No tak po godzince ledwo co płuca nie wyplute, gorąco, twarz czerwona jak cegła...pewnie to przypadek, że sępy zaczęły latać nad nami
:twisted: Chyba nie mają, aż takiego zmysłu wyszukiwania frajerów....mam nadzieję
;)
No, ale dobra jak zobaczyłem na szlaku miejscowych zasuwających z ładunkami po kilka - kilkanaście kg na plecach to stwierdziłem, że chyba no nie wypada się poddać i jakoś na tę górę należy się wczłapać.
Co ciekawe wzniesienie to jest głównym punktem w okolicy dla paralotniarzy czy innych tego typu wariatów szukających adrenaliny. Jeśli tylko nie wieje przynajmniej kilkudziesięciu lata w przestworzach ponad dolinami otaczającymi Pokhare.
No popatrzeć na panoramy podczas marszu miło, ale szczyt nadal daleko. Dobrze, że można liczyć na miejscowych, którzy kibicują podczas marszu w którym wyplułem już pierwsze płuco.
Uff wyplułem drugie płuco...teoretycznie każdy by się wtedy poddał...albo chyba umarł o ile dobrze liczę. Ale przecież nie ja. Ufff udało się! I co głupi nie ma szczęścia? Genialna pogoda oraz widoczność (by zwiększyć swoje szanse należy wyjść bardzo wcześnie rano, koło 10-11 szanse spadają do 0% gdyż powietrze osusza się, a wszechobecny pył podnosi się zasłaniając widok).
Ten najpiękniejszy, szpiczasty szczyt wydający się również najwyższym to Machapuchare. Faktycznie robi wrażenie. Jednak najwyższym nie jest - ma 6993 m.p.n.m. To co każdy chce ujrzeć to 8-tysięcznik. Na zdjęciu powyżej znajduje się on po lewej stronie. Jest to Annapurna - 10 najwyższa góra świata!
Gdy nasze podniecenie sięgało zenitu, napstrykaliśmy miliard zdjęć, z których to być może 10 się od siebie różni, a ze 2 będą w jakości by dały się komukolwiek pokazać zaczęliśmy zbierać się do zejścia. Te dwie udane fotki potem będziemy pokazywać i szpanować, wmawiając znajomym i nieznajomym jak to wielkie doświadczenie wysokogórskie mamy. Jakie ochy i achy będą nad nami, gdy opowieści będą tak ekstremalne...tak himalaistyczne, że wręcz Kukuczka nie miał tyle osiągnięć co my. Problem w tym, że byle koza skacząca tam po ścieżce może mieć równie fajne foty co my, bo wzniesienie jest tak łatwe do zdobycia. Jak dobrze zapłacisz to i Cię tam autem wwiozą. No ostatnie 20 min trzeba będzie wejść samemu.
Aha byłbym zapomniał podczas chwalenia się swoimi wspinaczkowymi osiągnięciami. Byli też z nami znajomi - para zakochanych. On chyba z braku tlenu (Sarangkot ma ok. 1600 m.n.p.m. więc to przecież ekstremum!) postanowił się oświadczyć
:o I co najważniejsze - ona oświadczyny przyjęła. No Ci to będą dopiero mogli szpanować fotami z zaręczyn. Co by nie mówić....panorama i okoliczności fantastyczne
8-)
Foteczki dorzucam dla zachęty. I szpanu oczywiście
;)
Cd. nastąpi. Niedługo.@Pinezkiz3city czy będzie nominacja czy nie, czy będzie doceniona czy nie....najważniejsze to, żeby paru osobom pojawił się uśmiech na twarzy czytając ten tekst podczas tych jesiennych wieczorów
:)Dobra - była wędrówka w ekstremalnie wysokie góry! Będzie się czym pochwalić znajomym. Fotunie takie, że sąsiadom będę pokazywać. Nawet tym którym na codzień nie mówię dzień dobry. A co mi tam. Oczywiście w góry chodzi się też po coś innego. Po co? Dla super fit sylwetki a'la para Lewandowskich. My już prezentujemy się - co chyba oczywiste - lepiej niż oni. W takim wypadku pozostało ubrać się w najlepsze ciuchy i wyjść na miasto na imprezę. A jeśli impreza w Nepalu to? No właśnie jak ma być grubo to tylko HOLI!
Dobra, nawet jak ktoś nie kojarzył nazwy to teraz już skumał o co chodzi. Holi - święto koloru. Moda na tego typu ganianie z pigmentami farb w proszku dotarła już do Polski. U nas generalnie chodzi o to, żeby się porzucać farbkami, porobić zaje*&ste selfi i pochwalić się nimi na facebooku. A o co chodzi w tej zabawie w Nepalu? Dziś w sumie o to samo. Ale też o jeden dodatek, który u nas jest pomijany. Święto koloru to czas by wybaczyć innym błędy, zapomnieć o krzywdach jakie nam wyrządzili oraz życzyć im przede wszystkim dużo szczęścia i powodzenia. Najlepiej podczas smarowania twarzy kolorowym proszkiem.
