Dzień 23 Villa de Leyva- Samaca Dzisiejszy dzień miał być lajtowy i to nam się udało. Pojeździliśmy po okolicach Leyvy, wioskach, miasteczkach i winnicach w drodze do noclegu w Samace oddalonej zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów. Sama Villa de Leyva w dzień prezentuje się równie ciekawie co wieczorem. Można odwiedzić kilka muzeów, my wybraliśmy Muzeum Casa Nariño. Zaraz przy samej Villa de Leyva znajduje się atrakcją o nazwie Casa de Terracota, coś dla fanów twórczości Gaudiego, niestety zamknięta dla zwiedzających z powodu covidu.
Niedaleko znajduje się też atrakcja o nazwie Pozo Azules, szmaragdowe sadzawki. Są na prywatnym terenie dlatego też cena odpowiednia (12k). My nie skorzystaliśmy, żadna to dla nas atrakcja takie sadzawki i to w smrodzie i hałasie quadów, buggie i innych enduro. Za to kilkanaście kilometrów dalej dotarliśmy do kolorowego miasteczka Raquira. Super miejsce do odpoczynku, zjedzenia obiadu czy chociażby napicie się kawy czy gorącego kakao. W każdym mieście, miasteczku czy wiosce można spróbować kolumbijskich napitków. Kawa tinto w małym kubeczku na rogu ulicy to koszt 500 peso (50gr), w sklepach czy kawiarenkach lub knajpkach serwujących śniadania i obiady można się napić kolumbijskiej kawy z ekspresów znanych firm (np Nescafé) za 1k-1.5k. w tej cenie zarówno kawa czarna, z mlekiem jak również pyszne kakao. W Kolumbii wypiliśmy tego duuuuużo. W dużych miastach jak Bogota, Cartagena czy Medellin ceny nieznacznie wyższe. Tinto 700-800 peso (70-80gr), kawa i kakao1.5-3k. Osobna historia to kawiarnie Juan Valdez. Tam już ceny europejski od 5k za małą kawkę do 13k za pucharek kawki z bitą śmietaną.
Kawiarnie, knajpki... Temat rzeka, najlepsze te znalezione po prostu na trasie naszego przechodu lub przejazdu...[emoji12]. Na dzisiejszy obiadek zatrzymaliśmy się w Parilli, czyli grillowni. Dla każdego coś fajnego. Dla mnie to miejsca szczególne. Jako, że moja druga połówka jest vegatarianką, po zamówieniu dwóch zestawów, mi trafia się podwójna porcja "mniensa" i pozbywam się surówek...[emoji16] W Polsce zazwyczaj nie jadam mięsa, jakoś nie jestem w stanie tknąć tego czegoś co leży na półce w markecie, po prostu unikam toksycznego g**na jak kurczaki czy nawet łososia norweskiego. Czasem tylko jak się trafi coś z zaufanego źródła, jakąś gąska, kaczuszka, to owszem. Za to jak trafiam w regiony z regionalnym mięskiem jak wołowina wagyu z Kobe, nowozelandzka wołowina, islandzkie owieczki, brazylijska czy argentyńska wołowina, mięsko z gnu czy oryksa, krokodyl w Peru, kangur, to szaleję za wszystkie czasy. Nie spodoba się to pewnie zatwardziałym vege, ale cóż ja na to poradzę...
Dzień 24 Samaca- Zipaquira Z tą Samacą to dziwna sprawa. Zauważyliśmy to jeszcze dnia poprzedniego kiedy to wyszliśmy z hotelu o 17.00 żeby zrobić zakupy i coś zjeść. Wszystko nagle zaczęło się zamykać i ludzie znikali z ulic, jakby miał się pojawić Obcy i wszystkich pożreć. Jeździliśmy chwilę jeszcze bez celu, po czym wróciliśmy do hotelu, położonego nieco na uboczu, stąd wypad samochodem na zakupy. Nawet właścicielka hotelu nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Tak bo tak, bo po prostu tak jest w tej okolicy...[emoji86] Pozostało dojeść resztki. Jakiś kawałek papaji, kokos, avocado, pomidor, wafelki. Mix kolanko po prostu...[emoji2957] Liczyliśmy na obfite śniadanie chociaż. Nic z tego. Spakowaliśmy zabawki i postanowiliśmy zjeść coś na trasie do Tunji. Wyjeżdżając z Samaki zatrzymał nas młody koleś i poprosił o podwózkę. Na pytanie dokąd, odpowiedział, że zawsze w weekend staje na wyjeździe z miasta i jedzie z tym kto się zatrzyma ile się da. Takie zwiedzanie i poznawanie świata w skali mikro. Bardzo nam się spodobał ten pomysł. Przegadaliśmy całą kilkudziesięciokilometrową trasę do Tunji. Rozstaliśmy się dopiero przy rynku.
