
Wracając korzystamy z idealnej pogody i zatrzymujemy się na jeziorze Minnewanka (1 fotki jakie wrzuciłem z Kanady są z tego jeziora) widok wbija w ziemię, góry idealnie się odbijają w tafli wody, no ogień.
Przed zachodem słońca wpadamy jeszcze na sklepy do Banff zobaczyć po ile są jakieś pamiątki, a następnie jedziemy do Safeway po kolację i do pokoju.
@cart masz rację, ale pogoda w Kanadzie jest jak kobieta
;)
@hansel w poniedziałek ci odpiszę co i jakW tym poście opiszę dwa ostatnie dni w Kanadzie, bo pogoda była w kratkę, a dokładnie pół dnia padało, a druga połowa była pogodna. 14 czerwca od rana lał deszcz, więc korzystając z okazji zostaliśmy w pokoju do wymeldowania i oglądaliśmy mecz otwarcia. Hotel opuściliśmy równo z godziną check-out i zostawiliśmy sobie bagaże w schowku. Bez jakiegoś konkretnego celu, ruszyliśmy w stronę Johnston Canyon, by zabić jakoś czas
;) Jadąc z Canmore przez Banff, pojawiają się przejaśniania, ale gdy przyjeżdżamy na parking, to dopiero zaczyna lać. Siedzimy w aucie z 20 minut i postanawiamy jednak odpuścić i jedziemy przed siebie drogą 1A (Bow Valley Pkwy) w celu poszukiwania jakiegoś zwierzaka, plan był taki by dojechać do Lake Louise. Jadąc tam, udało nam się zauważyć małego czarnego niedźwiadka, którego przestraszył koleś jadący szybko autem. Jak się później okazało przy Baker Creek Mountain Resort musieliśmy zawrócić, bo droga była zamknięta. Wracając zauważyliśmy, że ktoś już pstryka fotki, no i jest ok, wielki miś. Pozował nam z dobre 20 minut, a chętnych do zdjęć było coraz więcej
;)
W końcu przestało lać, ale pojawiła się mżawka. Robimy drugie podejście pod Canyon i zaliczamy wejście pod górny wodospad (2.6 km w jedną stronę). Droga prosta i fajnie się szło, na upartego można nawet zabrać wózek z dzieckiem.
Na parking wracamy już bez deszczu, a pogoda się poprawia, coraz więcej przejaśnień. No to jedziemy do Banff, zahaczając o wjazd pod Mount Norquay, gdzie spotykamy kolejne zwierzaki na naszej trasie. Prawie na samej górze znajduje się na punkt widokowy z czerwonymi krzesłami.
Następnie jedziemy do Banff zobaczyć jakieś pamiątki i coś zjeść. Wybór padł na Mc' Donald's (zestaw: małe frytki, mały napój z dolewką i podwójny cheasburger za 5 CAD), a z pamiątek kupiliśmy raptem 1 magnes (ceny od 5.99 CAD). Pogoda w dalszym ciągu się poprawia, widać "prawie" wierzchołki gór.
Ruszamy dalej przed siebie drogą Buffalo St, a następnie Tunnel Mountain Dr i zaliczamy punkty widokowe, by na koniec zdecydować się jeszcze raz wjechać pod Mount Norquay, gdzie zastajemy lepszy widok, niż wcześniej.
Jest grubo po 20, więc pakujemy się do hotelu po bagaże i ruszamy w drogę do Calgary. Droga mija szybko (to jest ok. 130 km), a w mieście pogoda lepsza niż w górach, dlatego zamiast udać się na check-in, kierujemy się na punkt widokowy Scotsman's Hill (parking przy drodze 2h gratis) i robimy zdjęcia. Kolację jemy w Carl's Jr, by przed 23 pojawić się w motelu.
15 czerwca, ostatni dzień w Kanadzie. Po raz kolejny musimy zmień hotel z EconoLodge Motel Villag na Ramada Plaza & Conf Center by Wyndham Calgary Airport, gdzie po check-oucie jedziemy zostawić bagaże. Następnie uderzamy na miasto, by wjechać na Calgary Tower (18 CAD/os). Tylko musimy gdzieś zostawić auto. Niby parkingów tutaj wiele, ale na prywatnych trzeba zapłacić 15 CAD/3h. Samochód zostawiamy tutaj (http://f4f.pl/bit/16396) za 10 CAD od 11:50 do 18:00.
