Z poprzednim postem stało się coś dziwnego, więc muszę zacząć od początku i napisać tego posta jeszcze raz. Pomysł na tytuł zrodził się przy pierwszym piwie w katowickim saloniku. Air Canada jest winowajcą całego zamieszania i mojego pseudo RTW. Pseudo, bo bez przekraczania równika, co dla konserwatywnej części tego forum nie jest prawdziwym RTW. Alternatywnym tytułem było Lost in aviation - Między lotami, który nawiązuje do jednego z moich ulubionych filmów, w którym Bill Murray nie mógł sobie znaleźć miejsca w Tokio. Do stolicy Japonii mam plan zawitać i ja. Najpierw muszę się jednak dostać do Delhi. Na razie idzie mi słabo. Mój lot W6 spóźnia się już o prawie 2h a właśnie tyle czasu miałem na przesiadkę w Abu Dhabi. Skończy się kupowaniem nowych biletów a ceny nie są niestety niskie. Planowałem nawet kupić coś wczesniej w razie W, ale ostatecznie zrezygnowałem. Cóż, zobaczymy na miejscu. Najgorsze, że z mojego planu zwiedzania przez parę godzin Delhi pewnie nic nie wyjdzie. Postaram się pisać live, ale wiadomo jak jest.
Wysłane z mojego CPH2251 przy użyciu TapatalkaPełna zgoda @pabien, ale kierowałem się ceną i teraz za to zapłacę. [emoji6]W moich relacjach nie może zabraknąć wrodzonego mi pesymizmu. Oto i on. Od początku wiedziałem, że coś będzie nie tak z tą podróżą. Kupując bilet mogłem go przed upływem 24h skasować, ale jak sobie o tym przypomniałem to było już za późno. Kupiłem dość impulsywnie,bo było tanio a potem zacząłem się zastanawiać czy warto. Nie napisałem tego jeszcze, ale z powrotem w Krakowie będę już w przyszłą sobotę, więc wyjazd krótki. Do uzyskania 600 EUR od Wizzaira zabrakło 25 minut. Wiadomo, zawsze tak jest. Lot nie był najgorszy. Pogadałem chwilę że stewkami i posadziły mnie na wolnej "trójce". Oferowały nawet miejsce w rzędzie awaryjnym, ale środkowe, więc grzecznie odmówiłem. LF prawie 100%,jedynie pojedyncze miejsca wolne. Rodacy jacyś tacy spokojni, ładnie ubrani i pachnący. Nikt się nie pcha, wszyscy mają zapięte pasy. Kultura. Do Emiratów nie lata byłe kto. Najbardziej zdziwiło mnie jednak pytanie jednej z pań, czy jutro jest niedziela handlowa... Nie wiedząc, o której dokładnie będziemy na miejscu, wciąż nie kupowałem biletu a ceny rosły. Poniżej 1k i tak było tylko Indigo o 3.30 przez LKO, a na ten lot mogłem nie zdążyć. Właściwie to już wiem, że bym nie zdążył. Po przylocie kontrola paszportowa zajęła mi z godzinę, mój paszport nie wiedzieć czemu nie chciał skorzystać z automatycznej. W kolejce szukałem biletów i jak się już zdecydowałem to okazało się, że OTA tylko ładnie się pozycjonowaly z ceną, ale po przejściu do rzeczy okazywało się dużo drożej. W końcu kupiłem Air India z DXB a do odlotu miał niecałe 6h. Idę kupić bilet na najbliższy autobus do Dubaju. Nie ma miejsc, może na ten o 6 będą (mój lot 9.55). Można próbować przyjść przed odjazdem i może coś się zwolni. Przychodzę i nawijam zgodnie z prawdą, że mi bardzo zależy, że samolot mi odleci i że generalnie jestem w dupie. "Czekaj, może się uda". Równo o piątej z całej kolejki chętnych tylko mi wręcza bilet mówiąc:"Run!". To biegnę. Ledwo zdążyłem bo zbierał się do odjazdu. W Dubaju oczywiście spóźniłem się na autobus, więc zdecydowałem się na taksówkę. Przejazd przez Dubaj o świcie był ciekawy, ale wolałbym być już w Delhi.
Czekam na lot w jednym z najlepszych saloników dostępnych na PP: Ahlan Business Lounge. Na razie zdjęcia takie jak relacja.
