Dodaj Komentarz
Komentarze (4)
raphael
8 maja 2025 23:08
Odpowiedz
Twoja relacja dała mi do myślenia. Rozglądam się od jakiegoś czasu za południowymi stanami... ale trochę mi przeszło. Parki rozrywki, krokodyle, to jednak nie moja bajka. A miasta na FL i w NO... cóż, wydają mi się takie sobie. Do tego te kłopoty parkingowe.Może kiedyś, przy dobrych cenach lotów. Wtedy pewnie na FL kilka dni na plaży, a potem fru gdzieś na dziki zachód.bruce09lili napisał:Na statku MSC na śniadanie podawali słodką pizzę z czekoladą i bananami oraz szpinakową z jajkiemSzpinakowa z jajkiem brzmi nieźle... ale czytając o pizzie z czekoladą i bananami, trochę mnie zemdliło
:)
bruce09lili
8 maja 2025 23:08
Odpowiedz
@RaphaelNie mam zbyt dużego doświadczenia w USA, bo to był nasz pierwszy wyjazd. Większość miejsc zrobiła pozytywne wrażenie. Kilka miejsc było nieco przereklamowanych, kilka było niezłym szokiem kulturowym. Na pewno jeśli chodzi o FL i NOLA to spodobała nam się atmosfera mokradeł. Z plażą na FL to zależy jeszcze od pory roku. Nam się trafiła ładna pogoda w Miami ale w tym roku był ponoć śnieg i 0 stopni. Woda zimą zresztą nie jest zbyt ciepła i chyba są lepsze pory niż nasza zima ale wtedy zazwyczaj jest ryzyko huraganów. P.S.wbrew pozorom ta pizza z czekoladą i bananami była całkiem smaczna
:)
pawelsz
12 maja 2025 23:08
Odpowiedz
-- 12 Maj 2025 19:21 -- Zbliżoną podróż odbyłem w tym roku 1-17.02 z młodzieżą 15/20/22 lata.Przed wyjazdem radziłem się zresztą w kilku kwestiach Autora wątku (jeszcze raz dziękuję).Pogodę mieliśmy rewelacyjną 20-25 st. i piękne słonce od Key West po Nowy Orlean. Krótkie spodnie i sandały przez cały czas...To był mój n-ty pobyt w USA, tym razem gl. celem była Luizjana, do której poprzednio nie dotarłem (Florydę powtórzyłem ze względu na młodzież).Teraz się udało i pobyt przewyższył moje oczekiwania. Nowy Orlean mnie zauroczył, zaś rejs po mokradłach w (udanym) poszukiwaniu aligatorów pamiętam do dziś.Hotele rezerwowane z 6-mies wyprzedzeniem nie były bardzo drogie, zaś hitem zakwaterowania był drewniany dom "na palach" w Luizjanie, wynajęty za 140 USD.Przy silnym wietrze w nocy, poruszał się i skrzypiał, co dodało noclegowi aury lekkiego horroru
:lol: Z gospodarzem, rdzennym lokalesem przegadaliśmy kilka godzin. Teraz wiem dlaczego wygrał Trump
:D (zresztą na wielu domach na naszej trasie Floryda - Georgia - Mississippi - Luizjana - Alabama powiewały protrumpowskie flagi).W odróżnieniu od Autora, nie miałem problemów z parkowaniem. Gdzie trzeba wrzucałem bilon, w Nowym Orleanie, w centrum miasta, za cały dzień zapłaciłem 20 USD, w Miami Beach młodzi ogarnęli aplikację.W Atlancie niestety tylko z zewnątrz (remont) obejrzeliśmy dom rodzinny M.L.Kinga oraz olbrzymie akwarium (do niedawna największe na świecie, obecnie prymat dzierżą Chiny)W drodze powrotnej na Florydę, w Mobile, zwiedziliśmy też pancernik USS Alabama z II wojny świat. Warto.W Orlando chłopcy poszli do parku Star Wars, a potem na mecz NBA. Ja w tym czasie z córką bawiliśmy się w Sea World. Wszyscy wrócili zachwyceni.Super ciekawym miejscem było Savannah. Chylę czoła, jak Amerykanie oddają cześć gen. Pulaskiemu.Reasumując: wyjazd bez słabych punktówP/PS. Jedyne, co zabolało to 2 mandaty
:evil: za prędkość, które wypożyczalnia ściągnęła z karty +/- miesiąc po powrocieWypożyczyliśmy Toyotę Camry z mocnym silnikiem, a takim autem nie potrafiłem jeździć wolno.... -- 12 Maj 2025 19:58 -- Jeszcze słowo odnośnie:Quote:W ilości bezdomnych zdecydowanie wygrywała LuizjanaDo Atlanty dojechaliśmy po zmroku. Na placu w samym centrum miasta koczowała grupa kilkudziesięciu Murzynów, duża część z nich "pod wpływem"Widok z jednej strony smutny, z drugiej - przerażający.Choć miałem w planie postój w tym miejscu, nie odważyłem się wyjść z auta...
