@tropikey tak, byliśmy raniuśko
:) ale też zdjęcia starałam się robić tak, żeby w kadrze nie było tłumów... nie byliśmy tam sami
;-)Ciemna strona Dubaju
Dubaj to tygiel kulturowy. Niby jesteś w kraju arabskim, ale właściwie tego nie czujesz… Rdzenni Emiratczycy stanowią niecałe 20 procent mieszkańców. Reszta to ekspaci przybywający do kraju głównie w celach zarobkowych oraz turyści. Podobno połowa imigrantów pochodzi z Indii, Pakistanu i Bangladeszu – są najtańszą siłą roboczą zatrudnianą do wykonywania najcięższej, fizycznej pracy. Bez nich Dubaj nie mógłby poszczycić się tak pokaźnymi wieżowcami i autostradami. Ponad to, jest sporo kobiet z Etiopii i Filipin, które najczęściej znajdują pracę w charakterze służących lub opiekunek do dzieci. W końcu Amerykanie i Europejczycy, których główną działką są sektory specjalistyczne i praca umysłowa.
Na ulicach, czy w restauracjach mijasz kobiety w abajach noszące hidżab lub dłuższą chimarę, jak również nikab – chustę zakrywającą twarz. Nie brakuje kobiet w burkach okrywających całe ciało - łącznie z oczami zasłoniętymi siatką. Mężczyźni noszą śnieżnobiałe, beżowe lub niebieskie kandury i różnorodnie wiązane gutrie na głowach. Barwny kulturowy misz-masz dopełniają cudzoziemcy: Hinduski w kolorowych sari, Afrykanki w tradycyjnych kolorowych, fikuśnych turbanach i my, czyli reszta świata, ubrana hmm… klasycznie ?, „po europejsku”.
Dubaj - choć na pierwszy rzut oka wydaje się być miastem marzeń i oazą bogactwa, w rzeczywistości niestety nie jest diamentem bez skazy i ma swoje niechlubne oblicze. Dla rodowitych Emiratczyków to „kraina mlekiem i miodem płynąca”, z niekończącą się niemal listą przywilejów przysługujących na każdym etapie życia. Do niedawna obywatele kraju nie płacili absolutnie żadnych podatków (ze względu na kryzys ropy ostatnio wprowadzono 5% VAT). Ich miesięczna pensja oscyluje w granicach od 20 do nawet 65-80 tysięcy AED. Ponad to, każdy obywatel kraju dostaje od państwa ziemię, dotację na willę i kilkudziesięciotysięczną „zapomogę” na własne wesele. Państwo opłaca edukację dzieci w szkołach prywatnych, a następnie daje możliwość wyjazdu i studiowania na najbardziej prestiżowych uczelniach świata. Świeżo upieczeni absolwenci, po powrocie, mogą liczyć na własne mieszkanie. Służba zdrowia jest całkowicie darmowa. Benzyna za grosze. Emiratczycy nie płacą też za prąd, ani wodę. Ze znalezieniem pracy nie mają właściwie żadnych problemów, ponieważ funkcjonuje „emiratyzajca rynku pracy”, czyli podczas rekrutacji rdzenny Emiratczyk traktowany jest priorytetowo. Bez względu na kwalifikacje, czy doświadczenie zawodowe.Emiratczycy żyją jak elita. Problemy finansowe są im obce. Wszystko co mają zostało podane im pod nos, na złotych talerzach. Społeczność ta nigdy nie wytworzyła klasy pracującej.