tom971 napisał:JIK Ale Sikor!A co z LH? Da się lubić Ale 5* to to nie jest , hę ?Po ile to z MXP chodzilo? Czy w Kanadzie w salonikach patrze na BP ?Też podłączam się do pytania o koszt. Wysłane z mojego SM-G920F przy użyciu Tapatalka
Dobra na szybko bo wstalem
;)Siko - Swatch za jakieś 250 złotówek
;) Patrzą na BP w salonikach, ostatnio LH leciałem z LAX do FRA, ale uważam że serwis poszedł do góry. Jedzenie smaczniejsze (ma smak
;)) Bilety kupowałem za jakieś 14xx zlotowke za osobę. Wiem że potem był wrzut od AC z tanimi lotami do YVR, ale kto by się spodziewał, a dwa wiadomo jak jest przy takich wrzutkach.
urodzony w latach 70tych ...nikt cholera nie używał słowa sikor . przepraszam JIK za zaśmiecanie watku, moze warto to wydzielić w osobnym temacie chetnie przyswoje inne okolosikorowe zwroty
:)
Don_Bartoss napisał:Grypsera nie jest izolatem językowym. Z gwarą miejską wzajemnie się przenikają.Polecam interesującą książkę Kamińskiego pt. "Gry więzienne". Jest trochę o grypsowaniu.@JIK przepraszam za offtop a rellacja zapowiada się fajnie.
Grypsera nie jest izolatem językowym, ale skoro już dotknęliśmy tego tematu, to powiedzcie, czy w swoich podróżach zwracacie uwagę na takie kwestie jak niedopasowanie genetyczne albo leksykalne? Nie jest o to tak wcale łatwo, ale wiele ułatwia serwis: http://www.ethnologue.comOsobiście, z takimi przypadkami spotkałem się w północnym Pakistanie, w Dolinie Hunza, a wcześniej w Dolinie Naltar w mniejszej skali. Ci ludzie wyglądają jak my - są biali, zdarzają się wśród nich blondyni, niczym nie nawiązują do urody indyjskiej. Jest jeden wyjątek: są bardziej osmagani słońcem i starzeją się szybciej.W internecie można znaleźć źródła wskazujące na to, że słowo "Himalaje" jest wyrazem polskiego pochodzenia. "Hima" pochodzi od naszego "zima", a "laje" od polskiego "położyć", "zalegać", "leżeć". Himalaje to po prostu obszar zalegania śniegu. Nie jestem w stanie ocenić wiarygodności tych źródeł.O Prapolakach mówi się "Lechici" - w tym kontekście innego znaczenia nabiera nazwa indyjskiego miasta Leh. Gdzie położonego? Oczywiście w Himalajach (Wysokich)...To wszystko jest niezwykle interesujące, ale jednocześnie wymaga ogromu pracy własnej i odporności na popadanie w paranoję.
Don_Bartoss napisał: Kiedyś bawiłem się programem Past3, który wskazał, że najbliżsi genetycznie jesteśmy Białorusinom oraz Rosjanom z regionu Smoleńska. Niestety, baza danych przestała mi działać i szukam nowej by sprawdzić jak wypadają Hunzowie.Mnie z kolei mówiono dawno temu na wycieczce do NRD (okolice Senftenbergu), że najbliżej nam genetycznie właśnie do Serbołużyczan. Ale popieram, że to temat na osobny wątek.
;)
Dzięki za relację.Lecimy do Calgary w przyszłą niedzielę. Z dokładnie taką samą motywacją, sprawdzić czy ten widok szczytów na tle turkusowego jeziora wygląda na żywo tak jak na zdjęciach:)Tylko lecimy z dwójką małych dzieciaków. Na pierwsze 3 dni mamy kemping w Lake Louise, dalej - zobaczymy. Plan jest też żeby uderzyć do USA.Widzę, że mieszkasz w Canmore Inn & Suites, ile z ciekawości nocleg Cię wyniósł?Mamy ten kemping ale zastanawiam się nad planem B w razie gdyby pogoda się miała załamać a ceny hoteli w okolicach są masakryczne...Jak wygląda kwestia jedzenia w okolicach Lake Louise? Są jakieś sensowne cenowo opcje?
Bardzo przydatna relacja, dużo szczegółów, świetnie zdjęcia - mam nadzieje, że będzie inspiracją dla innych, bo ten region Kanady jest po prostu piękny!
Świetnie się czytało, i gratulacje za spotkanie niedźwiedzia mi się to niestety nie udało. Świetne fotki. Jednak rzucam wyzwanie następnym razem w zimę i w Adidasach.
:P viewtopic.php?p=860326#p860326
@macio106 aż takich hardcorem "chyba" nie jestem
:P Kanada to w sumie inny wymiar Ameryki Północnej, z miłą chęcią bym tam wrócił lub bardziej na północ.
Stasiek_T napisał:Wszystkie zdjęcia dobre, ale jedno to mi się skojarzyło z filmem. Spokojnie można by tam wpuścić Nicholsona z siekierą i nakręcić "Lśnienie".Tutaj:Hotel Panorama
;)Też mi się bardzo podobają zarówno zdjęcia, jak i relacja, a za to mam jakieś skojarzenia między avatarem autora, a tym zdjęciem
8-):JIK napisał:[...]