W końcu jakiś lot o czasie [emoji6]
Dreamliner Air India pachniał jak po monsunowym weselu. Przespalem się może godzinę, ale nie jestem w jakiejś super formie [emoji6] Może uda się zasnąć na dłużej na pokładzie ANA. A prawdziwy sen w łóżku pewnie za jakieś 20h, chyba, że padnę wcześniej. Wylądowałem w Delhi 9 godzin później niż planowałem. Mam 4.5h na przesiadkę, więc za mało, by wybrać się do miasta a trochę za długo, żeby siedzieć bez sensu. Cóż, czekam na razie na kartę pokładową. Za oknem smog.
Naliczyłem 9 osób w transfer desku, byłem jedna z 3 osób oczekujacych i na BP czekałem prawie godzinę. A ile papierów przy tym wypełniono, jakbym co najmniej dookoła świata leciał.To prawda. I boją się elektroniki [emoji6] Zabrali mi IQOSa. ANA w premium eco daje dostęp do całkiem ciekawego saloniku Encalm Prive, do którego właśnie zawitałem. Na razie w sumie nic nie zwiedzam podczas tej podróży, tylko jem, piję i nie śpię.[emoji2]
To jeszcze mój plan: 2 całe dni w Tokio, prawie 30h w Seulu i dzien w Kanadzie, gdzie mam zamiar wybrać się w stronę gór.[emoji6] Miało być też 9h w Delhi, ale wiemy jak wyszło [emoji2]@pabien Jakie spanie? "Między słowami" nie oglądałeś? @oskiboski Tak, salonik super. W ogóle cały terminal bardzo fajny. Czysto, dużo miejsc do siedzenia.
Mój lot NH838 też był opóźniony, ale na przesiadkę do Seulu mam ponad 2 dni, więc powinienem zdążyć. Pierwszy raz się spotkałem z sytuacją, że obsługa podchodziła do każdego pasażera informując o opóźnieniu. Sama linia nie wzbudziła mojego zachwytu. Jedzenie takie sobie, miejsca na nogi w premium eco sporo, ale i tak nie mogłem się wygodnie ułożyć. W Tokio od razu pojechałem do dzielnicy Asakusa, gdzie mam 2 noclegi. Po drodze do hotelu minąłem chyba najbardziej znaną japońska świątynie Senso-ji. Ja z takim typowym zwiedzaniem od zabytku do zabytku mam niewiele wspólnego.
(Będę wrzucał na raty, żeby nic się tu nie popsuło)
Ludzi wokół było niewielu, ale wracałem tamtędy sporo później i widać było, że to bardzo popularne miejsce. Nie dało się spokojnie przejść.
Kupiłem 48h kartę na metro i pojechałem w okolice Tsukiji. Targu rybnego już tam chyba nie ma, ale jest mnóstwo sprzedawców sushi i innych lokalnych specjałów. Ludzi sporo, w tym wielu turystów. Po raz pierwszy zobaczyłem też ogromne kolejki do stanowisk z jedzeniem. Japończycy lubią chyba w nich stać bardziej niż Polacy. Zresztą później też wielokrotnie to widziałem , głównie kolejki przed wejściem do restauracji.
Byłem w okolicy, więc odwiedziłem też dzielnice Roppongi, ale nie zauważyłem tu nic ciekawego.
W ogóle do azjatyckich metropolii mam co najmniej ambiwalentne podejście. Niby wszystko fajnie a po jakimś czasie zaczyna się robić nudno.[emoji6] Z tych, które do tej pory widziałem, najbardziej podobał mi się Hong Kong.
Wracając do Tokio. Z Roppongi do Shibuya dotarłem piechotą. To jakieś 45 minut. Celem było oczywiście słynne skrzyżowanie, które o tej porze dnia nie wyglądało imponująco.
Sama okolica ciekawa, pelna love hotels, kawiarni, ludzi i kolejek - nawet do zdjęcia z psem Hachiko, przy wejściu do metra.
Zmęczenie dawało się we znaki. Nie spałem przez dwie noce. Zamiast pójść spać jak normalny człowiek, wieczór spędziłem w Shinjuku. Nie ukrywam, nawet mi się tu podobalo. Takich kolorowych neonów nie mamy w Krakowie. Najbardziej do gustu przypadły mi okolice Kabuchiko.
