0
pabien 19 marca 2022 19:59
Język niestety ten, którego nie znam, choć miałem się nauczyć przez ostatni rok.

A 3HK to tak, żeby razem było 10. W czasie tego wyjazdu postanowiłem wypróbować rozwiązanie esim.me i zakupiony w związku z tym plan 13GB na rok w sieci 3 Hong Kongu (za niecałe 40 dolarów, amerykańskich, niestety.

Nigdy jeszcze nie zaczynałem podróży międzykontynentalnej z Modlina. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

Pierwszym etapem był Madryt. Moje córki uważają, że to wybitnie nieciekawe miasto. Nie były jednak w Prado. Ja mam do niego stosunek ambiwalentny, a tym razem postanowiłem wybrać do oglądania to co w tym mieście najlepsze (z zewnątrz).

Jak można się domyślić chodzi o brutalizm. Nie jest on tam tak bogato reprezentowany jak w Paryżu, ale jest co zobaczyć. Wybrałem 3 (żeby pasowało do tytułu) budowle.

Pierwsza to Torres Blancas, oddany pod koniec lat 60-tych, ktorego projektantem jest Francisco Javier Sáenz de Oiza.

Ten budynek można, także wewnątrz, co nie było mi dane, ale też za bardzo nie próbowałem, obejrzeć na filmie Jarmusha The limits of control - w sumie to tylko architekturę pamiętam z tego filmu.

Druga to Edificio Princessa z 1975 r. zaprojektowany dla wojskowych, którego autorami są Fernando Higueras Díaz i Antonio Miró Valverde.

Na tym przykładzie widać jak wspaniale surowy beton współgra z zielenią. Tutaj również wnętrza zdają się sporo obiecywać, ale ich obejrzenie raczej nie bedzie łatwe. Kiedy próbowałem fotografować detale - na zewnątrz - zostałem wcale nie grzecznie wyproszony przez ochroniarza.

Trzeci budynek to siedziba Instytutu Hiszpańskiego Dziedzictwa Kulturowego. Niestety przechodzi jakiś drobny remont i jest zamknięty. Budynek powstał pod koniec lat 60-tych i ma tych samych architektów co Edifficio Princessa

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Następny etap podróży był bardziej ekscytujący i mniej przygotowany. W zasadzie to miałem bilet do Limy z dobową przesiadką w Meksyku, ale jakoś mnie to Peru nie kręciło. Kiedy okazało się, że być może będę mógł spotkać się w Ciudad de Mexico z moim przyjacielem mieszkającym w L.A. niewiele się zastanawiałem. Postanowiłem zostać prawie przez tydzień w Meksyku.

Nie miałem specjalnego programu. Pierwszym tropem był brutalizm. Na oglądaniu betonowych budynków zszedł mi pierwszy dzień. Są świetne, w doskonałym stanie, ale daleko i trudno dostepne/niedostępne bo daleko a do środka wejść się nie da.




Sent from my SM-A525F using TapatalkTak, wiem Lima również ma co nieco do zaoferowania. Nawet przez pewien czas myślałem, że pobędę tam oglądając co ciekawsze budowle i ucząc się pływania na desce.

Ciudad de Mexico nie ma oceanu, ale ma bardzo dużo innych rzeczy, o czym napiszę później po obrazkach i rozważaniach natury ogólnej

A na obrazkach będą budynku Uniwersytetu UNAM i trochę dalej położonych College of Mexico i Unwersytetu Pedagogicznego. Zwłaszcza te dwa ostatnie zespoły budynków są mocno wypieszczone. Niestety niedostępne. Nawet osoby, które pilnowały wejścia chciały mnie wpuścić, ale zwierzchnik powiedział nie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I na tym skończyłem zorganizowane zwiedzanie obiektów brutalistycznych w Ciudad de Mexico. Inne, nie gorsze widziałem przy okazji.

Jeżdżąc, przyglądając się życiu miasta, oglądając te druty, zasieki, widząc tysiące, tfu dziesiątki tysięcy policjantów z bronią wszelaką do tego tłumy ochroniarzy, myślałem trochę co ja tam robię? Po co jeździć w miejsce, gdzie nie wszędzie można chodzić, a w nocy to w ogóle nie rekomenduje się poruszania po pustych ulicach (pustych zaznaczam, bo po pełnych to bez problemu), kiedy w takim Kirgistanie czy Tadżykistanie tego typu problemów nie ma. A na dodatek mogę się porozumieć w miarę swobodnie.

