Gruzja. W planach była od zawsze, ale z roku na rok odkładana. Bo jakoś, w danym momencie, zawsze był atrakcyjniejszy wyjazd, który dostawał priorytet. Poza tym podświadomie trochę uprzedziłem się czytając, jak to wyeksploatowany już kierunek, a po gruzińskiej gościnności nic nie pozostało. Tymczasem przyszedł czerwiec i zrodziła się potrzeba wyjazdu. Pomysłów było kilka, ostatecznie padło na Gruzję i z perspektywy czasu jestem zadowolony z wyboru.
Po krótkim zgłębieniu tematu zorientowałem się, że bardziej interesuje mnie wschodnia część kraju, dlatego też powstał taki składak podyktowany preferencjami, jak i kosztami dolotu:
23 lipca: Warszawa – Kijów – Tbilisi (Ukraine Int. Airlines) 30 lipca: Kutaisi – Warszawa (WizzAir)
Pierwsze półtora dnia przewidziane zostało na stolicę i okolicę, następne 5 dni na objazd Gruzji wynajętym autem 4x4. Miała być przygoda i przygoda była, głównie za sprawą wyprawy do Tuszetii i przejazdu przez Mały Kaukaz. Tampo jak zwykle szalone, kilometrów w stosunku do posiadanego czasu za dużo, odpoczynku podczas urlopu brak. Ale były emocje, a to dla każdej przygody jest najważniejsze.
Zapraszam również na relację video z odbytej podróży. Sporo materiałów z drona.
We wtorek 23 lipca pierwszy odcinek podróży przebiegał przez Kijów. Wylot z Warszawy o 6 rano, dalej do Tbilisi o 12. Przerwę wykorzystaliśmy na krótki rekonesans. Od ostatniej wizyty na kijowskim lotnisku zauważyłem, że doprowadzono linię kolejową.
Wizyta na ukraińskiej ziemi musiała skończyć się wizytą w lotniskowej knajpie i zamówieniem pielmieni. Ostrzegam wszystkich, że kelnerzy są wycwanieni i w płatności kartą widzą same problemy (straszą dużą prowizją), płatność gotówką w EUR też możliwa, ale po ich kursie i zaokrągleniach. Do tego na koniec werbalne żądanie daj mi napiwek, mimo że sam nabił opłatę serwisową. Przelot do Gruzji nie odbywa się po najkrótszej trasie. Od zestrzelenia nad Donieckiem MH17 wszelkie loty odbywają się z wyminięciem separatystycznych republik Ługańskiej oraz Donieckiej. Samoloty oblatują je od strony północnej (przez Rosję) lub południowej (przez Morze Czarne). W naszym przypadku obraliśmy kurs na Odessę, ominęliśmy Krym, a potem dopiero skręt na wschód. Z lotniska do centrum miasta jest bezpośredni bus (nr 37). Pierwsze wrażenie ma lekki odcień postsowiecki (nieład, charakterystyczne budownictwo), który podsycają mijane co jakiś czas stare Łady. Tbilisi jest pięknie usytuowane, a ścisłe centrum robi bardzo przyjemne wrażenie. Wybrukowane uliczki, sporo knajpek, jest ładnie i klimatycznie. Pierwsza kolacja, pierwszy łyk gruzińskiego wina, wieczór przechodzi w noc, a my kończymy na wygodnych sofach w najstarszej dzielnicy Abanotumani, pośród wciąż działających łaźni siarkowych.
Nowy, pełny dzień w Tbilisi rozpoczynamy od wyprawy do Mcchety. Po typowym, obfitym gruzińskim śniadaniu, wsiadamy w metro i przemieszczamy się do stacji Didube.
Stąd kursują marszrutki do celu naszej wyprawy. Po początkowym małym zamieszaniu, bo okolice tej stacji to duży bazar ze stojącymi w różnych miejscach busikami, a każdy z nich odjeżdża w inną część kraju, odnajdujemy nasz środek transportu i ruszamy.
Podróż jest krótka, raptem półgodzinna. Mccheta to dawna stolica kraju, kolebka kultury gruzińskiej, miejsce pochówku królów. Głównym punktem miasta jest monastyr Sweti Cchoweli, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Podobno trzeba tu być, żeby móc powiedzieć „byłem w Gruzji”.
Miasteczko jest bardzo ładne, niezatłoczone, a sam monastyr faktycznie wprowadza aurę tajemniczości i oddaje ducha narodu.