Tunja
Dopiero przy placu znaleźliśmy śniadanie. Głód już był z tych ostrych. Gdy wpadliśmy do śniadaniowni od razu zamówiliśmy kilka empanad, po kawałku sernika i kawkę. Do tego dostaliśmy salsę, trochę za ostro jak na śniadanie, ale żyje się tylko raz [emoji3] Oczywiście empanady w miarę jedzenia były jeszcze domawiane, a pani sprzedająca cierpliwie podgrzewała. W końcu zaspokoiliśmy swoje parszywe żądze. Dodam tylko, że ta hedonistyczna uczta kosztowała nas w sumie 11k.
Na zdjęciu pierwszy set...[emoji493]
Plac główny jest ogromny. Jak w większości okolicznych miast. W końcu służył głównie do handlu niewolnikami, których do pracy w kopalniach potrzebował Kolumb. Będąc w Polsce i oglądając w telewizorni jak obalają pomniki Kolumba niewiele mnie to ruszało. Będąc w kraju gdzie się to działo, słuchając opowieści ludzi krew się we mnie gotowała. Gdyby nie udało się powstrzymać Hitlera w Europie to mógłby w 50 lat dorównać Kolumbowi. Przykładem niech będzie tylko jedna z wysp, La Hipaniola, zamieszkała przez 3 mln ludzi. Od 1492 w ciągu 20 lat ludność rdzenna zmniejszyła liczebność do 60 tys, po kolejnych 30 latach wyginęła. Tunję opuściliśmy po krótkim spacerze po placu i okolicznych sklepikach. Nic więcej ciekawego nie znaleźliśmy. Do Zipaquiry, gdzie mieliśmy klepnięty nocleg mieliśmy niedaleko, gdybyśmy pojechali autostradą, dlatego postanowiliśmy pokluczyć po okolicznych miasteczkach, jednocześnie omijając opłaty na autostradach, które już kilkakrotnie przekroczyły koszt benzyny. I tak kolejnym miasteczkiem był górniczy Nemocon. Widać od razu wyższą stopę życia. VW, Beemki, nawet jeden Merc, w koncu dookoła kopalnie.[emoji6]
Po południu w końcu dotarliśmy do Zipaquiry. Po zameldowaniu w hotelu, położonym w cichej okolicy, ale zaledwie trzy przecznice od placu centralnego, poszliśmy na zwiady, czy miasto żyje. Nie zawiedliśmy się. W Kolumbii Mikołajki obchodzą bardzo hucznie i żywiołowo. Na ulicach pełno ludzi, wszelkiej maści jadłodajnie otwarte, przygotowania do świąt, zakupy i strojenie ulic i placów przez służby miejskie widać było na każdym kroku.
Dzień 25 Zipaquira- Bogota Dzisiaj ostatni dzień w Kolumbii. Niby odprawa zrobiona, ale po wcześniejszych doświadczeniach niepokój został. Jak samolot nie poleci to...[emoji6]
Cześć @pifko !Mam wylot 17.12 do Bogoty. Czy wykupowałeś jakieś ubezpieczenie podróżne z opcją uwzględniająca sprawy medyczne (w tym COVID) na terenie Kolumbii?Możesz coś konkretnego poradzić?Udanego pobytu
:) Będziemy śledzić relację. pozdrówka
@elwirka niektórzy to nazywają chwilowym przerostem tarczycy...[emoji16]@naimad w zasadzie w ogóle nikt nas nie kontrolował, po wyjściu z samolotu z D146 tranzytem podeszliśmy pod E201 skąd był wylot do Bogoty, oczywiście nie można wyjść z lotniska bo potrzebny test PCR zrobiony max 48h przed przylotem. Przed wejściem na pokład sprawdzają Checkmig.Dzień 1Chyba tak to będę opisywać, żeby się nie pogubić. Około północy wylądowaliśmy w Bogocie. Do hotelu z lotniska mieliśmy około 6 km. Hotel załatwił transfer (20k) Rano śniadanie w cenie pokoju, pakowanie i mieliśmy 3km do Terminala Salitre, skąd autobusem wyruszyliśmy do Neivy, gdzie planujemy nocleg. Po drodze jeszcze wymieniliśmy kasę i kupiliśmy SIM.Odnośnie waluty: 1000 COP to 1 zł. Tak mi będzie łatwiej przeliczać. Najlepszy kurs wymiany na lotnisku to Aerocambio. Dają 3450 COP za 1USD. To dobra opcja na wymianę kilkudziesięciu dolców na ruchy. Na mieście najlepszy kurs jaki znaleźliśmy był w Centro Comercial Salitre (3570 COP za USD). Wychodząc z Centrum było stoisko gdzie dawali SIM Virgin a płacił się za doładowanie. 1.5 GB, 150 minut lokalnych, Whatsapp i Tinder free + 600MB na FB wszystko za 25k COP.