Szybko jednak okazało się, że z tym niebezpieczeństwem to jest jednak trochę inaczej, a Meksykanie w ogromnej większości są niezwykle spatyczni, uczynni i w sumie to uśmiechy na ulicy wymieniałem chyba częściej niż gdziekolwiek indziej.

I kilka przykładów

Kupowałem tacos - było napisane 3x10, ponieważ poprzednie tacos artezanal tripa (pychota) kupiwalem za 20 szt wydało mi się oczywiste, że to będą 3 tacos za 30. Dałem pieniądze, odszedłem, zjadłem a przy oddawaniu talerza dostałem 20 pesos z powrotem.

Innym razem wsiadłem do autobusu zapłaciłem 6 pesos (bo tak było napisane) usłyszałem że za mało dałem 1 i usiadłem. Okazało się, że bilet kosztował 8,50, to 6 było dla dzieci, ale zanim zorientowałem się co mi powiedział kierowca - ja bardzo wolno słyszę po hiszpańsku - minęło trochę czasu. Wtedy dopłaciłem. To akurat nie jest może przykład wyjątkowo miłej postawy wobec cudzoziemca, raczej podejścia z politowaniem - co ja będę się męczył, skoro on i tak nie zrozumie. Jednak u nas trudno wyobrazić sobie niewyegzekwowania pełnej opłaty za przejazd. Z tej serii, oj ten gringo nieogar bardziej skrajna historia zdarzyła mi się rok wcześniej w Santa Marta w Kolumbii. Tam w ramach dziwnych działań antykowidowych wprowadzili całodzienny lockdown. Byłem jedyną osobą na ulicach, a idąc trafiłem pod posterunek policji. Policjant popatrzył na mnie, ale nie powiedział nic - zapewne nienchcialo mu się męczyć z dogadywaniem.

Udało mi się też zostawić raz telefon raz okulary przy stole. Za każdym razem szybko ktoś do mnie podszedł, aby je oddać.

Jeśli zaś chodzi o moje odczucia, nigdzie nie czułem dyskomfortu. Po nocy co prawda zbyt wiele się nie poruszałem ze względu na przedłużający się jetlag. Jednak kiedy chodziłem czułem się zupełnie swobodnie, a ta muzyka na żywo, słyszana z mijanych knajpek sugerowała, że nie bawiąc się w życie nocne tracę bardzo dużo.

Wracając do opowieści, uznałem że fajnie byłoby zobaczyć coś jeszcze oprócz stolicy. Nie chciałem jednak robić żadnej wielkiej wyprawy. Po krótkiej analizie mój wybór padł na Pueblę. Kiedy tam przyjechalem i okazało się, że z dworca do hotelu mam godzinę drogi, a z hotelu donhistorycznego centrum 40 min, pomyślałem, że jakąś głupotę popełniłem. Chciałem do małego miasteczka, trafiłem do pewnie 1,5 milionowej metropolii. Ale nie żałuję, jestem bardzo zadowolony. Hotel był świetny. Nawet taką wannę miałem

Image

a sama Puebla okazała się ciekawa. Kolorowa, malownicza, a wstawione w przerwach między historyczną zabudową modernistyczne budynki pokryte ceramiką wyglądały naprawdę ciekawie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jest też uktranowoczesna część tego miasta, a w niej m.in muzeum baroku i szkieletor z drzewami, w części już uschniętymi.

Image

Image

Image

Dzięki decyzji o wycieczce zobaczyłem również 2 ciekawe dworcem. Konstrukcję w kształcie latającego spodka z ogromną kopułą w Meksyku i gigantyczną lekką Konstrukcję stalową hallu dworca w Puebli

Image

Image

ImageW trakcie powrotu z Puebli zadzwonil do mnie mój kolega z L.A. powiedział, że niestety nie jest w stanie dojechać, ale przekazał mi kilka rekomendacji jeśli chodzi o zwiedzanie, co ciekawe w sporej części były spójne z moimi.