Błąkałem się bez celu po okolicy, będąc co chwilę nagabywany przez czarnoskórych panów, by wstąpić do klubu z dziewczętami. Nie ze mną te numery, po wpadce z biletem do Delhi nie mogę sobie już pozwolić na nieprzewidziane wydatki. Odwiedziłem kilka barów w Golden Gai. Jest ich podobno ponad 200 a w najmniejszych mieści się ledwie kilka osób. Najwięcej czasu spędziłem w uroczym miejscu o nazwie Death match in hell, w którym mieściło się maksymalnie- ale niezbyt komfortowo - 8 osób. Polecam!
Do hotelu wróciłem jednym z ostatnich pociągów metra. Wszędzie o tej porze byłoby w nim głośno, ale nie w Tokio. Tu wszyscy w metrze zachowują się cicho. Ja też nie miałem za bardzo z kim pogadać. Ludzie są tu dla mnie mili. Dostałem już zapalniczkę a w metrze pani poczęstowała mnie cukierkiem. Gdy rano obudził mnie telefon, trochę czasu zajęło mi ogarnięcie tego gdzie jestem i która jest godzina. Cóż, podczas tego wyjazdu, pewnie częściej będę miał ten problem. Trochę też zmarzłem , bo zapomniałem kurtki z hotelu, a nie chciał mi się po nią wracać, bo pewnie już bym tam został i zasnal. Nic to, Idę szukać kofeiny I zwiedzać bez celu.W końcu jakieś jedzenie. Myślałem, że tylko na Sycylii jedzą bułki z lodami.
Sushi na śniadanie?Kto by pomyślał. Smacznie. Po śniadaniu podkręciłem się jeszcze trochę po Asakusie i pojechałem w stronę Daiba. Przez Tęczowy Most przejechałem w jedną stronę kolejka, a w drogę powrotną udałem się pieszo. Widoki ciekawe.
Potem spacerowałem bez większego celu po okolicy, przysiadając na kawę i przyglądając się codziennemu życiu Tokio.
Pojechałem też do świątyni Mejji, ale zamknęli mi ją przed nosem. Kolejnym przystankiem była Akihabara. Tu wypiłem kilka craftow i w świetle licznych neonów wtopiłem się w tłum tokijskiej młodzieży.
Potwierdza się moja opinia, że Wizzair to najgorsza linia, całkowicie niegodna zaufania. Powodzenia w szukaniu alternatywy lub dużego spóźnienia indyko (małe już zapowiadają)
To prawda. I boją się elektroniki [emoji6] Zabrali mi IQOSa. ANA w premium eco daje dostęp do całkiem ciekawego saloniku Encalm Prive, do którego właśnie zawitałem. Na razie w sumie nic nie zwiedzam podczas tej podróży, tylko jem, piję i nie śpię.[emoji2]To jeszcze mój plan: 2 całe dni w Tokio, prawie 30h w Seulu i dzien w Kanadzie, gdzie mam zamiar wybrać się w stronę gór.[emoji6]Miało być też 9h w Delhi, ale wiemy jak wyszło [emoji2]
Salonik w DEL jest cudowny. Miałem okazje być w tamtym miesiącu chociaz nie jest łatwo trafić chyba,że skończyli remont. Tam generalnie z tranzytem jest tak zawsze na osobnych biletach. Pancio musi sposac dane z pass i czekasz na kogos z „Twojej „ linii.Iqosy i inne elektroniczne fajki oni po prostu kradną i sprzedają na mieście. W calym miescie mozna kupic iqosy a tu twierdza ze nielegalne
igore napisał:Pojechałem też do świątyni Mejji, ale zamknęli mi ją przed nosem. Kolejnym przystankiem była Akihabara. Tu wypiłem kilka craftow i w świetle licznych neonów wtopiłem się tłum tokijskiej młodzieży.Mogę sobie zwizualizować jak wyglądało Twoje "wtopienie"
;)
Świetna relacja, przyjemnie się czyta i wspomina, ponieważ dosłownie 2 dni temu wróciłem z prawie identycznego kółka z tego samego EF
:D Moja trasa:
Powodzenia w Calgary - mieliśmy szczęście, bo jeszcze 2 tygodnie temu było tam prawie -40 C
:?
Postaram się pisać live, ale wiadomo jak jest.
Wysłane z mojego CPH2251 przy użyciu TapatalkaPełna zgoda @pabien, ale kierowałem się ceną i teraz za to zapłacę. [emoji6]W moich relacjach nie może zabraknąć wrodzonego mi pesymizmu. Oto i on.