I tutaj płynnie przechodzimy do imigrantów, dla których miasto marzeń często staje się miejscem wyzysku i niewolniczej pracy za głodowe stawki. Dysonans miedzy bogactwem i pozycją rodowitych Emiratczyków a statusem pracujących tam cudzoziemców jest druzgoczący... Klejnot Arabskiego świata prawie w całości został wzniesiony i funkcjonuje w oparciu o niewolniczą pracę ekspatów... Zdaje sobie sprawę, że tego typu rozważania to pewnie nie na ten czas i inne miejsce, ale jest to niewątpliwie głęboka rysa na szkle, o której warto pamiętać spacerując w cieniu architektonicznych cudów. „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). W badanie sprawy zaangażowana jest m.in. Amnesty International. To ciemna strona inwestycyjnego boomu w zatoce.” Rozmach inwestycji graniczący z szaleństwem okupiony zdrowiem i często życiem robotników, którzy w 40-stopniowym upale pracują ponad siły. Jeśli macie ochotę zgłębić temat odsyłam do dwóch pozycji: „Beduinki na Instagramie” Aleksandry Chrobak, która w obawie o karę więzienia opuściła Emiraty przed publikacją swojej książki oraz „Dubaj. Prawdziwe oblicze.” Jacka Pałkiewicza, który uważa, że „petrodolary zapewniły Dubajowi pobłażliwość świata, który nie ma odwagi, by złożyć interesy ekonomiczne na ołtarzu walki o prawa człowieka.” Nie są to pozycje wybitne pod względem literackim, ale ukazują miasto blichtru z szerszej, mniej chlubnej, perspektywy.
Nie-żona / Nie-mąż
Warto również pamiętać o tym, że w Dubaju i na terenie całego ZEA publiczne okazywanie sobie czułości uważane jest za niestosowne. Pod karą grzywny zabronione jest przytulanie, całowanie, a nawet trzymanie się za ręce, bez względu na to, czy para jest małżeństwem, czy nie. Islamskie prawo zabrania życia ze sobą niezamężnej parze, w związku z tym w zależności od dzielnicy Dubaju – im dalej od turystycznej części miasta tym zjawisko to jest częstsze - w hotelach należy przedstawić akt małżeństwa. Jeśli nie jest się małżeństwem lub rodziną hotel może nie zgodzić się na wynajęcie pokoju. Najlepiej przed wizytą skontaktować się z obiektem i dopytać, czy dokument jest niezbędny.
Komunikacja miejska
Dubaj jest bardzo dobrze rozwinięty w zakresie transportu publicznego. My w większości poruszaliśmy się w pełni zmotoryzowanym metrem. Jego dwie linie czerwona (od UAE Exchange do Rashidya) oraz zielona (od Creek do Etisalat) umożliwiają dojazd do praktycznie każdej części miasta. Najkorzystniej jest zainwestować w kartę NOL (my zdecydowaliśmy się na wersję Silver – była dla nas najkorzystniejsza), którą wielokrotnie można doładowywać, w zależności od potrzeb. Należy pamiętać, że karty odbija się przy wejściu i wyjściu z metra (przechodząc przez bramki) lub przed wejściem i po wyjściu z tramwaju – jeszcze na przystankach.
W metrze obowiązuje całkowity zakaz jedzenia, picia oraz żucia gumy. Wyznaczone są również specjalne różowe przedziały tylko dla kobiet i dzieci.
Jakie były moje odczucia po 4 dniach w Dubaju? Zaskakująco pozytywne. Mówili, że to luksusowe miasto bez duszy. Że przesadne, sztuczne i bez klimatu. A ja polubiłam futurystyczny Dubaj za jego bezkompromisowość, harmonię i gościnność. Za wielokulturowość i unikalność. Za to, że jest dowodem na to, że muzułmańskie wartości potrafią współgrać z zachodnim modelem życia. Pewnie kiedyś - przelotem ?- wrócę.@oskiboski @nakoniecswiata @marcin.krakow @tropikey dziękuję za miłe słowa, zabieram się za Filipiny ?
FILIPINY, czyli raj na każdą kieszeń ?
Ponieważ nie prowadziłam zapisków na bieżąco, postanowiłam nie relacjonować Filipin dzień po dniu - to po prostu nie może się udać.
:D Podzielę je natomiast na 3 etapy – 3 główne wyspy: Apo Island, Bohol oraz Palawan.
APO ISLAND, czyli Mały Dom dla Wielkich Żółwi.
