0
WaldekK 7 listopada 2015 21:12
DSC07005.JPG


Główną atrakcją parku są... kiwi. Ten ptak-nielot jest symbolem Nowej Zelandii a także źródłem międzynarodowego określenia jej mieszkańców. Z powodu nocnego trybu życia i ułatwienia dla turystów zamieszkują one w parku dwa specjalne domki, w których przy pomocy zmian sztucznego oświetlenia symuluje się noc za dnia i dzień nocą. Słabe, czerwonawe światło umożliwiało dostrzeżenie kiwi w jednym domku. Te z drugiego za nic nie chciały się pokazać. Nie zachęciły ich do tego nawet przyniesione przez opiekunkę na śniadanie robaki.

Oprócz kiwi, w domkach których nie można robić zdjęć, w parku można też zobaczyć innych przedstawicieli nowozelandzkiej fauny:
DSC07017.JPG


DSC07028.JPG


DSC07038.JPG

Dosłownie kilka kroków od Kiwi Birdlife Park znajduje się dolna stacja Skyline Gondola. Z tarasu górnej stacji rozciąga się piękny widok na Quenstown i okolice, a szczególnie na jezioro Wakatipu:
DSC07086.JPG


DSC07083.JPG


DSC07061.JPG


DSC07094.JPG


DSC07100.JPG


Quenstown jest głównym ośrodkiem sportów zimowych w Nowej Zelandii. A oprócz jazdy na nartach można tu spróbować także czegoś bardziej ekstremalnego, jak skok na bungy:
DSC07067.JPG

Można też polatać na paralotni (także w tandemie):
DSC07085.JPG

A w ostateczności pozjeżdżać sobie na "sankach":
DSC07076.JPG


Będąc jeszcze na górze kolejki, dostałem sms-a od Jetstara z informacją o opóźnieniu mojego lotu do Auckland. Było mi to nawet na rękę, bo dzięki temu miałem więcej czasu na zakupy pierwszych upominków i pokręcenie się po mieście:
DSC07124.JPG


DSC07121.JPG

Potem szybko po bagaż i, wspomnianym na samym początku, autobusem na lotnisko. A tam, gdybym jakimś cudem zapomniał, przypomnienie, że prawie wszędzie daleko:
DSC07129.JPG


Niestety, żaden z dwóch lotów Air New Zealand które odbyłem podczas tej podróży, nie był obsługiwany przez samolot w malowaniu "All Blacks". Ale chyba zasłużyłem na nagrodę pocieszenia czyli Jetstara w malowaniu "10th Anniversary":
DSC07136.JPG

Obok na płycie postojowej "Duch Australii":
DSC07134.JPG


Lotnisko w Queenstown jest pięknie położone wśród gór, co powoduje, że widoki, szczególnie podczas lądowań, mogą (podobno) przyprawić o szybsze bicie serca. Tak wygląda to z "boku":
DSC07009.JPG

A tak z perspektywy miejsc pilotów: https://www.youtube.com/watch?v=7mxmFCw ... freload=10 Widoki podczas startu też niczego sobie:
DSC07145.JPG

Sam lot bez niespodzianek. A w jego trakcie między innymi możliwość podziwiania Mount Egmont:
DSC07151.JPG


Po wylądowaniu w Auckland, odbiór bagażu, autobus do centrum i zameldowanie w City Lodge Accommodation. Trafił mi się pokój z widokiem na Sky Tower, ale niestety okna były tylko lekko uchylne, a przez szybę zdjęcia w ogóle nie wyszły. A szkoda, bo podświetlona na niebiesko Sky Tower prezentowała się bardzo ładnie.

CDNKolejny dzień podróży, a więc nadszedł czas na Auckland, największe miasto Nowej Zelandii, które jednak wbrew częstej opinii nie jest jej stolicą. Mieszkańcy Auckland i jego okolic stanowią około 1/3 populacji Nowej Zelandii. W granicach rejonu znajduje się coś koło 50 uśpionych wulkanów, które być może kiedyś się obudzą, a wtedy Auckland stanie się pewnie historią. Jak na razie jednak miasto ma się bardzo dobrze. Jego mieszkańcy zresztą też, skoro sami siebie określają mianem JAFA - "Just Another Fabulous Aucklander", choć reszta kraju trochę inaczej rozwija ten skrót.