Od początku wiedziałem, że coś będzie nie tak z tą podróżą. Kupując bilet mogłem go przed upływem 24h skasować, ale jak sobie o tym przypomniałem to było już za późno. Kupiłem dość impulsywnie,bo było tanio a potem zacząłem się zastanawiać czy warto. Nie napisałem tego jeszcze, ale z powrotem w Krakowie będę już w przyszłą sobotę, więc wyjazd krótki.
Do uzyskania 600 EUR od Wizzaira zabrakło 25 minut. Wiadomo, zawsze tak jest. Lot nie był najgorszy. Pogadałem chwilę że stewkami i posadziły mnie na wolnej "trójce". Oferowały nawet miejsce w rzędzie awaryjnym, ale środkowe, więc grzecznie odmówiłem.
LF prawie 100%,jedynie pojedyncze miejsca wolne. Rodacy jacyś tacy spokojni, ładnie ubrani i pachnący. Nikt się nie pcha, wszyscy mają zapięte pasy. Kultura. Do Emiratów nie lata byłe kto. Najbardziej zdziwiło mnie jednak pytanie jednej z pań, czy jutro jest niedziela handlowa...
Nie wiedząc, o której dokładnie będziemy na miejscu, wciąż nie kupowałem biletu a ceny rosły. Poniżej 1k i tak było tylko Indigo o 3.30 przez LKO, a na ten lot mogłem nie zdążyć. Właściwie to już wiem, że bym nie zdążył.
Po przylocie kontrola paszportowa zajęła mi z godzinę, mój paszport nie wiedzieć czemu nie chciał skorzystać z automatycznej. W kolejce szukałem biletów i jak się już zdecydowałem to okazało się, że OTA tylko ładnie się pozycjonowaly z ceną, ale po przejściu do rzeczy okazywało się dużo drożej. W końcu kupiłem Air India z DXB a do odlotu miał niecałe 6h.
Idę kupić bilet na najbliższy autobus do Dubaju. Nie ma miejsc, może na ten o 6 będą (mój lot 9.55). Można próbować przyjść przed odjazdem i może coś się zwolni. Przychodzę i nawijam zgodnie z prawdą, że mi bardzo zależy, że samolot mi odleci i że generalnie jestem w dupie. "Czekaj, może się uda". Równo o piątej z całej kolejki chętnych tylko mi wręcza bilet mówiąc:"Run!". To biegnę. Ledwo zdążyłem bo zbierał się do odjazdu.
W Dubaju oczywiście spóźniłem się na autobus, więc zdecydowałem się na taksówkę. Przejazd przez Dubaj o świcie był ciekawy, ale wolałbym być już w Delhi.
Czekam na lot w jednym z najlepszych saloników dostępnych na PP: Ahlan Business Lounge.
Na razie zdjęcia takie jak relacja.
W końcu jakiś lot o czasie [emoji6]
Dreamliner Air India pachniał jak po monsunowym weselu. Przespalem się może godzinę, ale nie jestem w jakiejś super formie [emoji6] Może uda się zasnąć na dłużej na pokładzie ANA. A prawdziwy sen w łóżku pewnie za jakieś 20h, chyba, że padnę wcześniej. Wylądowałem w Delhi 9 godzin później niż planowałem. Mam 4.5h na przesiadkę, więc za mało, by wybrać się do miasta a trochę za długo, żeby siedzieć bez sensu. Cóż, czekam na razie na kartę pokładową. Za oknem smog.
Naliczyłem 9 osób w transfer desku, byłem jedna z 3 osób oczekujacych i na BP czekałem prawie godzinę. A ile papierów przy tym wypełniono, jakbym co najmniej dookoła świata leciał.To prawda. I boją się elektroniki [emoji6] Zabrali mi IQOSa. ANA w premium eco daje dostęp do całkiem ciekawego saloniku Encalm Prive, do którego właśnie zawitałem. Na razie w sumie nic nie zwiedzam podczas tej podróży, tylko jem, piję i nie śpię.[emoji2]
To jeszcze mój plan: 2 całe dni w Tokio, prawie 30h w Seulu i dzien w Kanadzie, gdzie mam zamiar wybrać się w stronę gór.[emoji6]
Miało być też 9h w Delhi, ale wiemy jak wyszło [emoji2]@pabien Jakie spanie? "Między słowami" nie oglądałeś?
@oskiboski Tak, salonik super. W ogóle cały terminal bardzo fajny. Czysto, dużo miejsc do siedzenia.