Odkrywanie Filipin rozpoczęliśmy „z wysokiego C” kierując się bezpośrednio na Apo Island, na której spędziliśmy 3 dni. Nie poświęciliśmy czasu na konfrontowanie rzeczywistości Manili z jej złą reputacją, nie zatrzymaliśmy się również na Dumaguete. Wizja tego, co miało się wydarzyć już wkrótce była tak obiecująca i bezkonkurencyjna, że w tamtym czasie przyćmiewała wszystko inne.
Apo Island to wulkaniczne maleństwo o powierzchni zaledwie 74 ha, leżące na południe od wyspy Negros. Traktowaliśmy ją priorytetowo nie z uwagi na to, co oferuje na lądzie, a ze względu na otaczające ją wody i skarby skrywane pod jej powierzchnią. Porośnięty przepiękną rafą koralową morski rezerwat jest domem dla licznych gatunków ryb i żerujących przy wybrzeżu żółwi, które zresztą były czynnikiem decydującym o naszej wizycie. Byłabym naiwna łudząc się, że jednodniowa wizyta na Apo mogłaby mnie zaspokoić i pozwolić na opuszczenie wyspy bez poczucia żalu, czy niedosytu. Jednodniowo to co najwyżej można sobie odhaczyć jakąś zatłoczoną stolicę w ramach city-breaku. Kontaktu z naturą się nie „zalicza”.
;) Z tego powodu na wstępie odpadły wszelkiego rodzaju opcje zorganizowanych wycieczek. Żadnego doświadczania w towarzystwie histeryzujących w wodzie chińczyków i żadnego nerwowego spoglądania na zegarek. Nieograniczony czas i elastyczność – inaczej sobie tego spotkania nie wyobrażałam... Nocleg na Apo był bezdyskusyjny.
:D
Ze względu na niewielkie rozmiary wyspy ilość miejsc noclegowych jest ograniczona. Jeśli planujecie na Apo zostać kilka dni pomyślcie o zarezerwowaniu noclegu z odpowiednim wyprzedzeniem. My zatrzymaliśmy się w Liberty Lodge i gorąco polecam to miejsce. Pokoje są skromne, ale w klimacie który lubię. Widok z balkonów na wzniesieniu jest boski, a jedzenie serwowane w restauracji poniżej wyśmienite! Obsługa ośrodka była niezwykle uprzejma, uśmiechnięta i pomocna. Liberty pomogło nam również w zorganizowaniu transferu „na” i „z” wyspy. Dzięki temu pozbyliśmy się logistycznego balastu. Azjatyckie podejście do jakichkolwiek grafików jest raczej beztroskie, a czas jest odczuciem mocno subiektywnym. A tak… mieliśmy pewność, że łódka nie wypłynie z Malatapay Market bez nas. I była spora szansa na to, że wypłynie o czasie.
;)
Po przypłynięciu na Apo musieliśmy się „zarejestrować”” i opłacić entrance fee w wysokości 100PHP/os. Gdy tylko dopełnimy formalności, rzuciliśmy bagaże i popędzimy przywitać się z gromadką morskich słodziaków.
Snurkowanie w pobliżu Apo to właściwie gwarancja spotkania tych wyjątkowych stworzeń. W wodzie został wydzielony orientacyjny obszar, w obrębie którego teoretycznie szanse na zobaczenie żółwia są największe. Jest to strefa płatna. W praktyce miejsce to należy traktować z przymrużeniem oka, ponieważ nie jest to zbiornik zamknięty. Jego granice tworzą paliki luźno połączone liną, w związku z tym żółwie przemieszczają się w sposób przez nikogo niekontrolowany. Pływają gdzie im się żywnie podoba i zapewniam - równie swobodnie wpływają, jak i opuszczają strefę płatną. Bez żalu odpuściliśmy sobie towarzystwo zorganizowanych grup wycieczkowych snurkujących w idiotycznie wydzielonej „strefę VIP-owskiej” i przenieśliśmy się kilkanaście metrów dalej - nikomu niczego nie płacąc.