Na początek skorzystałem jednak z polecenia kulinarnego i spróbowałem birię - wolno gotowane kozie mięso. Na dalsze zwiedzanie byłem już za bardzo zmęczony.

Nie będę tu opisywał większości wycieczek pobocznych, spacerów mniejszymi ulicami, jednak gorąco je polecam. Zawsze można zobaczyć coś ciekawego, niespodziewanego. W zasadzie to jest jeden z najciekawszych elementów podróży. Można zobaczyć to czego nie pokażą google czy filmy podróżnicze. Opisywać nie będę, ale kilka fotek wrzucę. Szczególnym odkryciem był hotel pod rurą dla niepoznaki nazwany Vienna

Image Image Image Image Image ImageWracając do głównych punktów mojego planu celem zwiedzania był lasek Chapultepec i jego okolice.

Tam znajdują się dwa istotne budynki, ale zacznę od rury. Wychodząc z autobusu miałem taki oto widok


Image

Początkowo odnotowałem te budowlę, ale zająłem się szukaniem mniemanego trolejbus, potem zobaczyłem auditorium i flagę, więc na chwilę o rurze zapomniałem. Okazało się, że to nie zupełnie rura czy komin.

Image

A Auditotium fajne, olbrzymie, obok znajduje się jedna z większych flag jakie w życiu widziałem

Image

Image

To dopiero początek spaceru przez lasek, najlepsze było na jego końcu. Tym naepszym było muzeum Rufino Tamayo. Zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Ściany i zawartość. To jedno z przyjemniejszych muzeów sztuki nowoczesnej w jakim byłem. Taka najwyższej klasy sztuka dla niezaawansowanych w wyborze i liczbie pozwalającej na pełną satysfakcji a jednocześnie niemęczącą wizytę.

Warto również zauważyć, że bryła muzeum w sposób nienachalny nawiązuje do budowli pierwotnych mieszkańców Meksyku.

Image




Image

Image

Image Image

Image

Image

Na zdjęciach obraz Ruffino Tamayo, zdjęcia Anne Leibowitz (z okazji MŚ w piłce nożnej w Meksyku), kompozycja Christo - cudowna, jest oczywiście opakowanie, oraz Marka Rothko, malarza niezwykle dla mnie ważnego, bo kiedyś kręcił mnie Nacht - Samborski, a Rothko to jest jego wersja wysublimowanaZocalo też zwiedziłem jakoś wcześniej, ale tam w sumie oprócz tłumów wiele nie ma. W ogóle te centralne okolice są tak bardzo różne od każdego miejsca, które odwiedziłem. No OK jest jeden ciekawy budynek

Image

I jeszcze to kolegium zakonne z krużgankami prawie jak na Wawelu pomalowane grafitti w trakcie jakiejś antyklerykalnej akcji w czasach w których u nas kościół był świętością. Ale to akurat jest zamknięte

Przecudnym miejscem na spacer okazało się Coyoacan. Taki meksykański odpowiednik Saskiej Kępy. Są tam 2 muzea osób że sobą blisko związanych Fridy Kahlo i Lwa Trockiego. Zostawiłem je sobie na później, z opowieści słyszałem, że warto, ale nie miałem czasu.