Tak se spoglądam na...cerveza Andina i ten napis na dole...,,nadmiar alkoholu szkodliwy dla zdrowia"
:mrgreen: A obstawiałem , że pijesz (desayuno?) 0%
:lol:
Dzień 4 Mocoa-Pasto-TuquerresKolejny dzień w drodze. Z lekkim opóźnieniem około 6.45 ruszamy busem z napędem 4x4 do Pasto. W sumie to tylko 150 km więc wydawałoby się niedużo, ale jak kierowca zaczął spuszczać powietrze z kół do 1 bar to wiedziałem, że będzie groźnie. Przez ponad 3h zrobiliśmy 70 km z wys 800 mnpm do 3300 mnpm. Krajobrazy przepiękne, czasami mgły, desz, kilkadziesiąt cm od kół widać przepaści kilkusetmetrowe.Przy tak nagłych zmianach wysokości czuć jak organizm wariuje.
Nie. Byliśmy jednymi z pierwszych i to z Panamy. Nawet na lotnisku byli zdziwieni skąd te białasy...[emoji16]Są oczywiście tego plusy dodatnie i plusy ujemne. Pusto, tanio, nie ma chińskich turystów.Z minusów to większość atrakcji zamkniętych i jako samotni turyści z Europy jesteśmy wystawieni na odstrzał jak łosie. Jest bezpiecznie, ale wczoraj straciliśmy paszporty. Poszukiwania nic nie dały. Policja sporządziła raport i umieściła nr dokumentów na swojej stronie. Umieściliśmy posty na kilku portalach FB w Pasto, ale dzisiaj w południe lecimy do Bogoty do Ambasady po nowe papiery. Jutro o 9.00 mamy spotkanie. Nie zazdroszczę, wczoraj Ambasador zaczął dopiero pracę w Bogocie a już się wrzepił na minę...[emoji23]
pifko napisał:Jest bezpiecznie, ale wczoraj straciliśmy paszporty.No cóż, jak mawiał Ed Stark, wszystko co wypowiedziane przed "ale" jest gó.no warte.Powodzenia w ambasadzie...
@pifko współczuję, a wiecie w jaki sposób straciliście paszporty? zgubienie czy na pewno kradzież? Nas typek chciał okraść w Ipiales na dworcu od razu po wyjściu z autokaru wykorzystując moment odbierania bagaży z luku, na szczęście mu się nie udało.
pifko napisał: Jest bezpiecznie, ale wczoraj straciliśmy paszporty.No i cały suspens z poprzedniego odcinka poszedł się dy... yyy, znaczy się, uleciał
:D
powiem krótko, cała Ameryka, dwa ostatnie wyjazdy i 2 zostawionego tam telefony, a lecę oby znowu w kwietniu, chyba wezmę atrapę, a paszportu to żona nie daje mi w ogóle, tylko trzyma zawsze na "klacie"
@kostek966 oby Ci wyszło co planujesz. Niestety znak czasów. A z tymi paszportami to jest tak, że kroku nie zrobisz bez. Na terminal wchodzisz, mierzenie temperatury, spisanie protokołu sanitarnego, potrzebne paszporty. Kupno biletu - paszporty, przechodzisz do poczekalni- odkażanie i paszporty, wchodzisz do autobusu - odkażanie butów, kontrola biletów i paszportów. A teraz taki dzień gdzie są dwie przesiadki, czyli 3 przejazdy. Do tego wejście gdzieś do marketu i meldowanie w hotelu daje jakieś 20 użyć paszportów to po kilku dniach człowiek już nie chowa głęboko paszportów tylko trzyma w kieszeni. Skutki tego smutne...[emoji86]
maginiak napisał:pifko napisał:Jest bezpiecznie, ale wczoraj straciliśmy paszporty.No cóż, jak mawiał Ed Stark, wszystko co wypowiedziane przed "ale" jest gó.no warte.Powodzenia w ambasadzie......ale chociaż nikt nam kosy pod ziobro nie wsadził, tylko kulturalnie obmacał...[emoji6]
pifko napisał:@naimad sprytnie z kieszeni wyjęli pomiędzy katedrą a innym kościołem...[emoji24]Chyba oglądali Wiadomości w TV Polonia i wydawało im się, że to paszporty raju mlekiem i miodem płynącego, a nie jakiegoś, za przeproszeniem, San Escobar.