Banan z buzi nie schodził mi do wieczora… nie schodził tez następnego dnia… i następnego po następnym. Największe prawdopodobieństwo na spotkanie tych cudownych stworzeń mamy popołudniu, kiedy przypływ i podwyższony stan wody umożliwiają żółwiom podpłynięcie blisko wybrzeża i beztroskie ucztowanie na okolicznej rafie. Pływanie z żółwiami to fantastyczne przeżycie. Wiem doskonale, że jestem w tym temacie nadwrażliwcem, ale dla mnie takie momenty są MAGICZNE… i zawsze mnie wzruszają (tak jak Simba z tekstem „Tato, chodźmy do domu” – wiem co mówię, sprawdzałam ostatnio i nadal zalewam się łzami
:D ). I jestem absolutnie przekonana, że dla dokładnie TAKICH momentów warto wydać określoną sumę pieniędzy i lecieć na drugi koniec świata……. Apo Island to unikalne miejsce, gdzie żółwi się nie ogląda tak o, po prostu, jak w oceanarium. To miejsce, gdzie się z nimi spotykasz… W ich środowisku, na ich warunkach. Gdzie DOŚWIADCZASZ ich obecności. Nawiązujesz interakcję. Nie szukają kontaktu, ale też nie stronią od ludzi. Same podpływają. Są ciekawskie. Widzisz, że cię obserwują. Kiedy przepływają kilka centymetrów pod tobą czujesz charakterystyczny ruch wody. Są taaaak blisko. Na wyciągnięcie ręki.
I taaaak strasznie walczyłam ze sobą żeby ich nie dotknąć… Zakochanie od pierwszej sekundy! Przez trzy dni towarzyszyły nam żółwie różnej wielkości i – jak wnioskuję po różnorodnych skorupach – różnego gatunku. A skorupy mają przepiękne, jak malowane. Były fantastyczne!
Btw – jeśli planujecie snorkeling ograniczcie proszę używanie drogeryjnych kosmetyków z chemicznymi filtrami UV do minimum. Spłukiwane podczas kąpieli szkodzą rafom koralowym i innym organizmom wodnym. Większość balsamów/olejków ma w swoim składzie oksybenzon (jego inna nazwa to benzofenon-3) - związek, który absorbuje promienie ultrafioletowe. Jest tani w produkcji i w związku z tym stał się bardzo popularnym składnikiem filtrów przeciwsłonecznych. Zaburza on niestety działanie hormonalne parzydełkowców, uszkadza materiał genetyczny koralowców upośledzając ich zdolność do reprodukcji, przez co wpływa na zmniejszenie populacji. Rafa staje się bardziej podatna na choroby i mniej odporna na zmiany klimatu. Blaknie i obumiera, a nowa nie ma szansy na wzrost. Dlatego, zanim nałożymy na siebie warstwę kremu sprawdźmy jego skład lub skorzystajmy po prostu ze specjalnej odzieży chroniącej przed promieniowaniem słonecznym. Nie chcemy przecież chroniąc samych siebie, truć innych?
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?Żółwie są zdecydowanie największą atrakcją wyspy, ale sama wyspa, chyba głównie ze względu na swoje rozmiary i kameralny klimat, jest bardzo przyjemnym, spokojnym i godnym polecenia miejscem. W oczekiwaniu na popołudniowe snurki wybieraliśmy się na spacery wzdłuż linii brzegowej i w głąb wyspy. Wyszliśmy też na punkt widokowy, który punktem widokowym jest chyba właściwie tylko z nazwy. Panorama, którą zastaliśmy na górze nie zasługiwała nawet na jedno zdjęcie, ale ostatecznie lepszy mały trekking niż smażing na plaży, więc wielkiego żalu nie było.
Po pierwsze, super zdjęcia! A po drugie, jak ja Wam zazdroszczę tych pustek w meczecie w Abu Zabi... Niech zgadnę - byliście tam punktualnie na otwarcie? Gdy byłem tam w listopadzie 2017, otaczał mnie istny tłum (byłem wieczorem). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Przeczytane od deski do deski. Oto dowód: "Komunikacja miejsca"
;)A tak bardziej poważnie, po tych interesujących wpisach chyba zmienię zdanie na temat długości mojego potencjalnego pobytu w przyszłości w Dubaju
:) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Relacja super, 2 lata temu miałem podobny wyjazd Dubaj, APO, Siqujor, Bohol, Manila.Jedna uwaga, z tego co wiem to mundial 2022 będzie w Katarze a nie w Dubaju
:D „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). ”
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?