bruce09lili
13 maja 2025 12:08
Odpowiedz
Quote:Pogodę mieliśmy rewelacyjną 20-25 st. i piękne słonce od Key West po Nowy Orlean. Krótkie spodnie i sandały przez cały czas...To fajnie że nie trafiliście na tą śnieżycę
:) Wydaje mi się, że to było gdzieś pod koniec stycznia. Pamiętam, że dowcipkowali że drużyna footbolu z któregoś uniwerku florydzkiego ma więcej cali śniegu na stadionie niż zwycięstw w lidze
:)Quote:Reasumując: wyjazd bez słabych punktówFajnie, że ten region przypadł do gustuQuote:Na placu w samym centrum miasta koczowała grupa kilkudziesięciu Murzynów, duża część z nich "pod wpływem"Widok z jednej strony smutny, z drugiej - przerażający.Choć miałem w planie postój w tym miejscu, nie odważyłem się wyjść z auta...Wydaje mi się, że podobną sytuację opisywałem w relacji. Podrzędna sklepo - knajpa z dwoma stolikami i jedzeniem na wynos. Chinka za ladą zabezpieczoną grubą pleksą, a pewnie pod ladą shotgun
:D Za nami weszło kilku lokalnych dresiarzy obwieszonych złotem. Scena trochę jak w filmie i nie powiem żebym czuł się komfortowo
Na koniec poszliśmy na kolację i zwinęliśmy się suszyć do hotelu.
Sam Seaworld oceniamy pozytywnie. Trochę pozostał niedosyt, bo przy lepszej pogodnie na pewno byłby to przyjemniejszy pobyt. Jeśli patrzeć na to z perspektywy "szklanki do połowy pełnej" to zawsze mogliśmy wydać jeszcze więcej na bilety do parku Disney lub Universal, gdzie główne atrakcje to jednak kolejki górskie.
Ogólnie skończyliśmy wizytę w parku jakieś 1,5-2 godziny przed zamknięciem, ale już nie mieliśmy mocy. Chcieliśmy się wysuszyć i przygotować do kolejnego etapu, bo dzień 11 miał być dniem drogi. Plan zakładał przejazd wybrzeżem z 1-2 krótkimi postojami i popołudniowy lot z Jacksonville do Nowego Orleanu. Jak już się spakowaliśmy i szykowaliśmy się do spania wpadłem na pomysł sprawdzenia czy lot Silver Airways jest zgodnie z planem (wcześniej tylko sprawdziłem, że nie trzeba robić chcek-in online, bo można na lotnisku). Żona wychodzi z łazienki i pyta "wszystko w porządku? Bo strasznie blady się zrobiłeś." Blady się zrobiłem, bo na stronie Silver Airways po wpisaniu nr rezerwacji widniał komunikat, twój lot został anulowany. Żadnego maila, informacji, zwrotu na kartę, nic. Później, już w domu, znalazłem informację że Silver w grudniu zrezygnował z tej trasy. Usiedliśmy i na dwa telefony zaczęliśmy szukać lotów do MSY z całej Florydy. Znaleźliśmy dwie rozsądne cenowo opcje: któraś z tradycyjnych linii z przesiadką 40 minut w Atlancie i Breez bezpośrednio. Oba loty za JAX. Pierwotny plan został więc nawet zmieniony na plus bo mieliśmy więcej czasu na przejazd wzdłuż wybrzeża. Cenowo nie było też dużej różnicy. Powiedzmy, że za cenę w Silver z bagażem, Breez był bez bagażu.
Na zakończenie jeszcze kilka zdjęć zrobionych przez córkę:
Ostatni dzień w tej części Florydy. Rano wymeldowujemy się z hotelu i ruszamy na północ. Na pierwszy ogień idzie Dytona Beach. Rano pogoda się dopiero klarowała i jeszcze niebo było zachmurzone. Sama plaża jest fajną miejscówką, ale nieco drogą. Wjazd samochodem to 20$. Gdyby nie to, że chciałem zrobić sobie selfiaka z autem na plaży, to o wiele bardziej opłaca się zaparkować gdzieś na drodze wzdłuż plaży i plażą pospacerować.
Do tego było wietrznie co nie zachęcało do dłuższego pobytu, dlatego po kilku szybkich fotkach przejechaliśmy autem wzdłuż i wróciliśmy do miasta. Całe miasteczko wygląda jakby żyło tylko motoryzacją. Nie zaliczyłbym go do urokliwych. Za to następna lokalizacja już taka była i nawet fajnie wyszło, że mięliśmy więcej czasu na zwiedzanie St. Augustine. Jest to jedno ze starszych jeśli nie najstarsze miasto w tej części USA, założone przez Hiszpanów.
Pewnie się zastanawiacie skąd taki tłumek w poniedziałkowe wczesne popołudnie? To było jakieś święto w USA, bodajże Presidents Day. Swoją drogą to było dość dziwne święto, bo widzieliśmy sporo ludzi w pracy, ciężarówki na drodze, śmieciarki. Nie wiem jaka jest zasada ale wyglądało to coś jak sobota - biura zamknięte a reszta do roboty.