Pierwszym punktem dnia była msza w Katedrze św. Patryka:
DSC07175.JPG

A kolejnym wycieczka "Auckland City Sightseeing". Gdybym miał ją wykupić osobno, to pewnie bym się nie zdecydował, ale ponieważ na Flexi Passie zostało mi jeszcze trochę godzin, to stwierdziłem, że wydam je w ten sposób. Na szczęcie tłumów nie było - dwie osoby plus kierowca/przewodnik. Kilka kolejnych zdjęć będzie właśnie z tej wycieczki - Harbour Bridge:
DSC07195.JPG

Panorama Auckland z Harbour Bridge (i przez szybę autobusu):
DSC07190.JPG

Michael Joseph Savage Memorial:
DSC07232.JPG


DSC07235.JPG

Przedmieścia:
DSC07256.JPG

Skyline z Bastion Point:
DSC07243.JPG


Gdziekolwiek zdarzy mi się być, staram się odwiedzić jakiś wysoki budynek. Tak więc podczas wizyty w Auckland nie mogłem sobie odmówić przyjemności wjazdu na Sky Tower, najwyższą (328m) budowlę na półkuli południowej:
DSC07167.JPG


DSC07322.JPG


DSC07286.JPG

W tę niby tarczę "celuje się" podczas Sky Jump:
DSC07289.JPG

Mount Eden:
DSC07303.JPG

W Auckland jest jeden z najwyższych, jeśli nie najwyższy, współczynnik ilości jachtów do ilości mieszkańców:
DSC07305.JPG

Oby się nie pomylili:
DSC07282.JPG


Po wizycie na Sky Tower pokręciłem się trochę po mieście bez wyraźnego celu - Symonds Street Cemetery:
DSC07331.JPG

The Cloud:
DSC07338.JPG


DSC07343.JPG


DSC07334.JPG


Wieczorem miałem jeszcze przejazd Naked Busem do Rotorua. Tam, zaraz po przyjeździe, małe rozczarowanie - nie czuć za bardzo w powietrzu tego charakterystycznego ponoć zapachu. Miało się to jednak zmienić kolejnego dnia.

CDNRoturua nazywana jest stolicą zjawisk geotermalmych Nowej Zelandii i to właśnie one są atrakcją numer jeden dla przyjeżdżającyh tam turystów. Ponieważ głównym punktem dnia miała być wizyta w Wai-O-Tapu, zależało mi szczególnie na dobrej pogodzie. Prognozy taką zapowiadały, więc byłem dobrej myśli. Wycieczką miałem wykupioną w firmie Headfirst Travel na 9. rano, a około 5 minut wcześniej miał przyjechać po mnie, pod hotel Ibis, bus. Parę minut przed 9. wymeldowałem się więc i zostawiłem bagaż na recepcji. Wkrótce zacząłem się lekko niepokoić bo czas upływał, a bus nie przyjeżdżał. Ostatecznie przyjechał koło 0920. Okazało się, że jedna z osób, które miały wykupioną wycieczkę, nie pojawiła się i nasza przewodniczka uparcie jej szukała.

Droga do Wai-O-Tapu nie była bardzo długa, ale malownicza. Szczególnie intrygująco wyglądały "pofałdowane" wzgórza utworzone przez spadający materiał wyrzucony podczas erupcji wulkanu kiedyś dawno temu. Niestety zdjęcia przez szybę całkiem się nie udały. Zanim dotarliśmy do Wai-O-Tapu mieliśmy jednak dwa przystanki.

Pierwszy, z powodu opóźnienia krótszy niż zazwyczaj, był przy przy basenach błotnych. Na obszarze o średnicy około 45m, dzięki gotującej sie na głębokości od 10 do 100m wodzie, wszystko syczy, bulgocze, paruje. Samo błoto ma temperature między 60 a 80 stopni Celsjusza, a wydobywająca się para nawet do 100. Jest to obszar bardzo dynamicznie sie zmieniający. Na przykład nie tak dawno znajdował sie tam mniej więcej trzymetrowy wulkan błotny. Dziś już go nie ma:
DSC07351.JPG