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

billabong 19 marca 2022 23:08 Odpowiedz
Jakbyś jednak kiedyś znalazł się w Limie, to betonbrutu tam Ci dostatek. Wygoogluj sobie w grafice google Edificio del Museo de la Nación Lima.
japonka76 27 marca 2022 12:08 Odpowiedz
Wow. Naprawde ciekawe te budynkiem. Ale, w końcu jakiś park i odrobina zieleni wśród tych betonów i stali.A może jest też szansa na jakieś zwierzęta?
pabien 28 marca 2022 05:08 Odpowiedz
Cali to nie jest miasto takie jak Medellin, w którym można się zakochać już zjeżdżając od strony lotniska. Jest brzydsze, mniej malowniczo położone, zamiast metra ma mniej efektywne BRT. W samym środku miasta jest duży rozpierdzielnik, a liczba osób wykluczonych jest ogromna.Coś mi się wydaje, że przy lepszym poznaniu, to miasto może dać się pokochać. Ludzie są bardzo sympatyczni i ta wszechobecna muzyką nadaje mu unikalnego klimatu.Ja muszę tu wrócić, bo nie zaznałem Cali nocą.Internet straszy, że to najbardziej niebezpiecznie z miast Kolumbii. Ja tego nie zauważyłem. Jestem daleki od twierdzenia, że w Cali czy gdzieś indziej w Kolumbii nie można stracić pieniędzy, cennych rzeczy czy nawet organów lub życia, ale wydaje mi się, że do tego trzeba się postarać lub mieć niefart. Przy czym zaznaczam, że nie chodziłem po pustych ulicach w środku nocy i prawdopodobnie bym tego nie robił.W ogóle to ludzie w Kolumbii są wybitnie mili, uśmiechnięci, pomocni i uczynni. Tym razem na ulicy wypadła mi karta płatnicza. Nawet nie jedna, ale dwie osoby pobiegly za mna, aby mi ją oddać.Było to w jedynej sytuacji w czasie całego wyjazdu, gdy się zdenerwowałem (bez sensu zesztą). To zdarzenie od razu poprawiło mi humor.A bez sensu zdenerwowało mnie to, że przeczytałem o możliwości płacenia w komunikacji bezpośrednio kartą płatniczą. Jakoś wszedłem tak na peron BRT, ale przy przesiadce już się nie dało. Zamiast pojechać prosto do hotelu (akurat nikt nie miał salda, żeby zapłacić za mnie) musiałem szukać peronu na którym można kupić bilet. Jak widać drobiazg zupełny.Cali tak jak i Medellin ma kolejkę na wzgórza. Kiedy ja znalazłem wiedziałem, że muszę wypróbować. I było podobnie jak w Medellin sklepik, głośną muzyką, wzajemne stawianie piwa z miejscowymi, przyglądanie się temu co się dzieje ma ulicy. Czysta przyjemność.Cali, takie na 2 dni nie jest zbyt fotogrniczne. Myślę, że w wersji pięciodniowej udałoby się znaleźć jakieś cuda. Jednak czasu przeznaczonego na spacery w żadnym wypadku nie można uznać za stracony. Wręcz przeciwnie, przyglądanie się toczącemu życiu to cudowne doświadczenie.Zdjęcia będą w kolejnym poście, bo nie jest tak, że nie znalazłem niczego wartego sfotografowania. A w pierwszej kolejności były to zwierzęta.
pabien 29 marca 2022 17:08 Odpowiedz
Na sam koniec wycieczki zafundowałem sobie mały horror.Jak pisałem zdarzyło mi się zostawić telefon w restauracji w Puebli, zgubić kartę na ulicy w Cali, jednak przez cały czas zachowywałem jakąś tam higienę podróżną i nie trzymałem wszystkich cennych rzeczy w jednym miejscu.To się jednak zmieniło po przylocie do Londynu. Dla wygody przełożyłem wszystkie cenne drobiazgi do małego plecaczka. A były tam: paszport, prawojazd, karta pp, karta sim, karty płatnicze i gotówka. No bo cóż niby z tym mogło się wydarzyć.Na Okęciu wsiadłem w Bolta i na wysokości Pol Mokotowskich zauważyłem, że nie mam plecaczka że sobą. Poprosiłem kierowcę, aby mnie wsadził. On OK, dyszka się należy. No to mówię, mu, żeby sobie pobrał, a on, że płatne gotówką WTF. Ustaliliśmy, że mogę mu przelać kasę na telefon wysłałem, zadzwoniłem na lotnisko, dowiedziałem się, że ochrona nic nie znalazła, pomyślałem, że jednak wrócę - w sumie nie wiem dlaczego nie pojechałem boltem.Poczekałem kilka minut na autobus, dojechałem na lotnisko i widzę, że mój plecaczek leży na donicy przed wejściem i właśnie zbliża się do niego ochroniarz. Przeleżal tak sobie ze 30 min. W środku było wszystko co tam zostawiłem
japonka76 29 marca 2022 17:08 Odpowiedz
To pewnie przez jet laga [emoji6]
zeus 29 marca 2022 17:08 Odpowiedz
Ale za to jak szybko wypiłeś piwo w hopito wczoraj :p. Szybciej niż Hejnal mariacki