Generalnie zauważyliśmy po tych kilku dniach pobytu w USA, że jeśli coś ma potencjał turystyczny to Amerykanie starają się wycisnąć to na maksa, np. Muzeum tortur
Zbliżamy się do Flagler College i tutaj chciałem napisać kilka słów więcej. To jest właśnie ta magia podróży i nauka którą człowiek ze sobą przywozi. Przez cały pobyt nazwisko Flagler się gdzieś przewijało np. w nazwach ulic. W St. Augustin zaczęliśmy się już na serio interesować tematem i okazało się, że to jest "człowiek Floryda"
po zatoczeniu kółka po miasteczku ruszyliśmy do Jacksonville skąd mieliśmy lot do Nowego Orleanu. Zaliczyłem drobną wtopę przy zdawaniu auta w wypożyczalni bo zapomniałem zabrać uchwyt do telefonu. Zorientowałem się czekając pod bramką na samolot.
Tak dobiega końca 3 ćwiartka naszej podróży i czas pożegnać się z Florydą. Jeszcze tylko chwila oczekiwania na opóźniony samolot i po 23 znajdujemy się w Nowym Orleanie. Dość długo czekaliśmy na bagaże, później okazało, się że centrum wypożyczenia aut jest w drugim końcu lotniska i trzeba jechać autobusem wahadłowym. Na miejscu czekała nas niemiła niespodzianka. Stanowisko Hertz było o tej godzinie zamknięte ale była kartka, żeby udać się na poziom 3 do biura dla statusowców. Wchodzę do biura, a gość który z niego wychodzi mówi, że auta są "sold out". Mimo to dzielnie wchodzę i pytam się, ale jak nie ma skoro ja mam rezerwację. Oczywiście wszyscy mieli rezerwację i zwyczajnie żadna firma nie miał aut (chyba tylko Enterprise miał kilka i nie omieszkali kasować za to grubych $). Kazali przyjść rano to może będą auta. Nie pozostało nic innego jak zamówić Ubera i zapłacić 50$ za transport do centrum. Mieliśmy prywatny pokój z łazienką w HI Hostel na Canal Street. Całkiem spoko opcja i cena. Wcześniej mieliśmy inny hotel gdzieś dalej od centrum ale sami nam anulowali miesiąc przed podróżą.
Dzień 12:
Rano postanowiłem zrobić zamieszanie w swojej rezerwacji na auto. Znalazłem że Budget na mieście teoretycznie ma auta ale proces anulacji w Holidays Auto prowadził bot, którego nie dało się obejść więc skończyłem z anulacją i informacją, że rozpatrzymy twoją reklamacje w ciągu 30 dni. Hostel oferował skromne śniadanie w cenie, więc po śniadaniu udaliśmy się do oddziału Hertza w mieście licząc na to, że tam mają auta. Niestety też nic nie było, ale potwierdziłem, że moja rezerwacja jeszcze istnieje :). Pozostało udać się na lotnisko. Na zwykłym stoisku Hertz pani poinformowała, że na auto czeka się ok 1-1,5 godziny. Wydają ze tego co wróci. Dokończyłem papierologię, a pani powiedziała żebym zaczekał. na ławeczce, ona powie kiedy iść po auto. Zostawiłem dziewczyny na tej ławeczce a sam poszedłem do góry do statusowców (miałem status match do ich najwyższego statusu) i tam się dowiedziałem, że na parkingu jest pani która ma listę i mam iść się zapisać. Lista była długa. Pojawiło się światełko w tunelu bo wróciła Tesla i nikt jej nie chciał, ale koleś w połowie stawki wziął. Czekając grzecznie w kolejce podpytałem skąd taka sytuacji i ponoć to przez Mardi Gras, który był w zeszłym tygodniu. Dużo aut wróciło w złym stanie i są w serwisach. Po długaśnym oczekiwaniu dostałem BMW 2, które było spoko ale wiedziałem, że bagaże na powrocie będę ubijał :) Oczywiście to nie koniec przygód, bo moja rezerwacja była z wczoraj, więc dzisiaj nie mogli jej znaleźć. Mój status też był niewidoczny ale miałem na to maila. Po 15 minutach klikania wielkimi tipsami w klawisze udało się wszystko ogarnąć. Na wyjściu jeszcze zgarnąłem wodę i chipsy i można było ruszać na miasto. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że bez statusu w ogóle ludzie nie dostawali samochodów.
Oficjalnie rozpoczynamy ostatni segment naszego pobytu w USA. Jak wspominałem hostel mamy dość w centrum więc teoretycznie auto było kulą u nogi, ponieważ w NO obowiązuje zasada, że parking w centrum jedynie 2 godziny. Ogólnie szukanie miejsca było kłopotliwe, ale np pod hostelem po 19 jak już było gratis to miałem miejsce pod drzwiami. Nie przejmowaliśmy się tymi ograniczeniami bo zamierzaliśmy i tak sporo wyjeżdżać za miasto.
Na szczęście udało się znaleźć miejsce do zaparkowania w dzielnicy francuskiej. O ile drogi są oznaczone czytelnie, to tabliczki informujące o warunkach parkowania były dla mnie czarną magią.
Na pierwszy ogień poszedł uliczny koncert