Ja miałem pełne 3 dni i wydaje mi się, że więcej udało mi się zobaczyć. Szkoda omijać Jasper i Yoho.Jakby ktoś chciał zobaczyć zdjęcia z września i w pełnym słońcu to zapraszam http://www.piotrwasil.com/?zdjecia=kanada
:-)
@cart nie chce się prześcigać, kto widział więcej a kto mniej. Co do ww. parków, to na Jasper nie miałem jakiegoś ciśnienia (miałem na parę szlaków, których nie udało mi się zrobić m.in. przez warunki atmosferyczne), a w Yoho byłem nad Emerald Lake. Planowałem także wizytę nad Lake O’Hara i trial ale sezon na to jezioro zaczynał się w drugiej połowie czerwca + trzeba bookować shuttle (płatny) z parkingu przy głównej drodze nad jezioro. Nie można samemu podjechać autem pod O'harę.
Nie no jasne, każdy zwiedza jak chce. Pisałem, że szkoda, bo te parki są połączone, a w Jasper są naprawdę ekstra miejsca. No i Takakkaw Falls w Yoho też wyrywa z butów. Jak już się tam jest to warto.Ja pamiętam, że miałem mega jet laga (leciałem Frankfurt-Calgary bezpośrednio) i zwiedzanie zaczynałem jeszcze przed świtem. Pogoda jest tam bardzo ważna, najlepsza chyba w sierpniu i wrześniu.
Siema @szalona ostryga noclegi w przystępnych cenach idzie znaleźć, jedzenie też znośne bo do wyboru jest sporo sieciówek (Carl's Jr, Wendy's) no i są Walmarty, gdzie można zrobić tanio zakupu. Wjazd na wieżę widokową też w dobrej cenie (tylko 18 CAD).
Jak będziecie kiedyś tam jechać i pojawią się znaki, że parking jest pełny i zalecają zostawić auto na parkingu przed miastem by skorzystać z darmowego busa, to zróbcie tak ;) myśmy to zlekceważyli i zrobiliśmy kółko po parkingu i musieliśmy wracać. Na szczęście udało nam się zostawić auto na parkingu przy zjeździe na Moraine Lake (ok. 2.5 km od Lake Louise). W taką pogodę ludów jak mrówkowy, prawie wszystkie kajaki na jeziorze (chyba 130 CAD/h !!), oczywiście większość to Azjaci. Odrazu ruszyliśmy na szlak prowadzący pod jezioro Agnes. Fajna trasa, można powiedzieć że łatwa, sporo dziecie, starszych ludzi. Ok. 800 metrów przed jeziorem Agnes znajduje się jezioro Mirror. Po dotarciu na górę, robimy sobie przerwę na gorącą czekoladę (4.5 CAD/kubek) i postanawiamy zaatakować szczyt Big Beehive.
Droga prowadzi dookoła jeziora Agnes i potem prosto ku górze. Szlak jeszcze jest ośnieżony w niektórych fragmentach, ale warto spróbować, widok wbija w ziemię. Foto za foto, trochę siedzimy, podziwiamy a przy okazji odpoczywamy i w końcu decydujemy się zejść na dół. Do jeziora Agnes schodziło się gorzej niż wchodziło, a potem to prosta na dół z postojemy na zdjęcia z dołu, jednak to nie to samo.
Postanawiamy wybrać się jeszcze nad jezioro Peyto, gdzie widok także zapiera dech w piersiach. Jadąc w obie strony patrykany trochę fotek, a wracają spotykamy dwa niedźwiadki szukające pożywienia przy drodze. Wskazówka jeżeli będziecie jechać i zobaczycie min. 2 auta stojące na awaryjnych na poboczu, to może być znak że jakiś zwierz tam jest ;)
Do hotelu docieramy przed 22, by po chwili skoczyć jeszcze do sklepu (potem w odpowiednim dziale podam ceny). Po drodze spotykamy króliczki na kolacji ;) Śmiał stwierdzamy, że to był udany dzień.
Kolejny dzień (13 czerwca) przyniósł dobrą pogodę. Niestety dzisiaj musieliśmy zmienić pokój (tak to jest jak się rezerwuje kilka nocy osobno, no ale rabaty :)) Po śniadaniu, zostawiamy bagaże, bo pokój nie gotowy i uderzamy w centrum Canmore, a później pod górę Ha Ling Peka, skąd roztacza się widok na całe Canmore oraz dwa małe jeziora Grassi.
Następnie uderzamy do Banff po pamiątkowe zdjęcie z napisem (następny zjazd za lotniskiem Banff) i ruszamy w drogę przez Icefields Parkway, która oferuje niezapomniane widoki.