!!! Informacja z ostatniej chwili. Sąd Najwyższy Kolumbii nakazał rządowi przywrócenia kwarantanny i testów dla przylatujących obcokrajowców. Tylko jeszcze nie wiadomo kiedy się uprawomocni i kiedy rząd wyda rozporządzenie. To informacja od znajomego Kolumbijczyka, który notabene studiował w Polsce...[emoji6]
Niesamowita sprawa! Tyle tylko że dotrzeć z okolic Tagangi, pewnie poprzez Villavincencio, w rejon Serranía de la Lindosa to dobre kilka dni podróży. Inna rzecz, że taka podróż też sama w sobie może być interesująca, zwłaszcza ostatni odcinek.
jeśli @pifko się jednak nie zdecyduje, zawsze może się potem usprawiedliwić, że i tak Tony Halik już tam pewnie był
;)A tak na serio, to ciekawe, kiedy będzie to udostępnione dla zwiedzających. Mam być w Kolumbii we wrześniu. Kto wie...
tropikey napisał:A może dacie radę dotrzeć jeszcze do tej świeżynki?https://www.lonelyplanet.com/articles/c ... c-rock-artBylibyście pewnie pierwszymi Polakami na miejscu
:DCzytałem jakiś czas temu o tym i była to wyprawa bardzo ciężka przez dżunglę. Na pewno kilkutygodniowa. Pewnie za kilka lat stanie się atrakcją. Najpierw dla najbogatszych helikopterami, później dla mniej majętnych. Postęp niestety dotyka każdej dziedziny. Niedługo może doczekamy przejazdu największym hardkorem jakim jest Darien. Na razie tylko Cejrowski z Pawlikowską przeszli. I to boso...[emoji16][emoji23][emoji2957]
@pifko dzięki za fajną relację
:) też lecę wkrótce do Kolumbii i mam pytanie - czy instalowałeś CoronaApp? Jest obowiązek instalowania tej appki? Z tego co czytam są problemy z wprowadzeniem do appki innego numeru niż kolumbijski i zastanawiam się, czy muszę kupować 2 kolumbijskie karty sim po przylocie, żeby odpalić appkę.
@elsylwioMi sprawdzali tylko Checkmig. Nawet nie wzięli formularza, który dawali stewardzi w samolocie. Chyba był dla miejscowych. Apka nie jest obowiązkowa. Sami Kolumbijczycy się z niej śmieją jak my z naszej...[emoji23]
pifko napisał:@elsylwioMi sprawdzali tylko Checkmig. Nawet nie wzięli formularza, który dawali stewardzi w samolocie. Chyba był dla miejscowych. Apka nie jest obowiązkowa. Sami Kolumbijczycy się z niej śmieją jak my z naszej...[emoji23][quote="pifko"]dzięki wielkie za odpowiedź! życzę fajnej końcówki podróży oraz czekam na dalszą relację
:)
Oj tak. Kilka fajnych dni spędziliśmy razem[emoji41]. Właśnie siedzimy na lotnisku i za 2 godziny powrót do kraju. Tu restauracje czynne, ciepło, rum, piwo tańsze od wody. Żal d**ę ściska. Śladem Izy i Krzyśka jakiejś podróży nie dokończymy i pozostaniemy z otwartym biletem. [emoji6]
pifko napisał:tropikey napisał:A może dacie radę dotrzeć jeszcze do tej świeżynki?https://www.lonelyplanet.com/articles/c ... c-rock-artBylibyście pewnie pierwszymi Polakami na miejscu
:DCzytałem jakiś czas temu o tym i była to wyprawa bardzo ciężka przez dżunglę. Na pewno kilkutygodniowa. Pewnie za kilka lat stanie się atrakcją. Najpierw dla najbogatszych helikopterami, później dla mniej majętnych. Postęp niestety dotyka każdej dziedziny. Niedługo może doczekamy przejazdu największym hardkorem jakim jest Darien. Na razie tylko Cejrowski z Pawlikowską przeszli. I to boso...[emoji16][emoji23][emoji2957]Cejrowski to co najwyżej mógł zrobić boso kilka kroków przed kamerą.To przecież konfabulant tchórz i samochwała.O innych przypadłościach nie wspomnę
Dla osób, którym w przyszłości ukradną paszport bardzo ważna informacja, żeby przy wypisywaniu raportu przez policję była zaznaczona adnotacja o kradzieży i to z dopiskiem utrata nieumyślna. Prawie pół wieku żyję już na tym świecie i właśnie się dowiedziałem, że może być zawiniona przeze mnie kradzież
:lol: To jakby gwałt też był zawiniony i niezawiniony, a to przestaje być śmieszne. Już trzeci miesiąc bujam się z Urzędem Wojewódzkim, co prawda już widać światełko w tunelu, ale nowego paszportu nie mam nadal. Jak coś się zmieni, poinformuję na bieżąco.