Swietna relacja! Ja Dubaj kocham i nigdy sie tam nie nudze. Zawsze jest cos do ogladania czy robienia. Sprostuje tylko, ze stok narciarski nie jest w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates. I z kuponem z aplikacji The Entertainer, calkiem przystepny cenowo.Filipiny natomiast wcale mnie nie kreca... Ale relacja i tak pierwsza klasa!
@oskiboski nie
:) na Boholu gotówka załatwia wszystko
:) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić
:lol: oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwoty
@tropikey tak, byliśmy raniuśko :) ale też zdjęcia starałam się robić tak, żeby w kadrze nie było tłumów... nie byliśmy tam sami ;-)Ciemna strona Dubaju
Dubaj to tygiel kulturowy. Niby jesteś w kraju arabskim, ale właściwie tego nie czujesz… Rdzenni Emiratczycy stanowią niecałe 20 procent mieszkańców. Reszta to ekspaci przybywający do kraju głównie w celach zarobkowych oraz turyści. Podobno połowa imigrantów pochodzi z Indii, Pakistanu i Bangladeszu – są najtańszą siłą roboczą zatrudnianą do wykonywania najcięższej, fizycznej pracy. Bez nich Dubaj nie mógłby poszczycić się tak pokaźnymi wieżowcami i autostradami. Ponad to, jest sporo kobiet z Etiopii i Filipin, które najczęściej znajdują pracę w charakterze służących lub opiekunek do dzieci. W końcu Amerykanie i Europejczycy, których główną działką są sektory specjalistyczne i praca umysłowa.
Na ulicach, czy w restauracjach mijasz kobiety w abajach noszące hidżab lub dłuższą chimarę, jak również nikab – chustę zakrywającą twarz. Nie brakuje kobiet w burkach okrywających całe ciało - łącznie z oczami zasłoniętymi siatką. Mężczyźni noszą śnieżnobiałe, beżowe lub niebieskie kandury i różnorodnie wiązane gutrie na głowach. Barwny kulturowy misz-masz dopełniają cudzoziemcy: Hinduski w kolorowych sari, Afrykanki w tradycyjnych kolorowych, fikuśnych turbanach i my, czyli reszta świata, ubrana hmm… klasycznie ?, „po europejsku”.
Dubaj - choć na pierwszy rzut oka wydaje się być miastem marzeń i oazą bogactwa, w rzeczywistości niestety nie jest diamentem bez skazy i ma swoje niechlubne oblicze.
Dla rodowitych Emiratczyków to „kraina mlekiem i miodem płynąca”, z niekończącą się niemal listą przywilejów przysługujących na każdym etapie życia. Do niedawna obywatele kraju nie płacili absolutnie żadnych podatków (ze względu na kryzys ropy ostatnio wprowadzono 5% VAT). Ich miesięczna pensja oscyluje w granicach od 20 do nawet 65-80 tysięcy AED. Ponad to, każdy obywatel kraju dostaje od państwa ziemię, dotację na willę i kilkudziesięciotysięczną „zapomogę” na własne wesele. Państwo opłaca edukację dzieci w szkołach prywatnych, a następnie daje możliwość wyjazdu i studiowania na najbardziej prestiżowych uczelniach świata. Świeżo upieczeni absolwenci, po powrocie, mogą liczyć na własne mieszkanie. Służba zdrowia jest całkowicie darmowa. Benzyna za grosze. Emiratczycy nie płacą też za prąd, ani wodę. Ze znalezieniem pracy nie mają właściwie żadnych problemów, ponieważ funkcjonuje „emiratyzajca rynku pracy”, czyli podczas rekrutacji rdzenny Emiratczyk traktowany jest priorytetowo. Bez względu na kwalifikacje, czy doświadczenie zawodowe.Emiratczycy żyją jak elita. Problemy finansowe są im obce. Wszystko co mają zostało podane im pod nos, na złotych talerzach. Społeczność ta nigdy nie wytworzyła klasy pracującej.
