Ścieżka robi się coraz węższa i coraz bardziej stroma.
Aha, no dobra. Mina mi zrzedła jak zobaczyłam te liny
:lol:
Ale plażę widać już w całości, a połyskująca woda kusi obietnicą ochłodzenia.
Jeszcze tylko się nie zabić i będzie dobrze.
Uff, udało się. Kazałam mężowi zrobić zdjęcia, bo po tygodniu sama nie uwierzyłabym, że tam zeszłam
:lol: Woda była cudowna, czysta i odpowiednio chłodna, żeby dać ulgę po męczącej wędrówce. Rozstawiliśmy parasole, które zabraliśmy z hotelu i rozpoczęliśmy trudniejszą część dnia - intensywny odpoczynek
:D
Na plaży było bardzo intensywne słońce, dlatego jeśli chcielibyście się wybrać, to koniecznie weźcie ze sobą parasole. Dopiero późnym popołudniem część plaży pokrywa cień. Ludzi jest naprawdę mało, a plaża jest dość spora. Bez problemu można opalać się topless
:twisted:
No dobra, my tu gadu gadu, a walizka po peronie skacze. Jak się zeszło to i trzeba wejść.
Ja naprawdę nie podkręcałam zdjęć
:lol: Te kolory są boskie.
Na koniec postanowiliśmy się nieco przyjrzeć kaplicy Proroka Eliasza.
Wbrew pozorom wejście było znacznie łatwiejsze, niż zejście. Oczywiście na koniec sapałam jak lokomotywa, ale miałam z tej wędrówki mnóstwo frajdy. Jeśli tylko będziecie na Korfu, koniecznie odwiedźcie to miejsce. Może nie z dziećmi, ale jeśli jesteście w grupie przeciętnie sprawnych ludzi, to nie może was to ominąć. Wejście zajęło nam równo 45 minut, odległość to nieco ponad 1 km, a przewyższenie wynosi 186 metrów.
Przedostatniego dnia pojechaliśmy znów na plażę Ampelaki w Paleokastritsie, więc pominę to w relacji.
12.09 - dzień zwiedzania
To był słaby dzień na to, żeby musieć wymeldować się z hotelu, bo od rana lało jak z cebra
:lol: Niemniej jednak przyszła pora wyjazdu, a my postanowiliśmy resztę dnia spędzić zwiedzając Kerkyrę, czyli "stolicę" Korfu.
Zaczęliśmy od byłej weneckiej twierdzy, która stanowi jedną z trzech fortec na wyspie, do których należy również odwiedzone przed kilkoma dniami Gardiki. Bilet wstępu kosztuje 6 euro, ale można kupić bilet łączony za 15 euro, dzięki któremu wejdzie się na fortecę i do kilku innych muzeów.
Nie powiem, żeby sama forteca była jakaś uber ciekawa, chyba że z przewodnikiem, ale są fajne widoki na zatokę.
Kościół św. Jerzego znajdujący się na wyspie mieści w sobie kilkanaście pięknych ikon. Podobnie jak muzeum bizantyjskie, które znajduje się przy wejściu do fortecy.
Następnie swoje kroki skierowaliśmy do Muzeum Archeologicznego, które mieści w sobie wspaniałe eksponaty z okresu starożytności.
Obcowanie z rzeczami, które powstały ludzkimi rękami ponad 2000 lat temu zawsze przyprawia mnie o dreszcze.
I oczywiście największa atrakcja muzeum, czyli fragment świątyni Artemidy na Korfu z płaskorzeźbą Gorgony. Robi wrażenie
:)
Jeszcze tylko obiad, pamiątki i można wracać
;) Przyznam, że nie pamiętam, gdzie dokładnie byliśmy.
I to by było na tyle. Bezproblemowy zwrot auta, lotnisko, odprawa. Jedynie wylot z problemami, bo nie mogli domknąć jakiegoś panelu, a później musieliśmy czekać na lukę na pasie startowym
:lol: Przez to w Warszawie nasze miejsce było zajęte, co dodało kolejnych kilkanaście minut. Ale muszę przyznać, że chyba nigdy nie miałam tak fantastycznego lotu - zarówno start i lądowanie były tak miękkie, że nawet ja, naczelna panikara latania, nie bałam się nawet przez chwilę
;)
Calaira napisał:Ogólnie nic ciekawego. Nuda, chill. Możecie skończyć czytanie
:lol:E tam, bez fałszywej skromności, czyta się dobrze, szkoda tylko, że nie widzę większości zdjęć
;)
Ścieżka robi się coraz węższa i coraz bardziej stroma.