Dzisiejszy dzień miał być lajtowy i to nam się udało. Pojeździliśmy po okolicach Leyvy, wioskach, miasteczkach i winnicach w drodze do noclegu w Samace oddalonej zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów.
Sama Villa de Leyva w dzień prezentuje się równie ciekawie co wieczorem. Można odwiedzić kilka muzeów, my wybraliśmy Muzeum Casa Nariño.
Zaraz przy samej Villa de Leyva znajduje się atrakcją o nazwie Casa de Terracota, coś dla fanów twórczości Gaudiego, niestety zamknięta dla zwiedzających z powodu covidu.
Niedaleko znajduje się też atrakcja o nazwie Pozo Azules, szmaragdowe sadzawki. Są na prywatnym terenie dlatego też cena odpowiednia (12k). My nie skorzystaliśmy, żadna to dla nas atrakcja takie sadzawki i to w smrodzie i hałasie quadów, buggie i innych enduro.
Za to kilkanaście kilometrów dalej dotarliśmy do kolorowego miasteczka Raquira. Super miejsce do odpoczynku, zjedzenia obiadu czy chociażby napicie się kawy czy gorącego kakao.
W każdym mieście, miasteczku czy wiosce można spróbować kolumbijskich napitków. Kawa tinto w małym kubeczku na rogu ulicy to koszt 500 peso (50gr), w sklepach czy kawiarenkach lub knajpkach serwujących śniadania i obiady można się napić kolumbijskiej kawy z ekspresów znanych firm (np Nescafé) za 1k-1.5k. w tej cenie zarówno kawa czarna, z mlekiem jak również pyszne kakao. W Kolumbii wypiliśmy tego duuuuużo.
W dużych miastach jak Bogota, Cartagena czy Medellin ceny nieznacznie wyższe. Tinto 700-800 peso (70-80gr), kawa i kakao1.5-3k.
Osobna historia to kawiarnie Juan Valdez. Tam już ceny europejski od 5k za małą kawkę do 13k za pucharek kawki z bitą śmietaną.
Kawiarnie, knajpki...
Temat rzeka, najlepsze te znalezione po prostu na trasie naszego przechodu lub przejazdu...[emoji12].
Na dzisiejszy obiadek zatrzymaliśmy się w Parilli, czyli grillowni. Dla każdego coś fajnego. Dla mnie to miejsca szczególne.
Jako, że moja druga połówka jest vegatarianką, po zamówieniu dwóch zestawów, mi trafia się podwójna porcja "mniensa" i pozbywam się surówek...[emoji16]
W Polsce zazwyczaj nie jadam mięsa, jakoś nie jestem w stanie tknąć tego czegoś co leży na półce w markecie, po prostu unikam toksycznego g**na jak kurczaki czy nawet łososia norweskiego. Czasem tylko jak się trafi coś z zaufanego źródła, jakąś gąska, kaczuszka, to owszem. Za to jak trafiam w regiony z regionalnym mięskiem jak wołowina wagyu z Kobe, nowozelandzka wołowina, islandzkie owieczki, brazylijska czy argentyńska wołowina, mięsko z gnu czy oryksa, krokodyl w Peru, kangur, to szaleję za wszystkie czasy. Nie spodoba się to pewnie zatwardziałym vege, ale cóż ja na to poradzę...