I tutaj płynnie przechodzimy do imigrantów, dla których miasto marzeń często staje się miejscem wyzysku i niewolniczej pracy za głodowe stawki. Dysonans miedzy bogactwem i pozycją rodowitych Emiratczyków a statusem pracujących tam cudzoziemców jest druzgoczący... Klejnot Arabskiego świata prawie w całości został wzniesiony i funkcjonuje w oparciu o niewolniczą pracę ekspatów...
Zdaje sobie sprawę, że tego typu rozważania to pewnie nie na ten czas i inne miejsce, ale jest to niewątpliwie głęboka rysa na szkle, o której warto pamiętać spacerując w cieniu architektonicznych cudów.
„Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). W badanie sprawy zaangażowana jest m.in. Amnesty International. To ciemna strona inwestycyjnego boomu w zatoce.”
Rozmach inwestycji graniczący z szaleństwem okupiony zdrowiem i często życiem robotników, którzy w 40-stopniowym upale pracują ponad siły.
Jeśli macie ochotę zgłębić temat odsyłam do dwóch pozycji: „Beduinki na Instagramie” Aleksandry Chrobak, która w obawie o karę więzienia opuściła Emiraty przed publikacją swojej książki oraz „Dubaj. Prawdziwe oblicze.” Jacka Pałkiewicza, który uważa, że „petrodolary zapewniły Dubajowi pobłażliwość świata, który nie ma odwagi, by złożyć interesy ekonomiczne na ołtarzu walki o prawa człowieka.” Nie są to pozycje wybitne pod względem literackim, ale ukazują miasto blichtru z szerszej, mniej chlubnej, perspektywy.
Nie-żona / Nie-mąż
Warto również pamiętać o tym, że w Dubaju i na terenie całego ZEA publiczne okazywanie sobie czułości uważane jest za niestosowne. Pod karą grzywny zabronione jest przytulanie, całowanie, a nawet trzymanie się za ręce, bez względu na to, czy para jest małżeństwem, czy nie.
Islamskie prawo zabrania życia ze sobą niezamężnej parze, w związku z tym w zależności od dzielnicy Dubaju – im dalej od turystycznej części miasta tym zjawisko to jest częstsze - w hotelach należy przedstawić akt małżeństwa. Jeśli nie jest się małżeństwem lub rodziną hotel może nie zgodzić się na wynajęcie pokoju. Najlepiej przed wizytą skontaktować się z obiektem i dopytać, czy dokument jest niezbędny.
Komunikacja miejska
Dubaj jest bardzo dobrze rozwinięty w zakresie transportu publicznego.
My w większości poruszaliśmy się w pełni zmotoryzowanym metrem. Jego dwie linie czerwona (od UAE Exchange do Rashidya) oraz zielona (od Creek do Etisalat) umożliwiają dojazd do praktycznie każdej części miasta. Najkorzystniej jest zainwestować w kartę NOL (my zdecydowaliśmy się na wersję Silver – była dla nas najkorzystniejsza), którą wielokrotnie można doładowywać, w zależności od potrzeb. Należy pamiętać, że karty odbija się przy wejściu i wyjściu z metra (przechodząc przez bramki) lub przed wejściem i po wyjściu z tramwaju – jeszcze na przystankach.
W metrze obowiązuje całkowity zakaz jedzenia, picia oraz żucia gumy. Wyznaczone są również specjalne różowe przedziały tylko dla kobiet i dzieci.
Jakie były moje odczucia po 4 dniach w Dubaju? Zaskakująco pozytywne.
Mówili, że to luksusowe miasto bez duszy. Że przesadne, sztuczne i bez klimatu. A ja polubiłam futurystyczny Dubaj za jego bezkompromisowość, harmonię i gościnność. Za wielokulturowość i unikalność. Za to, że jest dowodem na to, że muzułmańskie wartości potrafią współgrać z zachodnim modelem życia.
Pewnie kiedyś - przelotem ?- wrócę.@oskiboski @nakoniecswiata @marcin.krakow @tropikey dziękuję za miłe słowa, zabieram się za Filipiny ?