W zabawie bierze udział każdy, a jak większość w Nepalu i szczególnie Indiach kochają selfi.
Aha - wspominałem już, ża udział bierze każdy?
To nie tak, że mieliśmy farta i ten jeden dzień w roku kiedy jest Holi akurat pokrywał się z naszym pobytem. Oczywiście jako osoby wykształcone i wszechwiedzące skrzętnie zaplanowaliśmy ten pobyt. Konkretna data święta jest ruchoma i zależy od pełni miesiąca. Zazwyczaj jest to w okolicach marca.
Dobra cel osiągnięty. Będzie co opowiadać znajomym. Będzie się czym chwalić na facebook'u, a i kondycja i sylwetka poprawiona. Niby coś tam w tym Nepalu można pozwiedzać jeszcze, ale kto by sobie tym głowę zawracał. Jak będę się o czymś chciał dowidzieć przecież można odpalić wikipedię. Swoje zrobiłem - czas przenieść się dalej. Prosto z Nepalu lot w kierunku Indii. Ale o tym już nie w tej relacji...po co marnować Wasz cenny czas. O ile tę ktoś w ogóle czyta...
;)
ambush twoja relacja to prawdziwa ambush (zasadzka), ale bardzo miła. Wybrałeś bowiem relację ze "zwykłych" miejsc, ale jakże ciekawych. Odpowiada mi też Twój humor. Czekam na dalszą relacje w takim "klimacie".
@namteH generalnie tam i ziemniaków i mango raczej nie za wiele. Aczkolwiek może są pod jakąś przykrywką. Ja to mówi jeden z dowcipów w różnych miejscach na różne rzeczy mówi się inaczej np. w Warszawie są ziemniaki, w Poznaniu pyry, w Radomiu deser, to może i w Nepalu mają jakąś swoją nazwę
:D @julk1 na dniach siądę i będę kontynuował opowieści dziwnej treści
;)
byłem w nepalu 2 lata temu i jedyne co moge powiedzieć to że za szybko się tam znalazłem...
ciężko będzie znaleźć ciekawszy i piękniejszy kierunek podróży...
widoki mega ludzie super
kathmandu pokhara EBC kalapattar zaliczone...
na sto pro tam wrócę:-)
byłem w nepalu 2 lata temu i jedyne co moge powiedzieć to że za szybko się tam znalazłem...
ciężko będzie znaleźć ciekawszy i piękniejszy kierunek podróży...
widoki mega ludzie super
kathmandu pokhara EBC kalapattar zaliczone...
na sto pro tam wrócę:-)
@Pinezkiz3city czy będzie nominacja czy nie, czy będzie doceniona czy nie....najważniejsze to, żeby paru osobom pojawił się uśmiech na twarzy czytając ten tekst podczas tych jesiennych wieczorów
:)
ekstra relacja. co do tego Everestu to potwierdzam - pierwsze piwo w moim życiu którego nie dopiłem:) czy autor planuje powrót o Nepali i tekk w rejony everestu?
haha no ten browar Everest to jedna z zabawniejszych anegdotek...paskudztwo jakich mało. Tak zmarnować taki marketingowy potencjał :pCo do EBC takie pomysły są....ale po głowie bardziej chodzi chyba Mustang...
:)
@Tom K daj znać jak przeczytasz, bo tym razem miałem zamiar stworzyć relację troszkę mniej na poważnie
;) i ciekaw jestem odbioru jak ten humor się tutaj przyjmie
;) p.s. a co do fotki - fajnie trafiłeś - to też jedna z kilku moich ulubionych fotek z tego wyjazdu.
No tak po godzince ledwo co płuca nie wyplute, gorąco, twarz czerwona jak cegła...pewnie to przypadek, że sępy zaczęły latać nad nami :twisted: Chyba nie mają, aż takiego zmysłu wyszukiwania frajerów....mam nadzieję ;)
No, ale dobra jak zobaczyłem na szlaku miejscowych zasuwających z ładunkami po kilka - kilkanaście kg na plecach to stwierdziłem, że chyba no nie wypada się poddać i jakoś na tę górę należy się wczłapać.
Co ciekawe wzniesienie to jest głównym punktem w okolicy dla paralotniarzy czy innych tego typu wariatów szukających adrenaliny. Jeśli tylko nie wieje przynajmniej kilkudziesięciu lata w przestworzach ponad dolinami otaczającymi Pokhare.
No popatrzeć na panoramy podczas marszu miło, ale szczyt nadal daleko. Dobrze, że można liczyć na miejscowych, którzy kibicują podczas marszu w którym wyplułem już pierwsze płuco.
Uff wyplułem drugie płuco...teoretycznie każdy by się wtedy poddał...albo chyba umarł o ile dobrze liczę. Ale przecież nie ja. Ufff udało się!
I co głupi nie ma szczęścia? Genialna pogoda oraz widoczność (by zwiększyć swoje szanse należy wyjść bardzo wcześnie rano, koło 10-11 szanse spadają do 0% gdyż powietrze osusza się, a wszechobecny pył podnosi się zasłaniając widok).