Na okolicznym wzgórzu, za rzeką o swojskiej nazwie Kura, znajduje się zewsząd widoczny, nie mniej ważny, monastyr Dżwari. Z taksówkarzem ustalamy, że zawiezie nas na górę, poczeka, a dalej pojedziemy do Tbilisi z powrotem na stację metra Didube. Z Dżwari, zwanym monastyrem krzyża, wiąże się legenda, jakoby Św. Nino zatrzymała się na modlitwę na najwyższym wzniesieniu Mcchety i postawiła tu krzyż. W miejscu tym powstał monastyr. W środku jest dosyć skromnie, specjalnie nie wyróżnia się.
Na pewno warto tu dotrzeć dla widoku całej doliny z Mcchetą i monastyrem Sweti Cchoweli.
Stąd doskonale widoczna jest wiodąca na północ Droga Wojenna, natomiast my wracamy w drugą stronę, do stolicy.
Wysiadamy z metra na Placu Wolności i dalej przemierzamy miasto pieszo, idąc reprezentatywną ulicą Kote Afkhazi.
Zatrzymaliśmy się na posiłek, nieświadomy zamówiłem dla siebie całe chaczapuri serowe i już to, że kelner życzył mi powodzenia, powinno dać do myślenia. Generalnie zatkało mnie, bomba z opóźnionym zapłonem. Nadawałem się do turlania.
Przedreptaliśmy okolicę, byliśmy na moście Wolności, pod krzywym zegarem, w starej katedrze Sioni i wszystkich okolicznych, wartych zobaczenia miejscach.
@eskie zgłoś się przez facebooka do Martyna z Gruzji. Polka, która tam mieszka i ma całą flotę 4x4. Pełne ubezpieczenie i zgoda na bezdroża. Na pewno najtańsza opcja, porównując do sieciówek. Ceny nie podam, bo w zimie pewnie leci w dół.
Czy mógłbym prosić kogoś z moderacji (@Washington) o przeniesieniu tematu do odpowiedniego działu: zdaje się że relacje > Azja (pozostałe regiony). Dopiero zauważyłem, że jestem na Bliskim Wschodzie. To przez listopadową wizytę w Jordanii, widać już się rwę, ale mimo wszystko nie zgadza się...wpis do usunięcia
Dobrze, że są te konkursy na relacje i takie "perełki" są z gąszczu postów wyciągane
:) Droga do Omalo wyrywa z butów! Muszę jechać!
:) Gruzja jest przepiękna, rok temu pojechałam "tylko" do Stepancmindy, ale widzę, że jak najszybciej muszę nadrobić zaległości! Świetne foty, jak zawsze zresztą
:)
Świetne zdjęcia, ciekawe opisy, dobry film. Zajrzałem na chwilę, a połknąłem całość opisu i filmu (no dobra, film troszkę przewijałem
;) ).A ja myślałem, że w Kirgistanie mieliśmy złe drogi...
:lol:
Jest tutaj tu nowa i została jeszcze do obejrzenia relacja z Kanady. Ale chyba mnie już nie zakręci. Na początku Gruzja jak Gruzja, miasta jak miasta, ulice jak ulice, ludzie jak ludzie...ale potem te góóóóóórrrrrryyyy!!! Coś wspaniałego!
Po krótkim zgłębieniu tematu zorientowałem się, że bardziej interesuje mnie wschodnia część kraju, dlatego też powstał taki składak podyktowany preferencjami, jak i kosztami dolotu:
23 lipca: Warszawa – Kijów – Tbilisi (Ukraine Int. Airlines)
30 lipca: Kutaisi – Warszawa (WizzAir)
Pierwsze półtora dnia przewidziane zostało na stolicę i okolicę, następne 5 dni na objazd Gruzji wynajętym autem 4x4. Miała być przygoda i przygoda była, głównie za sprawą wyprawy do Tuszetii i przejazdu przez Mały Kaukaz. Tampo jak zwykle szalone, kilometrów w stosunku do posiadanego czasu za dużo, odpoczynku podczas urlopu brak. Ale były emocje, a to dla każdej przygody jest najważniejsze.
Zapraszam również na relację video z odbytej podróży. Sporo materiałów z drona.
https://www.youtube.com/watch?v=IqA9yGX_rgA
We wtorek 23 lipca pierwszy odcinek podróży przebiegał przez Kijów. Wylot z Warszawy o 6 rano, dalej do Tbilisi o 12. Przerwę wykorzystaliśmy na krótki rekonesans. Od ostatniej wizyty na kijowskim lotnisku zauważyłem, że doprowadzono linię kolejową.