Z tą Samacą to dziwna sprawa. Zauważyliśmy to jeszcze dnia poprzedniego kiedy to wyszliśmy z hotelu o 17.00 żeby zrobić zakupy i coś zjeść. Wszystko nagle zaczęło się zamykać i ludzie znikali z ulic, jakby miał się pojawić Obcy i wszystkich pożreć. Jeździliśmy chwilę jeszcze bez celu, po czym wróciliśmy do hotelu, położonego nieco na uboczu, stąd wypad samochodem na zakupy. Nawet właścicielka hotelu nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Tak bo tak, bo po prostu tak jest w tej okolicy...[emoji86]
Pozostało dojeść resztki. Jakiś kawałek papaji, kokos, avocado, pomidor, wafelki.
Mix kolanko po prostu...[emoji2957]
Liczyliśmy na obfite śniadanie chociaż. Nic z tego. Spakowaliśmy zabawki i postanowiliśmy zjeść coś na trasie do Tunji. Wyjeżdżając z Samaki zatrzymał nas młody koleś i poprosił o podwózkę. Na pytanie dokąd, odpowiedział, że zawsze w weekend staje na wyjeździe z miasta i jedzie z tym kto się zatrzyma ile się da. Takie zwiedzanie i poznawanie świata w skali mikro. Bardzo nam się spodobał ten pomysł. Przegadaliśmy całą kilkudziesięciokilometrową trasę do Tunji. Rozstaliśmy się dopiero przy rynku.
Tunja
Dopiero przy placu znaleźliśmy śniadanie. Głód już był z tych ostrych. Gdy wpadliśmy do śniadaniowni od razu zamówiliśmy kilka empanad, po kawałku sernika i kawkę. Do tego dostaliśmy salsę, trochę za ostro jak na śniadanie, ale żyje się tylko raz [emoji3]
Oczywiście empanady w miarę jedzenia były jeszcze domawiane, a pani sprzedająca cierpliwie podgrzewała. W końcu zaspokoiliśmy swoje parszywe żądze. Dodam tylko, że ta hedonistyczna uczta kosztowała nas w sumie 11k.
Na zdjęciu pierwszy set...[emoji493]
Plac główny jest ogromny. Jak w większości okolicznych miast. W końcu służył głównie do handlu niewolnikami, których do pracy w kopalniach potrzebował Kolumb. Będąc w Polsce i oglądając w telewizorni jak obalają pomniki Kolumba niewiele mnie to ruszało. Będąc w kraju gdzie się to działo, słuchając opowieści ludzi krew się we mnie gotowała. Gdyby nie udało się powstrzymać Hitlera w Europie to mógłby w 50 lat dorównać Kolumbowi. Przykładem niech będzie tylko jedna z wysp, La Hipaniola, zamieszkała przez 3 mln ludzi. Od 1492 w ciągu 20 lat ludność rdzenna zmniejszyła liczebność do 60 tys, po kolejnych 30 latach wyginęła.
Tunję opuściliśmy po krótkim spacerze po placu i okolicznych sklepikach. Nic więcej ciekawego nie znaleźliśmy. Do Zipaquiry, gdzie mieliśmy klepnięty nocleg mieliśmy niedaleko, gdybyśmy pojechali autostradą, dlatego postanowiliśmy pokluczyć po okolicznych miasteczkach, jednocześnie omijając opłaty na autostradach, które już kilkakrotnie przekroczyły koszt benzyny.
I tak kolejnym miasteczkiem był górniczy Nemocon. Widać od razu wyższą stopę życia. VW, Beemki, nawet jeden Merc, w koncu dookoła kopalnie.[emoji6]
Po południu w końcu dotarliśmy do Zipaquiry. Po zameldowaniu w hotelu, położonym w cichej okolicy, ale zaledwie trzy przecznice od placu centralnego, poszliśmy na zwiady, czy miasto żyje. Nie zawiedliśmy się. W Kolumbii Mikołajki obchodzą bardzo hucznie i żywiołowo. Na ulicach pełno ludzi, wszelkiej maści jadłodajnie otwarte, przygotowania do świąt, zakupy i strojenie ulic i placów przez służby miejskie widać było na każdym kroku.
Dzisiaj ostatni dzień w Kolumbii. Niby odprawa zrobiona, ale po wcześniejszych doświadczeniach niepokój został. Jak samolot nie poleci to...[emoji6]