Aha, no dobra. Mina mi zrzedła jak zobaczyłam te liny :lol:
Ale plażę widać już w całości, a połyskująca woda kusi obietnicą ochłodzenia.
Jeszcze tylko się nie zabić i będzie dobrze.
Uff, udało się. Kazałam mężowi zrobić zdjęcia, bo po tygodniu sama nie uwierzyłabym, że tam zeszłam :lol:
Woda była cudowna, czysta i odpowiednio chłodna, żeby dać ulgę po męczącej wędrówce. Rozstawiliśmy parasole, które zabraliśmy z hotelu i rozpoczęliśmy trudniejszą część dnia - intensywny odpoczynek :D
Na plaży było bardzo intensywne słońce, dlatego jeśli chcielibyście się wybrać, to koniecznie weźcie ze sobą parasole. Dopiero późnym popołudniem część plaży pokrywa cień.
Ludzi jest naprawdę mało, a plaża jest dość spora. Bez problemu można opalać się topless :twisted:
No dobra, my tu gadu gadu, a walizka po peronie skacze. Jak się zeszło to i trzeba wejść.
Ja naprawdę nie podkręcałam zdjęć :lol: Te kolory są boskie.
Na koniec postanowiliśmy się nieco przyjrzeć kaplicy Proroka Eliasza.
Wbrew pozorom wejście było znacznie łatwiejsze, niż zejście. Oczywiście na koniec sapałam jak lokomotywa, ale miałam z tej wędrówki mnóstwo frajdy. Jeśli tylko będziecie na Korfu, koniecznie odwiedźcie to miejsce. Może nie z dziećmi, ale jeśli jesteście w grupie przeciętnie sprawnych ludzi, to nie może was to ominąć.
Wejście zajęło nam równo 45 minut, odległość to nieco ponad 1 km, a przewyższenie wynosi 186 metrów.
Przedostatniego dnia pojechaliśmy znów na plażę Ampelaki w Paleokastritsie, więc pominę to w relacji.
12.09 - dzień zwiedzania
To był słaby dzień na to, żeby musieć wymeldować się z hotelu, bo od rana lało jak z cebra :lol: Niemniej jednak przyszła pora wyjazdu, a my postanowiliśmy resztę dnia spędzić zwiedzając Kerkyrę, czyli "stolicę" Korfu.
Zaczęliśmy od byłej weneckiej twierdzy, która stanowi jedną z trzech fortec na wyspie, do których należy również odwiedzone przed kilkoma dniami Gardiki. Bilet wstępu kosztuje 6 euro, ale można kupić bilet łączony za 15 euro, dzięki któremu wejdzie się na fortecę i do kilku innych muzeów.
Nie powiem, żeby sama forteca była jakaś uber ciekawa, chyba że z przewodnikiem, ale są fajne widoki na zatokę.
Kościół św. Jerzego znajdujący się na wyspie mieści w sobie kilkanaście pięknych ikon. Podobnie jak muzeum bizantyjskie, które znajduje się przy wejściu do fortecy.
Następnie swoje kroki skierowaliśmy do Muzeum Archeologicznego, które mieści w sobie wspaniałe eksponaty z okresu starożytności.
Obcowanie z rzeczami, które powstały ludzkimi rękami ponad 2000 lat temu zawsze przyprawia mnie o dreszcze.
I oczywiście największa atrakcja muzeum, czyli fragment świątyni Artemidy na Korfu z płaskorzeźbą Gorgony. Robi wrażenie :)
Jeszcze tylko obiad, pamiątki i można wracać ;) Przyznam, że nie pamiętam, gdzie dokładnie byliśmy.
I to by było na tyle. Bezproblemowy zwrot auta, lotnisko, odprawa. Jedynie wylot z problemami, bo nie mogli domknąć jakiegoś panelu, a później musieliśmy czekać na lukę na pasie startowym :lol: Przez to w Warszawie nasze miejsce było zajęte, co dodało kolejnych kilkanaście minut. Ale muszę przyznać, że chyba nigdy nie miałam tak fantastycznego lotu - zarówno start i lądowanie były tak miękkie, że nawet ja, naczelna panikara latania, nie bałam się nawet przez chwilę ;)