Ten najpiękniejszy, szpiczasty szczyt wydający się również najwyższym to Machapuchare. Faktycznie robi wrażenie. Jednak najwyższym nie jest - ma 6993 m.p.n.m. To co każdy chce ujrzeć to 8-tysięcznik. Na zdjęciu powyżej znajduje się on po lewej stronie. Jest to Annapurna - 10 najwyższa góra świata!
Gdy nasze podniecenie sięgało zenitu, napstrykaliśmy miliard zdjęć, z których to być może 10 się od siebie różni, a ze 2 będą w jakości by dały się komukolwiek pokazać zaczęliśmy zbierać się do zejścia. Te dwie udane fotki potem będziemy pokazywać i szpanować, wmawiając znajomym i nieznajomym jak to wielkie doświadczenie wysokogórskie mamy. Jakie ochy i achy będą nad nami, gdy opowieści będą tak ekstremalne...tak himalaistyczne, że wręcz Kukuczka nie miał tyle osiągnięć co my.
Problem w tym, że byle koza skacząca tam po ścieżce może mieć równie fajne foty co my, bo wzniesienie jest tak łatwe do zdobycia. Jak dobrze zapłacisz to i Cię tam autem wwiozą. No ostatnie 20 min trzeba będzie wejść samemu.
Aha byłbym zapomniał podczas chwalenia się swoimi wspinaczkowymi osiągnięciami. Byli też z nami znajomi - para zakochanych. On chyba z braku tlenu (Sarangkot ma ok. 1600 m.n.p.m. więc to przecież ekstremum!) postanowił się oświadczyć :o I co najważniejsze - ona oświadczyny przyjęła. No Ci to będą dopiero mogli szpanować fotami z zaręczyn. Co by nie mówić....panorama i okoliczności fantastyczne 8-)
I na koniec nie żebym się tłumaczył, co to to nie...
W sumie to wybraliśmy się też kawałek dalej w góry. Ale o tym już pisałem w jednej ze swoich relacji. Jakby ktoś był zainteresowany - zapraszam --> https://www.fly4free.pl/forum/najpiekniejszy-trek-na-swiecie-annapurna-base-camp,215,109929
Foteczki dorzucam dla zachęty. I szpanu oczywiście ;)
Cd. nastąpi. Niedługo.@Pinezkiz3city czy będzie nominacja czy nie, czy będzie doceniona czy nie....najważniejsze to, żeby paru osobom pojawił się uśmiech na twarzy czytając ten tekst podczas tych jesiennych wieczorów :)Dobra - była wędrówka w ekstremalnie wysokie góry! Będzie się czym pochwalić znajomym. Fotunie takie, że sąsiadom będę pokazywać. Nawet tym którym na codzień nie mówię dzień dobry. A co mi tam. Oczywiście w góry chodzi się też po coś innego. Po co? Dla super fit sylwetki a'la para Lewandowskich. My już prezentujemy się - co chyba oczywiste - lepiej niż oni. W takim wypadku pozostało ubrać się w najlepsze ciuchy i wyjść na miasto na imprezę. A jeśli impreza w Nepalu to? No właśnie jak ma być grubo to tylko HOLI!
Dobra, nawet jak ktoś nie kojarzył nazwy to teraz już skumał o co chodzi. Holi - święto koloru. Moda na tego typu ganianie z pigmentami farb w proszku dotarła już do Polski. U nas generalnie chodzi o to, żeby się porzucać farbkami, porobić zaje*&ste selfi i pochwalić się nimi na facebooku. A o co chodzi w tej zabawie w Nepalu? Dziś w sumie o to samo. Ale też o jeden dodatek, który u nas jest pomijany. Święto koloru to czas by wybaczyć innym błędy, zapomnieć o krzywdach jakie nam wyrządzili oraz życzyć im przede wszystkim dużo szczęścia i powodzenia. Najlepiej podczas smarowania twarzy kolorowym proszkiem.
W zabawie bierze udział każdy, a jak większość w Nepalu i szczególnie Indiach kochają selfi.
Aha - wspominałem już, ża udział bierze każdy?
To nie tak, że mieliśmy farta i ten jeden dzień w roku kiedy jest Holi akurat pokrywał się z naszym pobytem. Oczywiście jako osoby wykształcone i wszechwiedzące skrzętnie zaplanowaliśmy ten pobyt. Konkretna data święta jest ruchoma i zależy od pełni miesiąca. Zazwyczaj jest to w okolicach marca.
Dobra cel osiągnięty. Będzie co opowiadać znajomym. Będzie się czym chwalić na facebook'u, a i kondycja i sylwetka poprawiona. Niby coś tam w tym Nepalu można pozwiedzać jeszcze, ale kto by sobie tym głowę zawracał. Jak będę się o czymś chciał dowidzieć przecież można odpalić wikipedię. Swoje zrobiłem - czas przenieść się dalej. Prosto z Nepalu lot w kierunku Indii. Ale o tym już nie w tej relacji...po co marnować Wasz cenny czas.
O ile tę ktoś w ogóle czyta... ;)
THE END :D