Wizyta na ukraińskiej ziemi musiała skończyć się wizytą w lotniskowej knajpie i zamówieniem pielmieni. Ostrzegam wszystkich, że kelnerzy są wycwanieni i w płatności kartą widzą same problemy (straszą dużą prowizją), płatność gotówką w EUR też możliwa, ale po ich kursie i zaokrągleniach. Do tego na koniec werbalne żądanie daj mi napiwek, mimo że sam nabił opłatę serwisową.
Przelot do Gruzji nie odbywa się po najkrótszej trasie. Od zestrzelenia nad Donieckiem MH17 wszelkie loty odbywają się z wyminięciem separatystycznych republik Ługańskiej oraz Donieckiej. Samoloty oblatują je od strony północnej (przez Rosję) lub południowej (przez Morze Czarne). W naszym przypadku obraliśmy kurs na Odessę, ominęliśmy Krym, a potem dopiero skręt na wschód.
Z lotniska do centrum miasta jest bezpośredni bus (nr 37). Pierwsze wrażenie ma lekki odcień postsowiecki (nieład, charakterystyczne budownictwo), który podsycają mijane co jakiś czas stare Łady. Tbilisi jest pięknie usytuowane, a ścisłe centrum robi bardzo przyjemne wrażenie. Wybrukowane uliczki, sporo knajpek, jest ładnie i klimatycznie. Pierwsza kolacja, pierwszy łyk gruzińskiego wina, wieczór przechodzi w noc, a my kończymy na wygodnych sofach w najstarszej dzielnicy Abanotumani, pośród wciąż działających łaźni siarkowych.
Nowy, pełny dzień w Tbilisi rozpoczynamy od wyprawy do Mcchety. Po typowym, obfitym gruzińskim śniadaniu, wsiadamy w metro i przemieszczamy się do stacji Didube.
Stąd kursują marszrutki do celu naszej wyprawy. Po początkowym małym zamieszaniu, bo okolice tej stacji to duży bazar ze stojącymi w różnych miejscach busikami, a każdy z nich odjeżdża w inną część kraju, odnajdujemy nasz środek transportu i ruszamy.
Podróż jest krótka, raptem półgodzinna. Mccheta to dawna stolica kraju, kolebka kultury gruzińskiej, miejsce pochówku królów. Głównym punktem miasta jest monastyr Sweti Cchoweli, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Podobno trzeba tu być, żeby móc powiedzieć „byłem w Gruzji”.
Miasteczko jest bardzo ładne, niezatłoczone, a sam monastyr faktycznie wprowadza aurę tajemniczości i oddaje ducha narodu.
Na okolicznym wzgórzu, za rzeką o swojskiej nazwie Kura, znajduje się zewsząd widoczny, nie mniej ważny, monastyr Dżwari. Z taksówkarzem ustalamy, że zawiezie nas na górę, poczeka, a dalej pojedziemy do Tbilisi z powrotem na stację metra Didube. Z Dżwari, zwanym monastyrem krzyża, wiąże się legenda, jakoby Św. Nino zatrzymała się na modlitwę na najwyższym wzniesieniu Mcchety i postawiła tu krzyż. W miejscu tym powstał monastyr. W środku jest dosyć skromnie, specjalnie nie wyróżnia się.
Na pewno warto tu dotrzeć dla widoku całej doliny z Mcchetą i monastyrem Sweti Cchoweli.
Stąd doskonale widoczna jest wiodąca na północ Droga Wojenna, natomiast my wracamy w drugą stronę, do stolicy.
Wysiadamy z metra na Placu Wolności i dalej przemierzamy miasto pieszo, idąc reprezentatywną ulicą Kote Afkhazi.
Zatrzymaliśmy się na posiłek, nieświadomy zamówiłem dla siebie całe chaczapuri serowe i już to, że kelner życzył mi powodzenia, powinno dać do myślenia. Generalnie zatkało mnie, bomba z opóźnionym zapłonem. Nadawałem się do turlania.
Przedreptaliśmy okolicę, byliśmy na moście Wolności, pod krzywym zegarem, w starej katedrze Sioni i wszystkich okolicznych, wartych zobaczenia miejscach.