Mój lot NH838 też był opóźniony, ale na przesiadkę do Seulu mam ponad 2 dni, więc powinienem zdążyć. Pierwszy raz się spotkałem z sytuacją, że obsługa podchodziła do każdego pasażera informując o opóźnieniu. Sama linia nie wzbudziła mojego zachwytu. Jedzenie takie sobie, miejsca na nogi w premium eco sporo, ale i tak nie mogłem się wygodnie ułożyć.
W Tokio od razu pojechałem do dzielnicy Asakusa, gdzie mam 2 noclegi. Po drodze do hotelu minąłem chyba najbardziej znaną japońska świątynie Senso-ji. Ja z takim typowym zwiedzaniem od zabytku do zabytku mam niewiele wspólnego.
(Będę wrzucał na raty, żeby nic się tu nie popsuło)
Ludzi wokół było niewielu, ale wracałem tamtędy sporo później i widać było, że to bardzo popularne miejsce. Nie dało się spokojnie przejść.
Kupiłem 48h kartę na metro i pojechałem w okolice Tsukiji. Targu rybnego już tam chyba nie ma, ale jest mnóstwo sprzedawców sushi i innych lokalnych specjałów. Ludzi sporo, w tym wielu turystów. Po raz pierwszy zobaczyłem też ogromne kolejki do stanowisk z jedzeniem. Japończycy lubią chyba w nich stać bardziej niż Polacy. Zresztą później też wielokrotnie to widziałem , głównie kolejki przed wejściem do restauracji.
Byłem w okolicy, więc odwiedziłem też dzielnice Roppongi, ale nie zauważyłem tu nic ciekawego.
W ogóle do azjatyckich metropolii mam co najmniej ambiwalentne podejście. Niby wszystko fajnie a po jakimś czasie zaczyna się robić nudno.[emoji6] Z tych, które do tej pory widziałem, najbardziej podobał mi się Hong Kong.
Wracając do Tokio. Z Roppongi do Shibuya dotarłem piechotą. To jakieś 45 minut. Celem było oczywiście słynne skrzyżowanie, które o tej porze dnia nie wyglądało imponująco.
Sama okolica ciekawa, pelna love hotels, kawiarni, ludzi i kolejek - nawet do zdjęcia z psem Hachiko, przy wejściu do metra.
Zmęczenie dawało się we znaki. Nie spałem przez dwie noce. Zamiast pójść spać jak normalny człowiek, wieczór spędziłem w Shinjuku. Nie ukrywam, nawet mi się tu podobalo. Takich kolorowych neonów nie mamy w Krakowie.
Najbardziej do gustu przypadły mi okolice Kabuchiko.
Błąkałem się bez celu po okolicy, będąc co chwilę nagabywany przez czarnoskórych panów, by wstąpić do klubu z dziewczętami. Nie ze mną te numery, po wpadce z biletem do Delhi nie mogę sobie już pozwolić na nieprzewidziane wydatki.
Odwiedziłem kilka barów w Golden Gai. Jest ich podobno ponad 200 a w najmniejszych mieści się ledwie kilka osób. Najwięcej czasu spędziłem w uroczym miejscu o nazwie Death match in hell, w którym mieściło się maksymalnie- ale niezbyt komfortowo - 8 osób. Polecam!
Do hotelu wróciłem jednym z ostatnich pociągów metra. Wszędzie o tej porze byłoby w nim głośno, ale nie w Tokio. Tu wszyscy w metrze zachowują się cicho. Ja też nie miałem za bardzo z kim pogadać.
Ludzie są tu dla mnie mili. Dostałem już zapalniczkę a w metrze pani poczęstowała mnie cukierkiem.
Gdy rano obudził mnie telefon, trochę czasu zajęło mi ogarnięcie tego gdzie jestem i która jest godzina. Cóż, podczas tego wyjazdu, pewnie częściej będę miał ten problem. Trochę też zmarzłem , bo zapomniałem kurtki z hotelu, a nie chciał mi się po nią wracać, bo pewnie już bym tam został i zasnal. Nic to, Idę szukać kofeiny I zwiedzać bez celu.W końcu jakieś jedzenie. Myślałem, że tylko na Sycylii jedzą bułki z lodami.
Sushi na śniadanie?Kto by pomyślał. Smacznie.
Potem spacerowałem bez większego celu po okolicy, przysiadając na kawę i przyglądając się codziennemu życiu Tokio.
Pojechałem też do świątyni Mejji, ale zamknęli mi ją przed nosem. Kolejnym przystankiem była Akihabara. Tu wypiłem kilka craftow i w świetle licznych neonów wtopiłem się w tłum tokijskiej młodzieży.