DSC07354.JPG


DSC07359.JPG


Drugi przystanek to słynny Lady Knox Geyser:
DSC07383.JPG

Jego nazwa upamiętnia Constance Knox, córkę 15. gubernatora Nowej Zelandii, Uchtera Knox'a. Gejzer wyrzuca słup gorącej wody o wysokości do 20m i pary wodnej codziennie koło 1015. Taka regularność nie wydaje się naturalna i taka nie jest. Erupcja, mogąca trwać nawet i ponad godzinę, co zależy silnie od pogody, jest wywoływana przez wrzucenie do otworu gejzeru woreczka ze specjalnymi substancjami chemicznymi. Po pewnym czasie woda powoli zaczęła się wydobywać na powierzchnię:
DSC07374.JPG

by w końcu wystrzelić w górę (tutaj niestety zapatrzyłem się i trochę za późno nacisnąłem wyzwalacz):
DSC07378.JPG

A jeszcze wracając na chwilę do historii. Gejzer został odkryty przypadkiem w 1901 roku przez więźniów odbywających kary, za mniejsze przestępstwa, w pierwszym w Nowej Zelandii otwartym więzieniu. Postanowili oni wyprać swoją odzież w gorącym źródle. A ponieważ proszki do prania nie były wtedy zbyt popularne, używali mydła, które spowodowało wybuch gejzeru i które przez długi czas było do tego celu używane.

W końcu dotarliśmy do Wai-O-Tapu, czyli "świętych wód". Jest to obszar o wielkości jakiś 18km2 wyjątkowo bogaty w zjawiska geotermalne. Wypływająca z głębi ziemi gorąca woda tworzy fantazyjne i kolorowe formy. Kolor wody, a co za tym idzie także wytrącająch się z niej osadów, zależy od rozpuszczonych w niej związków chemicznych i przyjmuje chyba wszystkie barwy tęczy. Tylko część calego obszaru jest dostępna dla zwiedzających. Wytyczono tam trzy szlaki w taki sposób, że kolejny łączy się z porzednim. Można więc zrezygnować od razu po pierwszym, drugim lub też przejśc wszystkie trzy. Sumaryczna długość wszystkich tras to 3km, a czas potrzebny na ich przejście oszacowano na około godzinę i 15 minut. I o ile czasy z przewodników lub oznaczeń na szlakach są dla mnie zdecydowanie na wyrost, to tym razem było inaczej. Ale nie ma się co dziwić biorąc pod uwagę, co można podziwiać w trakcie spaceru i dzięki czemu Wai-O-Tapu zyskało tytuł "One of the 20 Most SURREAL Places in the World".

Devil's Home, a tak naprawdę zawalony krater:
DSC07399.JPG

Rainbow Crater:
DSC07405.JPG

Co pewien czas można natknąć się na znaki ostrzegające przed niebezpieczeństwami, jakie grożą poza wyznaczonym szlakiem:
DSC07406.JPG

Thunder Crater, stosunkowo młody, bo powstały w 1968 roku:
DSC07407.JPG

Devil's Ink Pots, za kolor których odpowiada ropa naftowa i grafit wypłukiwane przez gorącą wodę w czasie jej wędrówki ku powierzchni:
DSC07412.JPG

Artists' Palette:
DSC07418.JPG



Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

andre 8 listopada 2015 16:30 Odpowiedz
A jak z noclegami ? Możesz podać gdzie i za ile .Super podróż
kanapa 9 listopada 2015 22:20 Odpowiedz
Bravo - yeszcze.
gosiagosia 17 listopada 2015 21:17 Odpowiedz
Sky Jump to skoki na takim "niby-bungee", prawda? Czy tam jest jakaś prowadnica, bo tak to wygląda na filmikach?
waldekk 17 listopada 2015 21:37 Odpowiedz
Tam są trzy liny - główna, której zadaniem jest wyhamowanie śmiałka w odpowiednim momencie i dwie boczne, które faktycznie służą jako prowadnice i "naprowadzają na cel". Czy jest to bungee? Chyba nie, bo ta główna lina nie umożwliwia "lotu w górę" i nie jest, z tego co wiem, elastyczna. To tylko takie moje obserwacje - nie próbowałem.
mmaratonczyk 22 grudnia 2015 17:41 Odpowiedz
Tylko pozazdrościć. Gratuluje odwagi w podjęciu decyzji o locie. Jak pamiętam po ukazaniu newsa wszyscy odradzali podróż w tym okresie. Ten kierunek jest u mnie wysoko na liście i dzięki takim relacjom widzę , że marzenia można spełniać. Pozzdrawiam :) :)