Zaliczamy kilka punktów widokowych w tym ten przy Waterfowl Lake. Pamiętajcie by zaatakować auto (można w Lake Louis 1.25 CAD/l), na na stacji przy Saskatchewan River Crossing jest ona droższa 1.99/l (spodziewałem się wyższej ceny, ale nie takiej).
Pogoda pod lodowcem "prawie" idealna. Słonko świecie, wiatr wieje, no i chmury które niestety przykrywają szczyt :(
Wracając korzystamy z idealnej pogody i zatrzymujemy się na jeziorze Minnewanka (1 fotki jakie wrzuciłem z Kanady są z tego jeziora) widok wbija w ziemię, góry idealnie się odbijają w tafli wody, no ogień.
Przed zachodem słońca wpadamy jeszcze na sklepy do Banff zobaczyć po ile są jakieś pamiątki, a następnie jedziemy do Safeway po kolację i do pokoju.
@cart masz rację, ale pogoda w Kanadzie jest jak kobieta ;)
@hansel w poniedziałek ci odpiszę co i jakW tym poście opiszę dwa ostatnie dni w Kanadzie, bo pogoda była w kratkę, a dokładnie pół dnia padało, a druga połowa była pogodna.
14 czerwca od rana lał deszcz, więc korzystając z okazji zostaliśmy w pokoju do wymeldowania i oglądaliśmy mecz otwarcia. Hotel opuściliśmy równo z godziną check-out i zostawiliśmy sobie bagaże w schowku. Bez jakiegoś konkretnego celu, ruszyliśmy w stronę Johnston Canyon, by zabić jakoś czas ;) Jadąc z Canmore przez Banff, pojawiają się przejaśniania, ale gdy przyjeżdżamy na parking, to dopiero zaczyna lać. Siedzimy w aucie z 20 minut i postanawiamy jednak odpuścić i jedziemy przed siebie drogą 1A (Bow Valley Pkwy) w celu poszukiwania jakiegoś zwierzaka, plan był taki by dojechać do Lake Louise. Jadąc tam, udało nam się zauważyć małego czarnego niedźwiadka, którego przestraszył koleś jadący szybko autem. Jak się później okazało przy Baker Creek Mountain Resort musieliśmy zawrócić, bo droga była zamknięta. Wracając zauważyliśmy, że ktoś już pstryka fotki, no i jest ok, wielki miś. Pozował nam z dobre 20 minut, a chętnych do zdjęć było coraz więcej ;)
W końcu przestało lać, ale pojawiła się mżawka. Robimy drugie podejście pod Canyon i zaliczamy wejście pod górny wodospad (2.6 km w jedną stronę). Droga prosta i fajnie się szło, na upartego można nawet zabrać wózek z dzieckiem.
Na parking wracamy już bez deszczu, a pogoda się poprawia, coraz więcej przejaśnień. No to jedziemy do Banff, zahaczając o wjazd pod Mount Norquay, gdzie spotykamy kolejne zwierzaki na naszej trasie. Prawie na samej górze znajduje się na punkt widokowy z czerwonymi krzesłami.
Następnie jedziemy do Banff zobaczyć jakieś pamiątki i coś zjeść. Wybór padł na Mc' Donald's (zestaw: małe frytki, mały napój z dolewką i podwójny cheasburger za 5 CAD), a z pamiątek kupiliśmy raptem 1 magnes (ceny od 5.99 CAD). Pogoda w dalszym ciągu się poprawia, widać "prawie" wierzchołki gór.
Ruszamy dalej przed siebie drogą Buffalo St, a następnie Tunnel Mountain Dr i zaliczamy punkty widokowe, by na koniec zdecydować się jeszcze raz wjechać pod Mount Norquay, gdzie zastajemy lepszy widok, niż wcześniej.
Jest grubo po 20, więc pakujemy się do hotelu po bagaże i ruszamy w drogę do Calgary. Droga mija szybko (to jest ok. 130 km), a w mieście pogoda lepsza niż w górach, dlatego zamiast udać się na check-in, kierujemy się na punkt widokowy Scotsman's Hill (parking przy drodze 2h gratis) i robimy zdjęcia. Kolację jemy w Carl's Jr, by przed 23 pojawić się w motelu.
15 czerwca, ostatni dzień w Kanadzie. Po raz kolejny musimy zmień hotel z EconoLodge Motel Villag na Ramada Plaza & Conf Center by Wyndham Calgary Airport, gdzie po check-oucie jedziemy zostawić bagaże. Następnie uderzamy na miasto, by wjechać na Calgary Tower (18 CAD/os). Tylko musimy gdzieś zostawić auto. Niby parkingów tutaj wiele, ale na prywatnych trzeba zapłacić 15 CAD/3h. Samochód zostawiamy tutaj (http://f4f.pl/bit/16396) za 10 CAD od 11:50 do 18:00.