Niestety podróże mają to do siebie, że kiedyś się kończą. Moje, 4-5 dniowe, nadzwyczaj szybko. Ale nie poddaję się. Mimo, że trzeba było pożegnać się ze Stepancmindą i powoli kierować się w stronę lotniska, postanowiłam wykorzystać ten dzień do maksimum. Tym bardziej, że pogoda była idealna. Kazbek od rana prezentował się za Cminda Sameba w całej okazałości. I to chyba uderzyło Bartkowi do głowy, [albo gruzińskie wino, albo zbyt długie przebywanie na wysokości 2000 m n.p.m.] bo postanowił jeszcze raz zobaczyć z bliska monastyr w Gergeti i wjechać na górę naszym biednym autem. Nie wiem jak to zrobił, bo miałam zamknięte oczy, ale kiwaliśmy się na dziurach na prawo i lewo, posuwając się do góry z prędkością bliską zeru. Ale cel osiągnął i auto, nawet bez 4x4 dało radę. Nie ma to jak trochę adrenaliny z rana. I zapierających dech w piersi widoków
:o
Tym razem Gruzińska Droga Wojenna okazała się dla nas łaskawa i w pięknym słońcu prezentowała swoje uroki. Bez żalu robiliśmy postoje co 5 km, bo widoki były naprawdę nieziemskie. Ze wszystkich punktów widokowych polecam szczególnie Pomnik Przyjaźni Gruzińsko – Rosyjskiej [tak, jest coś takiego!]. Zwłaszcza po remoncie, który przygotowuje to miejsce na sezon letni, będzie robiło wrażenie.
Kolegę z liceum pożegnaliśmy w Mcchecie, a sami wróciliśmy do Tbilisi aby dokończyć zwiedzanie stolicy. Na koniec zostawiłam twierdzę Narikala i podziwianie miasta z góry. Pożegnanie z Gruzją również było z przytupem – tyle chinkali i chaczapuri nigdy wcześniej nie jadłam, a jedno lepsze od drugiego. No i to wino! 5 godzin snu i niestety trzeba było zbierać się na bus do Kutaisi. Ale pokochałam to miejsce, te góry, ten kraj i to jedzenie. I na pewno jeszcze tu wrócę!
:D
@jerzy5 czy Ty w dobie RODO publicznie sugerujesz aby w relacji zamieścili zdjęcia z nocy poślubnej abyś mógł sobie przypomnieć swoją?!?!?!?!?!?!?!?w pełni popieram
:)
[którym udało się nawet wjechać pod Cminda Sameba ostatniego dnia; zamawialiśmy jako 4x4, ale ten model chyba akurat nie miał :roll: ] pod sama Cmide to watpie zeby udało wam się wjechać Dacią Sandero;)
[którym udało się nawet wjechać pod Cminda Sameba ostatniego dnia; zamawialiśmy jako 4x4, ale ten model chyba akurat nie miał
:roll: ] pod sama Cmide to watpie zeby udało wam się wjechać Dacią Sandero;)
c.d.n.Dzień IV i V
Niestety podróże mają to do siebie, że kiedyś się kończą. Moje, 4-5 dniowe, nadzwyczaj szybko. Ale nie poddaję się. Mimo, że trzeba było pożegnać się ze Stepancmindą i powoli kierować się w stronę lotniska, postanowiłam wykorzystać ten dzień do maksimum.
Tym bardziej, że pogoda była idealna. Kazbek od rana prezentował się za Cminda Sameba w całej okazałości. I to chyba uderzyło Bartkowi do głowy, [albo gruzińskie wino, albo zbyt długie przebywanie na wysokości 2000 m n.p.m.] bo postanowił jeszcze raz zobaczyć z bliska monastyr w Gergeti i wjechać na górę naszym biednym autem. Nie wiem jak to zrobił, bo miałam zamknięte oczy, ale kiwaliśmy się na dziurach na prawo i lewo, posuwając się do góry z prędkością bliską zeru. Ale cel osiągnął i auto, nawet bez 4x4 dało radę. Nie ma to jak trochę adrenaliny z rana. I zapierających dech w piersi widoków :o
Tym razem Gruzińska Droga Wojenna okazała się dla nas łaskawa i w pięknym słońcu prezentowała swoje uroki. Bez żalu robiliśmy postoje co 5 km, bo widoki były naprawdę nieziemskie. Ze wszystkich punktów widokowych polecam szczególnie Pomnik Przyjaźni Gruzińsko – Rosyjskiej [tak, jest coś takiego!]. Zwłaszcza po remoncie, który przygotowuje to miejsce na sezon letni, będzie robiło wrażenie.
Kolegę z liceum pożegnaliśmy w Mcchecie, a sami wróciliśmy do Tbilisi aby dokończyć zwiedzanie stolicy. Na koniec zostawiłam twierdzę Narikala i podziwianie miasta z góry. Pożegnanie z Gruzją również było z przytupem – tyle chinkali i chaczapuri nigdy wcześniej nie jadłam, a jedno lepsze od drugiego. No i to wino! 5 godzin snu i niestety trzeba było zbierać się na bus do Kutaisi. Ale pokochałam to miejsce, te góry, ten kraj i to jedzenie. I na pewno jeszcze tu wrócę! :D