FILIPINY, czyli raj na każdą kieszeń ?
Ponieważ nie prowadziłam zapisków na bieżąco, postanowiłam nie relacjonować Filipin dzień po dniu - to po prostu nie może się udać. :D Podzielę je natomiast na 3 etapy – 3 główne wyspy: Apo Island, Bohol oraz Palawan.
APO ISLAND, czyli Mały Dom dla Wielkich Żółwi.
Odkrywanie Filipin rozpoczęliśmy „z wysokiego C” kierując się bezpośrednio na Apo Island, na której spędziliśmy 3 dni.
Nie poświęciliśmy czasu na konfrontowanie rzeczywistości Manili z jej złą reputacją, nie zatrzymaliśmy się również na Dumaguete. Wizja tego, co miało się wydarzyć już wkrótce była tak obiecująca i bezkonkurencyjna, że w tamtym czasie przyćmiewała wszystko inne.
Apo Island to wulkaniczne maleństwo o powierzchni zaledwie 74 ha, leżące na południe od wyspy Negros. Traktowaliśmy ją priorytetowo nie z uwagi na to, co oferuje na lądzie, a ze względu na otaczające ją wody i skarby skrywane pod jej powierzchnią. Porośnięty przepiękną rafą koralową morski rezerwat jest domem dla licznych gatunków ryb i żerujących przy wybrzeżu żółwi, które zresztą były czynnikiem decydującym o naszej wizycie.
Byłabym naiwna łudząc się, że jednodniowa wizyta na Apo mogłaby mnie zaspokoić i pozwolić na opuszczenie wyspy bez poczucia żalu, czy niedosytu. Jednodniowo to co najwyżej można sobie odhaczyć jakąś zatłoczoną stolicę w ramach city-breaku. Kontaktu z naturą się nie „zalicza”. ;) Z tego powodu na wstępie odpadły wszelkiego rodzaju opcje zorganizowanych wycieczek. Żadnego doświadczania w towarzystwie histeryzujących w wodzie chińczyków i żadnego nerwowego spoglądania na zegarek.
Nieograniczony czas i elastyczność – inaczej sobie tego spotkania nie wyobrażałam... Nocleg na Apo był bezdyskusyjny. :D
Ze względu na niewielkie rozmiary wyspy ilość miejsc noclegowych jest ograniczona. Jeśli planujecie na Apo zostać kilka dni pomyślcie o zarezerwowaniu noclegu z odpowiednim wyprzedzeniem. My zatrzymaliśmy się w Liberty Lodge i gorąco polecam to miejsce. Pokoje są skromne, ale w klimacie który lubię. Widok z balkonów na wzniesieniu jest boski, a jedzenie serwowane w restauracji poniżej wyśmienite! Obsługa ośrodka była niezwykle uprzejma, uśmiechnięta i pomocna.
Liberty pomogło nam również w zorganizowaniu transferu „na” i „z” wyspy. Dzięki temu pozbyliśmy się logistycznego balastu. Azjatyckie podejście do jakichkolwiek grafików jest raczej beztroskie, a czas jest odczuciem mocno subiektywnym. A tak… mieliśmy pewność, że łódka nie wypłynie z Malatapay Market bez nas. I była spora szansa na to, że wypłynie o czasie. ;)
Po przypłynięciu na Apo musieliśmy się „zarejestrować”” i opłacić entrance fee w wysokości 100PHP/os. Gdy tylko dopełnimy formalności, rzuciliśmy bagaże i popędzimy przywitać się z gromadką morskich słodziaków.
Snurkowanie w pobliżu Apo to właściwie gwarancja spotkania tych wyjątkowych stworzeń. W wodzie został wydzielony orientacyjny obszar, w obrębie którego teoretycznie szanse na zobaczenie żółwia są największe. Jest to strefa płatna. W praktyce miejsce to należy traktować z przymrużeniem oka, ponieważ nie jest to zbiornik zamknięty. Jego granice tworzą paliki luźno połączone liną, w związku z tym żółwie przemieszczają się w sposób przez nikogo niekontrolowany. Pływają gdzie im się żywnie podoba i zapewniam - równie swobodnie wpływają, jak i opuszczają strefę płatną. Bez żalu odpuściliśmy sobie towarzystwo zorganizowanych grup wycieczkowych snurkujących w idiotycznie wydzielonej „strefę VIP-owskiej” i przenieśliśmy się kilkanaście metrów dalej - nikomu niczego nie płacąc.
Banan z buzi nie schodził mi do wieczora… nie schodził tez następnego dnia… i następnego po następnym.
Największe prawdopodobieństwo na spotkanie tych cudownych stworzeń mamy popołudniu, kiedy przypływ i podwyższony stan wody umożliwiają żółwiom podpłynięcie blisko wybrzeża i beztroskie ucztowanie na okolicznej rafie.
Pływanie z żółwiami to fantastyczne przeżycie. Wiem doskonale, że jestem w tym temacie nadwrażliwcem, ale dla mnie takie momenty są MAGICZNE… i zawsze mnie wzruszają (tak jak Simba z tekstem „Tato, chodźmy do domu” – wiem co mówię, sprawdzałam ostatnio i nadal zalewam się łzami :D ). I jestem absolutnie przekonana, że dla dokładnie TAKICH momentów warto wydać określoną sumę pieniędzy i lecieć na drugi koniec świata……. Apo Island to unikalne miejsce, gdzie żółwi się nie ogląda tak o, po prostu, jak w oceanarium. To miejsce, gdzie się z nimi spotykasz… W ich środowisku, na ich warunkach. Gdzie DOŚWIADCZASZ ich obecności. Nawiązujesz interakcję. Nie szukają kontaktu, ale też nie stronią od ludzi. Same podpływają. Są ciekawskie. Widzisz, że cię obserwują. Kiedy przepływają kilka centymetrów pod tobą czujesz charakterystyczny ruch wody. Są taaaak blisko. Na wyciągnięcie ręki.
I taaaak strasznie walczyłam ze sobą żeby ich nie dotknąć… Zakochanie od pierwszej sekundy! Przez trzy dni towarzyszyły nam żółwie różnej wielkości i – jak wnioskuję po różnorodnych skorupach – różnego gatunku. A skorupy mają przepiękne, jak malowane. Były fantastyczne!
Btw – jeśli planujecie snorkeling ograniczcie proszę używanie drogeryjnych kosmetyków z chemicznymi filtrami UV do minimum. Spłukiwane podczas kąpieli szkodzą rafom koralowym i innym organizmom wodnym. Większość balsamów/olejków ma w swoim składzie oksybenzon (jego inna nazwa to benzofenon-3) - związek, który absorbuje promienie ultrafioletowe. Jest tani w produkcji i w związku z tym stał się bardzo popularnym składnikiem filtrów przeciwsłonecznych. Zaburza on niestety działanie hormonalne parzydełkowców, uszkadza materiał genetyczny koralowców upośledzając ich zdolność do reprodukcji, przez co wpływa na zmniejszenie populacji. Rafa staje się bardziej podatna na choroby i mniej odporna na zmiany klimatu. Blaknie i obumiera, a nowa nie ma szansy na wzrost.
Dlatego, zanim nałożymy na siebie warstwę kremu sprawdźmy jego skład lub skorzystajmy po prostu ze specjalnej odzieży chroniącej przed promieniowaniem słonecznym. Nie chcemy przecież chroniąc samych siebie, truć innych?
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?Żółwie są zdecydowanie największą atrakcją wyspy, ale sama wyspa, chyba głównie ze względu na swoje rozmiary i kameralny klimat, jest bardzo przyjemnym, spokojnym i godnym polecenia miejscem. W oczekiwaniu na popołudniowe snurki wybieraliśmy się na spacery wzdłuż linii brzegowej i w głąb wyspy. Wyszliśmy też na punkt widokowy, który punktem widokowym jest chyba właściwie tylko z nazwy. Panorama, którą zastaliśmy na górze nie zasługiwała nawet na jedno zdjęcie, ale ostatecznie lepszy mały trekking niż smażing na plaży, więc wielkiego żalu nie było.